środa, 30 września 2015

Nimfofunk w Kwinto. Rytm poetyki


            Gęste od słów i gęste od muzyki. Rytm ale nie z tych prostodusznych. Jest jak membrana dokładnie poukładana w pięcioliniach. I śliczne pęknięcia w niej, czy odchylenia od osi głównej. Drżą w końcówce, dotknięte delikatnie dopełniają, rozchodzą się falami w otoczeniu, które dostosowuje się, do tonacji w koncercie, omywa nas i układa.
            Nimfofunk w Klubie Muzycznym „Kwinto”. Czarowny klimat riffów tego zespołu. Akustycznie w „Kwinto” znowu. Kwinto-sencjonalnie…
Funky rock. Czarna muzyka funk i biały rock, ekspresja i gitarowa ściana dźwięku. Pozytywne wibracje, wyrazista perkusją i gitara basowa. Sekcje starannie od siebie oddzielone, przez to doskonale słyszalne. Modelowe, jak mi się wydaje.  Możemy podziwiać poszczególne frazy kompozycji. Jak  perełki w naszyjniku. Błyszczą i mienią się, przelewają różnorakimi barwami.
            Słowa stają się poezją, jeśli są zagrane. Wypowiedziane w zgodzie z frazami muzycznymi. Tekst przelewa się w nuty. Drga w membranach, zmieniają miejsce i położenie, nieuchwytne i wypełniające przestrzeń do ostatniej kropli nuty. Łatwo jest tańczyć przy Nimfofunk.
            Zanurzyliśmy się w Nimfofunk z lubością. Daje swobodną ekspresję, nie wymaga figur tanecznych. Sama jest Tańcem jako takim. Ona jest  kierunkowa – ta ekspresja wynikła z naszego słuchania i interakcji. Nie jest chaosem. Na zewnątrz się obserwujemy. To znaczy – część nas jest na  zewnątrz, a druga połówka – słucha i patrzy, jak zanurzamy się w funk, w Nimfofunk. To jak uwolnienie z bezruchu. Z konwencji, którą przestaje się  narzucać. Intensywność przyjaźni, rzeczy i osób. Jak wypowiedzenie fraz dawno tkwiących głęboko. Znikają osmotyczne granice między skórą a  mieszanką muzyki i powietrza Kwintowego, co wsiąknęło setkami koncertów w zabytkowe cegły ścian Klubu. Jedno z wielu poziomów crescenda odczuwania świata.
            Za sprawą wokalu Partyka Młodzianowskiego przede wszystkim. I ciekawych kompozycji, które tworzą wszyscy w zespole. Nieprostych, składających się z wielu części, zmieniających rytm i tonację. Trzeba mieć szczególną intuicję, żeby stworzyć z tego poukładany i ciekawy kawałek. Rytm  jako całość muzyki i tekstu. Rytm poetyki zespołu. Mają styl. Mimo niedługiego stażu swoją ekosferę, myślę. Inspiracje – bardzo ambitne – służą im do  wyrażenia treści. Nie są niewolnikami swoich ambitnych wzorców (np. Red Hot Chilli Peppers), pamiętamy te eksperymenty lat 80. , dzisiaj wciąż są  pożywką dla muzyków.
            Elementy psychodeliki uzyskane za pomocą efektów gitarowych. Myślę, ze właściciel Klubu „Kwinto” znowu dobrze wybrał zespół, a  akustycznie, jak się okazało, brzmi jeszcze lepiej. Jak śpiewa wokalista – chwile przeciętności są takie, ze można z nich stworzyć niemalże religię, jako wspólny temat doświadczeń wielu setek ludzi, ich poszanowanie. Ze wszystkiego można stworzyć poezję, kwestia wyrazu artystycznego. To materiał na  przeboje radiowe.
            Jest coś w tej muzyce, w tych tekstach, co mi nasuwa na myśl etapy indywidualnego życiorysu ludzkiego, bynajmniej nie rozumianego linearnie. Okresowych supłów jak centrów energetycznych, zgromadzeń wewnętrznych, zapętleń uczuć, nawarstwień zdarzeń zewnętrznych, przeczuć ich sensu, wniosków i przemyśleń, które czasami nam się artykułują – muzycznie na pewno są łatwiej wyrażalne. To puls osobniczego serca, ciała i osoby, umysłu i  naszych pięciu poziomów sensorycznych, NAS. W martwym lesie. Jeżeli przez chwilę staniemy się – za sprawą swego zagubienia – niezupełnie żywi… Bo Życie to ruch i decyzje. Ale musimy umierać co jakiś czas, by odpocząć…przegrupować siły… W związku z (nagłą) pełnią księżyca czy mgłą nad  jeziorem…
            Jak ilustrować grzech??O grzechach popełnianych bardziej świadomie, lub trochę mniej… muzyka jest wtedy kłębiasta, i cykliczna, jak  niemożność ominięcia około-rejonów piekła… diabelsko-ludzko determinująca i nałogowo wciągająca w chtoniczne błoto.
            Trzy gitary elektryczne czyli Multi-orkiestra. Muzyczne monologi wewnętrzne przyznające się do siebie, ładne solówki, jak ilustracje przerw w  szumie świata – przerw na usłyszenie siebie. Crescendo odczuwania świata. Dwie ścieżki muzyki i tekst – wydawałoby się  - niezupełnie kompatybilny. Jak inny wymiar. Jak funki. Czyli zupełnie dalszy wymiar. Nienumerowalny.  
Muzyka ta powstaje podobno – jak mówią mi wykonawcy – w bólach, w dyskusjach na próbach. Mają jednak to coś wspólnego, i umieją to wydobyć, jako zespół. Tak brzmią.

Patryk Młodzianowski – wokal, teksty. Daniel Woźniak – gitara elektryczna, Teodor Cyrulik – gitara, Mateusz Michalczak – gitara basowa, Michał Bodzio– perkusja.

Iwona Wróblak
październik 2015



wtorek, 29 września 2015

Muzyko - przygniatasz ciężarem rozedrganej harfy

            Urokliwy kościółek p.w. Marii Magdaleny w Pszczewie, miejsce koncertu, malowniczo położony jest na wzgórzu. Na cmentarzyku przy kościele m.in. groby powstańców styczniowych z 1863 r. – Macieja Górnego i Melchiora Górnego, jeden z nich jest fundatorem kościoła; jak dowiaduję się, w  Pszczewie aktualnie mieszka kilka rodzin o tym nazwisku. Obok jest też nagrobek niemieckiego proboszcza parafii Leo Fischbock’a. Pszczew to miasto pogranicza…
            Późnorenesansowa świątynia z elementami barokowymi. Barwne freski na suficie. 27.04. to dzień kanonizacji dwóch papieży – Jana Pawła II i  Jana XXIII, których osobowości odcisnęły się piętnem na historii Europy, historii katolicyzmu.
            Muzyko przygniatasz ciężarem rozedrganej harfy… Koncert, jaki przygotowała pani Donata Marzec – Pawłowska i jej Grupa Wokalna „Bel Canto” składa się – w wielkiej mierze - z utworów przez nią skomponowanych do tekstów Karola Wojtyły, którego beatyfikację tego dnia transmituje z Rzymu wiele stacji radiowych i telewizyjnych na świecie. My też mamy swój koncert, jeden z kilku w okolicy. Muzyczny spektakl jest długi i obfity we wrażenia – 16 utworów, w tym 13 autorstwa pani Donaty. Zacznie go i zakończy tradycyjnie papieska „Barka”, ale głównie – jak powiedział proboszcz parafii ks. Stanisław Klich – medytować będziemy muzycznie tę poezję. Z tego powodu to będzie ważkie artystycznie zdarzenie, dotykające sedna uroczystości poświęconych beatyfikacjom. Papież Jan Paweł II by się na pewno ucieszył – ludzie słuchać będą jego słów, w skupieniu, razem z muzyką, która, staraniem pani Donaty, tak bardzo stara się oddać treść i ducha tekstu, do którego jest pisana.
            Kto śpiewa modli się dwa razy… Teksty pieśni pełne są ewangelicznej filozofii miłości, pani Marzec – Pawłowska starannie je wybrała ze zbioru poezji Wojtyły, ze słynnego „Tryptyku Rzymskiego” napisanego w kwiecie doświadczeń życiowych i kapłańskich papieża, u schyłku jego życia. Jest w  kompozycjach wszystko to, co koresponduje z pełną radości filozofią osobistą pani Donaty Marzec – Pawłowskiej. Są wieloczęściowe, skomplikowane, chociaż tego na pierwszy rzut ucha nie słychać, skromnie pomyślane jako akompaniament do pieśni są same w sobie artystycznym dziełkiem muzycznym. Pani Donata długo uczyła w szkołach muzycznych w Pszczewie i Międzyrzeczu, kilka pokoleń zawdzięcza jej pierwsze muzyczne szlify, ale umiejętność komponowania, jako sztukę tworzenia nowych rzeczy, nie do końca wyniosła ze studiów. Sama się dokształcała, brała też lekcje, chciała tworzyć. I ma w  domu setki dopracowanych utworów, wiele z nich jest zarejestrowanych w ZAIKSie, są artystycznie równoprawne z tekstami, do których je komponuje. Myślę, że warto je słuchać także niezależnie od nich. Wtedy można docenić słuch muzyczny i poetycki pani Donaty, jej umiejętność wyrażania dźwiękami nawet bardzo trudnych filozoficznych treści.
            Tak jest i teraz. Dwutorowy odbiór literatury, tu poezji, słowa Karola Wojtyły. Naprawdę, sposób naszego lokalnego uczczenia dnia beatyfikacji wybitnego Polaka jest bardzo właściwy i zgodny z Jego pośmiertnym życzeniem. Interesująca podróż w głąb duchowości katolickiej Wojtyły.
„Bel Canto” jest zespołem z własnym repertuarem, stale wzbogacanym przez panią dyrygent, która jednocześnie jest kompozytorem i emerytowanym nauczycielem muzyki. Ma wielki potencjał twórczy. Panie: Zofia Michoń, Irena Poszwald, Hanna Ciążyńska, Anna Cyranik, Gabriela Krystkowiak, Ewa  Łazarska, Elżbieta Fryza, Anna Kochman i Grażyna Tupalska, razem z konferansjerką Wiolettą Bubnowską, stworzyły piękny spektakl muzyczno –  poetycki. Smakujemy słowa Wojtyły: ojczyzna/gdy się wyrażam przez nią i zakorzeniam – dla wielu papież jest symbolem polskości i wolności, którą odzyskaliśmy po 1989 r., smakujemy muzykę do wybranych przez panią Donatę fragmentów z poematu „Profile Cyrenejczyka”. Ilustracje muzyczne strof poezji St. Witwickiego „Do sosny polskiej”, pełnego narodowych symboli utworu patriotycznego.
            Żeby jeszcze raz przeżyć koncert – warto jest słuchać wielokrotnie kompozycji pani Donaty, wykonań ich przez panie z Zespołu „Bel Canto”, pięknego szkolonego przez panią Marzec sopranu pani Zofii Michoń, solistki zespołu, jedziemy do Międzyrzecza, do gościnnego artystycznie kościoła św.  Jana, z jego wspaniałą akustyką. Mury gotyckiej świątyni wdzięcznie, razem ze słuchaczami, przyjmą raz jeszcze kolejny piękny koncert, w który wykonawczynie włożyły tyle pracy i serca. W Pszczewie zostały im wręczone, każdej z pań, czerwone okazałe anturium – zauważyłam, że na uroczystości 5.lecia zespołu też te kwiaty im wręczono… Teraz dokonała tego kierownik pszczewskiego Gminnego Ośrodka Kultury Wanda Żaguń. Pszczewski GOK ma opinię szczególnej przychylności dla społecznych animatorów kultury w regionie, co w innych miejscach nie jest takie oczywiste z definicji przeznaczenia tych instytucji. U nas w Międzyrzeczu w kościele św. Jana także pani Donata dostała, w imieniu zespołu, pokaźny bukiet. Cieszymy się, że  mamy panią Donatę z jej pianinem i duszą poetki pełną dźwięków, ciągle jeszcze z wielkimi planami twórczymi na przyszłość dalszą i bliższą, planami koncertów…


