poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Aleksandra Juszczak młoda skrzypaczka z Poznania - recital w Międzyrzeczu

            Na taki koncert wielu by specjalnie pojechało do Filharmonii Poznańskiej. Młoda skrzypaczka Aleksandra Juszczak, studentka II roku Akademii Poznańskiej u prof. Michała Grabarczyka, koncertowała w auli Szkoły Muzycznej.
            Podobne koncerty Uniwersytet Trzeciego Wieku ma od grudnia 2006 r. Spotkania z Filharmonią Poznańską odbywają się co miesiąc, do udziału w  nich zapraszani są stamtąd wybitni muzycy. Zawsze frekwencja jest bardzo duża, nasz UTW jest prężny, ma dla osób w trzecim wieku bogatą ofertę.
Koncert prowadził Piotr Należyty, także muzyk – jak się przekonaliśmy, akompaniował na fortepianie Aleksandrze Juszczak. Na początek – Niccolo Paganini. Wariacje na skrzypce solo. Jak mówi mi pani Aleksandra po koncercie, grała „Nel cor piu non me sento”. To był popis wirtuozerii, ogromnego kunsztu, opanowania tego arcytrudnego instrumentu, skrzypaczka jest dopiero na II roku studiów muzycznych… Została już nagrodzona pierwszymi nagrodami na międzynarodowych konkursach skrzypcowych w Austrii i Czechach. Jest tu z nami, bo w osobach słuchaczy międzyrzeckiego UTW ma  życzliwą i uważną widownię. Pan Należyty podkreśla, jak wielką rolę dla młodego muzyka mają takie koncerty na żywo. My tu do Międzyrzecza zapraszamy, symboliczna opłata, jaką wnoszą widzowie ma się nijak do kosztów ewentualnej podróży do Poznania i biletu na koncert w Filharmonii… Można organizować takie wartościowe koncerty dla mieszkańców za niewielkie kwoty, (przy odpowiedniej promocji) będzie frekwencja!
            Paganini. Ja mówi pan Piotr Należyty, autor – podobnie jak to się dzieje dzisiaj – szukał inspiracji w popularnych w tym okresie motywach z arii  operowych, wśród otaczających go dźwięków przetwarzał je na wariacje, konstrukcje muzyczne, na skrzypce. „Kaprys 24. N. Paganiniego”. Słynny utwór, którego pierwsze takty słyszeliśmy prawie wszyscy. Tutaj kompozycja zagrana jest w całości. 11 minut szalonych dźwięków, kilka motywów i  części zespolonych ze sobą osobowością kompozytora – i odtwórczyni, która dała wykonaniu swój własny rys, przede wszystkim sprawnością podołania temu muzycznemu wyzwaniu. Sprostania wymaganiom kompozytora, który – wedle opinii także współczesnych – maksymalnie utrudniał skrzypkom granie swoich kompozycji…
            Drugim utworem było „Żródło Aretuzy” Karola Szymanowskiego na skrzypce i fortepian. Utwór inny, neoromantyczny, pełna mrocznego klimatu tajemnic dramaturgia opowieści archetypicznych biorących swe źródło w mitach greckich, w ich ponadczasowej wielowymiarowości, zdarzeniach uniwersalnych ciągle się dziejących od nowa, zapisanych trwale w kulturze naszego regionu, europejskiej, jej praźródłach muzycznych i literackich. Lekkie jak wiatr smyczkowe muśnięcia mitologii kręgu kultury śródziemnomorskiej, nimfy i boginie mokradeł i pieczar, zakątków puszcz – reminiscencje z  bardzo dawnych epok w naszej kulturze, kiedy utożsamialiśmy się z jej bogami.
            Trzecia część recitalu. Ludwig van Beethowen i jego czarowne sonaty, które są coraz częściej grane na koncertach poza filharmonią. I Sonata D-dur na skrzypce i fortepian. Kunszt twórczy wielkiego kompozytora okresu baroku, perełki istniejące obok jego wielkich monumentalnych symfonii. Osobowość artysty, jej wielowymiarowość i bogactwo zainteresowań i efektów pracy kompozytorskiej. W bardzo dobrym wykonaniu recitalowym Aleksandry Juszczak.
Wszyscy, którzy lubią słuchać skrzypiec, czuli się usatysfakcjonowani. Miło było wpaść do studentów Uniwersytetu Trzeciego Wieku, dziękujemy za  gościnę – na tak wartościowym koncercie.

Iwona Wróblak
listopad 2014

niedziela, 30 sierpnia 2015

Marceli Tureczek – jestem z Wyszanowa…

            Jesteśmy w Wyszanowie, niedużej wsi leżącej w odległości kilku kilometrów od Międzyrzecza. To tutaj w 1993 r. odkopano i przywrócono pamięci ludzkiej miejsce pochówku, ewangelicki cmentarz byłych niemieckich mieszkańców osady, był to wiele mówiący gest szacunku dla zmarłych, nieczęsty wtedy.
Doktor nauk humanistycznych Marceli Tureczek w Wyszanowie urodził się i mieszka (w budynku, w którym jeszcze do niedawna, przez około 100 lat, funkcjonowała szkoła wiejska). Marceli Tureczek jest pracownikiem Instytutu Historii Uniwersytetu Zielonogorskiego, autorem wielu publikacji, prezesem Stowarzyszenia Regionalistów „Środkowe Nadodrze”, współinicjatorem corocznych cieszących się prestiżem w naukowym środowisku regionalnych sesji historycznych.
            Na uroczystość obchodów 765. lecia wsi Wyszanowo i 70. Rocznicy zakończenia II Wojny światowej i początków osadnictwa polskiego Marceli Tureczek też przygotował publikację. Nie może być większego prezentu dla mieszkańców niż kronika ich obecności, dwóch pokoleń zasiedziałych na  ziemi, którą teraz nazywamy naszą, bo jesteśmy jej opiekunami…
            Pan Tureczek nie miał problemów z zebraniem materiałów dotyczących lat wczesnego osadnictwa, w Wyszanowie ogniska tradycji, jak powiedział nasz burmistrz Remigiusz Lorenz, obecny na festynie, są pielęgnowane. W małej festynowej wycieczce po wsi, razem z gośćmi pana Tureczka, profesorami Uniwersytetu Zielonogórskiego, oglądaliśmy ślady przeszłości, w postaci np. kamieni fundamentowych poniemieckich budynków, wieś ma  dobrego strażnika Jej Pamięci, pamięci bardzo głęboko sięgającej…
            „Wyszanowo na kartach historii oraz we wspomnieniach mieszkańców”. Książka zawiera w s z y s t k o, co można powiedzieć na temat jednego miejsca, gdzie żyją ludzie. Zebrane pieczołowicie fakty z historii pisanej od 1250 r. Kwerendy z archiwów i innych źródeł publikowanych. Relacje świadków w opracowaniu według dostępnych dokumentów. Przejrzysta wszechstronna publikacja, którą się czyta z dużą przyjemnością. Jest  jednocześnie popularna i naukowa.
            Budowanie pamięci wspólnej, polskiej i niemieckiej, tutejszej... Wyszanowo to dziedzictwo wspólne. Przed wojną osada była niemiecka, także niemiecka – w bardzo dużej części. O losach Niemców, przesiedlonych czy też wypędzonych, też tam przeczytamy. To pełny dokument, wzorcowa, myślę, publikacja regionalna.
            Polacy w Wyszanowie. Marceli Tureczek jest ich sąsiadem, urodził się tu, okazuje im najwyższy szacunek (myślę, że jeżeli pisałby o innym miejscu, byłoby podobnie). Słucha ich z uwagą, nam czytającym wtrąca niekiedy przypisy, by kontekst społeczno-historyczny był jasny i zrozumiały.
Powojenna wędrówka ludów w tej części Europy, w dużej mierze wymuszona traktatami międzynarodowymi. Tureczek skupia się na tej jednej wsi. Jest  jak wielka soczewka ogólnych procesów społeczno-kulturowych i politycznych. Tak pewnie trzeba rozumieć Historię…
Kresy, Małopolska, Podkarpackie – dzisiaj Białoruś, deportacje w ramach jednego państwa i przesiedlenia, wędrówki „za chlebem” z rozdrobnionych gospodarstw w Łódzkiem. Stąd ludzie przyjechali do Wyszanowa. Nie były to proste wędrówki, trwały niekiedy wiele tygodni. To historie ludzkie, każda z rodzin ma swoją własną, nieco odmienną, jak napisał Tureczek – są one pamięcią wspólną, ważnym społecznym zjawiskiem (które powinno doczekać się naukowych analiz). Ujął je autor w symbolu nazwanym korzeniami wyszanowskimi, duszą wsi, kodem genetycznym – jakże namacalnym – dzwonka zwołującego mieszkańców na ważne zebrania ich społeczności (zachował się do czasów współczesnych). Zrobił go, z dwóch pocisków artyleryjskich, pierwszy i długoletni sołtys Stanisław Kiczka. Dodam, że drugim, od teraz, jest ta publikacja, bardzo ważna dla mieszkańców i regionu naszego, przyczynek do mozaiki historii naszego kraju.
            Mała społeczność posiada w swym krajobrazie materialnym i kulturowym dominanty, wokół których skupia się jej aktywność. Obiekty dawnej/współczesnej codzienności. Taką – sakralną - jest zabytkowy kościół – istniejący do dziś, pełniący swe funkcje (opisany w książce ze  szczegółami), i Szkoła, w chwili obecnej nieczynna, budynek jest w rękach prywatnych (dzieci uczą się w pobliskim Bukowcu). Placówka edukacyjna istniała już w XIX wieku, zamknięto ją (z powodu małej ilości dzieci) w 1993 r. Obecnie we wsi prężnie działa Rada Sołecka, Stowarzyszenie „Rozwój poprzez działanie”, Koło Gospodyń Wiejskich i Ochotnicza Straż Pożarna. Sołtysem wsi jest wnuk pierwszego sołtysa Jarosław Tomaszewski, najmłodszy z dotychczasowych sołtysów.  
Pan Tomaszewski prowadzi teraz uroczystość z okazji obchodów 765.lecia wsi oraz 70.rocznicy zakończenia II wojny światowej, i początków osadnictwa 1250 – 1945 - 2015. Przed Remizą Strażacką, w centrum wsi w festynie Urząd Miejski w Międzyrzeczu i Starostwo Powiatowe jest reprezentowane, są  radni miejscy, sołtysi wsi w gminie, KGW, OSP, mieszkańcy. Dla tych ostatnich, jako wyraz szacunku za ich zrozumienie miejsca, gdzie żyją, podarowana jest publikacja. Przeszłość małej (swojej) miejscowości to korzenie dojrzałego doświadczenia, wynikłego z jego zrozumienia. Przekazuje się je  teraz dzieciom. W festynie wiejskim występują w programie artystycznym (przygotowały spektakl teatralny  - O Kowalu z Wyszanowa, jakżeby inaczej… - nauczycielki Joanna Włodarska i Barnadeta Toczek – Kaczmarek). Kultura słowa i staranna dykcja, na taką okazję należało dzieci odpowiednio przygotować…, starsze będą jeszcze śpiewały, talentów we wsi nie brakuje, dziewczynki chodzą do Szkoły Muzycznej w Międzyrzeczu. W programie także Orkiestra Dęta z Grochowa, bardzo sprawna formacja muzyczna, Zespół „Nietoperzanki”, pokaz tańca z ogniem w wykonaniu Zespołu „Bombastic” , zabawa wiejska z Zespołem „Werwa” i inne atrakcje, z grochówką i kiełbaskami na gorąco.
            Najważniejsza jest jednak książka, jak sądzę. Publikacja druga z kolei, obszerniejsza, po opracowaniu autorstwa regionalnego historyka Stefana Cyraniaka z 2001 r. Autor drugiej, Marceli Tureczek, wraz z burmistrzem, dziękuje przede wszystkim osobom, mieszkańcom Wyszanowa, którzy zgodzili się udzielić wywiadów, cennych świadectw mówionych i fotografii rodzinnych, są to: Dymitr Janusz, Emilia Kiczka, Anna Kozłowska, Katarzyna Kuczman, Czesław Strakowski, Marian Trojanowski, Teresa Tomaszewska, Bronisława Białowska, z domu Wypych, Józef Wypych.

