piątek, 30 września 2016

Pinokio

            Jedną z form działalności kulturalnej Klubu Garnizonowego na rzecz miasta są spektakle dla dzieci. Studio Małych Form Teatralnych „Scenografii i Reżyserii” ART – RE zobowiązało się do realizacji przedstawień, m.in. „Pionokio” „Królowa Śniegu”, „Cudowna lampa Aladyna”, „Legenda o smoku wawelskim”, „Czerwony Kapturek”.
            Pierwsze z przedstawień. Dzieci z przedszkoli nr 4 i nr 6, zaproszone przez Klub Garnizonowy, żywo reagowały słuchając znanej bajki o stolarzu Gepetto i jego przybranym synku Pinokio, którego ten wystrugał z kloca drewna. Spektaklem samym w sobie jest oglądanie reakcji maluchów, ich pełne zapału uczestnictwo w widowisku. Aktorzy chętnie zapraszali na scenę dzieci, które same mogły przez kilka chwil utożsamić się z bajkowymi postaciami. Głośno wyrażały swoje komentarze na temat zachowań Pinokia, śledziły jego kręte ścieżki pajacowego życia. O tym, jak ojciec Gepetto cierpliwie czekał na powrót swojego drewnianego synka, jego miłość do Pajacyka sprawiła, że nie ten tylko wrócił do domu, ale także stał się normalnym żywym chłopcem. Piękna baśń o przyjaźni i miłości, opowieść o wybaczaniu i dobrej Błękitnej Wróżce, która pomaga w dokonywaniu właściwych wyborów. Trzeba tylko słuchać mądrego Świerszcza i pamiętać o kochających rodzicach, którzy zawsze czekają nawet na bardzo niesforne dzieci. Symboliczna wędrówka po lesie była dla Pinokia pierwszą lekcją życia, nauczyła go ostrożności w zawierzaniu napotkanym ludziom i wyciągania wniosków z  doświadczeń życiowych.
            Nie to jednak było najistotniejsze na przedstawieniu Teatru „ART – RE”. Chodziło o zabawę, o dobrą zabawę przedszkolaków. Bardzo kontaktowi aktorzy, miła atmosfera, przystępna forma spektaklu sprawiła, że dzieci przez około godzinę były zajęte śledzeniem toku akcji bajki. przedstawienia jest wolny.


Iwona Wróblak
luty 2008

czwartek, 29 września 2016

Nie jestem człowiekiem, który chciałby się poddać


            Papiery rodzinne. Dokumenty z lat szkolnych. Dyplom dla: Wasilkiewicza Bogdana. Za II. miejsce 70 kg w kategorii 56. Mistrzostwa Polski Inwalidów w podnoszeniu ciężarów. Koszalin 93.
Pan Bogdan: - W szkole, do której chodziłem, we Wrocławiu, był klub Start Wrocław dla osób niepełnosprawnych. Osoby w różnym wieku zajmowały się  tam sportem. Mieliśmy trenera, jeździliśmy na zawody. Pływanie, łucznictwo, lekkoatletyka. Ja podnosiłem ciężary. Amatorsko. Uprawianie sportu daje korzyści. Poprawa kondycji, wytrzymałości. Satysfakcja. Poczucie niezależności.
            Progi. – Próg buduje się wtedy, kiedy rodzina robi klosz – nad osobą niepełnosprawną. Człowiekowi, żeby się lepiej poczuć, potrzeba samodzielności. Wtedy istnieje w społeczeństwie. Samodzielny w urzędach, samodzielny na ulicy. Ludzie niepełnosprawni muszą wierzyć w siebie. Są dwie kategorie ludzi niepełnosprawnych: ci, którzy są nimi od urodzenia i inni, którzy stali się nimi później. Ci ostatni muszą zacząć wszystko od zera...  
Pan Wasilkiewicz pozytywnie patrzy na świat. Kluczem jest aktywność własna. - Ludzie, wszyscy, chcą być postrzegani jako pełnosprawni. Jak dojść do  tego poczucia pełnosprawności?... Moja rada. Spróbuj wyjść do ludzi, poznaj ich sposób na życie. Jak? Chociażby przez Internet. Ludzie mają przemyślenia, pomysły, które może warte są twego poznania...
            Ciekawym epizodem w życiu pana Bogdana była jego przygoda z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. – Ludzie niepełnosprawni nie tylko –  potrzebują pieniędzy od innych. Potrafią je też sami zebrać – dla potrzebujących. Organizacje pozarządowe opierają się na pracy wolontariuszy. Ludzie zdrowi nie zawsze mają psychikę taką, żeby pomóc osobom chorym.
Pan Bogdan mówi o sobie: - Nie jest człowiekiem, który chciałby się poddać. Co to znaczy się poddać? - Stać się obojętnym na to, co się dzieje wokół. Obojętnym wobec własnego losu. Obojętnym, bo się nie udało. Jeżeli ludzie mogą sami o siebie zadbać – mówi – wolałbym, żeby to zrobili. Pracując, płacąc podatki, człowiek staje się potrzebny. Chciałbym, żeby ktoś dostrzegł w tych ludziach pozytywny materiał na człowieka. W ludziach ciężko doświadczonych przez los.
            Rozmawiamy o barierach architektonicznych. Utrudniających lub wręcz uniemożliwiających aktywność osób niepełnosprawnych w życiu publicznym. Przy trybunie sejmowej – nie ma podjazdu dla wózków... Urny wyborcze w lokalu, do którego prowadzą schody...
Pan Bogdan bierze kule, wychodzi na chwilę. Oglądam rodzinne fotografie. Żona pana Wasilkiewicza, z malutkim synkiem. Pan Bogdan wraca po chwili. – Żeby coś się zmieniło diametralnie, musi upłynąć pokolenie. Najszybciej zmieniają się dzieci... Ja jestem postrzegany jako osoba pełnosprawna, bo  pracuję. Bez taryf tzw. ulgowych.
Zamiast darowizny – dajcie nam, osobom niepełnosprawnym, pracę. Chcemy żyć normalnie. Chodzi o nastawienie wewnętrzne. Wiele rzeczy zaczyna się w  głowach... Możesz pomóc mi przejść na drugą stronę przez ulicę... to dobrze. Ale czy dasz mi pracę?...
            Pan Wasilkiewicz obraca w rękach kółeczko od dziecinnego samochodziku. – Moim marzeniem jest, żeby ludzie niepełnosprawni, stowarzyszenia, organizacje pozarządowe, chcieli się zjednoczyć, by działać wspólnie wobec BARIER.
Bariery są w głowie. – Ludzie boją się podejść, spytać, czy osoba niepełnosprawna potrzebuje pomocy. Korzyść z podejścia do człowieka (moje podkreślenie) może być wieloraka. Będziemy bardziej otwarci...
 Słabości? Człowiek ma w sobie słabości zawsze, trzeba umieć sobie z nimi poradzić... Jak? Pan Bogdan - Nie jestem psychologiem... Wiem, że trzeba mieć pokorę w stosunku do świata. Do siebie i do ludzi.
            Pan Bogdan Wasilkiewicz jest jednym z założycieli Fundacji na Rzecz Niepełnosprawnych „NIEZALEŻNI”. Niezależni to marzenie, które chcą  realizować. Chcieliby sprawić, by każda niepełnosprawna bądź chora osoba mogła z dumą stwierdzić, że jest samodzielna, zaradna finansowo i społecznie oraz możliwie niezależna od innych. W przyszłości, jak fundacja będzie się rozkręcać, zostaną pozyskani sponsorzy, chcą pomagać, udzielać pomocy w  finansowaniu opieki medycznej, rehabilitacji czy edukacji. Przyznawać stypendia oraz wspierać i prowadzić akcje edukacyjne i działalność wydawniczą a  także imprezy promujące tolerancję wobec osób niepełnosprawnych. Księgarnia internetowa www.fikcje.pl jest prowadzona przez osoby niepełnosprawne. Wszystkie pieniądze ze sprzedaży książek przeznaczają na utrzymanie swoich miejsc pracy.

 Iwona Wróblak
luty 2008


środa, 28 września 2016

Muzeum skarbnicą wiedzy o regionie


            Wystawa okresowa w Muzeum. Tym razem szczególnie ważna. Gabloty o panu Alfie Kowalskim. Muzeum powinno być skarbnicą wiedzy o  regionie – mówi mi dyrektor muzeum Joanna Patorska. Mówi to, co jest oczywiste dla muzealników, dla ludzi nauki. Z tego powodu muzea zawsze pozostaną swego rodzaju świątyniami – pamięci pokoleń, ich dorobku materialnego i kulturalnego. Muzea regionalne są naszymi korzeniami, dzięki nim  mieszkamy w naszej małej ojczyźnie. Są ludzie szczególnie wyczuleni na tę ważną potrzebę mieszkańców danego regionu, potrzebę stabilizacji, posiadania własnej historii. Pamięci. Muzealnicy.
            Alf Kowalski. Człowiek bardzo ważny dla międzyrzeckiego Muzeum. Z wykształcenia artysta – plastyk, z zamiłowania badacz kultury ludowej, z  wyboru muzealnik. W Międzyrzeczu znalazł swoją małą ojczyznę. Zachwycony zabytkami sztuki i historii, które gromadził w swoim biurze w Starostwie Powiatowym, w 1945 r. powziął decyzję o utworzeniu w Międzyrzeczu muzeum. To jemu zawdzięcza się uratowanie przed zniszczeniem międzyrzeckiego zamku i budynku starostwa, dzisiejszej siedziby muzeum. W gablotach są zdjęcia stanu budynków kompleksu muzealnego z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i następnych. Etapy remontów karczmy dworskiej i domu bramnego. Dokumentacja ze Zjazdu Konserwatorów Zabytków. Zawdzięcza się mu organizację kompleksowych prac naukowo – badawczych dotyczących przeszłości międzyrzeckiego grodu. Zgromadzenia największego i najlepszego w Polsce zbioru portretów trumiennych, tablic inskrypcyjnych i herbowych z XVII i XVIII w. Alf Kowalski międzyrzeckim muzeum kierował przez 40 lat, do końca 1985 r.
Druga pasją życia Alfa Kowalskiego było malarstwo. Mamy próbkę jego twórczości na wystawie. Artystyczne wizje zabytków architektury miasta i  pejzaże okolic Międzyrzecza, inne dziełka. Są też portrety tego nestora międzyrzeckiego muzeum pędzla lokalnych artystów. Alf Kowalski był  organizatorem i uczestnikiem pierwszych wystaw twórczości artystów plastyków z Ziemi Lubuskiej. Był też m. in. członkiem i założycielem Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, Klubu Inteligencji w Międzyrzeczu, członkiem zarządu Lubuskiego Towarzystwa Kultury. Pracowitości i osiągnięć starczyłoby na kilka żywotów.
            Pani dyrektor Patorska mówi mi dzisiaj, z okazji wystawy, o słuszności wizji Alfa Kowalskiego. To właściwa wizja. Muzeum istnieje dzisiaj w  kształcie, jaki stworzył Alf Kowalski. Kolekcje wzbogaca się pozyskanymi eksponatami, także z archeologicznych wykopalisk. Zabytki z historii, wiedzę o prehistorii, kulturze ludowej, sztuce, księgozbiór – udostępnia się do pisania prac magisterskich i doktorskich. – Służymy tym, co mamy – mówi – na  miejscu oczywiście...


