poniedziałek, 31 października 2016

Największa piaskownica świata

- Wyobraźmy sobie scenę, podwyższenie, kotary – mówi pani Maria Sobczak – Siuta. Wkroczenie bezpośrednie w akcję sztuki. Piaskownica – miejsce ważne dla dziecka. Miejsce zabawy – nauki ważnych rzeczy, socjalizacji, kontaktów społecznych, rzeczy istotnych dla dziecka. Tak jak emocje dziecięce, dziecko czyli człowiek, stały, niezgłębiony temat sztuk Teatru Szkolnego „Ananas”. Najważniejsza Piaskownica świata, teatr uczuć dziecka. Na ile sposobów można mówić o tym, o kształtowaniu się człowieka, jego relacjach ze  światem, postawie „Do” lub „Od”. Decyduje o nich w ogromnej mierze wczesne dzieciństwo i dom rodzinny.
            Jak Teatr staje się? Dzieci przychodzą do teatru, do sali, gdzie ma być próba. Nie ma ich pani. Ale one chcą grać, czują tę potrzebę... - O czym zagramy sobie Teatr? – pytają. Oczywiście o tym, co najbardziej je obchodzi. „Największa piaskownica świata”.
            Panie Maria Sobczak – Siuta i Hanna Barczewska połączyły w sztuce dwie różne konwencje teatralne. Tatr lalek i teatr słowa. Po co? Wyzyskały może pradawną tradycję lalkarską pacynek, lalki to zabawki dzieci, może też chodziło o schemat. O postacie „grane” przez lale, o przeniesienia, Lala to  pradawna bogini Śmierć - Nieistnienie, symbolizuje coś strasznego... Bardzo ciekawy scenariusz, jak mądra poezja napisany językiem prostym i  zrozumiałym nawet dla wiecznie zajętych rodziców... To Ich właśnie, rodziców, grają Lale. Niemych, głuchych, zajętych sobą, swoimi wobec siebie rozgrywkami. Lale Marysia (Oliwia Matuszewska) chce ożywić, uczłowieczyć, prosi – Nie kłóćcie się, jestem waszym dzieckiem, zauważcie mnie...
Marysia walczy o zainteresowanie swoich rodziców. Dzieci robią to na wiele sposobów – agresją, apatią...Uciekają w wyobraźnię, w bajkowy świat dziecięcych marzeń. Zaludniają go różnymi stworami. Meduza spełnia życzenia, świadome i mniej świadome, te pochopnie rzucone też. Dziecko staje przed ogromnym wyzwaniem, czy wyjdzie z tego nie pokaleczone, na resztę swoich dni? Największa piaskownica świata, gdzie ziarenka uczuć przesypują się między malutkimi paluszkami...
            