Iwona Wróblak
czerwiec 2014

poniedziałek, 28 września 2015

Manifestować Pamięć o Sierpniu

           Sala Narad w międzyrzeckim Ratuszu. Minęło 35 lat od utworzenia Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”, ruchu społecznego, który zapoczątkował zmiany polityczne w Bloku wschodnim, a Polsce przyniósł niepodległość. Zarząd Międzyszkolnej Komisji i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Międzyrzeczu zaprosił na Galę Dnia Solidarności i Wolności działaczy „Solidarności” lat 80. i tych nieco młodszych ich sympatyków.
            Zaczątkiem przemian był czerwiec 1979 r., kiedy na Placu Zwycięstwa w Warszawie papież Jan Paweł II wygłosił pamiętną homilię. Demontaż komunizmu rozpoczął się w Gdańsku w 1980 r., w sierpniu narodziła się „Solidarność”, potem nadszedł rok 1989 i Polska, wysiłkiem całego narodu, stała się krajem wolnym i niepodległym. Zapoczątkowane zostały przemiany a przed społeczeństwem stanęły nowe wyzwania i nowe cele. Wolność została nam, jak powiedział papież Jan Paweł II - zadana, jako obowiązek, cel i wartość, którą trzeba pielęgnować, rozwijać i bronić. W 35. Rocznicę powstania NSZZ „Solidarność” ideały Sierpnia i etos „Solidarności” - prawda, nadzieja, wolność, godność, sprawiedliwość - obowiązują i wzywają nas do  pogłębionej refleksji. Dzisiaj, kiedy czas heroizmu minął, w życiu codziennym zmagamy się z konsekwencjami bolesnej transformacji ustrojowej. Trzeba jednak pamiętać o ideach, które przyświecały pokoleniu „Solidarności”, byśmy nie zatracili znaczenia naszego wspólnego wielkiego, pokojowego zwycięstwa. Manifestowali pamięć o Sierpniu.         
            Na Galę Obchodów Dnia Solidarności i Wolności przybyli przedstawiciele władz związkowych:  przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”– Jarosław Porwich, z-ca przewodniczącego Zarządu Regionu –  Waldemar Rusakiewicz, przedstawiciele władz powiatu: z ramienia Starosta Powiatu Międzyrzeckiego - Zofia Plewa, burmistrz Międzyrzecza Remigiusz Lorenz oraz dyrektor Szkoły Muzycznej w Międzyrzeczu Małgorzata Telega i uczniowie Szkoły Muzycznej, którzy wystąpili z krótkim programem artystycznym. Młodzi muzycy z klasy nauki gry na gitarze: kwartet Marty Machunik, klasy gry na skrzypcach: kwartet Jolanty Helwig i klasy gry na saksofonie: duet Czesława Nowakowskiego. Zaprezentowali krótki program artystyczny złożony z utworów muzyki klasycznej.
Pamięć o Sierpniu w nas żyje. Jest tęsknotą za klarownym celem, jakim była walka z narzuconym nam obcym systemem polityczno – gospodarczym. Wspomnienia o tamtych czasach, okresie heroizmu i walki u nas na Ziemi Międzyrzeckiej, odżyły w czasie prezentacji multimedialnej kolekcji archiwalnych zdjęć. Pokaz był wyrazem uznania dla tych, którzy tworzyli „Solidarność” na naszym terenie, niektórzy z nich byli obecni na  uroczystości Gali Solidarności, kilku z nich niestety już nie żyje – minutą ciszy oddaliśmy im hołd.
            Symbolicznym wyrazem szacunku dla Rocznicy 35. lecia powstania NSZZ „Solidarność” i 25. rocznicy Wolności była uroczysta ceremonia wbicia – przez zaproszonych gości - gwoździ pamiątkowych na drzewcu Sztandaru, ufundowanego Międzyszkolnej Komisji i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Międzyrzeczu 5 lat temu (w 30. rocznicę powstania Solidarności), symbolu łączności z atmosferą nadziei tamtego okresu, gestem naszej tożsamości i  jedności historii ze znakami czasów współczesnych, dzisiaj równie aktualnych jak 35 lat temu, które są jak zobowiązanie kontynuacji dla następnego pokolenia. 
            Symboliczne podziękowanie za zasługi dla lokalnych postaci ruchu związkowego, krzewienia ideałów i wartości, wychowania młodzieży w tym  duchu nastąpiło w postaci uhonorowania osób wyróżnieniami, medalami i odznakami. Wręczyli je przew. ZR NSZZ „Solidarność” Jarosław Porwich i w-  ce przew. Waldemar Rusakiewicz, w zastępstwie Starosty - Zofia Plewa oraz burmistrz Międzyrzecza Remigiusz Lorenz. Wyróżnienie Feniks 2014  otrzymała Danuta Woźniak, Medal „Zasłużony dla  Regionu Gorzowskiego NSZZ Solidarność” - Mariusz Wąsiel, Grzegorz Skrzek i Maria Antonowicz. Odznakę Srebrną Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” za zasługi dla NSZZ Solidarność w dziedzinie oświaty i wychowania: Kazimierz Antonowicz, Roman Strzelczyk, Hanna Sikorska, Aleksandra Pempera i Teresa Kaminiarczyk. Odznakę Srebrną Krajowej Sekcji Oświaty i  Wychowania NSZZ „Solidarność” za zasługi dla NSZZ Solidarność w dziedzinie oświaty  i wychowania: Tomasz Bączkowski, Bartosz Leyko, Józef Piotrowski i Grażyna Korowacka. Odznakę Złotą Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” za szczególne zasługi dla NSZZ Solidarność w dziedzinie oświaty i wychowania: Maria Antonowicz, Zbigniew Dębicki, Grzegorz Skrzek, Mirosława Szanda, Jadwiga Sokołowska i  Dorota Ruta – Zdanowicz. Odznakę Złotą Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” za szczególne zasługi dla NSZZ Solidarność w  dziedzinie oświaty i wychowania: Piotr Szanda, Ewa Zabielska, Krzysztof Marzec, Mirosław Matyjaszczyk i Sewer Wawrzyszko.
            „Solidarność”, jak powiedział Jarosław Porwich, osiągnęła wiek Chrystusowy. Jest czas na refleksje… Organizacja była – w założeniu - Związkiem zawodowym walczącym o prawa pracownicze, co się nie zdezaktualizowało. Dziękowano zaproszonym osobom za ich wkład w walkę, która wpisywała się w klimat ogólnopolskiego zrywu narodu walczącego o odzyskanie przez Polskę miejsca jej należnego w wolnej Europie. Lokalnie chodziło też o  protest przeciwko składowaniu w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego odpadów radioaktywnych.
 Jubileusz – zdaniem Zofii Plewy – jest powodem naszej dumy z Polski wolnej i niepodległej, wartości najbardziej cennej, jaką wywalczyliśmy wszyscy jako naród, dzięki ideałom „Solidarności” - oddania, poświęcenia i odwagi osobistej, której nie sposób przecenić. Remigiusz Lorenz mówił, że  zwycięstwo „Solidarności” było akcesem do Wspólnoty Europejskiej. W związku z tym czeka nas wiele zadań. By im sprostać trzeba zatrzymać się na  chwilę – w momencie takim jak ten – celebrowania 35. Rocznicy powstania NSZZ „Solidarności”, pomyśleć o kierunku, w jakim zdążamy, mając zaplecze, jakim jest zwycięska walka narodu o odzyskanie własnej godności (zwycięstwo nieczęste w naszej historii). Było to możliwe dzięki upartej i  konsekwentnej postawie ludzi obecnych na uroczystości, którym dzisiaj chcemy podziękować.
Krzysztof Marzec, dyr. Gimnazjum nr 2 – nasz naród jest specyficzny w Europie, niepokorny, mamy to w genach, dlatego jesteśmy tutaj w Ratuszu. Jesteśmy też po to, żeby pomagać i wspierać lokalne działania również dzisiaj. Dodam od siebie, że jesteśmy obecnie także w Europie - jako podmiot, ważny członek Wspólnoty wolnych krajów, trzeba z tego korzystać.
Nie można żyć bez kapitału – zaznaczył Roman Strzelczyk, lokalny przedsiębiorca, właściciel firmy budowlanej – trzeba pracować nad poprawianiem bytu ludzi tutaj na miejscu. Masowa emigracja zarobkowa nie jest dobrym zjawiskiem, mamy nadzieję, że doświadczenia setek tysięcy ludzi pracujących dzisiaj w europejskim środowisku rynkowym zostaną wykorzystane dla poprawiania naszej rodzimej gospodarki, a nasi przedsiębiorcy będą mieli lepsze warunki dla rozwijania swoich firm.