Iwona Wróblak 
marzec 2008 

wtorek, 27 września 2016

Koncert Marii Kaszni w Muzeum


             Maria Kasznia jest absolwentką Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Brała udział w kilku prestiżowych międzynarodowych konkursach pianistycznych. Swój koncert dyplomowy zagrała w naszym Muzeum.
            Pierwsza część koncertu to preludia Clouda Debussy’ego. 12 utworów, bardzo różnych. W Muzeum w Międzyrzeczu - Debussy i pani Maria Kasznia, młoda bardzo obiecująca pianista. Jej interpretacje utworów tego modernistycznego kompozytora. W naszej koncertowej już, dzięki kilkuletniej tradycji, sali z zabytkowymi portretami trumiennymi.
            Debussy czyli bogactwo tematów i pomysłów na kompozycję. Ogrom środków wyrazu, zaskakujących fraz i rozwinięć wątków. Niespokojnych, pełnych zapytań, tęsknoty i obietnic, nadziei jak wstawanie słońca o wschodzie. Dysonanse wplecione w pozornie przejrzysty schemat kompozycji. Debussy nigdy do końca nie przewidywalny. Zaczynających się od kilku dźwięków, poprzez ilustracje, w jaki sposób kompozytor wsłuchuje się w  pojedyncze nuty, odkrywa, jak brzmią, i dlaczego w ten sposób. I, na pewno, jak pani Maria nam to zagra.
            Koncert pani Kaszni to piękna ilustracja spotkania w Muzeum z okazji corocznego sprawozdania z działalności tej instytucji. Pan Adam Koziński w imieniu rady Muzeum mówił o 11. tys. odwiedzających placówkę, zorganizowaniu 6 wystaw; zachęcał w dniu dzisiejszym do odwiedzania ekspozycji przedstawiających osobę zasłużonego dla Muzeum Alfa Kowalskiego. Cyklicznie odbywają się tu lekcje muzealne dla dzieci. Nasze obrazy - z zasobów muzealnych - wyjeżdżały często do innych miast. W ciągu roku poczyniono na terenie Muzeum inwestycje, naprawiono część murów zamkowych. W ich  finansowanie udało się zaangażować władze miasta i gminy.
            Po przerwie część koncertu druga pani Kaszni jeszcze bardziej smakowita. Fryderyk Chopin i preludia jego absolutnie przepiękne. Usłyszymy te  najbardziej znane, motywy muzyczne grane nam od dzieciństwa, znane Polakom, nawet tym nie interesującym się nadmiernie muzyką klasyczną. Ton ich szczególny, romantyczny, po którym rozpoznajemy kompozytora już po pierwszych dźwiękach. By osiągnąć taki rezultat trzeba ćwiczyć po kilka godzin dziennie przez wiele lat. I mieć talent. Pracowitości i talentu pani Kaszni nie braknie.
            Roztapiamy się w muzyce fortepianowej, pozwalając, by wniknęła w nas, srebrzyście i łagodnie, przypomniała o odczuciach i marzeniach, o  których wiemy, które znamy. O naszej polskiej kulturze muzycznej, romantycznej jej spuściźnie, w tej dostojnej atmosferze sali wypełnionej portretami naszych przodków.
           

Iwona Wróblak
marzec 2008 

poniedziałek, 26 września 2016

Beta Band czyli wieczór jazzowy


            - To będzie jazz klasyczny, nie żaden eksperyment – mówi przed występem jeden z muzyków.
Zaciekawieni zajmujemy miejsca przy stolikach na parterze Klubu Garnizonowego. Smakowity kawałek dobrej muzyki nam się zapowiada.
            Panie: kierownik Klubu Wiesława Murawska i Jolanta Glura zapraszają do pierwszego eksperymentalnego wieczoru jazzowego. Co komu w duszy gra...
Saksofon tenorowy – Łukasz Matuszewski, Damian Beta – klawisze, Artur Roguski – gitara basowa, multiinstrumentalista – student UZ oraz uczeń PSM  II Stopnia w Zielonej Górze. Konrad Grzegrzółka – menadżer zespołu i perkusista – absolwent PSM I Stopnia w Z. G, student UZ i UW oraz uczeń PSM  II Stopnia w Z. G. Monika Kręt – śpiew. Nazwa Beta Band pochodzi od nazwiska inicjatora, Romana Bety – puzonisty, który obecnie studiuje na  Akademii Muzycznej w Poznaniu. Wszystkich łączy jedno – jazz. Od listopada 2006, regularnie w piątki pod koniec każdego miesiąca Beta Band gra w  klubie „4 Róże dla Lucienne” w Zielonej Górze i prowadzi jazzowe jam session. W repertuarze Beta Band są między innymi takie utwory jak: Work Song,  Mercy Mercy Misty, The Girl From Ipanema i wiele innych.
            Jazz środka – tak to określają. Muzyka rzeczywiście klasyczna, miła dla ucha, można też pewnie tańczyć. Jazz bardzo dobry gatunkowo. Czytelna linia melodyczna. Improwizacje starannie wyreżyserowane, z partiami solowymi dla każdego instrumentu. Z dużą ilością saksofonu.
Słuchamy samby i bluesa. Wokalistka wkomponowuje się w instrumenty, jest piątym z nich. Pani Monika mimo młodego wieku czuje ten gatunek muzyki. Dobra dykcja. Widać (i słychać), że muzycy czerpią wzory i inspiracje z pierwszych nazwisk słynnych światowych jazzmanów, i - cieszą się swoim graniem, wsłuchani w siebie, w swoją muzykę, my także – widzowie – mamy ogromną przyjemność tego wieczoru, satysfakcję bycia na żywo z wartkim nurtem pulsujących jazzowych rytmów.
             Jazz jest rodzajem muzyki powstałej w USA na przełomie XIX i XX wieku. Narodził się w wyniku połączenia elementów wiejskiego i miejskiego folkloru Murzynów amerykańskich z europejską tradycją muzyczną, z której wywodzi się instrumentarium, melodyka i harmonia jazzu, a także metryka języka angielskiego w utworach wokalnych. Natomiast specyficznie murzyński (czyli negro - amerykański ) jest swing - owa rytmiczna intensywność sprawiająca wrażenie kołysania z charakterystycznym dla jazzu synkopowaniem, czyli przesuwaniem akcentu z mocnej części taktu na słabą. Kształtowanie dźwięku wywodzące się z murzyńskiej praktyki wykonawczej miejskiego proletariatu oraz frazowanie, mające swoje źródło w wiejskim folklorze Murzynów amerykańskich. Spontaniczność, żywiołowość i żarliwość jazzowej improwizacji. Najstarszymi przejawami folkloru muzyki afrykańskiej były pieśni pracy (work songs), zawierające najprostsze motywy oparte na skali trzydźwiękowej, z nich wywodził się blues, forma leżąca u  podstaw jazzu. Poszczególne motywy i pauzy w tych pieśniach odpowiadają ściśle czasowi użytecznych ruchów ciała ludzkiego przy pracy i chwilom odpoczynku między tymi ruchami. Stanowią one wyraz biologicznej korelacji ruchu z głosem ludzkim i czasem muzycznym pieśni, a także wskazują na  psychiczny moment wyładowania zmęczenia lub przeciwdziałania zmęczeniu. Te funkcje biologiczno - psychiczno - muzyczne pieśni pracy, jak i dźwięki work songs, wyrażające psychiczny nastrój, który towarzyszył pracy niewolniczej, zasadniczo różnią je od charakteru beztroskich pieśni afrykańskich myśliwych, pasterzy i rolników.
            Funkcja ekstatyczna jazzu wywodzi się z religijnego charakteru zachodnioafrykańskich tańców obrzędowych i zaznacza się w jazzie przede wszystkim w trakcie tzw. jam sessions, improwizowanych koncertów. Improwizacja i wzajemna inspiracja muzyków prowadzi do czynnego zaangażowania słuchaczy, wyrażającego się w aplauzie, okrzykach, oklaskach itp. Kod indywidualny jazzu to identyfikujący wykonawcę sposób komunikacji między nim a słuchaczem, przejawiający się w kreacji melodii, vibrato, ostrości i zmianach natężenia dźwięku, zaniku dźwięku itp.
Historię jazzu na ogół dzieli się na następujące okresy: Do ok. 1900, kiedy rozwijały się formy, z których jazz czerpał swoje źródła m.in. niewolnicze pieśni pracy (work songs), murzyńskie śpiewy religijne (negro spirituals), ballady i hymny białych osadników z Europy, tańce minstreli (cake - walks), marsze i  fortepianowe ragtimy. Okres formowania się jazzu (ok. 1900 - 1920) w południowych stanach USA, zwanych Dixieland, gdzie w dużych miastach (Nowy Orlean, St. Louis, Memhis, Baltimore i in.), w dzielnicach murzyńskich anglojęzycznych, powstawały pierwsze zespoły jazzu tradycyjnego (klasycznego). Składały się głównie z klarnetu, kornetu i puzonu jako instrumentów melodycznych oraz bębnów, fortepianu i kontrabasu (gitary basowej) jako perkusyjnych - co było wynikiem zetknięcia się praktyki wykonawczej murzyńskich orkiestr marszowych z fortepianową muzyką ragtimową. W tym czasie pojawiła się też nazwa - „ jass”, „ jazz”, oznaczająca zgiełk, hałas, początkowo używana złośliwie do ośmieszenia nowoorleańskiego zespołu T.  Browna i innych grup wykonujących tego typu muzykę. Okres klasyczny, tradycyjny, nowoorleański (ok.1920 - 35), rozpoczynający się po nagraniu w  1917 roku w Nowym Jorku pierwszych w historii jazzu płyt przez zespół Orginal Dixieland Jazz Band, ugruntował klasyczną dla jazzu formację instrumentalną i jazzowe gatunki muzyczne. W tym czasie, oprócz Nowego Orleanu i innych miast Południa (USA), powstały dwa nowe centra muzyki jazzowej: w Chicago i Nowym Jorku. Główni przedstawiciele okresu klasycznego, to m.in.: King Oliver, Louis Amstrong, Jelly Roli Morton, murzyński zespół Creole Jazz Band i zespół białych jazzmanów New Orleans Rythm, Kings. Okres swingu (1935 - 45 ) to dominacja jazzu orkiestrowego. Swingowe big bandy (Counta Basiego, Duke’a Ellingtona, Benny Goodmana) stały się wzorcem dla całej ówczesnej muzyki tanecznej. Okres jazzu nowoczesnego (modem jazz ) rozpoczął się po 1945 stylem be bop ( Charles Parker, Dizzy Gillespie ) i nieco późniejszym jazzem cool (Miles Davies, Stan Getz, Modem Jazz Quarter). Ów cool jazz, łącząc się potem z elementami awangardowej muzyki europejskiej, został nazwany Trzecim Nurtem. Natomiast w latach 50. z  be bopu 5, nawiązującego do tradycji murzyńskiej muzyki religijnej (gospels, soul musie), powstał hard bop (John Coltrane, Jazz Messengers). Zapoczątkowany w latach 60. przez Omette Colemana freejazz („ wolny ”, czyli wychodzący w sferze harmoniki poza system tonalny), koegzystował z  kierunkiem jazz - rock ( ftision ), który rozwijał się do lat 80.
            W całej historii jazzu kolejno powstające style i nurty rozwijały się w koegzystencji (z przewagą stylu aktualnie modnego i dominującego), co  sprawia, że muzyka ta stale sumuje doświadczenia poszczególnych swoich okresów stylistycznych. W Europie jazz zaczął się rozwijać po 1920 roku, w  Polsce od drugiej połowy lat 50.