Marysia negocjuje powrót rodziców do swojego życia uczuciowego. Rybitwa, upierzony nadmorski stwór, (Marta Korzeniewska) mówi – idź  szukaj pomocy na skałach. Dziecko idzie nad morze, jak nad wielki id, mroczne kłębiące się głębiny. Przemawiająca do wyobraźni dekoracja sceny, wyobrażająca fale niebieska tkanina, której dzieci nadają ruch, z folią imaginującą białe grzywy fal. Na skałach w pieczarze siedzi Smok. Jak mędrzec, którego czasami... boli brzuszek. Róże, lekarstwo dla niego, to zapłata za radę. To też recepta na problem Marysi. Gdzie rosną czarne róże? Trzeba spojrzeć inaczej, w innym wymiarze, naturalnie to się dzieje w spektaklu, róże rosną wokół Marysi. Ona jakby implikuje wyrastanie ich obok siebie. Czarne Róże to krąg tańczących dziewczynek (bardzo ładna scena). Płatki różane trzeba rozsypać wokół rodziców – i samej, koniecznie!, stanąć poza kręgiem. Magicznym, czyli nierozwiązywalnym dla dziecka, kręgiem problemów rodziców. We własnym świecie. Z koniecznym dystansem. Bardzo mądrze radzi Smok (Adrian Portała)...Ozdrowiały Smok zna Najważniejsze Zaklęcie. Marysia otrzymała Słowa. Mamo, tato, kocham was! – tak brzmią. Wielkie zwycięstwo Marysi nad Meduzą, która uczyniła z Mamy i Taty - Lale, nieme i głuche pacynki. Nie słysząc Słów, dziecko nie nauczy się Mówić, komunikować swoich uczuć, z mroku wypełznie istota ciemna, nieforemna złowroga tajemnica, tutaj to Meduza – stwór morski wielki i nieprzewidywalny (bardzo sugestywnie pokazany nam przez dzieci), zamiast przejrzystych reguł przekazanych przez rodziców w ciepłym domu rodzinnym - brak bezpieczeństwa, niepokój.   
            To spektakl dzieci. Ich marzeń, ich potrzeb. Z przeżywanym przez nich scenariuszem, podobnym zawsze od początku świata. Dorośli mogą tylko wsłuchać się w rytm serc dziecięcych, swoich też (mamy nadzieję...). Zrobić, wykonać, nadać formę Spektaklowi. Więc dzieci teraz chowają na scenie rekwizyty teatralne, kostiumy, do wielkiego Kubła. Wkładają tam Swój Teatr, który przez chwilę mogliśmy oglądać.
            Dobrze zrobiona, przejrzyście, inscenizacja sztuki Teatru Szkolnego „Ananas”, w sali gimnastycznej S. P. nr 2., premiera spektaklu przed przeglądem PRO ARTE w Skwierzynie. Wspaniałe wyczucie dziecięcej psychologii, panie instruktorki bardzo pewnie, i swobodnie, poruszają się w  stylach i konwencjach teatralnych, które są, tak jak tekst, kostiumy, muzyka, narzędziem wyrażania treści, bardzo sprawnym narzędziem. Trzeba dodać, że tegoroczny „Ananas” jest bardzo odmłodzony, główna aktorka Oliwia ma 7 lat. Gra samą siebie, siedmioletnie dziecko, i nie boi się sceny. Bez  wątpienia dźwiga całą sztukę.
            Starsze „ananasy”, dzisiaj widzowie, po spektaklu rozmawiają a paniami Barczewską i Sobczak – Siutą. Dostają symboliczne lizaki jako dowód niesłabnącej opieki artystycznej ze strony nauczycielek. Życzymy Zespołowi sukcesu na przeglądzie teatralnym i dalszych udanych premier.