Iwona Wróblak
czerwiec 2015





sobota, 29 sierpnia 2015

Dotykanie sztuką Nieba. Rozdawanie radości.
VII Koncert. Siódme rozdawanie radości… Poznając osoby głuchoniewidome, która Ewa Skrzek- Bączkowska (Pełnomocnik Wojewódzki Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym) razem z wolontariuszami, w ramach comiesięcznych działań międzyrzeckiego Klubu TPG skrzętnie wyłuskuje z ich świata ciszy i głębokiego mroku, widzę, jak wiele dla nich znaczą te spotkania. Nie wszyscy z nich o tym – o wzajemnym rozdawaniu radości - głośno mówią, nie wszyscy piszą – jak Elżbieta Mai – Skarzisko. Ale wszyscy dotykają Nieba, gdzie są Anioły, jak notuje w swoim wierszach Elżbieta …( „Białe anioły”: ciepło głosu/, delikatność rąk,/siła charakteru…)
Specjalny Ośrodek Szkolno - Wychowawczy w Międzyrzeczu. Tegoroczny Koncert jest wyjątkowy. Muzykoterapeutka Karolina Kaja Szymków i  czeski muzykoterapeuta Aleś Fuchs zaaranżowali koncert utworów muzycznych. Zaprosili osoby głuchoniewidome i sympatyków TPG. Koncert na bębny djembe, misy i dzwonki tybetańskie, didgeridoo, fujarę słowacką, grzechotki, przeszkadzajki, janczary guira, pudełka akustyczne, afrykański balafon – cymbały, ksylofon, arabską darabukę z plastikową membraną, etniczne instrumenty tradycyjne, gong chiński.
Nasi muzycy rozmawiają z nami dźwiękami. Koncert jest dyskursem, rozmową osób głuchoniewidomych z nami, ze społeczeństwem. Projekt „Poczuć muzykę – cykl działań muzykoterapeutycznych dla osób z niesprawnością sensoryczną wg metody Lubomira Holzera” (współfinansowany przez  Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Zielonej Górze w ramach Funduszy PFRON, także przez Gminę Międzyrzecz). Poprzedzony spotkaniem informacyjnym Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących, w którym jest o tym, czym jest niedosłuch, jak sobie z nim radzić, co zrobić, aby słyszeć i  rozumieć więcej, także jak przystosować przestrzeń publiczną dla potrzeb osób słabo słyszących.
            Uczestnicy koncertu opowiadają mi, że przygotowania trwały długo. Aranżacje i reżyseria były starannie przemyślane. Opierały się na śpiewie improwizacyjnym i intuicyjnym. Celem głównym koncertu jest kontakt w grupie oraz stworzenie możliwości wyrażania swoich stanów emocjonalnych. Tym jest pieśń intuicyjna. Osoby uczestniczące stają się ważną cząstką grupy, składową całości. Dźwięki, których się używa, wybiera spośród naturalnych odgłosów, są spontanicznymi odruchami, westchnieniami ciała, jego obroną, które w swojej mądrości właśnie tak się relaksuje, odpręża. To naturalne rejestry przyrody, zjawiska te, barwę i częstotliwości fal, obecnie się bardzo intensywnie bada w sposób naukowy. Strojenie instrumentów też jest  naturalne.
Nadstawiamy uszu. By usłyszeć dźwięki nie zawsze - dość usłyszane. Muzykoterapia holistyczna. Szmer rozmów, szmer istnień ludzkich, ich  bytowanie – wśród nas, wśród społeczeństwa. Nasze rojowisko. Jeżeli wyciszymy się wewnętrznie, nastawimy na koncert z własnym dotykaniem, własnym poznaniem nie znanych nam jeszcze aspektów, zaczniemy odróżniać w nim poszczególnie głosy – istnienia ludzkie, osobowości, nieważne, że z  uszkodzeniami, Kaja – dyrygent – każe im się wyodrębniać z szumu, istnieć SAMODZIELNIE. Zaczynamy zauważać relacje między głosami, one same, różnorodne i piękne w swej niepowtarzalności, w grupie i zespole, jako stowarzyszenia, mozaiki ludzkiej społecznej aktywności. Są jak utwór muzyczny, splatają się i przenikają w pięcioliniach i sferach wzajemnych uczuć. Wielogłos, rytm coraz wyraźniejszy – dla nas, którzy uczymy się ICH SŁUCHAĆ.
Drugi utwór. Trochę kobiecy, powiedziałabym, bo z szelestu i ciszy, żeński aspekt świata. Miękkie dźwięki samogłoskowe. Zew. Pozaorganicznie słyszymy rytm na bębnach. Muzykoterapia na pewno ociera się o sztukę, chociaż, jak mówi Kaja, nie taki ma cel. I dźwięki – pierwsze na świecie spośród falowych struktur – didgeridoo, ich pierwotność jest oczywista, są z głębin odgłosów, jakie wydają wszystkie rzeczy i podmioty fauny i flory łącznie z  nami samymi. Próbujmy w nie wejść. Solówki na ksylofonie. Nasze rytmy wewnętrzne są różne - każdy inaczej chce zabębnić, dotknąć dłońmi instrumentu. Popukać po swojemu, mówiąc kolokwialnie. Jest do tego zachęcany. Solówki chętnych do zaprezentowania SIEBIE jak najbardziej uwiarygodnione. I głoski. Artykułować siebie. Karolina Szulga jest w swoim żywiole. Wsłuchana we własne wielkiej piękności melodie, których nie ogranicza pierwotny zamysł aranżacyjny piosenki, jak jest zazwyczaj, kiedy wykonuje nam czyjś konkretny utwór. Tutaj śpiewa swój własny. Śpiewa Karolinę Szulgę.
Misy tybetańskie kute specjalnie dla swych wartości medytacyjnych. Bardzo naturalnie strojone. Są powrotem do uporządkowania, do  znajdowania w sobie CISZY, która już jest, bo była i którą trzeba tylko rozpoznać. Potencjał nasz niezależny od zmysłów i ich sprawności organicznej. Kaja śpiewa swe glosolalia. Wygląda trochę jak hinduska bogini. Wszyscy nimi jesteśmy, radośni i udźwiękowieni, nareszcie w zgodzie z rytmami naszymi pierwszymi i najważniejszymi. Etniczne instrumenty, arabskie, z głębi rozległych pustyń, ogromnych przestrzeni, które są kolebką ludzkiej wolności do rozwoju. Nasze palce na bębenkach powtarzają bez końców i początków wspólne wszystkim rytmy, łączymy się w nich, bezpieczni i  odnalezieni przez nas samych. Grupa nas wspiera, i przewodnik w grupie, który pomaga i delikatnie wskazuje kierunek, czy raczej wiązki kierunków - drogi, szerokiego traktu, mościmy go sobie sami, JEST NASZ, zbudowany we wspólnych seansach. Na więzi w grupie, akceptacji, szacunku i wsparciu. Sprawczości – możliwej kreatywnej komunikacji o swoim zaistnieniu, mocy działania mimo uszkodzeń. W procesie tworzenia MUZYKI. Wydobywania dźwięków.
„Nadajemy ton dostępności Bon-Ton”, pierwszy ogólnopolski projekt. Tytuł bardzo szczegółowego wykładu o zdobyczach technicznych, które pomogą – w części - zastąpić uszkodzenia sensoryczne. Z tłumaczem migowym i wielkimi literami na telebimie dla słabowidzących. Aparaty słuchowe i  nadajniki przetwarzające dźwięki na bardziej słyszalne w kieszonkach marynarek. Sala wykładowa w SOSW jest opasana pętlą indukcyjną, która wzmacnia sygnały w słuchawkach. To wynalazek już używany, nie tylko na świecie, u nas też.  Wystarczy do tego zwykły sprzęt nagłaśniający.
Na spotkaniu był tłumacz języka migowego, symultaniczny przekaz tekstowy - w formie pisemnej na ekranie, podłączona pętla indukcyjna i  systemy FM. Aparat słuchowy wzmacnia dźwięki, przetwarza je i kompensuje.  Aparaty mogą odbierać dźwięki za pomocą mikrofonu lub pętli indukcyjnych (szczegółowe informacje są na stronie internetowej WWW.pfos.org.pl). Pętle indukcyjne (induktofoniczne), systemy FM / IR zapewniają warunki minimalizujące hałas, zmniejszają ilość przeszkód w dotarciu dźwięku. Współpracują z indywidualnymi aparatami słuchowymi. Umożliwiają osobie niedosłyszącej odbiór nieskazitelnie czystego i wyraźnego dźwięku poprzez cewkę telefoniczną (T). Dają poczucie, że rozmówca jest tuż obok i mówi bezpośrednio do nich. Pętla składa się z odpowiednio zainstalowanego w pomieszczeniu przewodu (zazwyczaj miedzianego) i wzmacniacza elektroakustycznego wyposażonego w mikrofon lub zespół mikrofonów oraz wejścia dla innych urządzeń technicznych, które emitują dźwięki (radio, telewizor, magnetofon, odtwarzacz kompaktowy itp.). Bezprzewodowy system FM składa się z niewielkiego nadajnika i miniaturowego odbiornika. Nadajnik „zbiera” głos mówiącego i przesyła go bezprzewodowo, za pomocą fal radiowych, bezpośrednio do maleńkiego odbiornika radiowego, który  przekazuje go dalej do aparatu słuchowego. Stacjonarny system FM/IR wykorzystywany jest na spotkaniach lub konferencjach. Sygnał z nagłośnienia wysyłany jest do odbiorników z pętlą indukcyjną, w które wyposażone są osoby słabosłyszące. Jest to system mobilny. Są sprawdzonymi rozwiązaniami zalecanymi przez Europejską Federację Osób Słabosłyszących.