Iwona Wróblak
marzec 2008

niedziela, 25 września 2016

Ukraińska wigilia. O keselyci


            Przepis na keselycię: Składniki – mąka owsiana, kwas chlebowy.
Kwas chlebowy wlać do letniej wody. Ma stać około doby, aż wykiśnie (będzie czuć kwasem). Przygotować roztwór zapachowy: do wody wrzucić kminek, czosnek, liść laurowy, ziele angielskie, ma się pogotować 5 – 10 min. Do gotującego się zapachu wlać wykwas i wymieszać, dodać soli do smaku, pieprzu, magii.
            Recepturę tradycyjnej łemkowskiej wigilijnej potrawy zdradziła mi jedna z pań, starsza wiekiem Łemkini. Keselycię (łemkowski żur na zakwasie)  przygotowuję się tylko na Wigilię. Tradycyjnie je się ją z ziemniakami. Obok kutii musi być na świątecznym stole, obok innych potraw.
            Dworek w Kaławie. Wigilijna łemkowska wieczerza. Zaproszona na uroczystość przez greckokatolickiego księdza Jurija Bojczeniuka próbuję delikatnego żurku (postnego – to czas postu) podawanego w niewielkich miseczkach. Smak doskonały. Wsłuchuję się w gwar ukraińskich rozmów wokół mnie. Wychwytuję pojedyncze słowa, proszę moich sąsiadów o tłumaczenie sensu słów wstępu, wygłoszonego przed chwilą przez księdza. Rodzinna Wigilia jest 6. stycznia, zgodnie z juliańskim kalendarzem poprzedza (7. stycznia) Boże Narodzenie. Śpiewa się kolędy. Druga Wigilia jest 18. stycznia, przed Świętem Jordanu (Trzech Króli), kiedy chrzczony był Chrystus. Święto Jordanu (Objawienia Pańskiego) jest jednym z najważniejszych świąt. Podczas tego Święta oświęca się w cerkwi wodę, by miała właściwości uzdrawiania, fizycznego i duchowego. Przed tym Świętem ludzie zbierają się za  wigilijnym stołem, intonuje się kolędy i szczedriwky, w których jest dużo życzeń zdrowia i dobrobytu i chwali się w nich Chrystusa Nowonarodzonego i  Bogurodzicę oraz śpiewa ukraińskie narodowe pieśni.
            Dzisiejsza łemkowska wigilia to święto społeczności, tworzącej parafię w Międzyrzeczu wspólnoty religijnej. Ludzie spotykają się w ten czas świąteczny, by ze sobą pobyć, porozmawiać po ukraińsku, razem modlić się. Na co dzień widują się na Mszach Św. w kościele greckokatolickim w  Międzyrzeczu. Mieszkają w naszym mieście i w okolicznych wioskach.
            Na dzisiejsze Święto Drugiej Wigilii przygotowano także część artystyczną. Dzieci i dorośli, rodziny: Tyliszczak, Tkaczyk i Sycz śpiewali pieśni, deklamowali wiersze. Na akordeonie grał pan Mirosław Jacenik. Jednak główny akcent muzyczno - sakralny dopiero nastąpi. Będzie nim zwyczajowe wspólne śpiewanie kolęd i szczedriwek.
             Ksiądz Bojczeniuk rozdaje zebranym śpiewniki. Intonuje pierwsze pieśni. Podobne w brzmieniu do polskich kresowych, tematy muzyczne tradycyjnych słowiańskich kolęd. Wielu pieśni oczywiście nie znam. Tym są dla mnie ciekawsze. Któryś z panów prezentuje mi na przykładach różnice brzmieniowe między językami ukraińskim a łemkowskim (łemkowski jest podobno dialektem języka ukraińskiego). Pan Piotr Szlachtycz, właściciel Dworku Kaława, mocnym głosem śpiewa stare dumki kozackie, rzecz jasna po ukraińsku. Ma w głowie niewyczerpany zasób pieśni ze wschodu. I  opowieści. Słucham wspomnień o dawnych zwyczajach naszych międzyrzeckich Łemków. Wieczerza wigilijna zapewne potrwa do późna. Dworek to od  kilku już lat miejsce świątecznych, i nie tylko świątecznych, spotkań parafian greckokatolickich. Co roku spotykają się tu na Wigiliach parafialnych. Bywały tu artystyczne zespoły pieśni i tańca z Ukrainy. Przestrzenna sala, pełna etnograficznych eksponatów wygrzebanych z okolicznych podwórek (to  pasja pana Piotra), sprzyja swobodnej rozmowie, wymianie poglądów, słuchaniu. Otwarciu na inną kulturę. Wzajemnym poznaniu i akceptacji.

Iwona Wróblak
marzec 2008

  

sobota, 24 września 2016

Antiquo More – premiera spektaklu muzycznego


            Zespół Muzyki Dawnej „Antiquo More”, pod kier. Katarzyny Chmielewskiej, tym razem w Klubie Garnizonowym, wystąpił ze spektaklem na  motywach baśni J. Ch. Andersena „Królowa Śniegu”, przygotowywanym na jubileuszowy XXX Ogólnopolski Festiwal Zespołów Muzyki Dawnej „Schola Cantorum” w Kaliszu.
Widowisko miało dwie części. Zespół instrumentalny (różnego rodzaju flety, gitara, skrzypce, bębenek i inne instrumenty) - muzyka w powiązaniu z  innymi sztukami – tańcem, spektaklem. Są to jednocześnie kategorie, w których wystąpi „Antiquo More” w Kaliszu.
            Muzyka jak równy rytm przepływu czasu dawno minionych epok. Inny od naszego z XXI w. Jak stroje wykonawców. Dworskie stroje z czasów renesansu. Królewskie purpury i czernie. Muzyka dostojna i krotochwilna, do tańca i wieszcząca dostojność królewskiego dworu.
Spokój i skupienie wykonawców, młodych muzyków absolwentów i uczniów S.P. nr 2.
Bębenek z fletami, skrzypce i mandolina. Trudna sztuka gry w zespole instrumentalnym. Słuchanie się wzajemne muzyków. Udało im się poruszyć naszą wyobraźnię, przenieść nas w odległy czas kilku wieków wstecz. Gorące zasłużone brawa, dygnięcie barwnych sukien. Czekamy na zapowiadaną „Królową Śniegu”.
            Jak to zrobią wykonawcy? Bezsłownie, tańcem, z muzycznym towarzyszeniem Zespołu. Normalny rytm życia książęcego dworu zakłóca chochlik - diabełek, nagle zjawiający się na balu. Wśród tańczących rozsypuje srebrzące się kawałki lodu. Budzą one u tancerzy przelotne jedynie zainteresowanie, jedynie Kaj, zafascynowany zimną bielą odłamków lodu, pochyla się i zbiera pokruszone kawałki. Jego partnerka Gerda woła chłopca, lecz ten jej nie  słucha. Białe przeźroczyste postaci otaczają Kaja jak scalone nagle odłamki Zła -/szaleństwa/izolacji otaczają go innym światem, któremu przewodzi Królowa Śniegu. Serce Kaja zamarza jak zimna biel szala, który zawiązany na szyi przenosi go do innego wymiaru, gdzie wstępu nie ma Gerda, przyjaciółka chłopca. Królowa Śniegu obejmuje nad nim władzę, odsuwa Kaja od jego poprzedniego środowiska. Scena w pałacu Królowej, gdzie dworzanie, do których teraz należy Kaj, tańczą na Balu. Ale Gerda nie rezygnuje. Z pomocą przyjaciół udaje im się w końcu zdjąć z zamrożonych postaci białe płaszcze. Kaj zostaje uratowany, teraz tańczy z Gerdą, szczęśliwy.
            Różne są Bale, różni dworzanie i władcy. Uczestniczyć w społecznym tańcu - układzie, który nas rozwija, wzbogaca nasze więzi międzyludzkie. Z  partnerami, którzy troszczą się o nas, nie zostawią w sytuacji, w której zafascynowani fragmentem zła zatopimy się nim, skuszeni mamiącym pięknem nie  najbardziej istotnego szczegółu. Zapominając w istocie o powodzie, dla którego znajdujemy się na tym hipotetycznym Balu, który, być może, jest tu  alegorią.


Iwona Wróblak

czwartek, 22 września 2016

Batteria z Pszczewa 


            Klub Garnizonowy. W planie dzisiaj przedstawienie próbki twórczości fotograficznej młodego artysty Tomasz Nowaka i niszowy koncert ciekawego muzycznie zespołu „Bateria” z Pszczewa.
            Malarskie fotografie miasta. Wykonane techniką cyfrową, na zwykłej drukarce. Autor robił je z Ratusza. To spełnienie zamierzenia, z którym nosił się od dawna. Teleobiektywem wybierał fragmenty panoramy miasta i fotografował z wieży ratuszowej. Bryła budynku sądu, częściowo przysłonięta drzewami. Czerwone szeregi dachów domków jednorodzinnych. Panorama bloków, w tle widoczna Bazylika 5 Braci Międzyrzeckich. W technice otworkowej – bez teleobiektywu, próby artystycznej wizji, jak wyraziła to kier. Klubu Wiesława Murawska - Międzyrzecza autorstwa Tomasza Nowaka. Bardzo ciekawego spojrzenia. Widziane nieco nieostro, za mgłą. Jest ten nasz spalony Dworzec Kolejowy – ładny sam w sobie budynek – jak mówi Tomasz Nowak... -  odbiór fotografii jest rzeczą osobistą... Łuk mostku do zamku, widziany z rzeczno – wodnej bocznej perspektywy. Inne fotografie – „Obrazki z miasta”, wydrukowane dzięki uprzejmości firmy BK Biuro Planowania i Kreśleń Technicznych S. A. Polecamy wizytę w Klubie Garnizonowym w celu obejrzenia kolekcji.
            „Batteria” z Pszczewa. Nie mylić z bateriami czy bakteriami... Zespół wykonuje muzykę określaną jako etniczna, powstał w Pszczewie w 2000 r.  Nazwa oznacza grupę bębniarzy. Zagrają muzykę źródeł. Oprócz gitary klasycznej i fletów etniczne instrumenty, wyglądają jak wielkie wydrążone w  środku rury. Rozpoznajemy bębenki - conga i bongosy. Będą grać i śpiewać: Krystian Grabowski – gitara, djembe, Dominik Wilczyński – conga, bongosy, djembe, darabuka, flet, didgeridoo, drumla, śpiew, Rafał Lemański – flet, cornamuse, kij deszczowy, didgeridoo, djembe, śpiew, Tomasz Chruszcz – djembe, bongosy, kij deszczowy, rekureku, przeszkadzaje, didgeridoo, Marcin Wamberski – djembe, conga, temburyn, Kasia Buchert – śpiew.
            Gitara zaczyna motyw akompaniamentowy. Do tła dołączają kolejno flet i instrumenty perkusyjne. Rytmiczne kompozycje, improwizacje oparte na wzajemnym uważnym słuchaniu się muzyków. Bardzo się podoba kwintet conga, narastający rytm przedwiecznych dźwięków, transowych, o  zwiększającej się dynamice, odwołują się do archaicznych wspomnień naszego ludzkiego gatunku, gromad ludzkich tańczących przy ogniskach na  przestrzeniach tysiącleci. Jak odwieczne mantry brzmią dźwięki wydobywane z wielkich rur – pustych w środku, to coś pośredniego między modlitwą, medytacją a słyszeniem przyrody w pierwotnym buszu. Brzmią bardzo strawnie dla naszego nowoczesnego ucha, te subtelne kulminacje, wtrącenia wątków, rozwinięcia i nagłe wyciszenia. Muzyka „Batterii” czerpie inspiracje z dorobku kulturowego wielu kontynentów naszej planety, afrykańskie djemby, aborygeńskie didgeridoo, kubańskie i latynoamerykanskie bongosy. Arabskie śpiewne nuty modlitw muezzinów i gardłowe mantry Dalekiego Wschodu. Europejskie, hiszpańskie, jazzujące motywy na gitarę i onomatopeiczne popisy flecisty wzajemnie się uzupełniają. Do tego słyszymy przesypywanie piasku, dźwięk kojący jednocześnie i zwiększający ostrość widzenia, słyszenia i odczuwania – odbioru rzeczywistości, wydobywany z  instrumentu w kształcie rurki, wszystko bardzo ciekawe i – przyjemne w odbiorze.