Iwona Wróblak
wrzesień 2015





niedziela, 27 września 2015

Nazywam się Marian Zacharski… interesuję się historią, piszę książki…


            Na stoliku w Międzyrzeckim Ośrodku Kultury grube tomiszcza ostatnio wydanych książek gen. Mariana Zacharskiego. Tzw. literatura faktu, metody i techniki funkcjonowania służb specjalnych, kulisy ich pracy, szczegółowe opisy akcji wywiadowczych. Wiadomości z pierwszej ręki, od oficera tychże służb. Fascynująca lektura dla miłośników tego rodzaju historii. Zebrało się ich sporo na spotkaniu z autorem, mieli przygotowane szczegółowe pytania – dotyczące nie tylko publikacji autora...
M. Zacharski (ur. w 1951 r. w Gdyni), oficer polskiego wywiadu cywilnego, autor powieści z gatunku historii i literatury faktu. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W 1975 r. wyjechał do USA jako przedstawiciel firmy „POLAMCO”, która była wtedy przykrywką dla jego szpiegowskiej działalności. W 1977 r. nawiązał kontakt z Wiliamem Bellem pracującym przy projektach dla Departamentu Obrony USA. Do 1981 r. kupił dla polskiego wywiadu poufne informacje na temat m.in. budowy systemów radarowych, rakiet i samolotów i wielu innych tajemnic wojskowych, za co  sąd w Los Angeles w USA skazał go na karę dożywotniego więzienia. Aktem łaski prezydenta R. Reagana Zacharski został w 1985 r. wraz z innymi 3  wschodnioeuropejskimi szpiegami wymieniony na 25 więźniów przetrzymywanych w więzieniach bloku wschodniego. Od 1990 r. pracował dla Biura Ochrony Państwa. W 1995 r. uczestniczył w akcji mającej na celu zwerbowanie rosyjskiego agenta Władimira Ałganowa. Został awansowany na stopień generała przez Lecha Wałęsę. W związku z „aferą Olina” w 1996 r. opuścił Polskę. Stało się tak po przegranej w wyborach na prezydenta Lecha Wałęsy i  elekcji na fotel głowy państwa Aleksandra Kwaśniewskiego.
 Publikacje Marian Zacharskiego: „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski. Wbrew regułom”, „Rosyjska ruletka”, „Rotmistrz”, „Dama z  pieskiem”, „Operacja Reichswera”, „Krwawiąca granica” i bestseller „Kody Wojny. Niemiecki wywiad elektroniczny w latach 1907 – 45 a losy polskich, sowieckich, alianckich kodów i szyfrów”.
Gen. M. Zacharski książki zaczął pisał z początku po to, żeby – jak mówi – oczyścić się z zarzutów udziału w intrygach, jaki mu stawiano w  związku ze sprawą „Olina” (domniemane pseudonim byłego premiera Józefa Oleksego, postawiono mu zarzut współpracy z obcym (rosyjskim) wywiadem, w wyniku czego Oleksy podał się do dymisji a jego rząd upadł). Ponadto powodem jego aktywności literackiej jest to, że generał interesuje się historią, a że ma dosyć rozległą wiedzę o funkcjonowaniu naszego państwa z racji pełnienia służby w BOP, myślę, że dobrze jest, że powstała literatura faktu jego autorstwa oparta na gruntownej wiedzy wyniesionej wprost z kuluarów naszej wewnętrznej polityki państwowej. To cenny wkład dokumentalny dla przyszłych pokoleń historyków, ich studiów nad okresem Polski po 1989 r.



Iwona Wróblak
wrzesień 2015




sobota, 26 września 2015

Zero Absolu w Kwinto. Muzyka która się DZIEJE


Jeśli linearności nie ma a cały świat to muzyka.
            Już stęskniliśmy się za koncertami, dwa tygodnie bez Kwintowej muzyki to stanowczo za dużo… Właściciele Klubu dbają o dobry poziom rozrywki w ich pubie, jeśli się tam wybierzemy, to – na bank – jak mówią – będzie to dobre.
            Co teraz w karcie dań? Multiinstrumentalista Zero Absolu, człowiek – orkiestra. Po dwudziestej fani Kwinto rezygnują z przewiewnych krzesełek na zewnątrz, wracają do środka, skwapliwie zajmują miejsca blisko sceny. Będzie wysmakowane, jak już nieraz tu bywało.
Telebim i ilustracja plastyczna muzyki. Obrazy świata, naszej pośpieszności, i dramatu z tym związanego. Dotyczą lat minionych, więc możemy spojrzeć na nie z niejakim dystansem. I słuchać muzyki, być może ilustrującej.
A może i niekoniecznie. Może do niej trzeba dopisać Obrazy świata. Kroniki naszych uczuć z nim związanych. Na wybraniu do cna tematu zbudowanych, powtarzanych, kotłujących się w nas, wracających, do których nie zawsze możemy dopisać komentarz. Są kroniką. Są niezależne. Możemy tylko KRZYCZEĆ ŻE SĄ. Mocno, tak jak robi to wykonawca.
            Dopisać do nich muzykę, zilustrować muzycznie świat. Na wzbogacaniu i dodaniu wielowątkowości do niego. Perkusyjna gitara. Rytm robi się  mocny, dokończony i ładnie na końcu wyciszany. Jak cisza po krzyku. Impresja.
Rytm serca. Co na rytmie serca będzie nanizane? Damski głos po francusku. Poprzez tonacje, crescendo, zaczęło się od bicia serca, pierwszego dźwięku, który słyszymy. Nastroje wielobarwne, w tonacjach zmieniających się jak kolory, długości fal świetlnych łagodnie przechodzących jedne w drugie, okiełznanych przez muzyka, rytmy od początku, i wątki muzyczne oparte na DZIANIU się muzyki jako takiej, w jej czasie jak najbardziej teraźniejszym, dogłębnego swego w niej uczestnictwa…
            I bluesowe rytmy również, styl służy nadaniu treści, forma służy nadaniu treści, może staje się formułą… Na telebimie pulsowanie światła. Ilustracje do echa i do jakichś rozpryśnięć w krajobrazie, różne kolory tęczy, różne kolory światła, metalizujące echo… Muzyka bardzo ciekawa. Orkiestrowate multum dźwięków z wolna się wyciszające, niektóre pulsy pełne dramatyzmu. Zdarzenia w nich wynikają i są fajerwerkami, rozlane plamy słońca, gorące powierzchnie; nagle się urywają, przestają istnieć albo istnieją inaczej, ale to jest taka sama jakość życia, jak struny rozedrgane zajmują obszar nieciągły. Pięciolinia. I ulubione zawsze mocne rytmy na końcu jak finito. Wydobywa linie melodyczne, pętelki, elipsy, jakby arytmia serca, coś na  końcu, może to nie zakończenie a początek, jeśli linearności nie ma, a cały świat to muzyka…
Rytmy dżungli i jej mroczna niepoznawalność. Absolutnie równy rytm jakby bonga, z piszczałek może być dalsza część świata, on zawsze kończy się  krzykiem jeśli nie skowytem… Zapraszamy do Klubu Muzycznego „Kwinto”.

Zero Absolu - to jednoosobowy projekt muzyczny, nowoczesny one men band. Metoda twórcza francuskiego artysty polega na łączeniu ze sobą stworzonych wcześniej oraz tworzonych na bieżąco pętli (loops) muzycznych, które w miarę trwania utworu narastają i rozbudowują się. Początkowo minimalistyczne dźwięki ewoluują w wielowątkowe aranżacje. W ścieżkach muzycznych przeplatają się elementy post rocka, math rocka i elektronicznej muzyki. Występ Zero Absolu to nie tylko koncert, to także coś o charakterze performance, w trakcie którego odbiorcy są świadkami całego procesu powstawania utworu.