Spotkanie informacyjne Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących (PFOS) na temat: „Przyjazna, bezpieczna przestrzeń dla osób sabosłyszących” prowadzone było przez Grzegorza Kozłowskiego - Prezesa Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących, Przewodniczącego Zarządu Polskiego Forum Osób Niepełnosprawnych,  Przewodniczącego i współzałożyciela Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym oraz Członka Społecznej Rady Konsultacyjnej przy Zarządzie PFRON, Macieja Kasperkowiaka - współzałożyciela oraz Członka Rady Fundatorów Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących, protetyka słuchu,  reżysera dźwięku, akustyka i  specjalisty z zakresu dostępności przestrzeni publicznej dla osób słabosłyszących oraz Olę Szorc - wolontariuszkę, studentkę surdopedagogiki.
                Polska Fundacja Osób Słabosłyszących została  założona w 2012 roku i jest organizacją zajmującą się działalnością na rzecz osób dotkniętych dysfunkcją narządu słuchu. Jej siedziba mieści się w Warszawie. Inni jej członkowie to  Krzysztof Wostal i Katarzyna Dziedzina oraz wspierająca organizację Beata Strzelczyk.

Koncertowi towarzyszyła wystawa prac artystów. Klub Rodziców Dzieci Głuchoniewidomych „Kreciki” przy Polskim Związku Głuchoniewidomych w Centrum Słuchu i Mowy w Szczecinie reprezentowany był przez rysunki dzieci wystawione w holu. Rysunki i pastele, papierowe konstrukcje – przepiękne. Goście i nasi lokalni artyści głuchoniewidzący: Jerzy Godyń – artysta malarz, Teresa Wróblewska, Grażyna Mikołajewska, Elżbieta Prędkiewicz, Elżbieta Sirzisko, Grażyna Wachowska, Henryka Żachowska, Zuzanna Żachowska, Zuzanna Barczyszyn, Zenobia Konieczna, Danuta Brandenbura, Janika Jakubowska, Aneta Szynal, Zenaida Jasnowska, Andrzej Kozłowski (piękne motyle), Andrzej Fik, Kazimierz Nowak. Nie tylko sztukę uczą się tworzyć. Na każdym spotkaniu TPG jest prawnik, psycholog, doradca zawodowy. Jest użyteczna szkoła życia z uszkodzeniami słuchu i wzroku; lekcje chodzenia z białą laską - orientacje w przestrzeni dla niewidomych, wykonywanie codziennych czynności; w kuchni, samoobsługa – czyli godność własna i samodzielność – coś najbardziej cennego… 
Dane nam było wysłuchać wykładu o australijskich Aborygenach, który sam w sobie jest wydarzeniem. Aleś Adaman Fuchs z Czech – Hradec Králove był w północnej Australii, przywiózł etniczne instrumenty i trochę źródłowej literatury i albumów z oryginalną sztuką z tamtejszych galerii. Aborygeni są najstarszą grupą etniczną o unikalnej kulturze, którą od lat badają naukowcy. To jak lustro naszych pierwocin cywilizacyjnych. Są tym, czym jesteśmy, tylko już o tym zapomnieliśmy, dlatego trzeba ich chronić przed roztopieniem się w kulturach europejskich i anglosaskich.
50 tys. lat (zanotowanego) istnienia. Rys geograficzny prastarego kontynentu, nieco historii niezapisanej i zagubionej w głębokim mroku dziejów. Muzyka i kultura, która nas spajała z innymi ludźmi, były ze sobą tożsame, bo… tym był CZŁOWIEK. Ziemia i muzyka, kultura ziemi i kulturotwórczość muzyki, człowiek się nimi – jako całością - opiekował. Aborygen czyli Człowiek Skomunikowany. Był z nią JEDNYM. W małych gromadach – społecznościach, gdzie każdy był osobistością, starszy wioski (ludzi wiekowych otaczano szacunkiem – byli mostem między przeszłością i przyszłością, czymś więcej, myślę, niż tylko pamięcią) miał pieczę nad wszystkim. Ciągle jeszcze rodzimy się i umieramy – w buszu, w naturze, środowisku przyrodniczym, wtedy tak było dosłownie. 50 tys. lat to w dziejach zaledwie chwila. Symbolem przyrodniczym Australii są – termity, i ich kamiennej twardości kopce, jak trwanie tego wszechwiecznego bardzo starego kontynentu, odmiennego od wszystkich pozostałych, ze specyficzną przyrodą i  ludźmi należącymi do niej. Termity drążyły dla nich w eukaliptusowych pniach didgeridoo, ich gulgoczący dźwięk to język kontynentu jako całości. Australijskiej przestrzeni dźwięku. Niczym wydrążona przez termity religia do komunikowania się z bogiem (bogami-ilość nieistotna), w całej ich  niepiękności zupełnej. Religia-sztuka jest ważna. Patrzy na obiekt/obiekty sztuki – z góry i jednocześnie z wewnątrz, anatomicznie. Oddziela ogień i  wodę, nie-miesza się, porządkuje świat swój i z zewnątrz, niepodzielony jeszcze… Puls Australii.
Elżbieta Mai-Sirzisko – poetka z wierszami o sobie samej, osobie z dużym niedowidzeniem i niedosłyszeniem. W swoich „pocałunkach z deszczu” zdaje o sobie relacje. Podobnie jak swoje wiersze jest cała wewnątrz nich, zamykają się i zawierają razem w sobie oboje – ona i jej poezja. Na dłoni podaje nam siebie wypisaną swoim osobistym Lorm’em. Ona w wielu odcieniach swojego złocistego światła, mieniącego się w wersetach i między nimi, uśmiechu do siebie i do innych, jak niektórzy mówią – bajkowego czyli nierzeczywistego dzisiaj. Jak mówi – dotknąć Nieba aniołami swoimi, dotknąć tej  anielskości, jaką jest empatia – udaje się to jej, Elżbiecie, w słonecznych wierszach.
Współorganizatorem VII koncertu „Dotknąć Sztuką Nieba” jest Specjalny Ośrodek Szkolno – Wychowawczy – dyrektor Arletta Stachecka, TPG dziękuje za siedmioletni wkład w rozwój Stowarzyszenia, którego nowym prezesem jest Andrzej Kozłowski, także pracownikom Ośrodka. Honorowy patronat nad koncertem objął Starosta Międzyrzecki. Organizatorzy dziękują Januszowi Rutkowskiemu, Annie Ziębie i młodzieży z „Caritas”, oraz mediom. Byli obecni zaproszeni goście: dyr. PCPR Elżbieta Ostaszewska, Katarzyna Nyczak – Walaszek, Aniela Czerniawska (Polski Związek Niewidomych) i inni. Sponsorzy imprezy: GBS Międzyrzecz, Cukiernia i Piekarnia pana Jacka Różyckiego w Baczynie, Gospodarstwo Rolne Pana Stanisława Pieczkajtysa z Krępin.


Iwona Wróblak
listopad 2014


piątek, 28 sierpnia 2015

 Lubuska Gala Teatralna PRO ARTE 2015’