Iwona Wróblak
marzec 2008
Bocerowie. Trzy pokolenia Bocerów - wędliniarzy


           
            Łukasz Bocer, syn pana Eugeniusza Bocera, w białym fartuchu, zdecydowanym ruchem otwiera drzwi Zakładu. Zimne pomieszczenia. – To cały ciąg technologiczny, w którym na co dzień produkujemy wyroby wędliniarskie – mówi. Nowoczesny park maszynowy do obróbki mechanicznej mięsa. Zwiedzamy dalsze etapy produkcji, aż do etykietowania, ważenia i wywozu do firmowych sklepów. Łukasz pokrótce tłumaczy, jakie warunki należy spełnić, by wędliny nabrały jędrności i kruchości. Czyli smaku.
Tradycyjna wędzarnia to serce Zakładu Masarniczego Bocerów. Tląca się olcha w palenisku na dole. Drewno olchy nadaje wędlinie charakterystycznych właściwości. Pan Łukasz otwiera Wędzarnię niczym szafę Babci Anastazji.(Pani Anastazja, z mężem, to seniorka rodu Bocerów – wędliniarzy). Osiemdziesiąt procent produkcji przez ten proces obróbki przechodzi. Na etapach dojrzewania do smakowitości pęta wędlin na stojakach stoją w  klimatyzowanych dojrzewalniach. W ściśle określonych technologią porach ich dojrzewania i czasie. Nadziewanie, przyprawiane solą, majerankiem, pieprzem – tylko naturalnymi przyprawami. Muszą mieć polski, tradycyjny i... bocerowski smak, smak dymu tradycyjnego wędzenia. I smak – to ważne - powtarzalny, ciągle ten sam. Jak marka firmy Bocer. Od 20 lat.
            W biurze szefa. - Za co dostaje Pan nagrody? – pytam pana Eugeniusza Bocera. Kolekcja dyplomów. Topór na tle rzemieślniczego herbu. Konkursy Święta Świni. Tytuł „Hit roku...” Złoty Topór dla Eugeniusza Bocera. Krajowe Konkursy Wędliniarskie Polagra Ford w Poznaniu, Dożynki Regionu Kozła, Nagrody specjalne, Ogólnopolskie Turnieje Przetwórstwa Mięsa. – Za pracę – mówi pan Bocer. Dzień pracy pana Bocera zaczyna się  przed świtem. Trwa od trzeciej rano do dwudziestej pierwszej. – Maszyna musi być obsłużona przez człowieka. Musi być w tym ludzka ręka. Wyrób musi spełniać Państwowe Normy Branżowe. Przepisy, wymogi. Dokształcanie, douczanie personelu, Firmie poświęcić trzeba bardzo wiele czasu. W zawodzie pracuje od 1973 r.
            Rodzinna firma (pracuje tu mama, siostra, szwagier) – co chciałby zmienić, a co zachować? – Rozbudować Firmę – odpowiada krótko – zachować tradycję. Ojciec i syn rozkładają mapę. Pochylamy się nad projektem. W Perzynach koło Zbąszynia powstaje nowoczesny zakład przetwórstwa mięsa i  wyrobów garmażeryjnych o mocy przerobowej sześć razy większej od obecnej. Ostatni wyrób firmy – kiełbasa „jubileuszowa”, wyrób z  tzw. górnej półki, jest receptury autorstwa pana Łukasza - tłumaczy - wyjątkowa okazja to (20.lecie Firmy) i kiełbasa jest extra. Kiedy zaczął myśleć o pracy w  rodzinnej firmie? Wzajemne spojrzenia na siebie ojca i syna. Zgodna odpowiedź - W rodzinie nie brano pod uwagę innej opcji, innego zawodu. Pan  Łukasz korzysta z doświadczeń i wiedzy rodzinnej przekazywanej pokoleniowo Z zawodu jest technikiem żywienia - z  pragmatyczną filozofią - człowiek zawsze jadł, je i jeść będzie. Uważa, że każdy zawód związany z żywnością przetrwa długie lata.
Klient jest coraz bardziej wymagający. Chodzi o smak i o ceny.
O co chodzi w tej tradycji? Czy jest możliwe pogodzenie wybornego smaku z wymogami nowoczesnej produkcji? - Oczekuje się na rynku smaku wędliny, jaki pamiętamy z dawnych lat. Z czasów babci i dziadka pana Eugeniusza Bocera. – Tak, jest to możliwe. Trzeba tylko pilnować technologicznego procesu produkcji. Pilnować marki firmy Bocer tak jak ognia w tradycyjnej wędzarni. Firma zatrudnia 60 ludzi. – Na rynku lokalnym jesteśmy jedną ze starszych firm. Ludzie nam zaufali już dawno. Wyróżnia nas to, że codziennie wysyłamy świeże wyroby do sklepów. Nastawiamy się na rynek lokalny.
Budować rzetelną opinię o sobie.
            Zniesienie embarga przez Rosję miało ogromne znaczenie dla firm większych i małych. Poluzowało rynek. Czego pan Bocer oczekuje od państwa, administracji rządowej? - Ustabilizowania. Przewidywalności - chodzi o terminy i ceny skupu surowca. Państwo to powinno zapewnić. I lepszą politykę szkolnictwa zawodowego. Brak jest fachowców. Młodzi ludzie wybierają szkoły ponadpodstawowe i studia nie przygotowujące do zawodów poszukiwanych na rynku (zakład pana Bocera jest otwarty dla chętnych do nauki zawodu).
Pan Łukasz jest młodym człowiekiem, silnie wplecionym w rodzinną i lokalną tradycję rzemieślniczą. Ma wsparcie rodziny, ojca z kilkudziesięcioletnim stażem na naszym rynku przedsiębiorców. Dużo sił, by zmieniać, ulepszać i dostosowywać swoje i nasze życie do wymogów dzisiejszej rzeczywistości. I  zachowywać nasz polski, lokalny i rodzinny wkład w gospodarczą panoramę okolicy. - Na technikum nie poprzestanę – mówi – bo uważam, że studia w  tym kierunku to klucz do dalszych osiągnięć, do osiągnięcia celu. Studia uczą ludzi perfekcji w danym kierunku. Ja chcę połączyć moją całą życiową praktykę zawodową, którą zdobywałem u taty w zakładzie masarniczym, ze studiami, i wykorzystać to w życiu codziennym. Odkąd pamiętam, jako chłopiec, pragnąłem stworzenia przetwórni mięsa z prawdziwego zdarzenia i poszerzenia swojego rynku zbytu na dużą skalę, zaprezentowania lokalnych wędlin na  rynku krajowym, także i zagranicznym. Chcę poszerzać swoją wiedzę w dziele przetwórstwa mięsa i przede wszystkim zachować ciągłość tradycyjnego wytwarzania wędlin. O ludziach? - W kontakcie z ludźmi jest ważne podejście do osoby. Do każdego należy mieć szacunek, bo uważam, że człowiek bez  drugiej osoby jest - jak firma - bez pracowników.