Iwona Wróblak
lipiec 2014


piątek, 25 września 2015

Jacek Fedorowicz – z pokorą przyjmuję zmieniający się czas


            Ja Kolega Kierownik. Okres, którego dotyczy wykreowana przez Jacka Fedorowicza postać, to czasy – ja mówi satyryk - sprzed 1989 r. To  wykwit czasów, Symbol władzy komunistycznej, trafiony w tym kontekście. Bezpośrednio dotyczy tego okresu. Toczyła się wtedy walka z socjalizmem o rząd dusz się, walka z najgroźniejszym, zdaniem pana Fedorowicza, przeciwnikiem… Najważniejsze było odzyskanie niepodległości – tak sądzi pan  Fedorowicz.
Jacek Fedorowicz - ukończył Wydział Malarstwa w gdańskiej PWSSP.  Aktor studenckiego teatru Bim-Bom w Gdańsku. W latach 1963-71 był  współtwórcą cyklicznych programów rozrywkowych w Telewizji Polskiej, współautor audycji radiowej "60 minut na godzinę" (1974-81 r.). Po ogłoszeniu stanu wojennego publikował utwory w wydawnictwach i prasie "II obiegu". Był też czynny w niezależnym życiu kulturalnym jako grafik (Komiks "Solidarność" - 500 pierwszych dni) i artysta estradowy. Autor programów satyryczno-politycznych w latach 80. postrzeganych jako odwet po TV– tubie PRLowskiej propagandy. Od 1989 r. ponownie występował w telewizji i publikował w prasie, był m. in. autorem i głównym wykonawcą popularnego programu "Dziennik telewizyjny".
             Okres powojenny nie był monolitem. Najgorszy był czas stalinizmu do 1956 r. Siermiężność czasów rozładowywał humor. Był, dla społecznej i  obywatelskiej higieny psychicznej, niezbędny. Fedorowicz uważa się za artystę usługowego (co dzisiaj jest tą usługą w twórczości zawodowego satyryka?).
Czy czasy dzisiejsze też są odpowiednie do tego, by usługą śmiechu reagować na narzucone nam przez stosunki w pracy, czy też inne układy podległości, okowy?… Może zmienia się tylko dekoracja. I kaliber jest inny, chociaż celów nie brakuje. Bo jest (na stanowiskach kierowniczych) potomstwo Pana Kolegi. Osobnik już nie siermiężny, lecz gładki, znający języki, i pusty w środku?... Może podobnie wewnętrznie zakłamany jak kiedyś Pan Sekretarz?
Jacek Fedorowicz przyjechał - na zaproszenie burmistrza Międzyrzecza – do naszego miasta na dwa spotkania z mieszkańcami. Pierwsze przeznaczone było dla młodzieży (licealnej). Czy młodzi ludzie zrozumieją poetykę dowcipów pokolenia ludzi pierwszej „Solidarności”? Kody języka opowiadającego między wierszami o brakach na półkach w sklepach, absurdach życia gospodarczego i politycznego? Okazało się, że tak. Młodzież jest  inteligentna. Zdumiał mnie (pozytywnie) Janek, jeden z uczniów – powiedział, że według niego Fedorowicz to postać kultowa dla młodzieży, bo  pokazuje, jak obrażać (kontrolować) władzę w sposób zabawny, kulturalny, że tego dzisiaj brakuje dziennikarzom…
Czyli spotkanie BARDZO się udało. Zasługa – myślę – wychowawców i nauczycieli, tej przestrzeni wolności, którą dali swoim wychowankom, pozwalając im się – delikatnie ich ukierunkowując – na samodzielny rozwój.  Jeśli wielu myśli podobnie do Janka, to młodzież mamy wspaniałą, a nasz kraj będzie się rozwijał.
Postać, figura, topos Ja Kolega Kierownik stał się kolegą (intelektualnym), został przyswojony, zrozumiany (przez drugie pokolenie posolidarnościowe). Wielki Szef nie budzi bojaźni, historia okresu gomułkowskiego, wielkiego pomieszana (po okresie stalinizmu), wielkiej nadziei (na  ludzką twarz marksizmu-komunizmu…), której uległo wielu polskich intelektualistów, została umieszczona w ramach jej należnych. Pokolenie lat Wolnej Polski jest wykształcone jako obywatelskie podmioty życia społecznego, przynajmniej ma ten potencjał, jest świadome. Nie jesteśmy, rzecz jasna, wolni od innych zagrożeń. Ostatnio od obecnego w wielu miejscach hejtu (według pana Fedorowicza takie są koszty – wyboru opcji światopoglądowych, w  wolnym od totalizmu społeczeństwie). Mowa nienawiści – uważa – była w nas zawsze, teraz tylko się ujawniła, znalazła sposób… Osoby znane na scenie nie mają obowiązku naprawiania świata (?). A jednak kiedyś artyści zburzyli, czy wzięli udział - w zburzeniu Żelaznej Kurtyny, wyśpiewali jej  rozpuszczenie...
Na drugim spotkaniu z mieszkańcami naszego miasta Fedorowicz zwierza się ze swoich (mniejszego kalibru) lęków. Kultową postać naszej sceny satyrycznej na to stać. Ścigająca nas, pokolenie na które napiera nieubłagany rozwój technologiczny, komórka, tablet – wyznaczniki naszych czasów, przymus opanowania tych narzędzi i lekki niepokój, by nami nie zawładnęły… Może to niepokój, by się samemu w nich nie zagubić, w gadżetach bądź co  bądź… To nowe zagrożenie osobnicze, indywidualne, z którym każdy ma codziennie do czynienia. Niepodległość – podstawowe dobro, dom, już mamy – zdaniem pana Fedorowicza… i historię o czasie odzyskiwania tej wartości trzeba młodzieży przekazywać, a ludziom dorosłym żyjącym wtedy – przypominać… A teraz można zająć się innymi sprawami. Zwykłymi, związanymi z obyczajami, zjawiskami społecznymi - mniejszej, nie tak bardzo publicyzującej rangi, z czasów kiedy żyliśmy w nienaturalnych warunkach, obarczeni tą funkcją - mówi. Ta rola dla satyryków była zbyt trudną do  udźwignięcia, niosła ze sobą niebezpieczeństwo utknięcia w jałowej, jeśli chodzi o konwencję artystyczną, polityce, by nie powiedzieć – politykierstwie.... Czasy były jednak czarno – białe, w pewien sposób (czy przez to łatwiejsze dla satyryka?). Fedorowicz mówi (czy na serio?), że stracił wiarę w  skuteczność tego, to pisze, więc polityką się nie zajmuje… Co dzisiaj jest Polityką, czymś tak godnym, jak walka o niezawisłość Polski w latach stalinizmu? Czy się nam rozmyła? Musimy żyć i musimy podejmować decyzje… Przetrzymać, jak mówi Fedorowicz, pewne persony w świecie polityki, to za mało może… (zrobią zbyt wiele zła, jeśli się im pozwoli – a mamy szansę nie pozwalać).
Zostanie nam – na pewno – na dłużej pierwsze wrażenie ze spotkania z Jackiem Fedorowiczem – piękna polszczyzna i nieskazitelna radiowa dykcja. Wartość z pewnością dodana. A nasz gość sparafrazuje to: Juliuszem Słowackim, który wielkim poetą był: aby język giętki potrafił ukryć, ze nie  myśli głowa…

Iwona Wróblak
wrzesień 2015





czwartek, 24 września 2015

Trio instrumentalne Tomasza Fichnera. To co istotne w klasyce muzyki świata

            Kolejny koncert z cyklu XIII Weekend Gitarowy zorganizowanego przez „Stowarzyszenie „Lubuski Weekend Gitarowy”, tym razem w  Sanktuarium Pierwszych Męczenników Polski. Przestronna bazylika, akustyczne, wspaniałe miejsce dla muzyki.
            Trio instrumentalne Tomasza Fechnera. Skrzypce, fortepian i gitara klasyczna. Na wstępie zestaw instrumentów – gitara i instrument klawiszowy. Muzyka hiszpańska, ale w swej akademickiej wersji, jeszcze przeze mnie nie smakowanej. Muzycy są studentami – wybitnymi - akademii muzycznych, stąd być może ich pokora wobec osiągnięć i dorobku kultury i historii muzyki, wynikła z wiedzy, jaką wynoszą ze studiów, wierność  wobec istoty tego,  co w muzyce świata jest najbardziej ważne. Starają się wydobyć z klasyki muzyki hiszpańskiej jej harmoniczne brzmienie. Z ciekawością wsłuchuję się w  ich interpretację, dotąd znałam ten obszar kulturowy w jego andaluzyjskiej formie flamenco. Akademicko też brzmi ciekawie – i jest na pewno na bardzo dobrym poziomie.
            Słuchamy J.S. Bacha, słynnego barokowego organisty. Okazuje się, że można zagrać tego słynnego kompozytora na skrzypce i gitarę. Poznajemy kompozycje owianego legendą wirtuoza skrzypiec N. Paganiniego, był też mistrzem gitary klasycznej. Inspirował się włoską muzyką ludową. Dzięki koncertom organizowanym przez Stowarzyszenie „Lubuski Weekend Gitarowy” możemy mieć kontakt z muzyką klasyczną w profesjonalnym wykonaniu. 