Iwona Wróblak
maj 2007

niedziela, 30 października 2016

Kto przestaje się uczyć jest stary


            - Każdy, kto przestaje się uczyć, jest stary. Są stale młodzi Ci, którzy kontynuują naukę, pielęgnują swoją kondycję intelektualną – to motto jednego z życzeń jubileuszowych z okazji 10. Lecia Międzyrzeckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, złożonych przez jeden z bratnich UTW - przybyli ze  Świebodzina, Zielonej Góry, Sulechowa, Krosna Odrzańskiego, Trzciela (Stowarzyszenie „Seniorzy”). Słuchacze UTW są świadomi tej potrzeby –  towarzyskiej, intelektualnej. Wiedzą o tym lekarze geriatrzy. Świetną kwintesencją uroczystości była znana żartobliwa piosenka „Wesołe jest życie staruszka”, której ilustracją był - pokaz sekcji zainteresowań MUTW; zajęć fizycznych – gimnastyki rehabilitacyjnej, tańca towarzyskiego, wycieczek rowerowych, pływania (bez pokazu…) oraz zajęć umysłowych: informatyki, lektoratów języków obcych, wykładów z wielu dziedzin, koncertów filharmonicznych, spektakli teatralnych, licznych wycieczek po kraju i za granicą. Udziału w wielu akcjach charytatywnych.
            Wypełniona była sala kinowa Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Około 200 osób należy do Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Międzyrzeczu. Od  10 lat prężnie działa ta organizacja, najpierw jako filia gorzowskiego UTW, potem samodzielnie. Jako siedzibę miała na początku budynek Ogniska Muzycznego, następnie salę w Klubie Seniora, teraz pomieszczenie w Międzyrzeckim Ośrodku Kultury – niestety bardzo małe, jak na liczbę osób zapisanych na zajęcia. MUTW prowadzi swoją stronę internetową i gazetkę, publikuje relacje z wydarzeń, w których bierze udział, w lokalnej prasie.
Działalność Stowarzyszenia rozruszał pierwszy prezes Antoni Tkocz, który swoją energią i pracowitością zachęcił do pracy i uczestnictwa wielu ludzi, obecnie prezesem jest Wacława Kuczyńska. Na uroczystość 10.Lecia powstania MUTW zaproszeni zostali byli działacze organizacji, władze samorządowe miasta, przedstawiciele oświaty, dyrektorzy szkół, organizacji pozarządowych, zaprzyjaźnionych firm. Była okazja, żeby publicznie podziękować za pomoc i wsparcie – m.in. dyr. Szkoły Muzycznej Małgorzacie Telega – Nowakowskiej za udostępnienie auli szkolnej na wykłady i  koncerty w udziałem muzyków z Filharmonii z Poznania – ich poziom jest bardzo dobry, odbywają się co miesiąc, oraz pracownikom MOK.           Obowiązkowy wielki tort urodzinowy czekał na studentów UTW. Najpierw jednak zasmakowali czegoś równie dobrego. Spektakl muzyczno – poetycki w reżyserii Anny Kuźmińskiej – Świder o nazwie „Lata 20.ste, lata 30.ste”, w którym lektorem był Andrzej Świder. Przedstawienie opowiadało o klimacie lat przedwojennych w Polsce, było świetną, w sposób artystyczny przedstawioną, lekcją o tym okresie historii powszechnej – jako jednym z  wykładów, w jakich uczestniczą nasi studenci, teraz otwartym dla szerszej widowni. Spektakl był już grany na innych scenach, są dalsze plany wojaży – dobre plany, bo jest wart oglądania.
            Dojrzała – intelektualnie, nie tylko wiekowo – publiczność i aktorzy, mogąca docenić walory lekcji o historii nowej. Ujętej w całościowy obraz na  podstawie prawdopodobnych migawek ze słynnej w 20. leciu międzywojennym warszawskiej Kawiarni Ziemiańskiej na ulicy Mokotowskiej 12, gdzie zbierali się na kawę i pogaduszki artyści, poeci, pisarze, także ludzie polityki. Zrozumieć klimat społeczny czasów, kiedy kształtowały się nasze najnowsze dzieje tuż po odzyskaniu państwowości po przeszło dwustuletniej niewoli jest cenną rzeczą dla rozwoju osobistego.