Iwona Wróblak
kwiecień 2008

środa, 21 września 2016

22 lutego - Dzień Myśli Braterskiej

            22. luty. W Dniu Myśli Braterskiej, w dniu urodzin R. Baden – Powella, II Gromada Zuchowa „Słoneczna Gromada” i II Drużyna Harcerska „Płomienie”, razem ze swoimi opiekunami Hanną Barczewską i Marią Sobczak – Siutą, śpiewają harcerską pieśń: „Płonie ognisko i szumią knieje,  drużynowy jest wśród nas... opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas...”.
            Przy przygaszonych światłach, na poddaszu Szkoły Podstawowej nr 2, jest – elektryczne – „ognisko”, są druhny i druhowie. Są opowieści...  
            Druhna Barbala Piela. Opowiada o Robercie Baden – Powellu, założycielu skautingu. Robert Stephenson Smyth Baden-Powell, Lord Baden-Powell „Bi – Pi”(ur. 22 lutego 1857 w Londynie, Wielka Brytania - zm. 8 stycznia 1941 w Kenii) - żołnierz, pisarz, twórca i założyciel oraz wybitna postać światowego skautingu. Urodził się w Paddington, dzielnicy Londynu w Wielkiej Brytanii, jako syn duchownego anglikańskiego i profesora geometrii na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz wnuczki admirała Horacego Nelsona, Henrietty Grace Smyth. Najpierw jako zwykły żołnierz, a później generał armii brytyjskiej działał w czynnej służbie wojskowej i wywiadzie, w Anglii, Indiach, Afganistanie i Afryce Południowej. Zorganizował w 1907  roku obóz doświadczalny dla chłopców na wyspie Brownse’a, wprowadził m.in. system zastępowy, gdzie starszy brat opiekował się skutecznie grupą młodszego rodzeństwa. W 1910 roku organizacja skautowa w Wielkiej Brytanii liczyła 100 tys. członków. Według Bi-Pi, jak go nazywali, skauting powinien być szkołą wychowania obywatelskiego w kontakcie z przyrodą, powinien uzupełniać naturalne luki wychowania szkolnego przez rozwijanie charakteru, zdrowia i sprawności jednostki oraz jej wartości społecznej w codziennej służbie. Wzorował się także na zwyczajach różnych narodów i ludów jak Japończycy, Indianie. Wykorzystał koncepcje filozofów i uczonych, a nawet reguły średniowiecznych zakonów. Ruch skautek - dziewcząt został założony w 1909 roku. Robert Baden-Powell uważał, że ruch skautek powinien być prowadzony przez kobiety i dlatego w 1910 poprosił o pomoc swoją siostrę Agnes Baden-Powell, później dołączyła się żona generała, Lady Olave Baden-Powell. W 1920 roku na pierwszym Jamboree (Zlocie) Robert Baden-Powell Bi-Pi został wybrany na Naczelnego Skauta Świata. Olave Baden-Powell, również działaczką skautową, wybrano w 1930 roku na  Naczelną Skautkę Świata. Bi –Pi był odznaczony wieloma najwyższymi odznaczeniami brytyjskimi i innych krajów, w tym Krzyżem Komandorskim z  Gwiazdą Orderu „Polonia Restituta”. Zmarł 8 stycznia 1941 roku. Uchodził za człowieka radosnego i z poczuciem humoru.  
            Geneza ruchu skautowego w Polsce sięga 1909 roku, kiedy to na polskie tereny przeniknęły pierwsze wiadomości o rozwijającym się w Wielkiej Brytanii skautingu. Wieści te padły na podatny grunt. Młodzież polska, wychowana w duchu pozytywizmu, przeniknięta hasłami niepodległościowymi, garnęła się do kół turystycznych, sportowych, gimnastycznych, samokształceniowych oraz organizacji przysposobienia wojskowego głoszących hasło zbrojnej walki o niepodległość Polski. Atrakcyjność metod skautowych oraz ich przydatność do celów wyszkolenia wojskowego, a także wartości pedagogiczne skautingu, bardzo szybko zostały odkryte przez niektóre z organizacji młodzieżowych takich jak: Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, Ruch Etyczny „Eleusis”. One to przystąpiły do tworzenia polskiego skautingu, a  następnie przekształcenia go w harcerstwo. W 1910 r. Andrzej Małkowski, którego wraz z żoną Olgą Drahonowską – Małkowską uważa się za    symbolicznych założycieli harcerstwa, tłumaczy na język polski podręcznik Roberta Baden-Powella „Scouting for boys”. Małkowski staje się entuzjastą idei skautingu i jej aktywnym popularyzatorem, powołuje pierwsze drużyny skautowe we Lwowie. Istotę różnicy pomiędzy ówczesnym „klasycznym” skautingiem założonym przez gen. Roberta Baden-Powella a powstającym wówczas harcerstwem, Małkowski ujął w słowach: harcerstwo to skauting plus niepodległość. Zofia Langierówna zakłada pierwszy w Krakowie zastęp żeński. We Lwowie ukazuje się pierwszy numer czasopisma „Skaut Pismo Młodzieży Polskiej”, gdzie na pierwszej stronie wydrukowano wiersz Ignacego Kozielewskiego „Wszystko, co nasze” (późniejszy hymn harcerski). W  1912 r. w książce E. Piaseckiego i M. Schreibera „Harce Młodzieży Polskiej” po raz pierwszy, w kontekście powstającej Organizacji użyto wyrazów takich jak: „harcerz”, „zastęp”, „drużyna”. Zaproponowano w niej także używane do dziś nazwy stopni i funkcji. Krzyż harcerski wzorowany jest na  orderze Virtuti Militari. 1-2 listopada 1918 na zjeździe w Lublinie uchwalono połączenie harcerstwa w jedną organizację noszącą nazwę ZHP z Naczelną Radą Harcerską na czele. Ukonstytuowały się władze Związku w składzie: generał Józef Haller jako przewodniczący, ks. Jan Mauersberger i dr Tadeusz Strumiłło jako wiceprzewodniczący. Po zakończeniu I. wojny wielu harcerzy pomorskich przedostało się do szeregów powstańców wielkopolskich i  wzięło udział w walkach z Niemcami. Polska odmiana skautingu zwana harcerstwem zaliczała się do czołówki polskich ruchów młodzieżowych w okresie międzywojennym.
            W Polsce międzywojennej harcerstwo zapisało wiele pięknych kart. W czasie wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku całe harcerstwo wzięło udział w służbie wojskowej i pomocniczej. Ówczesny Naczelnik Głównej Kwatery Męskiej Stanisław Sedlaczek wraz z Władysławem Nekraszem przeprowadzili, „pospolite ruszenie” harcerzy. Do służby frontowej i pomocniczej pojechało ponad 20 tys. harcerzy. W połowie czerwca 1920 roku powstała Naczelna Komenda Organizacji Harcerskiej na Warmię i Mazury, która wspierała polską akcję plebiscytową na tych terenach. W dniach tragicznych wydarzeń zamachu majowego w 1926 roku harcerze i harcerki pełnili służbę samarytańską w różnych punktach Warszawy. Corocznie organizowane przez Związek obozy, biwaki i zloty były kuźnią patriotycznych postaw wśród młodzieży, które zaowocowały w latach okupacji. Wysoki poziom etyczno-moralny ZHP zawdzięczał wybitnym polskim intelektualistom, wśród których na czoło wysuwali się Władysław Witwicki i Władysław Tatarkiewicz. Wywarli oni duży wpływ na czołowych działaczy harcerskich.
            3 stycznia 1921 na czele żeńskiej gałęzi organizacji stanęła Maria Wocalewska. Zmierzano do ukształtowania modelu społecznej służby harcerek rozumianej jako służba dziecku zwłaszcza wiejskiemu, służba zdrowia oraz służba dla podniesienia poziomu cywilizacyjnego wsi polskiej. Ruch zuchowy, a ściślej oryginalna metoda zuchowa, opracowana została przez Aleksandra Kamińskiego w latach 1927-1929, który za podstawę metody przyjął zabawę naśladowniczą. Nadał on ruchowi zuchowemu oryginalne narodowe piętno, oderwał go od wzorów skautowych „wilcząt”, stworzył całościowy aktualny do dnia dzisiejszego metodyczny, programowy i pedagogiczny system wychowania w organizacji dzieci w wieku 8-11 lat.
            Pod koniec sierpnia 1939 roku na rozkaz władz wojskowych zaczęły działać „pogotowia wojenne” harcerek i harcerzy ZHP. Do prac w Pogotowiu Harcerek przygotowywano harcerki powyżej 15 lat (wędrowniczki). Programy pracy drużyn i prób harcerskich przewidywały umiejętności z zakresu służby sanitarnej, łączności, terenoznawstwa, służby gospodarczej, przeciwlotniczej oraz opiekuńczej, zwłaszcza nad dzieckiem. Zorganizowano 75 obozów służby usytuowanych na pograniczu niemieckim, będących praktyczną formą szkolenia dla poszczególnych rodzajów służb. Pogotowie zostało powołane we współdziałaniu z organizacją Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Wrzesień 1939 zastał harcerki w stanie gotowości. Harcerstwo we  wrześniu 1939 pełniło swą wojenną służbę niemal wszędzie. Komenda PH działała przez cały czas oblężenia Warszawy. Na poszczególnych terenach PH współpracowało z wojskiem i władzami cywilnymi. Harcerki pracowały w łączności, w szpitalach, w opiece społecznej, prowadziły punkty opieki nad  dziećmi i ewakuowanymi. Harcerze prowadzili dla wojska łączność, obserwacje przeciwlotnicze, pełnili straż obywatelską przy obiektach strategicznych. Harcerstwo polskie to jedyna organizacja w światowym skautingu, która w II wojnie światowej wzięła tak wielki i tak zasadniczy udział w  konspiracyjnych walkach swojego narodu.
            Harcerstwo konspiracyjne dzieliło się na dwa piony: Organizację Harcerzy i Organizację Harcerek. Organizacja Harcerzy przyjęła kryptonim „Szare Szeregi”, który później został rozciągnięty na cały Związek Harcerstwa Polskiego. Przewodniczącym był do 1942 r. ks. hm RP Jan Mauersberger, po jego śmierci dr Tadeusz Kupczyński, który funkcję tę sprawował aż do rozwiązania Szarych Szeregów w styczniu 1945 r. W czasie powstania ginie, rozstrzelana przez Niemców, hm Maria Wocalewska, a po powstaniu idzie do niewoli Naczelnik Stanisław Broniewski. Przez cały okres swej działalności „Szare Szeregi” współpracowały z Delegaturą Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Kraj oraz Komendą Główną AK. Rozkaz Komendanta Głównego AK  Nr 129 z 16 marca 1942 r. ustalił, że: „... Członkowie Szarych Szeregów, którzy wejdą do zespołów konspiracyjnych, będą uważani bez względu na wiek za  żołnierzy.” Zdanie to było dowodem wielkiego uznania i zaufania Komendanta Głównego AK dla „Szarych Szeregów”. Takiego znaczenia harcerstwo polskie nie uzyskało nigdy dotąd w państwie polskim.
            W okresie 1949-1956 działało ok. 100 organizacji tzw. „drugiej konspiracji harcerskiej”. Pojawiały się cele wychowania patriotycznego, w wielu organizacjach, oddziaływania na młodzież nie zrzeszoną i społeczeństwo. Nagminnie posługiwano się ulotką i napisami na murach. Eksplozja powstawania nowych organizacji łączyła się z bezprawnym zlikwidowaniem ZHP w 1949 roku.
            Jest 22. lutego 2008 r, dzień ważny dla polskiego i europejskiego harcerstwa. Dzień ważny dla Szkoły Podstawowej nr 2, która nosi imię „Szarych Szeregów”. Dzień Myśli Braterskiej, dzień Otwarcia Harcówki - ma tutaj szczególne znaczenie. Dla zuchów i harcerzy, w nowiutkich mundurkach. Dla  zaproszonych gości. Wiceburmistrz Krzysztof Solarewicz (na – początek ruchu harcerskiego młodzieży w Międzyrzeczu - ufundował 6 mundurków i  plakietkę z herbem Międzyrzecza), dyr. Szkoły Maria Słomińska, druhny i druhowie: Anna Matyjaszczyk, Sylwia Guzicka, Krzysztof Marzec, ks. Marek Walczak, ks. Paweł Bryk kapelan Chorągwi Ziemi Lubuskiej (przekazuje pozdrowienia w imieniu ks. bp A. Dyczkowskiego). Z-ca komendanta hufca Skwierzyna hm. Halina Matysik – widzę wzruszenie oczach starszej pani w mundurze harcmistrza, kiedy siedzimy w niziutkiej Harcówce i słuchamy harcerzy i zuchów śpiewających pieśni... Młode pokolenie, które wychowywane jest w drużynach harcerskich i zuchowych w Szkole Podstawowej nr 2,  według najlepszych polskich wzorów, cieszy jej oczy i serce... Symboliczny prezent – kompas, który wskazuje dobrą drogę, wręcza Drużynom.
            Harcówka. W piwnicach Szkoły, z pomocą pani dyrektor wygospodarowane pomieszczenia. Wyremontowane wspólnym wysiłkiem Drużyny...(dokumentalny filmik oglądamy, pionierski czas powstawania Harcówki w S. P. nr 2), to już j e s t  DRUŻYNA, wspólnota, zespół ludzi mogących na sobie polegać. – Pięknie śpiewacie - mówi do zuchów i harcerzy pani Słomińska – cieszę się, że harcerstwo w S. P nr 2 istnieje. Dziękuję paniom instruktorkom. Druhna Zuzia Marzol gra na gitarze: Załóż mundur i przypnij lilijkę, czapkę na bakier włóż na bakier... Nastrój udziela się wszystkim. Druh Krzysztof Marzec – wierzę, że będziecie wspaniałymi zuchami, harcerzami i instruktorami... Harcówka jest poświęcona, przez ks. M. Walczaka, modlitwa Ojcze Nasz – niech staną się braćmi i dobrymi synami Kościoła i Ojczyzny. Stylizowane na surowe cegły wnętrze, matecznik harcerzy (do którego wstęp niewtajemniczonym dany jest tylko dzisiaj), na pieńkach przysiadamy. Dzieci między nami, w kucki, na podłodze.
Chce się zostać tutaj, mimo prostych warunków, bez zbytku. Wspomnienia snuje pani Sylwia Guzicka, która przez pewien czas prowadziła drużynę. Jak  druh Krzysztof Marzec „zaraził” graniem na gitarze swój zastęp...
            Potem, w ciszy, chwilę przysiadam z panią Hanną Barczewską, opiekunem gromady zuchowej z ramienia Rady Pedagogicznej. – W pracy szkolnej – mówi – brakowało mi, do przekazywania ważnych treści, formy harcersko – zabawowej. Ma na myśli, na przykład, dla dziecka abstrakcyjną, ideę patriotyzmu. - Klasa szkolna nie stwarza warunków, by to osiągnąć. Harcerstwo bardzo dobrze się do tego nadaje. Kształtuje charakter. Dziecko uczy się,  jak należy zachować się w sytuacjach, kiedy np. grany jest hymn państwowy. Jak dawać świadectwo, że się jest Polakiem. Że się należy się do ludzi dobrze wychowanych, na poziomie zupełnie podstawowym. Dzieci wiedzą, że ich mundur powinien być czysty, bo jest na nim flaga państwowa i symbol ZHP. To  są małe rzeczy, ale musimy kształtować patriotyzm zaczynając od małych kroków. Wracamy do korzeni, do tradycji, do obrzędowości.