Iwona Wróblak
lipiec 2014

środa, 23 września 2015

Zmorka i Ślimak. Prezent dla dzieci od Izabeli Spławskiej
 i jej Teatru Do-mi-no z SP nr 3 

            Przy okazji Dnia Dziecka o sprawach dziecka… ONE w roli głównej w tym dniu na scenie Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Po spektaklu odwiedzanie sceny przez dzieci, tych maleńkich, prowadzonych za rączki przez mamy, i tych troszeczkę starszych, które już mogłyby być WAŻNYMI AKTORAMI w teatrze pani Izabeli, bo dla NICH I O NICH pisze swe świetne scenariusze pani Spławska, intuicyjnie i ze znawstwem sztuki teatralnej poruszając ważne sprawy. Obserwowałam, jak jej aktorzy bawią się teatrem i to jest przednia, bardzo wartościowa rozrywka…
            Spektakl. Dziecko NIE MÓWI - to coś się zanotowało w jego głowie jako pierwsza myśl -  niestety… Pomnikowa postać przemawia do niego i  INNYCH DZIECI – ja już cię udomowię… Jaki to dom, Pani Straszna? i jego, tego domu, szkolny i nie tylko taki, horror? Jaki dom dorośli dzieciom serwują. Olej do głowy  - podobno tego dziewczynce brakuje - skleja społeczeństwo jak lepka pajęcza sieć. Dostaje go za pracę u Czarownicy, ona jest  rzeczywista, ta czarownica, to znaczy dobra i zła jednocześnie, obojętna wobec nas, Dzieci…
            Wnętrze psychiki dziecka rozdwojone na jej funkcje i aspekty, zaludniają je – tu zdefiniowalne – stwory. Robią to – sprzątają mętne pojęcia, chaos, porządkują za pomocą swojej niedoskonałej z definicji intuicji – wszystkie DZIECI, wszyscy aktorzy tej sceny Wewnątrz Dziecka…
Samotność to taki składający się nań Las, dom – tak to rozumieją Ślimaki. Prawdziwy Dom to różne uczucia, ciągle nowe wyzwania. Sen – to pojęcie obrazujące spoczynek, jest ilustrowane w rytmie powolnym (ślimakowatym), właściwym, bo wiedzę o takiej randze trzeba smakować powoli. Pani  Straszna jest rozbrojona już (ze swej mocy), pęta się po Lesie, dziewczynka rozumie teraz, że niepowodzenia nie były wyłącznie jej winą, że Pani Straszna (kiepska nauczycielka) nie miała po prostu dla niej serca. Neutralizuje jej straszność Czarownica zakładając jej na ramiona swój płaszcz, pozbawiając wrogości to odium mocy, której nie może zrozumieć/wybaczyć dziecko. Absorbuje ono tym samym część dorosłości. Wędrówki po tym archetypicznym Lesie owocują więc mądrością. Powolutku sobie siedźmy (w poznaniu, gnozie), jak mówi Ślimak, poznawaniem prawie że medytacyjnym.
            Przy okazji Dnia Dziecka o sprawach dziecka, o Nim, o dziecku, z nim – z Dzieckiem. Słuchając Dziecka, będąc z Dzieckiem, rozumiejąc je,  mając, chcąc Mieć wiedzę o Dziecku… Spektakl Pani Izabeli Spławskiej i jej Teatru Do-mi-no, do oglądania zawsze pilnego.