            Bardzo dobrze napisany scenariusz. Dobry lektor w tle. Muzyk Sławomir Filus za konsoletą. Fortepian z otwartą klawiaturą z boku sceny, panowie z białymi szalikami na szyjach, w czarnych garniturach – i piękne stroje dam – boa i czerń koronek, kapelusze i długie sznury pereł, wachlarze, długie rękawiczki, głębokie wycięcia sukien; Aktorzy włożyli wiele trudu, by starannie przygotować się do spektaklu, niemalże czujemy zapach drogich cygar, cierpki smak koniaku i wina. Całości dopełniły małe okrągłe stoliki w kawiarni przykryte koronkowymi obrusami, przyćmione światło, kieliszki do wina (z  zawartością…), w ręku jednej z dam długi papieros. Skamandrycki szyk i klimat poezji najwybitniejszych naszych literatów tego okresu. Okresu klasycznego dzisiaj – i dobrze, że spektakl wykonują osoby, które z racji wieku, swojej wiedzy i doświadczeń doceniają i rozumieją wszystkie niuanse tej epoki – takie ogólne wrażenie wynosimy ze oglądania przedstawienia. Dekoracji dopełniły (liczne) złożone z przodu sceny, bukiety kwiatów wręczonych pani rektor MUTW przez osoby i instytucje.
            Odżyły na wpół wyblakle melodie z tamtych czasów. Świat, który zachował się w piosence, w przebojach kinowych pamiętanych jeszcze i dzisiaj. Aktorach, których wtedy kochano. Klimat młodopolskiej konwencji miłości pełnej dramaturgii, pożegnań i rozstań. Świat przedmieść warszawskich, starego polskiego Wilna (już go nie ma), Krakowa i Warszawy – dzisiaj zupełnie innej…. Kariera Hanki Ordonówny, artystki wileńskiej, która przyjechała do Warszawy i jej słynna piosenka – Miłość ci wszystko wybaczy… śpiewana teraz (bardzo dobrze) przez Zofię Ziarkowską. Pieśn tragiczno-komiczna o  zdradzanej Hrabinie i Wiśniewskiej – kochanka Hrabiego, i ich wspólnym grobie, gdzie leżą wszyscy troje, Zimny drań i Eugeniusz Bodo, Ludwig Sempoliński i jego kreacje. Zasłuchaliśmy się – postacie przy okrągłych stolikach na scenie, i my na widowni. Chce się tańczyć do takiej muzyki… Tym bardziej, że stroje aktorzy mają odpowiednie, i walc gra, potem tango Milonga Andrzeja Własta zaprasza – lekcje tańca towarzyskiego się przydały aktorom… Z przedstawień sztuk, jakie wyreżyserowała Anna Kuźmińska – Świder, wyrosło grono aktorów i śpiewaków, o dużym talencie, prezentują nam się w samodzielnych monologach i pieśniach – Krystyna Całus, Maria Balcerkiewicz.
                Recytacje fragmentów poezji z tamtych czasów, kiedy odkrywany na nowo był Mickiewicz – o tym, że bardzo piękne poematy czytał bogdance niejaki zakochany młody Mickiewicz z bujną czupryną, ale – dzieweczka nie słuchała go, zwłaszcza kiedy poprosił ją o rękę – i ma ta Pani zasługę, bo…  dlatego mamy dzisiaj wieszcza, którym zadowolony ze swego życia osobistego żonkoś może by nie był… – jak żartobliwie pisał któryś z poetów. Anegdoty kawiarniane, powtarzane na ówczesnych warszawskich czy wileńskich salonach – o potyczkach słownych między literatami. Podkultura ówczesna podwórkowa, kapele warszawskie, dzisiaj klasyka zupełna, muzyczne adrusowskie wspomnienia z lokali, gdzie na Gnojnej ferajna bawiła się, z  wyszynkiem z akordeonem w tle. Świat którego już nie ma, przecięty brutalnie przez napaść Niemiec hitlerowskich i ZSRR w 1939 r. Polska powoli dźwigała się z porozbiorowego rozbicia, scalająca administracyjnie swe odzyskane ziemie, wielobarwna i wieloetniczna, kolorowa, ambitna i rokująca na rozwój w tamtej przedwojennej Europie. – „Ostatnia niedziela” brzmi symbolicznie, chociaż dotyczy miłości kochanków po grób i poza niego, pieśń samobójcy… Wspaniały musical, Polska lat 30. tych. O wielkich sercach, talentach, nadziejsch. Kabarety, satyra polityczna i społeczna. Tamta Polska – jak powiedział Andrzej Świder – była czymś niezwykłym, jedyna w swoim rodzaju, dlatego mamy pewnie do niej taki sentyment.
            Ostatnim akcentem spotkania z okazji Jubileuszu 10.Lecia MUTW był występ chóru śpiewającego pieśni biesiadne pod kierunkiem Józefa Malińskiego. Półgodzinny recital pań w pięknych stylizowanych na ludowe kostiumach zakończył uroczystość. W holu MOK czekał na zaproszonych gości i uczestników wspomniany wielki tort – i rozmowy przy stolikach, które trwały jeszcze długo, gratulacje z okazji udanego występu i jubileuszu.