            Scena międzyrzecka w naszym Ośrodku Kultury. W tym roku trzy spektakle. Trzy widowiska, w przygotowaniu których wzięły udział instruktorki od lat zajmujące się teatrem, nauczycielki które oprócz pracy zawodowej mają, razem z dziećmi, pasje twórczego uczestnictwa w kulturze.
            Na widowni zaroiło się od maleńkich żółtych odblaskowych kamizelek. Na przedstawienia teatralne przyszli bardzo poważni recenzenci – w dużej swej reprezentacji Przedszkole „Bajkowy Zakątek”. Bynajmniej nie są pierwszy raz na spektaklach, debiutują te najmłodsze -2,5 letnie. Spytałam ich  potem o wrażenia… Przedstawienie „Calineczka” wygrało.
To było pierwsze z przedstawień.
Zespół „Teatralne Aniołki” jest z Brójec – miejsca, które aż kipi różnymi formami działalności społecznej. Przygotowali spektakl „Calineczka”. Instruktorki: Monika Pilipczuk i Agnieszka Romańska-Ferenc.
Motyw bajki J. Ch. Andersena przetworzony w spektakl. Kobieta chciała mieć dziecko, ale była już za stara na urodzenie dziecka, więc poszła do czarownicy. Z ziarenka rośliny narodziła się maleńka Calineczka. Cudowna dziewczynka miała od początku wiele przygód. Kochali ją wszyscy, czasami kompulsywnie nieco, ale wszystko się dobrze skończyło, jak w dobrej Bajce być powinno – w zgodzie z intencją Andersena… Odcienie miłości do  Dziecka są ciągle aspektami Miłości... Świat jest w gruncie dobry, chociaż musi trochę potrwać, zanim znajdzie się w nim miejsce dla siebie. Bardzo pogodny spektakl słowno-muzyczny, powiedziałabym o jego klimacie – że jest między słowami a bajką. Na scenie z elementami tańca i baletu. Kornelka -odtwórczyni głównej roli dostała nagrodę za kreację aktorską.
Następne dwa przedstawienia są dziełem Izabeli Spławskiej, nauczycielki i instruktorki teatralnej z Międzyrzecza.
Dziecięca Grupa Teatralna „Do-Mi-No”. Spektakl pt. „Wąż” na motywach tekstu Marty Guśniowskiej.
Wejrzenie w świat i język dziecka. Pozornie osiedlowy trzepak jest miejscem zwyczajnym. Poprzez obecność tam dzieci stwarza się meta-język dziecięcej magii-baśni.  Można rozwielokrotnić się na formy będąc na przykład Wężem. On jest stworem wijącym się i nie posiadającym nóg, rozwidla się na  postacie, stąd tworzą się kalambury słowne tak charakterystyczne dla sztuk, które realizuje pani Spławska. Sięgnięcie do jądra Słowa jako takiego, przysłuchanie się znaczeniom i frazeologii, paradoksy semantyczne. Okazuje się, że można zrobić dobry inteligentny literacki teatr przy pomocy dziecięcego aktora, który doskonale jest w stanie zrozumieć (i zagrać) formy gramatyczne. Zawsze podejrzewam panią Izabelę o „skażenie” Gombrowiczem (reżyserka dodaje - i Wikacym…). Jest wyjście narratora do widowni, scena jest szersza niż podwyższenie dla aktorów, ta rzecz, o której się mówi na deskach scenicznych, dotyczy nas – widzów, nie jesteśmy bierni… to jest dobry teatr. Młodzi aktorzy to tak dobrze grają (także z racji poprawnej dykcji), bo sztuka składa się zarówno z poszczególnych (meta-logicznych) fraz, jak też jest całością – to do oglądu przez dorosłego widza. Najważniejsza jest tkanina poetyki dziecięcej – pani Izabela ma tu idealny słuch. Dziecięce pytania są bezprecedensowe. Podmiot dyskursu potraktowany jest z szacunkiem. Widz także. Ciekawy tekst scenariusza przetłumaczony na scenki, całość warta jest wielokrotnego obejrzenia, co bardzo polecam.
            Trzeci spektakl to Grupa Młodzieżowa z Międzyrzecza. Zespół nazywa się „Oczy-wiście”. Tytuł przedstawienia: „Zach-ciało”, na motywach wiersza Wisławy Szymborskiej „Sto pociech”.
Zachciało się ciału być ciałem! Czytam Szymborską. Z jej inteligentną dosłownością słowa i dokładnym śledzeniem znaczenia każdego wyrazu. Żelazną logiką językową, nazwaniem rzeczy takimi, jakimi są, genialnym czerpaniem z ogromnego zasobu doskonałej polszczyzny! A nasza sztuka? Powstała z inspiracji młodzieży (Jula Tomaszewska, Szymon Michalak, Jakub Potyrcha, Marysia Krawiec, Julianna Cap i Aleksander Ciślak). Sami, jak mi  opowiadają, zgłaszali pomysły scen i dialogów – na zasadzie skojarzeń, dla zobrazowania ważnych dla nich kwestii, które chcieliby wypowiedzieć na  scenie – do świata… Pani Izabela stworzyła im tylko łącznik sztuki – postać słuchającą, niemą, z papieru i kapelusza stworzoną, której dają – po kolei – koszulę, by postać miała zakreślone granice (osmotyczne) z otoczeniem. Nie była powietrzem… Byśmy mogli na nią cedować wszystkie ciężary świata… Rzucać w nią słowami. Sami bezpieczni w schronieniu naszych ciał-nie-z-papieru.
Co gnębi młodzież? Szkoła. Toksyczna piskliwa nauczycielka (moje reminiscencje dotyczą słynnej lekcji języka polskiego z „Ferdydurke”), tonują ją jej  uczniowie, wzajemna interakcja na wzór współuzależnienia, które zniechęca… Kończyc się MUSI ogólną bijatyką, bo tak rozładowują się niedobre emocje.
Składamy się z lektur, też szkolnych (gazet, których kawałki są ważną TREŚCIĄ, niemalże ciałem współczesnym nam kondycyjnie). Składamy się z rupieci. Z reklam, świat reklam nie należy do pojęć szczęścia, prawdy i uśmiechu – z pamięci zacytuję jedną z fraz tekstu sztuki. Nasz świat pod jedną z  prowincjonalnych gwiazd – czyli Słońca w Drodze Mlecznej, galaktyce też maleńkiej. Tu istoty wykonują różne rzeczy, gesty, czyny, wypowiadają słowa – czynią to za pomocą swojego ciała i zmysłów. Stworzeni z kapelusza i gazet, wypchani swoim wnętrzem składającym się z niczego. PRAWIE Z  NICZEGO. Małość i wielkość. Siła i słabość, Mądrość i nie-mądrość itd. Człowiek. Ciepły stosunek Szymborskiej do człowieka.
O spektaklu można by długo. Na końcu przytaczam w całości wiersz Wisławy Szymborskiej pt. „Sto pociech”.
Jury w składzie: Anna Palicka i Marta Pohrebny, przyznała indywidualną nagrodę za najlepszą kreację aktorską Kornelii Polechajło. Wyróżnienie otrzymała Grupa Teatralna „Aniołki” z Brójec. Nominacje na etap wojewódzki Gali Teatralnej dostały zespoły: „Do-Mi-No” i Grupa Teatralna „Oczy- wiście” z Międzyrzecza.