Iwona Wróblak
kwiecień 2008
           


wtorek, 20 września 2016

PAKA czyli kto się śmieje nie błądzi


            Jeleniogórski znakomity kabaret „PAKA” mieliśmy okazję gościć w Klubie Garnizonowym. Takiej uczty wielbiciele inteligentnego dowcipu długo nie zapomną.
Gagi ze świetnym tekstem i wspaniałym aktorskim wykonaniem przykuwały uwagę widzów, ani na chwilę nie pozwalały zająć myśli czymś innym. Nieprzerwany potok dowcipów, czas przeznaczony na występ artyści wykorzystali co do sekundy, eksplozje zdrowego śmiechu i oklaski nieustannie nagradzały wspaniały warsztat kabaretowy „PAKI”.
            „PAKA” jest grupą kabaretową z najwyższej półki, znamy go z TV, ale czym innym jest uczestniczenie w artystycznym widowisku na żywo. Przede wszystkim inteligentne teksty, bardzo aktualne, nawet najbardziej wybredni słuchacze mogli czuć się usatysfakcjonowani. Komiczne talenty wykonawców, którzy potrafili w sekundzie wcielić się w najprzeróżniejsze postacie.
            Kto się śmieje, nie błądzi. Zagrajmy kabaret na dni całkiem szare. Śmiechoterapia – w Służbie Zdrowia.... Obyczajowe scenki domowe, nieśmiertelny temat relacji małżeńskich, tutaj z punktu widzenia gnębionego przez żonę mężczyzny. Lekkie w formie, zabawne i nie głupie. Irak wszedł na  sceny kabaretowe, to dobrze, śmiechoterapia nie zna tabu. Ambasador przemawia tzw. ludzkim głosem. Zabawne tłumaczenie z ponoć arabskiego języka. Rozumiemy wszystko, a dzięki tłumaczowi rozumiemy jeszcze więcej. Emigracja irlandzka, bardzo aktualna sprawa. Słuchamy przezabawnego „Hymnu młodej emigracji”. Artyści trawestują utwory Beatlesów.
            Co w prasie krajowej, o czym dziennikarze piszą? Językowe nieporadności są wspaniałym materiałem na tekst do kabaretu. O polskim patriotyzmie przechodzącym często w symbologię. O oscypku i moście grunwaldzkim. I oczywiście – Moher Boy’s, tego tematu żaden szanujący się kabaret nie  przepuści. Wokalne umiejętności też nasi goście mają niemałe. Świetnie naśladują rosyjski wojskowy Chór Aleksandrowa. I innych śpiewaków. W  „Hymnie alkoholika” znajdujemy inspiracje utworami znanej grupy „Ich Troje”.
            Wieczór z „PAKĄ” długo będzie wspominany w Międzyrzeczu. Smakowite kuplety, i nic z wulgarności i płaskiego dowcipu. Gratulujemy pani Wiesławie Murawskiej, kierowniczce Klubu Garnizonowego, pomysłu obdarowania międzyrzeczan wspaniałą rozrywką, jednocześnie zabawną i  skłaniającą do refleksji.


Iwona Wróblak
kwiecień 2008  

poniedziałek, 19 września 2016

O ekologii można też artystycznie…

            W jaki sposób mówić o ekologii? By przekazywać tę ważną wiedzę w sposób skuteczny… Bo myślę, że o to chodzi… Najlepszą drogą do  zdobywania nauk jest zabawa, jeżeli jest to realizowane jeszcze w oparciu o aktywność artystyczną, możemy mówić o dobrej drodze.
            - Ziemia, pola, słońce, powietrze zaczarowane, to przyroda, nią się PODZIEL…  Argumentacja estetyczna – jak można żyć w brudnym świecie…?  W holu Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury gwarno od grup dzieci poprzebieranych w wymyślne stroje. Na podłodze też się dzieje – produkcja elementów strojów na występy, wspólnie z opiekunami trwa proces produkcji opasek na czoło z kolorowego papieru, z emblematem w formie (czystej) niebieskiej Kropli wody. Święto naszych dwóch rzek, okalających między-rzecką ojczyznę naszą małą - ekologiczne święto okalającej nas Obry i Paklicy, w tym roku w formie artystycznych prezentacji wykonanych przez szkoły gimnazjalne, podstawowe i przedszkola. Na sali jest druga tura, są dzieci z Zespołu Edukacyjnego w Bukowcu, ze szkół podstawowych: w Kaławie, w Międzyrzeczu: SP nr 2, SP Nr 3, SP nr 4, z przedszkoli: „Jutrzenka”, „Bajkowa Kraina”, Nr 1 z grupami żłobkowymi, „Bocianie gniazdo”, „Bajkowy Zakątek”.
            Pokaz mody. Gustowne ubranka wykonane – koniecznie – z surowców wtórnych: papieru, plastikowych butelek, folii. Niektóre o futurystycznych kształtach; gustowne sukienki z gazet, dodatki to na przykład biżuteria z nakrętek. Wystrojone w nie małe modelki i modele wczuwają się swe role jak na  prawdziwym wybiegu.
            - Pokaż, że zależy ci na przyrodzie… Co robić z odpadami? To część wiedzy, którą konsekwentnie wsącza się dzieciom w ramach lekcji szkolnych. Scenki na deskach MOK, w których aktorzy wczuwają się w rolę zużytego słoika, dla którego miejsce jest w odpowiednim kontenerze. Jak mówi mi  jedna z nauczycielek, dzieci dzielą się tymi wiadomościami również w domu, w rodzinie. – Segregujcie śmieci, jak tego nie zrobicie, sami się  zaśmiecicie… - ładny dwuwiersz, wpadający w ucho.  I wielka swą mądrością filozofia. Jesteśmy elementem wszechświata przyrody, ważnym elementem, którzy musi się liczyć z innymi jej częściami. Są nimi flora i fauna, z nimi współżyjemy na jednej planecie, mamy wiedzę o nich, o ich i naszym miejscu we wspólnym Domu, i to zobowiązuje (do odpowiedzialności). Piękne i mądre przesłanie – też dla dorosłych, w formie spektaklu dziecięcego. W  kostiumach dziecięcych aktorów elementy zielone. Świat jest pełen dziwnych (pozornie) stworzeń, świat polega na różnorodności, istniejącej w  koegzystencji, która jest normą, nie jest nią, nie powinien, antropocentryczny egoizm. Jestem pełna szacunku dla autorów scenariusza małej etiudy teatralnej, w formie lapidarnej i prostej, artystycznej, wyrażającej tak wiele treści. Notuję dalej wyjątki z tekstu sztuki – nie WARTO mieszkać na Marsie i  Wenus, bo Ziemia jest wyspą zieloną wśród innych dalekich planet, więc nasza planeta musi być (z racji swojej urody) zadbana… Melodyjne piosenki towarzyszą spektaklowi, wykonane przez dziecięce solistki. - Pozwólmy ptakom śpiewać, niech zza drzewa wychyla się słońce… Wsłuchujmy się z uwagą w ich trele. Poznajmy świat (uczmy się Świata), bo – jest piękny…
            Poznawajmy dla poznania. Bądźmy małymi Dziećmi… Jesteśmy nimi przecież ciągle, w obliczu wszechświata(ów)… Także naszego małego, współczesnego i lokalnego. W holu MOK prezentacja namiastki zbiorów Muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy, z przewodnikiem opowiadającym o zbiorach. Stary zabytkowy karabin i zaproszenie do zwiedzania podziemi MRU. Przed gmachem MOK wóz strażacki i pokaz udzielania pierwszej pomocy. Czy tak małym dzieciom już należy pokazywać jej zasady? Nie zaszkodzi – przede wszystkim dotknąć manekina, popróbować naciskać klatkę piersiową (30  uciśnięć, dwa wdechy), jak mówi strażak – jeśli się zmęczycie, bo to ciężka praca, przekażcie działania następnej osobie, jeśli jej nie ma w pobliżu, odpocznijcie chwilę, nabierzcie sił – ale (to moje) nie bójcie się pomagać. Strażacy są zdania, że nauka podstaw udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej powinna być stałym elementem nauczania już w gimnazjach.
            Pan strażak przy wielkim czerwonym wozie strażackim wyciąga z niego różne dziwne i ciekawe  rzeczy, opowiada o nich, o ochronnych, kosmicznie wyglądających, ubraniach o tym, jak można podnieść nawet ciężki samochód. To ciekawostki, przybliżają specyfikę pracy tego szanowanego społecznie zawodu. Dzieci pytają. Mają dużą wiedzę, jednak nasza szkoła nie jest taka zła… Strażacy zajmują się nie tylko gaszeniem pożarów. Dysponując specjalistycznym sprzętem biorą udział w akcjach pomocy przy klęskach żywiołowych, skażeniach substancjami toksycznymi, ratowaniu ofiar wypadków drogowych i innych. Najważniejsze jest, jak mówią, żeby od najmłodszych lat przekazywać dzieciom wiedzę na temat sposobów powiadamiania właściwych służb o niebezpiecznych zdarzeniach – znać numer telefonu alarmowego, umieć przekazać dyżurnemu niezbędne informacje, określić miejsce zdarzenia, słowem – umieć się zachować w sytuacji ekstremalnej, a taka może się przydarzyć każdemu.  