Iwona Wróblak
październik 2016











sobota, 29 października 2016

Iwona Jesiotr Krupińska – rzeźbiąc głowę człowieka

            Anatomiczne niemalże rzeźby głowy, popiersia. Wyrażającego emocje, myśli, doświadczenia życia. Rzeźby Iwony Jesiotr – Krupińskiej. Artystka wydaje się być w centrum swojej – twórczej - pokory, wobec tworzywa, tematu. Człowieka.
Fotograficzna rzeźba. Nadać 3D fotografii? Wymiar trzeci i czwarty zatrzymanemu kadrowi. Brąz i ceramika są tworzywem. Autorka opowiada nam  nieco o kuchni sztuki rzeźbiarskiej. Celem jest zgłębić człowieka. I przybliżyć swojej percepcji. Zgłębić, zrozumieć i odkryć dla siebie.
Co odczytujemy z tych rzeźb... Człowiek (jest) wiedzący. Najlepiej w sacrum swoim, w tej Wiedzy, uduchowiony poprzez wiedzę, widać ją. Postać WIE.   Może celem jest namalowanie przestrzenne, w tej bryle – Wiedzy, którą ma (człowiek), i o której wiemy, że ją MA. To suma – organicznie - połączeń komórek nerwowych, wielka tajemnica człowiecza, jego boskość, na którą składają się – moim zdaniem – oczywiście też nuty dajmoniczne. Widać je w  grymasach twarzy rzeźb, którym wyrazu dodają pełne ich wymiary – dzięki temu są rzeczywiste jako obiekty, obiekty fizyczne. – One żyją potem własnym życiem – mówi Autorka. Jako dzieła sztuki.
            Myślę, że otoczeniem, krajobrazem zewnętrznym, wewnętrznym, tych rzeźb, tych dzieł sztuki, są obrazy autorstwa Iwony Jesiotr – Krupińskiej, które także są eksponowane w Galerii 30’ podczas wernisażu artystki. Nastrojowe. We mgle. Mimo precyzyjnych szczegółów – nie-do-wyraźne. Wiele mówiące. Za tą wszechobecną na nich (w nich) mgłą są rzeczy, których nie widzimy. Są zasygnalizowane. Jest wielowymiarowość, wielo-doznaczność świata. Tak bogata, że wybieramy z niej szczegół – zarys piękna pnia drzewa, czy jego korony, gałęzi. Pewni tego Piękna możemy wybrać ów Szczegół, linię, jej zagięcie, wreszcie koloryt, paletę dobraną danej tonacji barw, domyślamy się muzyki, cichej może niedo-słyszalnej, muzyki wielotonalnej przyrody.
            Muzyki pejzaży nadmorskich. Pastelowych, subtelnych. Surowe bezludzkie nieostre krajobrazy nie przerażają. Oglądający je człowiek – Autor (podmiot) jest panem swojej sytuacji, stąd – myślę – jakaś światłość jest w nich, zaklęta w konwencję mgły, ukojona swoim spokojem zrozumienia, czy  oddania się, pokorze filozofii obserwacji nieocenianej – tej rzeźbiarskiej, całkowitej, przestrzennie osadzonej w tworzywie, jaki ma do dyspozycji. Pokornej wobec niego, tego tworzywa. Morskich wybrzeży ze statkami. Nostalgia wody, lecz bez symbolizmu, lekko podkreślona tylko. Obrazy krajobrazowe są przynależne im, krajobrazom przynależne.
            Wracam znów do rzeźb. Są jak posągi pośród tych obrazów. Sposągowiane twarze. Sklasycznione – powiedziałabym. Przywodzą na myśl greckie, czy rzymskie – popiersia, tak jak je znamy ze szkoły. Nie dotyczą – myślę – tylko stricte epoki klasycznej. Natalia – rzeźba młodej dziewczyny-kobiety. Natalia pokorna, a jednocześnie spokojna pewna i radosna afirmacją swej boskiej przynależności do płci i człowieczeństwa. W dwóch odmianach barw –  to symptomatyczne – czerni i bieli… Głębokiej czerni i takiej też bieli. Dwie połówki świata, dwa odcienie przeglądania się w świetle, dwa tworzywa… Czarna madonna i biała dziewica… Ta sama Osoba. Ta sama osoba. Natalia. Bóstwo (współczesne bóstwo o starożytnym rodowodzie…). Kobieta. Głowa Kobiety.
            Jak rzeźbiarz patrzy na człowieka. Pytam pani Jesiotr – Krupińskiej. - Widzi dużo światów. Zauważa wiele rzeczy, które go interesują, ale nie stara się sterować nimi. Nie jest wertykalny, jest horyzontalny. Szuka pionu. Pani Jesiotr – Krupińska spotykała – artystycznie – Człowieka… Chce wyrzeźbić go w sobie. Nie – jako matka-polka, jako silna kobieta…
            Świeczniki. Postumenty. Mogą mieć wielorakie znaczenie (polityczne…). Są miejscem jak każde inne – na rzeźbę. Świecznik tu jest dłuższy i  większy niż Twarz na nim… Mamy wyobrażenie o człowieku. Tak jak jeden pejzaż, który może być pokazany w stu różnych wersjach obrazów na temat. Głowa starszej kobiety może być babcina, dobrosława, rozumiejąca, wybaczająca, wiedząca, taka może być też. Tu taka jest.
Czyli Człowiek uwikłany. Poszukujący. Wędrówka. Poznanie. A akwarela – jak mówi pani Jesiotr – Krupińska, daje jej oddech i przyjemność po ciężkiej pracy, i jest notatką chwili…
Iwona Jesiotr – Krupińska w 2014 r. otrzymała tytuł naukowy doktora na Wydziale Rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.