Iwona Wróblak
lipiec 2014

wtorek, 22 września 2015

Sesja Historyczna w Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej


             XII Sesja historyczna, zorganizowana przez Stowarzyszenie Regionalistów „Środkowe Nadodrze”. Jak wszystkie poprzednie spotkania również i  ta zwieńczona jest, dzięki wsparciu Starostwa Powiatowego, wydaniem publikacji o dużej randze naukowej pt. „Ziemia Międzyrzecka w przeszłości. Tom  XII”, pod redakcją Bogusława Mykietów i Marcelego Tureczka.
Tom zawiera siedemnaście artykułów i przyczynków o charakterze historycznym i społecznym, ukierunkowanych na przeszłość i bieżące wydarzenia związane z obszarem nazywanym obecnie Ziemią Międzyrzecką, z których część ma charakter naukowy, inne to głosy popularyzatorskie.
Minutą ciszy uczciliśmy odejście profesor Zofii Hilczer-Kurnatowskiej, wybitnej badaczki dziejów Wielkopolski.
            Agnieszka Indycka: „Znalezisko siekierki brązowej z Nietoperka”. Ciekawy eksponat wydobyty z magazynów międzyrzeckiego muzeum. W  podobnych magazynach zalegają też pewnie inne eksponaty, nie funkcjonujące w literaturze przedmiotu. Siekierkę znaleziono przypadkowo na terenie zwartej zabudowy w Nietoperku w 1985 r. Niestety artefakt został pozyskany jako pojedynczy i bezkontekstowy, trudne jest zatem jego dokładne datowanie. Pokryty jest patyną i zachowany fragmentarycznie, brak mu części obucha. Zachowana część obucha ma równolegle i podwyższone brzegi o  ścienionych (ostrych) grzbietach. Siekierka ma wymiary: długość zachowana – 144 mm, szerokość obucha – 12 mm, grubość obucha przy piętce – 2-4  mm, wysokość ścianek piętki - 9-10 mm, szerokość ostrza - 44 mm, grubość siekierki przy piętce – 29 mm, przy ostrzu – 10 mm. Siekierki brązowe to  jedna z najliczniejszych kategorii narzędzi i przedmiotów codziennego użytku zarejestrowanych na zachodniowielkopolskich stanowiskach kultury łużyckiej. Chronologie siekierek tego typu (wielkopolskiego) określa się od schyłku II do połowy IV okresu epoki brązu.
            Andrzej Kirmiel: „Gdzie mógł znajdować się klasztor Pierwszych Męczenników Polski?” Jest potrzeba ciągłego mówienia o naszej tożsamości, o  wielokulturowości Ziemi Międzyrzeckiej. Według „Męczeństwa św. Wojciecha” przybyły jesienią 966 r. z Niemiec biskup praski Wojciech założył klasztor „ad Mestris locum”. Wiadomo, że planował założyć klasztor misyjny na granicy z pogańskimi plemionami Lutyków i Pomorzan. Na prośbę cesarza Ottona III w 1001 r. przybyli z Italii do Międzyrzecza mnisi benedyktyńscy - Benedykt i Jan (opat międzyrzeckiego klasztoru), dołączyli do nich  (prawdopodobnie) Polacy: Mateusz i Izaak oraz usługujący im miejscowy chłopak Krystyn. Organizację placówki misyjnej wspierał książę Bolesław Chrobry. Misja zakończyła się tragicznie, w nocy z 10. na 11. listopada 1003 r. zakonnicy ponieśli śmierć z rąk miejscowych zabójców. Oficjalnie nazwano ich Pierwszymi Męczennikami Polski a książę Bolesław Chrobry nakazał wznieść bazylikę nad ich wspólnym grobem. W latach 30. XI wieku w  wyniku późniejszej rewolty pogańskiej klasztor został zniszczony a wiedza o jego pierwotnej lokalizacji zatarła się w pamięci. Jedna z teorii upatruje położenie eremu we wsi Św. Wojciech, głównie ze względu na nazwę wsi, pojawia się ona jednak w źródłach dopiero w 1259 r. Referujący skłania się ku  obszarowi dzisiejszego Rynku, około 400 metrów od grodu – ze względu na znaleziony tam w 2002 r. w czasie nadzoru archeologicznego przy remoncie nawierzchni placu ratuszowego XIII-XIV. wieczny cmentarz, sięgający – być może – w swej niezbadanej dotąd warstwie okresu X i XI wieku. Jak pisze w dokumentach, klasztor leżał „w pewnym oddaleniu od grodu”. Mógłby to być też teren dzisiejszej Winnicy, po prawej strony Obry.
            Ryszard Patorski: „Punce konwisarskie na portretach trumiennych, tablicach epitafijnych i herbowych ze zbiorów Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej im  . Alfa Kowalskiego w Międzyrzeczu”. Według słownika terminologicznego konwisarstwo to wyrób i obróbka przedmiotów z cyny. Najstarsze organizacje cechowe, także konwisarzy, powstały w końcu XIV wieku w Krakowie, Gdańsku, Toruniu, w XVI wieku warsztaty takie działały też w mniejszych miejscowościach, również na terenie dzisiejszego województwa lubuskiego. Rzemieślnicy międzyrzeccy należeli do cechu poznańskiego, wytwarzali zastawy stołowe i naczynia kuchenne, łyżki, kule, dzbany kubki, tanią biżuterię, wyposażali kościoły w misy chrzcielne, ampułki do wody i wina, świeczniki, lawetarze do mycia rąk. Działalnością pomocniczą było odlewanie w warsztatach blach do produkcji naczyń kutych, flasz, pojemników i do  zespołów trumiennych i sarkofagów. Gotowe wyroby znakowano puncami. „Punca” to „marka miejska oraz mistrzowska” lub znak „konwisarski miejski,  mistrzowski lub jakościowy”, wybity na wyrobie metalowym, najczęściej złotniczym (punca złotnicza). Na terenie Poznańskiego naczynia wykonywano w  trzech tzw. próbach, pierwsza z nich była z czystej cyny (90%), stemplowano je herbem miasta i znakiem konwisarza, a dekretem Zygmunta Augusta z  1558 r. - dodatkowo orłem. Nie wszystkie wyroby znaczono. W zbiorach muzealnych i kolekcjach prywatnych jest spora ilość eksponatów niesygnowanych. Międzyrzecka kolekcja portretów trumiennych, tablic herbowych i epitafijnych liczy obecnie 39 portretów, 19 tablic inskrypcyjnych i  159 herbowych, nie wszystkie są sygnowane. Najstarszy przedstawia wizerunek Elżbiety z Rottenburgów Unrugowej (1659 r.), najmłodszy to jej prawnuk Karol August Unrug (1774 r.). Rzemiosło wielkopolskie reprezentowane jest przez czterech poznańskich konwisarzy; Wacława Smitha, Mathiasa Geretha, Christofa Fischera, Johanna Gottfieda oraz dwóch brandenburskich mistrzów znanych jedynie z inicjałów i miejscowości, w których działali.
            Marceli Tureczek: „Opisy miasta i kościoła pw. Św. Mikołaja w Skwierzynie z lat 1761, 1817, 1860 w świetle dokumentów odkrytych w kuli wieżowej podczas remontu fary w 1934 r.”. W państwie pruskim służba konserwatorska powstała wcześnie, już w XIX w. , odtąd jest tam zwyczaj wytwarzania dokumentów. Wobec niewystarczającej ilości źródeł interesujące są wszelkie materiały, na które natrafia się podczas kwerend. Jest  wielosetletnia tradycja umieszczania dokumentów w kulach wieżowych. Autor zdaje relację z poszukiwań w zasobie Archiwum Brandenburskiego Konserwatora Zabytków w podberlińskim Wünsdorf-Zossen – podczas prac remontowych w wieży kościoła farnego pw. św. Mikołaja Biskupa w  Skwierzynie. Opisy miasta i kościoła z lat 1761-1860 zostały zawarte w pięciu odrębnych dokumentach. W dokumencie z 1761 r. są informacje o królu Auguście III, staroście międzyrzeckim i wojewodzie wielkopolskim Antonim Jabłonowskim, zabytek uzupełnia naszą wiedzę o życiu miasta w XVIII wieku, o osobach pełniących w nim funkcje publiczne, proboszczach parafii, radcach miejskich i ławnikach sadowych, mówi o wydarzeniach – pożarach i  przemarszach wojsk, cenach zboża i mięsa, są w nim fragmenty dotyczące zabudowy miasta. Zredagowany jest w języku niemieckim i łacińskim. Dokumenty z 1817 r. i 1860 r. opisują dzieje kościoła związane z pracami remontowymi oraz prowadzonymi sprawami sądowymi.
            Piotr Maciej Dziembowski: „Testamenty Dziembowskich herbu Pomian z Bobowicka. Materiał źródłowy do genealogii oraz stanu posiadania”. Autor jest potomkiem familii Dziembowskich. Dziembowscy herbu Pomian są rodziną szlachecką wywodzącą swoje nazwisko od miejscowości Dziembowo koło Chodzieży. Jedna z gałęzi tej rodziny weszła w posiadanie Bobowicka około 1755 r, przez małżeństwo Adama Stefana Dziembowskiego z Karoliną Kalckreuth, córką Karola Zygmunta i Elżbiety Bronikowskiej. Zachowało się kilka testamentów przedstawicieli rodziny Dziembowskich z Bobowicka. Dokumenty są ciekawą lekturą obrazującą obyczajowość epoki i stosunki rodzinne, szczegółowo wymieniane są w nich  posiadane dobra ruchome i sukcesorzy. Autor zidentyfikował z imienia i nazwiska około 400 swoich przodków.
            Grzegorz Urbanek: „Najstarsza niemiecka ceglana budowla po prawej stronie Odry. Od propagandy po próbę renowacji zamku międzyrzeckiego w  latach 30. i 40. XX wieku”. Jak czytam w publikacji, rzecz jest o niemieckiej wizji swojej narodowej tożsamości w XX wieku na przykładzie rozważań na  temat renowacji XIV wiecznego zamku w Międzyrzeczu, jak pisze autor, obrazuje ciekawą sinusoidę postrzegania zabytku zależną od istniejącej koniunktury politycznej.
            Robert Michalak: „Kolej lokalna Kostrzyn nad Odrą - Słońsk - Krzeszyce - Rudnica w latach 1896-1945”. Zdaniem Marcelego Tureczka Robert Michalak jest jednym z największych w Polsce specjalistów od historii kolei. Referent uczestniczy co roku w Sesjach w Muzeum, jego wiedza, jak zauważyliśmy, jest ogromna. Pierwsze połączenia  kolejowe w Prusach powstały za sprawą przepisów ustawy o przedsiębiorstwach z 1838 r. Od 1880 r.  rozpoczął się proces budowy przez państwo pruskie oraz jeszcze nie upaństwowione prywatne przedsiębiorstwa kolejowe gęstej sieci również jednotorowych połączeń uzupełniających. Pierwszą drogą żelazną był odcinek Królewskiej Kolei Wschodniej od Krzyża Wlkp. do Bydgoszczy mającej docelowo połączyć Berlin z Królewcem, następnym ważnym połączeniem była kolej z Legnicy i z Wrocławia przez Głogów, Czerwieńsk, Rzepin, Kostrzyn n.Odrą do Szczecina. W 1883 r. przystąpiono do budowy drugorzędnej jednotorowej linii kolejowej ze Zbąszynia do powiatowego Międzyrzecza, w 1887 r. podjęto decyzję o budowie linii Rzepin-Sulęcin-Międzyrzecz. Obszerny referat pana Michalaka mówi m.in. o dziejach tych  inwestycji, ich znaczeniu gospodarczym i społecznym.
            Andrzej Chmielewski: „ Obozy dla internowanych Polaków na terenie Międzyrzecza w latach 1939-1940 w świetle wspomnień byłych więźniów”. Jak mówi autor, był to jeden z pierwszych tego typu obozów w III Rzeszy. Według wspomnień respondentów kilkanaście baraków mieściło się przy  dzisiejszej ulicy Waszkiewicza. Po dwóch miesiącach obóz rozbudowano i przekształcono w centralny punkt zbiorczy dla wszystkich zbiegłych robotników.
            Daniel Koteluk: „ Kolektywizacja wsi międzyrzeckiej w 1950 roku na podstawie materiałów źródłowych”. Istota tego procesu polegała na  marginalizacji a następnie likwidacji zamożnych rolników dysponujących indywidualnymi gospodarstwami.
            Lech Malinowski: „Ochotnicza Straż Pożarna w Międzyrzeczu”. Historia powstania i działalność OSP po wojnie. W 1945 r. międzyrzeczanin Franciszek Pawlak, mistrz kominiarski, wraz z burmistrzem i swoimi kolegami zaczęli zbierać i kompletować sprzęt pożarniczy. Referat jest kroniką międzyrzeckiego pożarnictwa, zawiera dokumenty i ważniejsze wydarzenia z działalności OSP i jej członków.
Marceli Tureczek i Joanna Zięba: „Przywracanie pamięci czy pamięć wybiórcza? Kilka refleksji wokół akcji porządkowania zabytkowych nekropolii ewangelickich na przykładzie cmentarza w Brójcach”. Zabytkowe cmentarze są obiektami specyficznymi, niosą ze sobą szereg treści implikujących w  społecznościach lokalne społeczne postawy. Zagadnienie opieki nad niemieckim dziedzictwem pozostaje dla społeczeństwa polskiego kwestią trudną. Obserwuje się to zwłaszcza w obrębie małych częściowo zamkniętych społeczności. Waga przywiązywana do opieki nad nimi zwykła wynikać z  użytkowej wartości danego zabytku. Przybyłe w 1945 r. grupy społeczne oderwane zostały od swoich wcześniejszych tradycji i zwyczajów, w nowym miejscu zamieszkania zaczęło się samoistne tworzenie sprzyjających więzi. Rozpoczęła się współegzystencja społeczeństwa jednego państwa w obszarze dziedzictwa państwa innego. Ratowanie historii lokalnej, mikrohistorii, pokazane na przykładzie cmentarza grójeckiego, jest laboratorium budowania postaw i wrastania zabytku w świadomość społeczną. W historii dzisiaj szuka się wartości, które mogą służyć współczesnym społecznościom lokalnym i  potrzebie społecznego upodmiotowienia zabytku.
            W tym roku obok artykułów recenzowanych swoje materiały zamieścili między innymi Zbigniew Czarnuch, Robert Romuald Kufel, Aleksandra Makowicz i inni. Gorąco polecam lekturę posesyjnej publikacji „Ziemia Międzyrzecka w Przeszłości. Tom XII”, jest dostępna w naszych bibliotekach.