Wisława Szymborska „Sto pociech”

 Zachciało mu się szczęścia, 
zachciało mu się prawdy, 
zachciało mu się wieczności, 
patrzcie go!
Ledwie rozróżnił sen od jawy, 
ledwie domyślił się, że on to on, 
ledwie wystrugał ręką z płetwy rodem 
krzesiwo i rakietę, 
łatwy do utopienia w łyżce oceanu, 
za mało nawet śmieszny, żeby pustkę śmieszyć, 
oczami tylko widzi, 
uszami tylko słyszy, 
rekordem jego mowy jest tryb warunkowy, 
rozumem gani rozum, 
słowem: prawie nikt, 
ale wolność mu w głowie, wszechwiedza i byt 
poza niemądrym mięsem, 
patrzcie go!
Bo przecież chyba jest, 
naprawdę się wydarzył 
pod jedną z gwiazd prowincjonalnych. 
Na swój sposób żywotny i wcale ruchliwy. 
Jak na marnego wyrodka kryształu - 
dość poważnie zdziwiony. 
Jak na trudne dzieciństwo w koniecznościach stada - 
nieźle już poszczególny. 
Patrzcie go!
Tylko tak dalej, dalej choć przez chwilę, 
bodaj przez mgnienie galaktyki małej! 
Niechby się wreszcie z grubsza okazało, 
czym będzie, skoro jest.  
A jest - zawzięty. 
Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo. 
Z tym kółkiem w nosie, w tej todze, w tym swetrze. 
Sto pociech, bądź co bądź. 
Niebożę. 
Istny człowiek.

Iwona Wróblak
marzec 2015



czwartek, 27 sierpnia 2015

Jerzy Kozieras – wernisaż w MOK


            Międzyrzecki Ośrodek Kultury oferuje kolejną wystawę plastyczną. W Galerii 30’wystawione są obrazy poznańskiego malarza Jerzego Kozierasa, który w ubiegłych latach bywał już w Międzyrzeczu na plenerach plastycznych.
Wystawa ma tytuł „W oparach pamięci”. Tematy prac mogłyby być treścią utworu literackiego. Słowo pisane także jest tam niejednokrotnie obecne – w  formie komunikatu – swoistej inskrypcji obrazu plastycznego. Znaki czasu Kozierasa, kapsuły zauważenia rzeczy-słowa-zdarzenia i opowiedzenia o nim . Czerpie z symboliki kultury, z nowoczesnych artefaktów, które na poły już bywają wykopaliskami archeologii stosowanej.
Oglądam akty kobiece, są wyraziste, i zastanawiam się na przydatnością tego tematu dla malarza. Czym-kim są ONE? Myślę: tworzywem, rzeczą? jak kapsle, guziki, muszelki, ścinki papieru, kawałki szkła, które nakleja na obrazy. Może egzystują jako pretekst Formy? Także są – te profile, półpostacie – dziełami sztuki. Pełne równouprawnienie. Kobieta być może jako temat ze względu na bogactwo wynikające z jej odmienności od – Mężczyzny na  przykład, też taka opcja. Cząstki opowieści, które snuje nam nieprzerwanie. Czy ta powieść ma wspólny tytuł?
Cokolwiek się zbierze w naszych zakątkach pamięci, będzie - jeśli nie syntezą - to zbiorem doświadczeń. Czy potrzebny jest wspólny mianownik?  Może chodzi o zaufanie, że świat ma (jednak) porządek, i my (na szczęście) nie potrafimy go zepsuć. Każdy Świat, każdy zbiór elementów na naszym Obrazie Świata, ma swoją logikę. Jest zdarzeniem (Nas jako istot) do opowiedzenia… Wygląda na to, że oglądamy jedną z opowieści Świata. Jego mozaikę można układać po wielokroć. 
Twórczość na pograniczu wielu technik graficznych. Autor wykorzystuje obydwie strony obrazu – jakby chcąc podkreślić nie-płaskość świata. Do- powieść bywa na rewersie. Do-słowienie, wbrew konwencjom, które uważają, że tylko pędzel jest godny plastyki. Także może nim być – cokolwiek, po  co ograniczenia?.. Pismo jako forma plastyczna. Dotyk Tekstu, bardzo realny (np. naklejenie na wierzch płótna skrawka gazety). Filozofia macania pędzlem rozumianym bardzo symbolicznie – jak on Tekst dotyka płaszczyzny obrazu? Piktogramy Kozierasa. Prawie egipskie, tworzy swoje hieroglify, jak styl malowania. Wyglądają z obrazów ułamkiem swej twarzy - Formy, znalezione na małym i większym horyzoncie w zasięgu swoich oczu,  wyeksponowane. Zarówno forma jest ważna, jak i treść – przypuszczam…