Iwona Wróblak
październik 2016

piątek, 28 października 2016

Wieczór z poezją refleksyjną

            Po raz drugi w tym roku – wieczór z poezją w pomieszczeniach Muzeum międzyrzeckiego. Tym razem – ze względu na temperaturę – nie w urokliwych podziemiach bastei, lecz w sali starościńskiej, w otoczeniu zabytkowych portretów trumiennych, jednej z największych kolekcji tych zabytków w Polsce.
            Autorzy – ci sami. Leszek Lisiecki i Joanna Poczesny – Modławska. Spotkanie prowadziła Maria Marciniak, autorka scenariusza, która także wygłosiła kilka swoich wierszy. Szczególnego kolorytu wieczorowi nadał występ muzyka, nauczyciela klasy klarnetu i saksofonu w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Międzyrzeczu, Czesława Nowakowskiego, który ilustrował recytacje utworami Fryderyka Chopina, Astora Piazzoli i Fryderyka Heandla.
Leszek Lisiecki z gitarą, w chmurach dobrej, choć jesiennej pogody i kolorach złotej polskiej jesieni. Biesiadnie, przy stole, rodzinnie z przyjaciółmi, w kolorach złotej polskiej jesieni. Konstatacja pory roku, czy pejzaż pory roku - smutny i mroczny nieco?
            Joanna – liście czarują kolorami słońca… Liryzm zwykle wiąże się z mocą, tak myślę. To duża energia. Droga wsparcia ze środka ciężkości. Mroczna strona jesiennego słońca, zagubiona. Dajmonion będący połówką swej całości… Inaczej – naturalny fenomen przyrodniczy coraz krótszych dni i z dnia na dzień wcześniejszych zachodów słońca. Pani Joanna urzeka lapidarnością sformułowań - nic nie tracąc ze swego pełnego energii ciepła i wspomnianego liryzmu. Rytm zmniejszania tempa zanurzania się w dziennym świetle dnia to naturalny rytm życia – widzimy tu, jak rzeczy i zdarzenia zależą od osobistej perspektywy…
Jesienność to uczucie jakby wyraźniejsze w czasie wieczorów przydługich… Magia tej pory roku jest tematem spotkania poetyckiego. Pan Nowakowski towarzyszy poetom w tonacji minorowej pięknie wplatając się w klimat spadających na serca - w wyobraźni – feerii barw liści.
            Jak to jest – pytam: gorycz głęboko schować jeszcze raz/będziesz mnie kochał za jedno słowo istnienia/z moich ust. Trzeba mieć potencjał chowania goryczy. I wiarę w swoje osobiste istnienie. W czyichś ustach istnienie. Które będzie Słowem sprawczym dla naszego Z Kimś istnienia, i swego też Bycia osobowego dzięki drugiej osobie. Ewangelicznego istnienia pierwotnego, które nam daje Ta osoba. A wszystko dlatego, że gorycz istnienia schowana (jeszcze raz schowana głębiej…).
            Miłość refleksyjna jest też tematem wieczoru. Refleksje jesienno-miłosne… Niewyczerpalność tematu. Zdumiony ptak w otwartej klatce, który nie wybierze wolności. Dopisanie dalszego ciągu wiersza – w umysłach słuchaczy… Nowakowski gra Piazzollę, lepiej nie można chyba ilustrować nastroju…
Matce swojej, i ojcu swemu – dodam – zawdzięczasz tyle, ile masz (wypracowałeś) ich w sobie. Jesteś rodzicem swoim, i dzieckiem swoim. Obejmujesz SIĘ – taką piękną gdzieś widziałam grafikę…
Okrutna królowa – jesień życia, jedna z tych okrutnych i miłosiernych królowych człowieczych, czasu ludzkiego życia, jego upływ jest wiecznym naszym Demiurgiem, bóstwem dwojakim: dobrym i złym. Jest faktem. W życiu nie ma rzeczy błahych, wszystkie one są najważniejsze.
I skróty myślowe – to Joanna… kiedy światło boli, nie wyciąga się wniosków. Ból (wszelki) się przeżywa (smakuje…). Uczuć (zbyt ostrych) się nie analizuje… Pozwala się im przepłynąć, rozpuścić, bowiem są iluzją…
Każdy ma – to Leszek – bezpłatny bilet do przemijania, tej stacji końcowego Teraz. To miejsce naszego istnienia. W koszyczku drogi dalekiej, jak zanotowałam frazę z innego wiersza (Maria Marciniak), ma się wszystko, co potrzebne. Można mieć akordy gitary, sonaty i inne drobiazgi. Dobytek. Bagaż i bogactwo życia. Jesień jest jak starożytne bóstwo. Jest, może być, jak umieranie, zanikanie, przeistaczanie się z jednej formy w inne.
Jesienne Refleksje – przyroda, przyjaźń, miłość i przemijanie…
Na wieczorze poezji mieliśmy przyjemność gościć dwie bardzo młode (kilkuletnie) wykonawczynie: wiolonczelistkę Agatkę Baranek i wokalistkę Zosię Drabińską, które także wystąpiły, mamy w naszym mieście potencjał twórczy, z którego na pewno będziemy w przyszłości korzystać.