Iwona Wróblak
lipiec 2014


poniedziałek, 21 września 2015

Wieczór Kwintowy Międzyrzecki… SHERWOOD

            Cóż może być bardziej fajnego niż oryginalna twórczość międzyrzecka, której daje się – tu na miejscu – upust… SHERWOOD na powrót gra dla  nas! Nasze dinozaury muzyczne własnego chowu… Karaokowego. Nasza lokalna bohema… „Kwinto” przytuliło naszych międzyrzeckich muzyków – artystów. Mamy swoje legendy punkrockowe w Międzyrzeczu, mamy własne kolorowe postaci, mamy własną historię… Na stojąco witamy ich, wierni od lat Fani – po sąsiedzku… Spotkali się muzycznie dzisiaj w Klubie Muzycznym „Kwinto”. Po dwudziestu latach.
Nie pamiętam, kiedy to się stało…- mówi „Dimas” – Jurek Dymkowski. Legenda formacji zaczęła się w sali wiejskiej w Nietoperku (koło Międzyrzecza), dokąd zaczął się zjeżdżać świat(ek) rockendrolowy międzyrzecki, butne dusze, którym coś uwierało na rzeczy (niektórym nie przeszło…).
„Dimas”. Barwna osobowość, rycerz międzyrzecki czasami…  (wobec niewiast szarmancki…). Śpiewali w tym Nietoperku. Grali. Piwkowali… Był  początek lat 90…
„Dimas” długobrody to legenda grunwaldzka nasza (rycerz on ci (ciężko)zbrojny z Bractwa onego naszego Ziemi Międzyrzeckiej), słynny z przemówień o  zagrożeniach dla niewiast pojmanych przez zdobywców, przez rozpoczęciem zdobywania naszego Zamku nieustannego corocznego przez brać naszą rycerską a też inną, nawet niemiecką, (rekonstrukcja na pamiątkę historycznego zdobycia i spalenia grodu w 1474 r.  przez Węgra Macieja Korwina), o  fantazji kmicicowskiej, uczestnik i zmagacz bitew (czy PIWtew) bardzo zaciętych pod międzyrzeckim zamczyskiem. Gdzie odniósł wiele szram i zaliczył wiele piw i kubków miodu na dziedzińcu zamkowym (brać rycerska z namiotami rozkłada się tam co roku z rodzinami na weekend). Zawsze jednak miał  dobry głos i wyobraźnię z talentem…
            Wykreowali też z „Johannem” (Marek Nowak) parę naszych międzyrzeckich przebojów, melodyjnych i chętnie śpiewanych, zapamiętanych, jak się  okazało dzisiaj, przez fanów naszego „Sherwood” – nazwa jest nieprzypadkowa (las(ek) wygnańców i banitów)… Fani tłumnie i skwapliwie przyszli, by  uściskać grajków i wysłuchać ich, a także wspólnie powspominać dawne dzieje, w słynnej się spotykali kultowej „Bub-bum”, pubie, który teraz odrodził się w równie kultowym „Kwinto” – Klubie Muzycznym z prawdziwego zdarzenia.
Teksty są „Dimasa” i Andrzeja Jagiełły (gitara). Hymn (nieoficjalny) Międzyrzecza, miasta co jest między rzekami, jak wieść niesie… Płyną sobie tutaj dwie rzeki/a tak właściwie to płyną ścieki/są tu także kina dwa, w których nic nic nic nie dzieje się od lat/babilon ooo Mezeritz Babilon…
Są też refleksyjne nuty osobiste „Dimasa”. Spleen i żałość za-jakżeby inaczej – miłością do niewiast(y) – wiatr, który rozwiewa twoje włosy/wiatr, który ciebie zauroczył…
„Dimas” śpiewa dumki w (żartobliwej) konwencji rosyjskich pieśni. Tak bardzo chciałbym zostać tu w Międzyrzeczu… (duża część pokolenia lat 90.  wyemigrowała zarobkowo, na bardziej lub mniej długo i być może spotyka się w pubach na tzw. Wyspach, czyli GB)
Zabija mnie czas… On upływa nam tu w naszym mieście, wszędzie upływa, nie zawsze tak, jak byśmy chcieli, nie wszystko się udaje…
Stoję na krawędzi parapetu (i z ukontentowaniem się oglądam taki stojący, jak w teatrze…)
I niespodzianka. Zupełna. Na poważnie i serio. Chociaż nie minorowo. Za to codziennie. Na patriotycznie. Taki spontaniczny nam się wysmyknął… „Warszawo ma”… , „Serce w plecaku”, piosenki z lat 40. Powstańcze. Akordeon (Leszek Kubiak) i dobry wokal Piotra Banaka. W poetyce retro, z taką patyną sepi, jaką się widzi na zdjęciach. Jest szacunek i przyswojenie historii. Jako własnej. Nie powiem – polskiej – bo musiałabym to napisać z dużej litery. Jestem dumna, że tu mieszkam… W NASZEJ Polsce, taką jaka jest, międzyrzeckiej też…


Iwona Wróblak
wrzesień 2015



niedziela, 20 września 2015

Wycieczka poprzez labirynty dźwięku. Maze of Sound. Kwinto

            Jeden z tych ambitniejszych koncertów, które obecnie nigdzie poza tym w Międzyrzeczu ani w jego najbliższych okolicach. Nic z popu ani  łatwizny. „Maze of Sound”. Skład zespołu: Piotr Majewski – instrumenty klawiszowe, skrzypce, kompozycje, Jakub Olejnik – wokal, teksty, Rafał Galus – gitara, Krzysztof Karaszewski – bas, Krzysztof Szymański – perkusja. Tym razem wstęp wolny – trasa promująca płytę.
Wycieczka śladami promieni słonecznych. Rock progresywny. Piotr Majewski – kompozytor, klawiszowiec, też skrzypek – jak mi się przyznaje, tłumaczy mi, co to jest rock progresywny, z czego czerpie. Że jego prekursorzy i obecni kontynuatorzy są, często z racji swego wykształcenia muzycznego, zanurzeni w muzyce klasycznej. Okresu baroku na przykład. Że czerpią stamtąd FORMY muzyczne.
            W przerwie między wejściami Zespołu słuchamy kwintowej muzyki z kasety, Piotrek błyskawicznie identyfikuje – jest dobra, ten kawałek, fraza, wpleciona w rockowy utwór to z (Modesta) Musorgskiego, u nas więc w Klubie Muzycznym „Kwinto” Maze of Sound dobrze się czuje, to te same fale… Na bis jeden ze słuchaczy prosi o szczególnie piękny instrumentalny kawałek, ja nazywam go „perełeczka” (muzycy mówią o Czarodziejce), kojarzy mi się z kroplami rosy. Jak przelewające się ich fale, o których nie wiadomo do końca, zgodnie z zasadą nieoznaczoności, czy są tylko kroplami. Przynależy do niego perkusja,  porządkująca jest te krople deszczu. Taka perełka impresjonistyczna, dla mnie to kandydatka na przebój, delikatna i  tęczowata. Gitarzysta mówi, że to się trudno gra, trudno zapamiętać linię melodyczną, bo jest skomplikowana. Mimo, że rytm jest żwawy, wszyscy stoją, słuchają. Rock w Kwinto, można powiedzieć, nam się uprogresywnił.
            Konstrukcje Piotrka, dobrze skonstruowane labirynty muzyczne są jak zakreślone precyzyjnie światy, dużą w nich rolę gra słowo i tekst, jako  równoważne środki przekazu formy. Maska teatralna na twarzy wokalisty. Ubiera się w nią, bo o tym jest tekst utworu, w TAKIEJ FORMIE jest  kompozycja, jako teatr, i muzyka jest jego bardzo ważną częścią, jest zbudowana z niego, i ON teatr jest na niej umoszczony, w niej zanurzony. Z całym jego, teatru, bogactwem znaczeń i odniesień, kulturowych, filozoficznych. Dzisiaj formą teatru jest – może być – Rock, jako środek wyrazu po prostu (jak  każdy inny).
            Jest to szczególnie interesujące, bo kompozycje pisane są na klawisze. Z ich feerią barw tysiąckrotnych, organowych niemalże, ubogacić je poprzez literackość?... Jeden z członków zespołu ma humanistyczne wykształcenie, chce też takich znaczeń i odniesień. Jaką może grać rolę muzyka w teatrze nut?  Dowolnie dużą. A jeśli ten teatralny spektakl rzeczywistości jest zbudowany z samych nut? (Jako forma-idea nowego teatru). Jakie to tworzywo? Wszechuniwersalność teatru jako forma. Teatr w szacie rockowej.
            Te wibracje od klawiszy dźwięczą na blacie kontuaru w Kwinto, czuję ich fizyczne drżenie na szklance. Piękne solóweczki na gitarę, to coś więcej niż nam znany rock. W którą stronę idzie obecnie? Ślizga się ku poezji? Rock jako forma, która nie wyklucza niczego, człowiek jest w niej uwity w nastrój jak w sieć, rytm jest do piosenki, nie do słuchania, to szczególna wolność wewnętrzna. Ku czystej formie muzycznej, ku poezji muzycznej dążący, dlaczego ta klasyka w utworach rocka progresywnego? Jak mówi Piotr – klasyka jest najwyższą formą sztuki, a rock progresywny jest z definicji wysublimowany (chociaż może tego nie słychać) i zapożycza stare formy do swej stylistyki. Trzeba dawać ludziom dobrą sztukę.