Iwona Wróblak
maj 2015


środa, 26 sierpnia 2015

Muzyka w Raju po raz XIII…

            Na te kilka dni, kiedy w Paradyżu jest święto Rajskiej Muzyki, czeka bardzo wielu ludzi. To zaledwie kilkanaście kilometrów od Międzyrzecza, melomani spotykają się tam niemal codziennie. Kilka godzin wyśmienitej muzyki prawie do północy każdego dnia przez tydzień…
            Udało mi się być na dwóch kolejnych koncertach, wielu jest takich, którzy bywają na wszystkich. Paradyskie koncerty są nagrywane, można ich  słuchać w mediach, chociaż nie ma to jak muzyka na żywo, przekaz radiowy tylko w części oddaje atmosferę uczestniczenia na żywo w akustycznym majestacie piękna katedry gotyckiego pocysterskiego klasztoru, nasiąkłego przez lata wspaniałymi wykonaniami muzyki barokowej.
            Jeden z Dni koncertów. Dzień pierwszy - Otwarcie. Dyrektor Cezary Zych, wraz z muzykami, bez długich wstępów zaprosił do wysłuchania programu. Johann Friedrich Fasch (1688 – 1758) Symfonia na smyczki g-moll, FWV M:g1 Allegro un poco, Andante, Alla breve, Allegro, Georg Philipp Telemann (1681 – 1767) Koncert a-moll na 2 flety proste, TWV52:a2, Gravement, Vistement, Largement, Vivement, Christoph Graupner (1683 – 1760) Koncert E-dur na flauto d'amore, GWV 728, Allegro, Moderato, (…), (…), Georg Philipp Telemann Uwertura e-moll „l’Omphale”, TWV 55:e8 Ouverture, Pastorale, Bourrée, Passepied, Les Jeux, Les Magiciens, Menuet en rondeau, Johann Joachim Quantz (1697 – 1773) Koncert fletowy G-dur, QV 5:173 Allegro assai, Lento – Andante, Vivace… Kompozytorzy nie tak znani jak ci wielcy, ale warci posłuchania…
Trzy koncerty przedzielone krótkimi przerwami. W międzyczasie słynne paradyskie serniki co roku przygotowywane przez siostry zakonne. Bardzo smaczne. Kawa i Herbarta. A także – koniecznie – osobne podziwianie paradyskiego kościoła, pieczołowicie kilka lat temu odrestaurowanego, z historią jego przebudowy w czasie wieków jego istnienia widoczną w zachowaniu fragmentów architektonicznych (literatura na ten temat jest olbrzymia…) Monument ośmiu wieków Historii powala w chłodzie starych kamieni posadzki, obrazach opatów – założycieli klasztoru, i muzyki jako takiej - absolutnej, jak mówią słuchacze, najnowszej historii kulturalnej tej wspanialej budowli.
            Jeszcze nam w uszach brzmią ostatnie nuty pierwszego z koncertów, a już dzwonek zaprasza na następny tego dnia. Wykonawcy:
Alexis Kossenko – flety Traverso (ider), Corina Marti – flet prosty, Bolette Roed – flet prosty - wiele obiecują swoimi umiejętnościami, które mieliśmy okazję w Paradyżu podziwiać wielokrotnie. W programie: Johann Friedrich Fasch (1688 – 1758), Georg Philipp Telemann (1681 – 1767), Christoph Graupner (1683 – 1760), Johann Joachim Quantz (1697 – 1773), Jean-Baptiste Quentin (fl. 1718 – ok. 1750). To jest doskonałe… A jeszcze czeka nas  trzeci koncert, prawie do północy, a te ostatnie koncerty, na których już nie ma tak wielu ludzi, są najciekawsze, zawsze z niespodzianką. To smaczki muzyczne, utwory i wykonania ich raczej rzadkie.
            Tym razem: Corina Marti – clavisimbalum, flety, a w programie: Dit le Bourguygnon. Muzyka późnośredniowieczna na dworze burgundzkim… Kompozytorzy także anonimowi, jak kiedyś bywało. Ponadto Walter Frye (? – 1475?), Philippe de Vitry (1291 – 1361), Pierre de Moulin / Anonim, Gilles de Binchois (ok. 1400 – 1460) / Anonim, Bartolino da Padova (II poł. XIV w.) / Anonim. Starofrancuskie klimaty, mamy przedsmak muzyki, jakiej słuchali ludzie w tej części średniowiecznej Europy, wtedy centrum kulturalnego świata…
            Następny dzień koncertowy pod znakiem śpiewu. Soprany i mezzosopran. Capucine Keller, Barbara Kusa. Towarzyszą im: Elena Andreyev – wiolonczela, Étienne Galletier – teorba, arcylutnia, Pierre Gallon – klawesyn. W programie: Henry Du Mont (ok. 1610 – 1684), Magnificat na 2 soprany i  b.c., Benedico te (antienne à Ste Cécile) na sopran i b.c., Quam dilecta na 2 soprany i b.c., Pavane na organy solo - Marc-Antoine Charpentier (1643 – 1704), André Campra (1660 – 1744), Paolo Lorenzani (1640 – 1713), Guillaume Gabriel Nivers (ok. 1632 – 1714)… W drugim tego dnia koncercie znany nam: Alexis Kossenko – flet Traverso, ponadto młodzi francuscy wykonawcy, bardzo sprawni: Anna Besson – flet traverse, Paulina Ptak – wiolonczela,
Robin Pharo – viola da gamba, Marianna Henriksson – klawesyn, Jean Rondeau – klawesyn. Pietro Locatelli (1695 – 1764) kompozytor z przełomu
XVII i XVIII wieku w przepięknych sonatach.  
  A na końcu - Michał Gondko – lutnia i Polonica – polskie ślady w europejskich antologiach muzyki lutniowej ok. 1600. Coś niesamowitego… (Chorea polonica, Chorea polonica (Albert Długoraj), Cantio polonica, Villanella (Albert Długoraj), Villanella polonica, Chorea polonica, Chorea polonica
Fantasia (Albert Długoraj), 4 Polnischer Tantz, Praeludium (Diomedes Cato), Galliarda (Diomedes Cato) / Danza, Gagliarda (Kasper Sielicki), Fantasia (Albert Długoraj) itd…
            Polska muzyka, której może zbyt mało na prestiżowych koncertach. Ale nie wszędzie, jak się okazuje.

Iwona Wróblak
sierpień 2015




wtorek, 25 sierpnia 2015

MAGICZNY PYŁ oczami dziecka

            Sala kinowa Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury była pełna. „Antiquo More” – Zespół Muzyki Dawnej magicznie przyciąga międzyrzeczan, obiecuje rozrywkę na bardzo dobrym muzycznym i choreograficznym poziomie.
            Od lat znamy ten Zespół. Renesansowe tańce i muzyka do nich wykonywana na żywo. Spektakle taneczne, teatr muzyczny. Piękne kostiumy. Przygoda z muzyką klasyczną od najmłodszych lat. Od trzech lat także edukacja plastyczno – muzyczna na najwcześniejszym – przedszkolnym i  zerowym – poziomie nauczania. III edycja konkursu plastycznego „Muzyka dawna oczami dziecka” zorganizowało Stowarzyszenie Przyjaciół Muzyki Dawnej "Antiquo More”.
Dzieciom z międzyrzeckich przedszkoli: Nr 4 „Bajkowa Kraina”,  Nr 6 im. „Jana Brzechwy” oraz 2. przedszkoli niepublicznych: „Tęczowa Akademia” i „Bajkowy Zakątek”, a także w klasie Ob z SP nr 2, opowiedziano o muzyce dawnej, o dawnych instrumentach i strojach stylizowanych na renesansowe. Przedstawiono nowy program Zespołu - spektakl pt.„Magiczny Pył”, z płytową muzyką, dawnym tańcem i żonglerką włoskimi flagami. Pozostało wręczyć do rączek przybory piśmiennicze – z propozycją/prośbą ich użycia - i czekać na efekt dziecięcej inwencji i przebogatej wyobraźni… Technika plastyczna była dowolna. Na konkurs wpłynęły 83 prace. Jury w składzie: Zofia Kasprowicz, Hubert Winnik i Hanna Barczewska wyłoniło 25. zwycięzców Konkursu. Przyznano 3 nagrody I stopnia, 6 nagród II stopnia oraz 16 wyróżnień. Wszystkie dzieci otrzymały dyplomy uczestnictwa  w  Konkursie i płyty Zespołu.  Nagrody ufundowało Stowarzyszenie Przyjaciół Muzyki Dawnej „Antiquo More”.
Nagrody pieniężne (do zrealizowania w sklepie „Świat Dziecka” państwa Luftmanów) otrzymali: Staś Nowak, Jaś Gomułka – „Tęczowa Akademia”, Hania Chmurzyńska, Kacper Skowroński – SP nr 2, Adam Okińczyc, Alicja Grela – „Bajkowa Kraina” - nr 4, Hanna Bujalska, Iga Bralczyk, Filip Adam.
Wyróżnienia: Maria Spławska – „Bajkowy Zakątek”, Nikodem Zwierzyk, Kacper Puławski, Bartosz Dudziński, Krzysztof Raczyński, Jagoda Bajer, Daria Żuchowska,  Zofia Filus, Nikola Kandyba,  Angelika Jasińska, Maja Lenartowicz – „Bajkowa Kraina” - nr 4, Aleksandra Borzobohata, Lena Pieczeńczyk, Antonina Kasica,  Maja Kanduła – Przedszkole im. Jana Brzechwy – nr 6, Agata Popławska – SP nr 2. Nagrodę specjalną, przyznaną w tym roku po raz pierwszy przez dzieci z Zespołu, otrzymała Alicja Grela. 
            Foyer sali kinowo-widowiskowej MOK. To tu przed spektaklem oglądaliśmy wystawę prac dzieci, po czym mieliśmy niewątpliwą przyjemność obejrzeć źródło dziecięcej inspiracji…
„Magiczny Pył”. Muzyczno – taneczna opowieść/bajka o wydarzeniach na pewnym królewskim dworze w bezczasie się dziejącym. Jest szczęśliwe państwo, którym rządzi dobra królowa, dwór jest pełen radości, tańca i muzyki, ale zły – butny i arogancki królewicz przejmuje podstępem i magią rządy, usypia dwór magicznym pyłem. Na szczęście wszystko dobrze się kończy. Dobro zwycięża. Spektakl jest pretekstem do zaprezentowania tańca dworskiego – z akompaniamentem muzyki dawnej. Mamy grę aktorską, szermierkę i wspaniałe wykonania na instrumentach muzycznych. Widowiskowe pokazy żonglerki flagami.
Czar dawnych epok, pięknych sukni i tunik dworzan udzielił się dzieciom – uważnym widzom i recenzentom. Wszystko to skrupulatnie namalowały. Muzykę i szelest kolorowych flag. Klimat dworskich zabaw. Blask królewskiej korony. I dziecięcą miłość do bajki…
            Nagrody dzieciom wręczali przybyli goście. Był obecny burmistrz Międzyrzecza Remigiusz Lorenz, w-ce burmistrz  Agnieszka Śnieg, przewodnicząca Rady Miejskiej Maria Kijak, przewodnicząca Komisji Oświaty, Kultury i Zdrowia Elżbieta Jarmolińska i dyr. GZO pani Izabela Korejwo, dyrektorzy międzyrzeckich szkół i przedszkoli. Rodzicielska sesja zdjęciowa trwała długo.
            Przedtem jeszcze obejrzeliśmy krótką prezentację osiągnięć Zespołu Muzyki Dawnej „Antiquo More” w 2014 r. Tylko w roku poprzednim wystąpili na Festiwalu Muzyki Dawnej Schola Cantorum i zdobyli Srebrną Harfę Eola, wzięli udział w koncercie w Filharmonii Gorzowskiej, w  koncertach w Sulechowie, Łomży, Przytocznej, w wojażach po Macedonii, Węgrzech, gdzie reprezentowali Międzyrzecz i Polskę. „Antiquo More” dał 17  koncertów w 6. krajach Europy.
Zapraszamy dzieci do wzięcia udziału w przyszłorocznej kolejnej IV edycji Konkursu. I czekamy niecierpliwie na dalsze widowiska z udziałem naszego eksportowego „Antiquo More”.