Iwona Wróblak
październik 2016

czwartek, 27 października 2016

Bez nauki nie mamy żadnej wiedzy

            Człowiek bez nauki nie ma żadnej wiedzy - łac. Homo nihil scit sine doctrina. To tak oczywiste, że zdanie wydaje się pleonazmem… Mitem jest  wiedza bez nauki, zdobywanie wiedzy bez szkoły podstawowej. Bardzo symbolicznie rzecz ujmując…
            Szkoła Podstawowa nr 2 w Międzyrzeczu jest najstarszą w naszym mieście placówką oświatową. Zaczęła funkcjonować we wrześniu 1946 r. Na  Siedemdziesięciolecie jej powstania przybyło do sali kinowej Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury około 400 gości. Trzy pokolenia międzyrzeczan, grono pedagogów, byłych dyrektorów Szkoły i jej licznych absolwentów. Wszyscyśmy (prawie) z Dwójki… Szczególnego wymiaru nabrało wystawienie tomów Kronik szkolnych, nie tylko po to, by umożliwić wpisywanie się do Jej kart. Zapisy Kronik zostały wykorzystane jako materiał dynamicznie przeglądany w scenariuszu przygotowanego na tę okazję programu artystycznego, spinającego uroczystość. Czerpano z materiału faktograficznego, jako źródła historycznego (!), docenionego już na poziomie podstawowego nauczania.
            Kroniki zapisane jako źródła i ludzka Pamięć. Chciwie jej słucham, bo to Moja Historia. Historia miasta, w którym mieszkam.
Irena Białkowska, obecnie – Pająk. W 1961 r. ukończyła 7 klasę. Potem pracowała w S.P. nr 2, krótko, jako zastępca dyrektora. Co pamięta z lat  szkolnych, jakie obrazy?... Zamyśla się… – Na podłogach Szkoły były wtedy wszędzie deski. Na boisku szkolnym, wokół placu, rosły duże drzewa… Bawiliśmy się w komórki do wynajęcia… Polegało to na tym, że wynajmowaliśmy sobie te drzewa – obejmując je ramionami… Przepiękne. Widzę to teraz  oczami Pani Ireny… - Zimą wylewano na boisko wodę i bawiliśmy się w ślizgawkę, nauczyciele też się z nami ślizgali…
Obok pani Pająk stoi, zaproszona na uroczystość, była dyrektor Szkoły, Lucyna Kalisz (lata pracy w Szkole: 1978-83). Charakterystyczny dla dyrektora-pedagoga autorytet, charyzma, dzisiaj także widoczna… Jak wspomina swoje czasy jako dyrektor szkoły? Pamięta, że widoczna była odpowiedzialność nauczycieli za dzieci. Grono pedagogiczne było skonsolidowane.
            I od początku rys charakterystyczny nadało Szkole Harcerstwo. Dlaczego? Panie mówią mi: - Bo byli tu pasjonaci tego sposobu wychowywania dzieci i młodych ludzi. Ta tradycja jest nieprzerwana do dzisiaj, przez 70 lat, ugruntowana wielodziesięcioletnim doświadczeniem jej harcerskich pedagogów. Odsłonięto dzisiaj tablicę pamiątkową z krzyżem harcerskim, Napisem: „Czu-waj” jako motto i godło nauczania w międzyrzeckiej S.P. nr 2.  