Iwona Wróblak
lipiec 2014

sobota, 19 września 2015

Wielka Gala Transu. Dzieci Dzieciom – charytatywnie, dla (ich) zdrowia

            Na wezwanie - do pomocy w ratowaniu życia chorych dzieci - pani Anny Bubnowskiej kierownik Zespołu Tańca „Trans” przybyli jej wierni międzyrzeccy, a dłuższego czasu nie tylko tacy, fani. Pani Anna działa intensywnie w Skwierzynie, w Lipkach Wielkich, łącznie do jej „Transu” należy około 300 dzieci i młodzieży.
            Udało się pomóc Julce, dziewczynka zwalczyła nowotwór, jest zdrowa… i dzisiaj zatańczy (!) w „Transie” (w układzie „ Przedświąteczna gorączka”). Sukces niebywały! Jakim potężnie wspomagającym leczenie specyfikiem jest NADZIEJA. I serca tych, którzy ją wspomagają – konkretną także pomocą, niezbędnymi środkami finansowymi potrzebnymi na leki, dojazdy na zabiegi, przecież nie każdego stać na leczenie się (!!!). To smutne, że  od pieniędzy czasami zależy ludzkie zdrowie i życie, jakby potężnie nie ograniczała nas już sama natura…
            Poezja teatralno – taneczna z elementami baletu, etiudy taneczne, słowem styl twórczości choreograficznej pani Anny. „Trans” jest rozpoznawalny po pierwszym wejściu jego młodych tancerzy. Po wysokim poziomie artystycznym. Jest ceniony w Polsce. Nasi fani Zespołu też doceniają pracę pani Bubnowskiej, dlatego na Jej wezwanie – do II koncertu charytatywnego, przybyli tak licznie. Bo pani Anna ma autorytet – no i gwarantuje moc wrażeń artystycznym na super poziomie, ogólnopolskim, a to się wszystko działo u nas, na scenie (na przyzwoleniem dyr. MOKu, któremu organizatorzy bardzo dziękują) Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury, w dwóch odsłonach.
            Cegiełki wstępu były sprzedawane z przeznaczeniem na leczenie tym razem Wiktorii, Oliwiera i Klaudii. Może znowu to jakże silne bóstwo, jakim są dobre myśli i uczynki, pomoże zwalczyć ich choroby. Bądźmy dobrej myśli i pomagajmy. A na razie cieszmy się ze wspaniałego widowiska, jaki podarowała nam pani Bubnowska i dzieci i młodzież z „Transu”.
            Moc wrażeń artystycznych i estetycznych. Wzruszeń. Najmłodsi uczestnicy koncertu nie mają nawet pięciu lat, rozkosznie wyglądają w  króliczkowych kostiumach, nie mniej jednak ponadto starają się naśladować starszych nieco kolegów i koleżanki, w nieco własnych wersjach figur tanecznych… Ale i tak zbierają najwięcej braw, i to nie tylko od swoich rodziców, skwapliwie fotografujących i filmujących swoje małe taneczne kilkuletnie talenty. Pani Anna tak układa scenariusze, by nawet najmłodsze dzieci znalazły w nich miejsca odpowiadające ich umiejętnościom i  możliwościom – w dodatku te układy są ciekawe dla widzów i czytelne jako zamierzenia artystyczne.
            Do udziału w koncercie charytatywnym zostały zaproszone wokalistki z Pracowni Muzycznej Młodzieżowego Domu Kultury w Gorzowie Wlkp. Bardzo zdolna Agnieszka Bandziak („Eurydyki tańczące”), śpiewająca też w duecie z Moniką Kosecką. Koncert prowadził Patryk Lewicki.
            40 minut układów tanecznych, program, wielka gala „Transu”. Duety, układy solo i małe spektakle teatralno-taneczne – taka nazwa jest uprawniona. Rys niezaprzeczalnego artyzmu jest w wielu z nich. Wiele pomysłów rodzi się nieustannie w bogatej wyobraźni instruktorki naszego najlepszego zespołu tanecznego. Umie je przekształcić w spektakl, inspiracje przerobić na figury taneczne, rozpisać na osoby… Wymyślić stroje, znaleźć ciekawą muzykę – która jest olbrzymim atutem zespołu, słowem zebrać w całość i wykonać zamierzenie. Pani Anna ma już zastępy wychowanych przez  siebie instruktorów – rośnie nam w siłę akademia tańca!
            „Przedświąteczna gorączka”. Zielone smerfetki, mikołajowe, świątecznie się zrobiło na scenie. Potem debiut z Lipków Wielkich” – „Watch Out For This” w wykonaniu młodzieży, super modne, super cool, no i profesjonalne, musi się wykonawcom podobać, nam oczywiście też. Takie figury tańczy się na warszawskich czy innych scenach (czemu by u nas nie?), widać, że oni chcą tańczyć, tym się cieszą, i mają fachową podpowiedź, jak to robić.
Duet taneczny: Dorota Adamirowicz i Emilia Rozwodowska w układzie „Motylki”, które z kokonów się pięknie rozwinęły, powiewem swych szat, w  cudne i zwiewne motyle. Występy młodszych dzieci przeplatane są popisami najstarszej grupy. To już balet niemalże – układ „Satysfaction” w pełni nas  artystycznie satysfakcjonuje. Urocze „Dwoneczki”, śliczne błękitne skrzydełka na plecach, którymi potrząsają. Młodziutcy tancerze w układzie „Boys and girls”, współpraca wewnątrz zespołu, tak jest to pomyślane. Solo – układ w wykonaniu Zuzanny Białas, tańczy dla Klaudii, swojej chorej koleżanki z  klasy. „Czary mary” – królestwo iluzji i magii, cylinder i (bardzo małe) króliczki kapeluszowe, które mnożą się wyciągnięte stamtąd. Humorystyczny  układ „Sekretarki” – powab tego zawodu, głównie za sprawą wdzięku dziewcząt, rytm, odgłosy stukania na maszynie. Znowu ciekawy duet w „Tęczy”: Amelia Piotrowicz i Weronika Cierach, a potem spektakl taneczny „Być po tamtej stronie płotu” - o samotności i akceptacji przez grupę, bardzo klarowny, dobra gra aktorska, ten sam rytm grany i tańczony po obydwu stronach metalowego płotu, na koniec się synchronizujący. Duet: Franek Kiernozek i  Natalia Skwarek. Znowu spektakl: „Dobry puls”, serduszkowy, sercowy, bije ono na czerwono w piersiach tancerzy – widoczne, przypięte, ilustrowane jest to pulsowanie dobrych chęci dla chorych dzieci gestami rąk, czas będzie działać na ich korzyść, wyzdrowieją… Kolejny spektakl (ileż my dzisiaj ich  mamy!), wspaniały, nagrodzony; „Rzeźby” . Kamienie też czują, może wzruszone empatią ludzi. Można przekazać te emocje strojem, ruchem, układem figur – właśnie to podziwiamy na scenie! Marmurowo kamienne kostiumy we właściwej im kamienności, tanecznej, ich – kamieni – życie wewnętrzne (cóż o nim wiemy?), niedostrzegalne dla żywych w swej długowieczności, dla nas widzów na kilka minut staje się czytelne, jakby, według naszych standardów, ożywa (co jest żywe i według jakich kryteriów?). Dagmara Śron i Oliwia Wesołowska – duet należy do grupy najstarszych tancerzy, widać klasę ich umiejętności, profesjonalizm, efekt już dłuższej nauki u pani Bubnowskiej. Najmłodsi w układzie „Dobry Dj”, nasza konferansjerka (obok Partyka Lewickiego) dzielnie zapowiadająca, teraz na scenie – piękne błyszczące dyskotekowe kostiumy, a za chwilę Julia solo, w rybim stroju mieniącym się łuskami, giętka i syrenowa, jest co oglądać.
            „TS-Trans” czyli Trans Skwierzyna w układzie hip –hopowym. Bardzo rasowy ten hip-hop, rozumiemy teraz, o co chodzi w tym gatunku muzyki, o jaki rodzaj tańca, ekspresji. Hip-hop u źródeł, pokazany przez wytrawną instruktorkę, podoba się wszystkim, nawet tym, którzy lubią inny gatunek muzyki. „San szi”, czyli krótkie kimona, elementy muzycznej ornamentyki Dalekiego Wschodu, sztuk walk, obyczajów japońskich, gejsze i samuraje, oszczędne gesty, które budzą skojarzenia z tym, co istotne w tym kręgu kulturowym. Występ taneczny solo Anny Nosalik i po niej śpiew solo Agnieszki Bandziak. Poetycka piosenka „Dobranoc, panowie”. Agnieszka ma obok wokalnych na pewno zdolności aktorskie, życzymy jej sukcesów.
            Najmłodsi w widowiskowym układzie „ Kto wypuścił psy”. Na kanwie zachowań naszych czworonożnych przyjaciół pomysłowo przygotowany występ. Psie ogonki i stadne zachowania gromady/sfory. Tajemniczy jaszczurowy układ „Gekony”. Ciemno-czarne wężowe wizualnie oślizłe stroje, wodno-ziemny świat gadów dla nas tajemniczy i nieco groźny, niepoznany, podziwiajmy matkę naturę – jak ona tańczy za sprawą „Transu”! W dziwnym obcym świetle gadziego spojrzenia wdzięcznym ruchem zrzucają gekony swe piękne skóry. Nazwałabym ten spektakl: etiuda wężowa.
A na koniec cudeńko choreograficzne: „Opuszczony plac zabaw” w wykonaniu średniej grupy. Kostyczne ruchy lalek ubranych w szachownice, tak są  doskonałe, nieludzkie – i opuszczone przez nas na naszym placu zabaw. Odeszliśmy ze swego Pokoju, gdzie się bawiły dzieci wszystkich wieków. Zostały same. Ta samotność jest tańczona, gestykulowana, tylko twarze są nieruchome, lalowate, straszne. Sam makijaż, Sama Forma. Pustka, bezcelowość Pokoju po odejściu Dziecka, zabawki powoli zamierają w półruchu, półgeście, jakby skończyła się im energia nakręcenia.
Finał został zatańczony przez cały zespół. Zobaczyliśmy ich w całej okazałości. Jak powiedziano – Lekarstwo, na zwalczenie chorób, i na ciągły naturalny niedosyt wrażeń artystycznych – hasło „Trans” przyciąga w Międzyrzeczu i okolicach zawsze tłumy widzów.
Ostatni akord. Podziękowanie panu Romanowi Strzelczykowi za wspieranie Zespołu – i pani Annie Bubnowskiej (czego prowadzący nie miał w  scenariuszu) za kierowanie zespołem, to od członków i sympatyków Zespołu.


Iwona Wróblak
lipiec 2014