Iwona Wróblak
październik 2015




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Przyroda zawsze pozostaje tłem dla krajobrazu kulturowego… Marceli Tureczek - Zabytkowe parki w  okolicach Międzyrzecza

Biblioteczka regionalna wzbogaciła się o nową pozycję książkową. „Zabytkowe parki w okolicach Międzyrzecza. Zarys historii założeń oraz  walory przyrodniczo – kulturowe” – autor: historyk regionalista dr Marceli Tureczek.
Piękna książka z dużą ilością klimatycznych fotografii parków i pejzaży naszej ziemi międzyrzeckiej. Fascynująca przy tym lektura, kolejna publikacja pana Tureczka, tym razem o terenach zielonych, założeniach ogrodowych i parkowych, ich historii w kontekście dziejów miasta.
Dla międzyrzeczan jest ona szczególnie cenna, bo dotyczy naszego miasta i okolic, mówi o miejscach, które tak dobrze znamy – i jest opatrzona (cennym) komentarzem historycznym.
Tereny zielone są częścią krajobrazu. Nawet pojedyncze śródpolne kępki drzew mają swoje znaczenie. Wysadzane szpalerami drzew ulice i szlaki pierwotnie stanowiły zwarty układ kompozycyjny. To historia kultury materialnej, której częścią jest przyroda. I nie ma tu żadnej opozycji (wobec cywilizacji), od dawien dawna starano się wkomponować zieleń w przestrzeń miejską czy podmiejską.
W krajobrazie kulturowym naszej ziemi mieści się problematyka komponowanej w nich zieleni, założeń ogrodowych i parkowych, alei  przydrożnych i zadrzewień, także w miejscach grzebalnych. Są to tereny ważne społecznie, otwarte dla mieszkańców, uczęszczane przez nich, obok walorów estetycznych i ekologicznych mają także interesującą historię.  Książka jest próbą pokazania ich dawnej świetności, obrazuje stan dzisiejszy. Założeniem publikacji jest przygotowanie tematycznego szlaku turystycznego gminy międzyrzeckiej, jak również cele dokumentacyjne odnoszące się do  historii i walorów kulturowych, kompozycyjnych. Przyroda zawsze pozostaje tłem dla krajobrazu kulturowego. Cytując pana Tureczka (Wstęp)– „ (…) Założenia parkowo – ogrodowe były i nadal są przedmiotem dokumentów programowych związanych z ochroną zabytków na poziomie województwa lubuskiego i powiatu międzyrzeckiego.”
Ta interesująca popularno-naukowa publikacja obok ciekawej treści zawiera bogatą ikonografię – fotografie, ilustracje archiwalne, zdjęcia zachowane w formie dawnych kart pocztowych, materiały kartograficzne, zdjęcia lotnicze – wyjęte ze zbiorów prywatnych i regionalnych muzeów. Pozycja będzie dostępna w naszych bibliotekach miejskich.


Iwona Wróblak
luty 2015

niedziela, 23 sierpnia 2015

W świecie obrazów czyli u Piotra Berczyńskiego - metamorfozy naszego krajobrazu wewnętrznego…


            Po raz drugi gościmy w pracowni Piotra Berczyńskiego. Tematem dzisiaj jest METAMORFOZA. Przemiana kobiety - w jeszcze piękniejszą kobietę.
Piotr myśli obrazem. Ma piękne obrazy – grafiki w swoich komputerach. To opowieści (o obrazach), o przestrzeniach sięgających na tysiące jednostek w  głąb wyobraźni. Tworzy piąte i ente wymiary. Można je – te opowieści ubrać w słowa (ale po co…)
Najpierw – jak mówi – jest idea. Zaczątkiem może być szczegół. Błysk obrazu, jak flesz… Temat - teraz chodzi o metamorfozy. O piękno w NAS. O  piękno tej (konkretnej jakiejś) osoby jak najbardziej – mówi mi Piotr - chodzi.
Aby coś zrobić musi być technika (umiejętność) i musi być pomysł. Najlepiej, jak razem działają. Automatycznie, jak jest u Piotra… Nazywa to  Faktor X – wejście w świat obróbki technicznej. Coś więcej (dużo więcej) ponad wierne odwzorowanie dobrym aparatem.
Będąc u Piotra myśli się, że technika jest piękna. To sprawne narzędzie, rączy koń w dłoniach jeźdźca. Zrobić takim narzędziem można WSZYSTKO (wystarczy mieć kilka programów…).
            Każdy ma swoje wyobrażenie sztuki. Retusz fotografii jest wykończeniem artystycznym dzieła, przedstawia świat, jakim się chce go widzieć. Zrobić kobietę PIĘKNĄ. Dodatki podkreślą charakter, układ rąk ukaże dramaturgię charakteru, trochę osobowość – na tyle, myślę, aby służyło to Pięknu – bo… „piękno na to jest, by zachwycało…” (C.K. Norwid). Myślę o tym, co Piotr–fotograf chce zobaczyć w kobiecie… Uprzednio przygotowaną na  sesji z kosmetyczką i fryzjerką, wizażystką, co odbija się na jej twarzy, ta wiedza nabyta o zaliczonym procesie upiększeń, wykwitająca uśmiechem – promienistym…
            Kto gości w pracowni? Kobiety z dysfunkcją mowy i słuchu, narządów ruchów. Wózek inwalidzki nie przeszkadza. Jest niczym wobec tego uśmiechu promiennego, który jest wynikiem umiejętnie zrobionego makijażu, paznokci,  twarzowej fryzury, kolorystycznie dobranych elementów stroju, pięknej biżuterii. One, My, powinny być piękne zawsze, czuć się zawsze takie. Jeden taki dzień u Piotra Berczyńskiego, gdzie ich metamorfoza zostanie uwieczniona, znaczyć będzie w pamięci możliwość Stanu Piękności. Ile światła jest w twarzy ludzkiej, kiedy odbije się od blendy umiejętnie ustawionej, by cień służył jego uwypukleniu. I znowu Norwid ciśnie mi się na usta… „jak gdy artysta mierzy kształt swego modelu (…) pyta czy? skorzysta/na swym nieprzyjacielu?!)