Iwona Wróblak









wrzesień 2016

niedziela, 18 września 2016

Łowcy kropka B – spektakl humoru absolutnego

            Humor absolutny, humor od niechcenia, chciałoby się powiedzieć… Uczta. Znany Kabaret „Łowcy kropka…” na scenie Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Spektakl kabaretowy poprzedzony był, bardzo ważną, częścią szkoleniową - Inicjatywa Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP Województwa Lubuskiego, Ośrodka Organizacji Szkolenia Zawodowego „Param”, popularyzującą wiedzę o  sposobach zachowania się w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia osób i mienia, metodach i procedurach powiadamiania służb. Zawierała wiadomości na  temat sposobów ewakuacji zagrożonych osób, próby podjęcia działań zmierzających do gaszenia mniejszych ognisk pożarowych, udzielania poszkodowanym pierwszej pomocy do czasu przyjechania karetki, Policji czy Straży Pożarnej. Informacje jak posługiwać się podręcznym sprzętem gaśniczym. 90 % pożarów powstaje z winy człowieka. Najczęstszą przyczyną niebezpiecznych zdarzeń bywa zwarcie instalacji elektrycznej, ich  niewłaściwa eksploatacja, wypalanie traw na polach, prace remontowo-budowlane – ludzka nieostrożność, lekkomyślność, brak wyobraźni, nieznajomość przepisów. Numer alarmowy, który należy znać i używać w razie zagrożenia, to 998 i 112.  
            Pomysły na skecze artyści, jak mówią o sobie, biorą z głupoty tak zwanej uzewnętrznionej… Zjawiska potęgującego się niestety. Łowcy (głupoty uzewnętrznionej) – czterech kabareciarzy o długim już stażu na naszych scenach. Dobre teksty i talenty aktorskie wykonawców. Tematów do zabawy kabaretowej jest zawsze mnóstwo, wszystko zależy od siły intelektu osób piszących scenariusze… Tutaj tej mocy nie brakuje. Dotykanie zdarzeń tak  zwanych kulturalnych, wiele mówiące o naszej intelektualnej kondycji jako biorców kultury. Przykład – (jedynie) słuszna idea propagowania zwiedzania muzeów w tak zwanej akcji Nocy Muzeów… Jest to zwiedzanie przybytków kultury w tym dniu ZA DARMO, więc się przychodzi… Moda. Co,  spędzani stadami, jak ongiś w czasach minionych, wynosimy z tych muzealnych lekcji? Warto się przyjrzeć strumieniowi zwiedzających, ich  komentarzom, pytaniom,  tutaj – głośno i scenicznie werbalizowanymi. Jak jest mało dogłębna nasza znajomość dorobku kulturowego, wiedzy w większej części wyniesionej z (ułomnej) lekcji szkolnej. Może stąd dziwne zachowanie na ekspozycji.?.. Scenki zasługujące na uwagę z uwagi na to, że wiele mówią o jakości naszego wykształcenia, co przekłada się na sposób patrzenia na sprawy także współczesne, obnażające niedostateczność naszego umocowania w korzeniach kulturowych... Na brak rozeznania dotyczący wiedzy o ważnych pryncypiach kultury osobistej również, niewyniesieniu z  procesu kształcenia potrzeby autorytetów, szacunku dla kultury i dorobku cywilizacyjnego, mówiąc w skrócie. Lapidarna forma a tak wiele treści…  Aż  do absurdu przedstawione, przejaskrawione, groteskowe scenki dziejące się w tym dniu w salach muzealnych, bezwiednie kojarzone z zakładem leczenia psychiatrycznego.
            Na scenie wspaniała interakcja z widownią, wypracowana zdolność błyskawicznego reagowania na propozycje i sugestie widzów, w skeczach inteligencja i niebanalny humor. Samo wejście, kostiumy artystów wywołują uśmiech. W tekstach gra słów. Elementy mistrzowskiego stand-up’u.  Tematem skeczu mogą być na przykład kwiatki i kobieta, sposoby nawiązywania intymnych znajomości, tematyczne dywagacje ogólne. Subtelny humor, chociaż dosadny – to jest możliwe, bez większej ilości słów uznanych za przekleństwa… Parodia (pod)kultury kibolskiej, stadionowej – warto o tym mówić, żeby nie stała się niezauważalną normą… Papka kulturalna (?), jako tego przyczyna być może, oferowanej w TV tradycji cykli turniejowych, sprawdzających jakoby wiedzę (?), którą to wiedzą można się publicznie pochwalić, ku zadowoleniu swojemu i producentów programów w TV. W  rzeczywistości telewizyjne show mają napędzać słupki oglądalności kanałów, taka jest ich rola. Popkultura nam panuje niepodzielnie. Wystarczy wsłuchać się w treść (?) tekstów znanych przebojów, mających się za pretendujące do niosących jakieś wartościowsze treści. „Demono”we „Statki na niebie”, utwór powtarzany po wielokroć w mediach (tak długo aż je polubimy…).           
            Na koniec popis umiejętności cymbalistycznych, gdzie instrumentami uderzającymi są plastikowe kręgle, w kompozycji wykorzystano ich subtelne różnice w reakcji dźwiękowej po uderzeniu w podłoże, prezentacja dużych umiejętności muzycznych i wokalnych autorów.

Iwona Wróblak
wrzesień 2016






sobota, 17 września 2016

Na Swojską Nutę


            W hali sportowej II tura koncertu „Na Swojską Nutę”. Jak znaczącą uwagę przykłada się do regionalnej twórczości muzyczno – kulturalnej niech zaświadczy obecność flagi narodowej obok zielono – żółtej. Z roku na rok wzrasta osobiste zaangażowanie lokalnych twórców kultury w animację lokalnych zespołów. Aranżacje do piosenek są bardziej staranne, specjalnie pisze się nowe teksty i muzykę. Cieszą oczy piękne stroje ludowe, z  pietyzmem odtwarzane. Wykonawcy identyfikują się ze swoim regionem lub obszarem, z którego pochodzą pieśni, które wykonują. Coraz więcej w nich humoru, spontaniczności, także dobrego warsztatu artystycznego. Prezentują nam się lokalni poeci i pieśniarze, samorodne talenty, których zawsze było w  społeczeństwie wiele. Jest dobra moda na „małe ojczyzny”, społeczności kulturowe, ich tradycje muzyczne. Grupy ludzi, niezawodowi artyści, których łączy pasja wspólnego muzykowania, spotykają się na podobnych do dzisiejszych spotkaniach. Donat Linkowski prowadzi imprezę.
            Koncert otwiera występ Zespołu „Kargowiacy” z Kargowej. Po nim głos zabiera, witając gości, burmistrz Tadeusz Dubicki. Jako pierwsze Międzyrzecz i gminę reprezentują „Malwinki” z Międzyrzecza, dziecięcy zespół taneczny pani Henryki Janas, z piosenką „Nasze miasto”.
Po nim występuje Zespół „Pod Różą” z Żagania. Instrumentarium – akordeon i skrzypce. Muzyka – Włodzimierz Czernisz. Przebój zespołu pt.  „Lubuszanka” zajął I miejsce na liście przebojów „Na swojską nutę”. Koncert jest rejestrowany przez Telewizję „Odra” kanał IV, w obszernych fragmentach.
            Zespół „Pod Gruszą” z Kurska. Akordeon – Grzegorz Szauro. Rytmiczne, rubaszne ludowe przyśpiewki. Kompozytorem utworów jest Jan  Iwaszczyszyn, twórca festiwalu Kultury Ludowej w Krośnie Odrzańskim. Z Żarek Wielkich przyjechał Zespół „Żurawianki” (akordeon – Bogdan Adamkiewicz). Kolejny zespół z naszej gminy to „Ale Babki” z Piesek. Teksty piosenek autorstwa Genowefy Sucheckiej, na instrumentach elektronicznych gra Kazimierz Krupnicki. Tryskający autentycznym ludowym humorem jest Zespół „Wierzbniczanki” z Bytomia Odrzańskiego. W  góralskich strojach, uwagę zwraca mocny głos i aktorsko – kabaretowe zacięcie Eweliny Gołąszczak. Towarzyszy akordeon, trąbka, skrzypce i bęben. Słuchamy Zespołu „Jutrzenka” z Siedliska, potem „Kęszyczanek” z Kęszycy Leśnej - Stanisław Mikolin – akordeon. Ich piosenka „Krystynka” zajęła III miejsce na radiowej liście przebojów „Na swojską nutę”. Taneczny Zespół z Nowej Soli „Wrzosy”. Spontaniczna radość z tańca i słuchania muzyki ludzi już niemłodych, ale mających odwagę publicznie cieszyć się ze swojej artystycznej obecności na spotkaniach z cyklu „Na Swojską Nutę”. Ludowa twórczyni Ewa Kujawińska otrzymała „Złotą Sowę”, nagrodę dla autorów tekstów.
            Jedna z perełek koncertu to Zespół „Gościeszanki” z Gościeszowic. Krystyna Stachur, twórczyni imprezy „Ziemia i pieśń” w Szprotawie, napisała dla zespołu piękne teksty. Poezja ziemi o dużej wartości artystycznej, nostalgiczne wiejskie pejzaże, pamiątki jak obrazki czasów, zdarzeń i przedmiotów codziennego użytku wiejskiego, których już nie ma, a które przynależały do krajobrazu kulturowego. Ciekawie muzycznie zaaranżowanie na klarnet, akordeon, bęben i skrzypce. Dla samych „Gościeszanek” warto było przyjść na koncert.
            Na koniec folklor współczesny z elementami disco–polo. Zespół „Dziewczynki jak Malinki i Rodzynki” z Czerwieńska. Wiązanki znanych melodii.
Zostanie wydana płyta z nagraniami prezentowanych utworów.
            Koncert kończy zaproszenie uczestników do wspólnego tańca. Plejada kolorowych strojów na płycie Hali kończy bardzo sprawnie prowadzony koncert „Na Swojską Nutę”. Prezenter zaprasza widzów do spróbowania, za niewielką kwotę, wypieków Koła Gospodyń Wiejskich z Kęszycy Leśnej i  zakupu świątecznych stroików zrobionych przez WTZ Międzyrzecz, znajdują się u wejścia do Hali.


Iwona Wróblak
kwiecień 2008 

piątek, 16 września 2016

Harcerstwo sposobem na życie


            To miało zostać zapamiętane widowisko, przez dzieci. Uroczyste. Przyrzeczenie Harcerskie i Obietnica Zuchowa, przy obchodach Święta Patrona Szkoły Podstawowej Nr 2 im. „Szarych Szeregów”.
W Hali Widowiskowo – Sportowej: centralnie – „ognisko” (w środku żarzył się elektryczny płomień) z brzozowych bali, na zielonej podściółce z  wojskowej siatki maskującej. Na niej – pieńki. Przysiądą na nich druhny i druhowie, opiekunowie „Słonecznej Gromady” zuchów i 2 Drużyny Harcerskiej „Płomienie” Hanna Barczewska i Maria Sobczak - Siuta. Półkolem, śpiewając znane harcerskie pieśni, otwarci ku widowni, otoczą ich dzieci w  jednolitych harcerskich mundurkach. Drużyny.
 Nad halą wielka szkolna Tarcza z imieniem Patrona.
Serdecznie witamy na uroczystym kominku. Witamy Harcmistrzów: Leszka Kornosza komendanta Chorągwi Ziemi Lubuskiej ZHP, Gerta Matysika – kwatermistrza Hufca Skwierzyna i hm. Halinę Matysik – zcę komendanta Hufca. Gen bryg. Mirosława Różańskiego, wiceburmistrza Krzysztofa Solarewicza, dyr. MOK Jolante Pacholak – Stryczek, ks. dziekana Marka Walczaka, ks. kapelana Chorągwi Ziemi Lubuskiej ZHP Pawła Bryka. Dyrektorów międzyrzeckich szkół, Urszulę Szymkowiak z Terenowego Zespołu Wizytatorów. Przedstawiciela Rady rodziców Piotra Pawelskiego. Witamy drużynę gromady zuchowej „Rozbrykane Iskierki” z Przytocznej z druhną Iwoną Krzysztof. Witamy dawnych druhów. Prasę lokalną.
            Płonie ognisko, więc usiądźmy wokół niego. Ks. kapelan ZHP P. Bryk rozpoczyna gawędę. - „Szare Szeregi” to harcerstwo, które chciało pozostać sobą, kiedy było bardzo trudno. Polska jest w naszych sercach. Opowiada o Robercie Baden – Powellu, założycielu skautingu. Wojenny program „Szarych Szeregów” „Dzisiaj – jutro – pojutrze” jest aktualny. Walka – kiedy trzeba, ale także nieustanne uczenie się i przygotowywanie do zadań. - Przyszłością Polski jesteście Wy – mówi do dzieci. - Do szkoły chodzi się po to, by nauczyć się być człowiekiem dobrym i odpowiedzialnym. Harcerskie CZUWAJ – znaczy mieć oczy szeroko otwarte. Gdzie mogę pomóc, komu mogę być potrzebny, co mogę zrobić, żeby świat był piękniejszy? Harcerstwo to  dobry i mądry sposób życia. Taka umiejętność patrzenia na świat. Harcerzem jest się na całe życie, na zawsze. Być harcerzem znaczy być odważnym, dobrym człowiekiem, na którym można polegać.
            Spektakl. Zobaczymy teraz to, co, być może, wryje się w pamięć młodziutkich zuchów i harcerzy. Każdy szczegół pełen jest ważnej symboliki. Przejrzysty, bez słów, przekaz, co to znaczy być harcerzem – Polakiem i Polakiem – harcerzem.
            Na początek pieśń o radosnej harcerskiej doli. Spod jednej części – białej, flagi narodowej, wychodzą harcerze jak z kolebki, matecznika. Druga jej  część – czerwona, zostaje złożona w całość, pod nią defiladują i niosą sztandary hetmani chorągwianie - żołnierze z naszej 17 Brygady Zmechanizowanej. To jest ta ciągłość wychowania obywatelskiego, CZUWAJ! w obliczu potencjalnego zagrożenia państwowego bytu. Świadomość historii i przyszłych zadań, niepodległości i demokracji, która nie jest dana na zawsze. Odpowiedzialności.
            W tym właśnie momencie – pada komenda: powstać, bo wnoszone są sztandary: harcerski Chorągwi Ziemi Lubuskiej i sztandar szkolny. Zagrany jest Hymn szkoły „Szare Szeregi”. Druhna Hanna Barczewska: - Po zakończeniu cyklu przygotowawczego zuchy złożą Obietnicę Zuchową. Przyjmie ją i  poprowadzi ceremoniał złożenia Obietnicy hm Halina Matysik. – Podnieście dwa paluszki w górę. Jesteście „Słoneczną Gromadą”. Dzieci: „Obiecuję być dobrym zuchem, zawsze przestrzegać prawa zucha”. Świeżo upieczone zuchy przestawiane nam są, każde z imienia i nazwiska. Fotografowane i filmowane na pamiątkę przez licznych fotoreporterów. Druhna harcmistrz wręcza każdemu świadectwo złożonego przyrzeczenia.
            „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce”. Teraz harcerze. Druh harcmistrz Leszek Kornosz: Uchwałą Rady Drużyny dopuszczam do złożenia Przyrzeczenia. Druhny przyboczne i zastępowe meldują zastępy.
Rok 2008 został ogłoszony rokiem Andrzeja i Olgi Małkowskich, twórców harcerstwa polskiego.
Harcmistrz komendant dziękuje rodzicom dzieci i gratuluje im. Mówi – będziemy się starali zrobić wszystko, by wychować je na godnych obywateli miasta Międzyrzecz. Gratuluje i dziękuje instruktorom. Przypinany jest do munduru harcerski krzyż. – Przyłączamy się do wielkiej skautowskiej światowej rodziny.
Burmistrz K. Solarewicz: - Jest mi szalenie miło. Harcerstwo odtworzyło się w szkole, której patronem są „Szare Szeregi”. Dyr. szkoły Maria Słomińska: - Mamy harcerzy w naszej szkole, to dobry początek szczepu. Harcówka jest dzisiaj pięknym lokum, podziękowania należą się H. Barczewskiej i M. Sobczak – Siucie. Panie mówiły od dwóch lat, że trzeba reaktywować harcerstwo, bo jest potrzebne. Dziękuje rodzicom, Radzie Pedagogicznej, osobom wspierającym, żołnierzom z naszej jednostki wojskowej. – Życzę wszystkiego dobrego, czuwaj! Wzajemne podziękowania, od zuchów i harcerzy. Dyrektorzy międzyrzeckich szkół na ręce pani M. Słomińskiej składają wiązanki kwiatów. Wiązanka taka, w tym dniu ważnym dla szkoły, dla harcerstwa i miasta, zostanie złożona pod Pomnikiem Tysiąclecia Państwa Polskiego.
            Hejnał wieczorny, zwołujący harcerzy na apel, odegra druh Mariusz Dudziński. Krąg druhów, śpiewający pieśń „Kto raz przyjaźni poznał smak”, połączy się na płycie hali, wokół ogniska.
            Po uroczystości, hm Halina Matysik: - Jestem szczęśliwa, że harcerstwo się odrodziło. Dzisiejsza uroczystość budzi w niej wspomnienia młodości, rok 1966, kiedy przyjechała tutaj, założyła drużynę harcerską we wsi Twierdzielewo. Od tego czasu bez przerwy jest instruktorem. - Potrzebne jest  wsparcie i zrozumienie roli wychowawczej harcerstwa ze strony dyrektorów szkół i instruktorów.
Pytam jeszcze panią harcmistrz o współczesną tożsamość harcerstwa. Odpowiada. –To prawo harcerskie, jego 10 punktów, i Przyrzeczenie – mówi – ich  wielka rola wychowawcza.

Iwona Wróblak
kwiecień 2008

czwartek, 15 września 2016

Podwórko według Ananasa


            „Podwórko” to kolejny spektakl Teatru Szkolnego „Ananas” przy Szkole Podstawowej nr 2. Jesteśmy na premierze w gościnnym Klubie Garnizonowym. „Ananasy” zupełnie świeżego, jak mówią panie prowadzące Teatr: Hanna Barczewska i Maria Sobczak – Siuta, werbunku. Spektakl rozpoczyna się punktualnie.
            Tytułowe podwórko. Miejsce zabaw. Miejsce pierwszych kontaktów z rówieśnikami, pierwszych społecznych doświadczeń. Bardzo ważne miejsce dla dziecka.
Miejsce zabawy. Wiele napisano o tym, jak ważna w rozwoju dziecka jest zabawa. Jako metoda i ścieżka w rozwoju. Tą droga dostarcza się młodej psychice bodźców. Może ten spektakl jest nie tylko dla dzieci? Może ten spektakl jest o tym, że nuda w dziecięcym życiu jest czarną dziurą, która pochłania naturalną energię i witalność?... Może to spektakl dla systemów wychowawczych; domowych, szkolnych, o tym, że trzeba zapełnić treścią życie społeczne i emocjonalne dziecka, inspirować je, w subtelny sposób dawać przykład... w jaki sposób można się bawić.
            Podwórko. Wysyła się tam dziecko. Czyli gdzie się wysyła... Dekoracje przedstawiają nam typowe podwórko. Czyli majdan między kamienicami a płotem, gdzie jest jakaś skrzynka, a dalej - jest śmietnik. Przychodzą tu dzieci. Chłopiec (Michał – bardzo profesjonalny wyraz twarzy młodziutkiego aktora, wyrażający jednocześnie nudę i głęboki smutek) nie bardzo wie, jak, i czym, ma się bawić. Próbuje, ale nie ma pomysłu, zniechęcony i zły odchodzi. Dziewczynka, przez komórkę rozmawia z koleżanką – co robisz? Nic... – ta odpowiada. Stan frustracji werbalizują inne dzieci. - Może pogramy w gumę? Piłka? Skakanka? Ganiany? Nieee... Czują się – jakby nieco... winne, że nie umieją się bawić. Ktoś rzuca zaklęcie – wasze babcie lepiej by się  bawiły!
Czemu nie... „Babcie” zjawiają się na żądanie, z odsieczą. W ubiorach retro. - Nie zawsze miałyśmy po 70 lat – mówią. I rusza zabawa: Jawor, jawor, jaworowi ludzie, Uciekaj myszko do dziury, Koło młyńskie, za cztery reńskie...
            Dzieci na scenie bawią się, w antyczne dla nich, gry. Dobrze się bawią, same dla siebie. W zabawy z ubiegłego wieku. Publiczność klaszcze, podobają im się bawiące się dzieci. Bo są autentyczne, bo nie – grają. Bo są dziećmi...
Podziwiam kunsztowność zamysłu reżyserskiego. Przejrzystość scenariusza. Prostą i elegancką w swej prostocie formę. Po ty, by bez pedagogicznego żargonu, poprzez dzieci, przekazać istotne i uniwersalne rzeczy. Zostawić dorosłych widzów z przemyśleniami. Dlaczego dzisiaj sprawdzają się  wyliczanki sprzed lat? Są dobre, wspaniale, ale może czegoś dzisiejszym dziecięcym wzorcom zabawy brakuje?... Czy nie zbyt pochopnie odkładamy do  lamusa dziecięce zabawy naszych babć i dziadków? To wypracowany przez dziesiątki pokoleń dorobek, to czego te zabawy uczyły, a czego nie ma dziś, w dobie komórek i komputerów. Czy może tego uchwycenia się za ręce w kole, poczucia przynależenia do grupy, akceptacji... Długie retro spódnice, czy to konieczny kamuflaż, by przyznać „babciom”, czyli niektórym sprawdzonym aspektom wychowania, należne im ważne miejsce w tworzeniu giętkiego i  mocnego kręgosłupa w psychice dziecka. „Babcie” – w momencie, kiedy dzieci już „nauczyły” (?) się bawić, nagle znikają... Są widocznie niepotrzebne, bo np. dzieci na scenie, te współczesne, „zapomniały”, że grają w spektaklu. Tak dobrze się bawią. Czyli – nawiasem mówiąc, dobrze (naprawdę) grają w  spektaklu.

Iwona Wróblak
kwiecień 2008