PIĘKNA Z CHOROBĄ. Miejsce: PhotoShoot Studio. Każda z Pań została poddana zabiegom upiększającym – czyli to, co każda prawdziwa kobieta lubi, a na co te panie nie zawsze mogą sobie pozwolić m.in. przez swoje niepełnoprawności. Na koniec wykonana została sesja zdjęciowa. PANIE: Ela P. – Jest niedowidząca i niedosłysząca. Ela G. – niewidoma i niedosłysząca. Kasia – niesłysząca. Alicja – niepełnosprawna po chorobie nowotworowej. Mirka – od urodzenia choruje na rdzeniowy zanik mięśni SMA typu II. Magda – choruje na stwardnienie rozsiane.

http://piotrberczynski.pl


Iwona Wróblak
luty 2015

sobota, 22 sierpnia 2015

Kwinto i TPG – takiego koncertu jeszcze tu nie było


            Między skórą a jej dotykaniem, dotykiem chropawym czy wilgotnym, suchym i miękkim - nie tylko aby słuchać, także CZUĆ MUZYKĘ  – za  pomocą dźwięku... Jak bardzo Kwinto jest otwarty na wszelkie inicjatywy artystyczne mieliśmy się przekonać goszcząc w tym stricte muzycznym (a  może dlatego??) klubie Jednostkę Wojewódzką Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, naszą prężną międzyrzecką, z Ewą Skrzek-Bączkowską i  Kają Karoliną Szymków, muzykoterapeutkami. Stworzyły – razem ze swymi podopiecznymi (KAŻDY ma możliwość pouczestniczyć w takim koncercie,  wystarczy się zaprzyjaźnić z członkami TPG) wspaniałe wydarzenie artystyczne.
            Na Kwintowej scenie TPG w całej swojej rozciągłości. Półkole djembe, w ilości kilkunastu instrumentów, wielu muzyków i dużo widzów – w  małej od siebie odległości. Wiele wzajemnej empatii fachowo wyprodukowanej za pomocą dźwięków i ich refleksów, które jak dzwoniasta kopuła nakrywały nas w kanciastym wieloboku salki koncertowej. Membrowały echem od cegieł ścian i zakoli sufitu, starannie wyprofilowane przez instrumenty, brzmiały szlachetnym drewnem ksylofonów (własne uczestników improwizacje). Dane nam było ODCZUĆ na własnej skórze, i w głębi nas, kilka kompozycji, których zamierzeniem jest muzykoterapia, a jednak jako dziełka muzyczne istniały również zupełnie samodzielnie.
Stylowe koszulki z Dłonią - impregnowaną, że tak powiem, literami alfabetu Lorma”a (dla głuchoniewidomych) otwartą na DOTYK osoby życzliwej i bliskiej przez to, noszący je opiekunowie, osoby z niedowidzeniem i niedosłyszeniem, także sympatycy TPG – w jednej: wielkiej przygodzie z  Dźwiękiem jako pierwszym Przeżyciem, zupełnie pierwotnym, czyli bardzo pierwszym… zabawie-nauce (empatii i współodczuwania). Było djembe (i  inne tzw. przeszkadzajki) i był do użycia najzupełniej własny Głos, którym można było wyemanować SIĘ, swoje Bycie, dla siebie przede wszystkim,  także zaistnienie dla innych (to już wtórne). Bo chodziło o to, żeby Zacząć Być. Z uszkodzeniami sensorycznymi, czy bez nich, jak wielkie sięgnięcie do  pierwszych Wspólnych doświadczeń ludzkich… W klubie muzycznym to się działo. Mega-muzyka, wartość, nasz Klub został nobilitowany!
Zuzia Marzol migała, koncert był dwujęzyczny, jak to we wspólnej Europie wypada… Holistycznie w sposób polsko-europejski. Naturalne brzmienia i naturalne wibracje, bez cudzysłowu. Uniwersalizm i lokalność, potrzeby osób z niepełnosprawnościami i nasze pragnienie kontaktu najzupełniej ludzkiego, zwyczajnego z każdym z nich – i wielka przygoda dla KAŻDEGO Z NAS z tym związana! TPG czyli Tu Przekraczamy Granice – niezrozumienia (zupełnie zrozumiałe z racji ich głuchoniemoty), i obawy przed tym brakiem skontaktowania, przed niewiedzą własną – w założeniu dobrej woli większości, olbrzymiej większości z NAS. Rzecz niesamowita (??) Jak mówił Błażej Grygiel – ogólnopolski pomysł naszej Jednostki TPG, (głęboko) terapeutyczny i zarazem artystyczny.
Karolina Kaja Szymków w swoim żywiole na scenie. Niesamowita dziewczyna, o wielkiej wiedzy tematycznej i muzycznych zdolnościach, zawsze chcąca, jak na terapeutkę przystało, być w cieniu swoich podopiecznych. Podobnie jak Ewa Skrzek-Bączkowska, która tak wiele robi dla osób głuchoniewidomych – bez nich, bez takich osób społecznie pracujących, życie niedosłyszących i niedowidzących, zwłaszcza w stopniu bardzo znacznym, byłoby ciche i mroczne w sposób tragiczny.
Muzyka wpływa na wyobraźnię, jest jej malowaniem. Koncerty takie są drogą do pokazania, co nas wzrusza – więc co jest najważniejsze, tkwi u  podstaw życia społecznego jako takiego. Zamykamy więc oczy, od ciszy się zaczyna… Kaja dyryguje tą orkiestrą. Poezja mówiona, której autorką jest  jedna z wykonawczyń, zgrabny podkład muzyczny. Dźwięki zupełnie nieoczekiwane, z ufnością się w nie wsłuchujemy, wyczuwamy bardziej niż  rozumiemy (Kaja mi to kiedyś tłumaczyła fachowym językiem), czym jest dźwięk (naturalnie wydobywany) w naturze-przyrodzie zastanej, która JEST W  NAS, jest NAMI – o tej pełni z Naturą zapominamy… Ulegamy rytmom, ufni (to konieczny warunek) jesteśmy jak cząstka oceanu, która jest jednocześnie jego falą, jedną z fal. I morzem i falą, i spokojem i umoszczeniem w pokoju ze wszystkim i wszystkimi istotami – i to DŹWIĘK jest naszym przewodnikiem. Crescendo djembe’ów jest powalające, i glossa ludzkie, jak akcentacja swego istnienia w sobie i we wszechświecie, w tej chwili w  Kwinto, w grupie muzykoterapeutycznej, w Międzyrzeczu tego dnia, w swoim życiu, tego dnia naszego osobistego istnienia… Pijani tym rytmem i  dźwiękami kołyszemy się ukojeni choć przez chwilę (a pamięć o tym zdarzeniu pozostanie – zapewniam…). Grzechotki i przeszkadzajki z różnych stron świata, fujara słowacka, na której gra Ewa, czy zaklinacz deszczu (dziwna nazwa…).
Śpiew improwizowany. Jak wydobywanie siebie. JESTEM. Usłyszcie mnie. Chociaż Ja nie słyszę, ale tylko sensorycznie, bo przecież SŁUCHAM. Jestem-słucham-patrzę. Śpiewam. Gram. Dane nam jest uczestniczyć. Didgeridoo australijskich aborygenów, wspaniały instrument, jego dźwięk jest  nieopisywalny, to się rozumie, nawet nie słucha, bo jest przed-pierwsze, nie-koncertowe (dokładnie opisane przez antropologów kultury), rozhuśtają nasze wewnętrzne wibracje porządkując je, nasze kosmiczne, w paczki, w kwanty energii. Karolina Szulga wymyśliła w koncertach swoją pieśń, teraz śpiewaną wspólnie, z głębi swych tęsknot artystycznych 2% słuchu tylko w jednym uchu. Śpiew Kaji jak głęboki POWRÓT, zobaczymy, myślę na swój własny użytek, co się w moim wnętrzu ułoży i wyprostuje, a tak będzie na pewno…
Srebrzyste czyściutkie misy tybetańskie (jak dziwnie pięknie brzmią w Kwinto – czy to ten nierówny wielobok sali?), spadają na nas jak delikatne kaskady, medytacyjnie było… Z folkowych rytmów świata trochę dzikości… „Anioły/które mieszkają w nas” – cytat z poezji głuchoniewidzącej Elżbiety Mai-Skarzisko.
Z notatek: Zielone światło dla Aktywnego Rozwoju Osób Głuchoniewidomych to Projekt współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Formy wsparcia realizowane są poprzez spotkania klubowe, zajęcia kulturalno-edukacyjne i rekreacyjno-sportowe, zajęcia z trenerem aktywności społecznej, warsztaty pschychoedukacyjne, warsztaty aktywności górskich, warsztaty dyscyplin paraolimpijskich. TPG  biuro w Warszawie ul. Deotymy 41 tel./faks:22 635 69 70 KRS 0000 109 895 (możliwość przekazania 1% podatku) od 1991 r. zrzesza osoby z  jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu oraz ich bliskich, a także specjalistów pracujących na co dzień z osobami dotkniętymi sprzężoną dysfunkcją słuchu i wzroku, lekarzy, rehabilitantów, pedagogów, tłumaczy języka migowego i tłumaczy-przewodników oraz wolontariuszy. Jako organizacja pożytku publicznego działa na terenie całej Polski poprzez sieć jednostek wojewódzkich.
Aby przekazać 1% na Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym wystarczy w zeznaniu podatkowym wpisać nr KRS: 0000 109 895 - i nie zapomnieć o celu szczegółowym - Lubuska Jednostka TPG.


Iwona Wróblak
luty 2015