Jedną z tych naszych instruktorskich lokalnych legend udaje mi się złapać. Pani Barbara Piela, o której wszyscy tutaj mówią – pogodna skromna kobieta, instruktor harcerski. Mówi o sobie, że kiedy tu przybyła – w 1969 r. nie była pierwsza, grunt był przygotowany, przed nią Marian Kempa prowadził harcerstwo. W 1972 r. był tu już Szczep harcerski, 10 instruktorów, druhny i harcerze. Dzisiaj legendami się stają oddane młodzieży i dzieciom, harcerstwu, nauczycielki phm Hanna Barczewska i phm Maria Sobczak – Siuta, międzyrzecki Hufiec ZHP jest bardzo prężny. Nieprzypadkowo Święto Patrona Szkoły: „Szarych Szeregów” jest najważniejszym świętem szkolnym.
            Zaglądam do Kronik. Jest ich kilka. Te ze zdjęciami jeszcze czarno-białymi i późniejsze. Najstarszej, z 1946 r. w Szkole nie ma, może zaginęła, szkoda… Wielkie Kroniki, ich zawartość, są wystawione w formie kolażu zdjęć. Zespół Muzyki Dawnej „Antiquo More”, bywalec wielu festiwali, za  każdym razem przynoszący do swojej macierzystej Szkoły i Międzyrzecza – do Polski, liczne nagrody z występów w kraju i za granicą. Instruktorzy to  liczne grono pasjonatów – nauczycieli i rodziców dzieci i młodzieży. Zarazili nasze miasto miłością do dawnych form muzycznych i układów tańca dworskiego. Mają na swym koncie także kilka bardzo dobrych spektakli muzyczno-tanecznych, etiud teatralnych z ciekawym scenariuszem. Dzisiaj także kilkoro z młodych muzyków w holu MOK gra – w strojach renesansowych - dawne kompozycje. 
            Nieocenione zasługi dla miasta, dla młodszych dzieci – ich rozwoju motorycznego, muzycznego, ma Zespół Tańca „Rytmix” kierowany od 2000 r.  przez nauczycielki Dorotę Zielińską i Sylwię Guzicką. Roztańczenie dzieci w wieku kilku lat, ich gibkość – wiele z nich potem jest tancerzami w Zespole Tańca „Trans” i innych – jest widoczna nawet w krótkich układach. Sala gimnastyczna została – siłami społecznymi – zbudowania w 1969 r.  Na potrzeby uroczystości powstał bardzo udany zespół młodych czirliderek z pomponami – jak pytam – dziewczynki przedtem nie tańczyły razem, ale ich  dotychczasowe przygotowanie techniczne pozwoliło na opracowanie zgrabnego układu. Również to milenium – 2000 rok, jest datą powstania „Antiguo More”.
            Niebieska Tarcza jako jedna z pierwszych symboli na karcie Kroniki… Pamiętam ją także, nie z tej szkoły, ale również miałam ją przyszytą do  rękawa… Pani Zofia Plewa w swoich wspomnieniach przywołuje sylwetkę szkolnego woźnego z jej czasów, pana Mota, który pilnował, by uczniowie zachowywali się, jak trzeba… Cenne nauki zapadły w serca tak mocno i trwale, że teraz są przywoływane jako symptom dawnego wychowania...
            Rozdziałem samym w sobie jest twórczość teatralna zespołów szkolnych; Teatru „Tęcza” – jak czytam, i Teatrzyku „Ananas”, którego spektakle oglądałam osobiście, pamiętam ich wysoki poziom artystyczny. W Kronikach ponadto zapisana jest aktywność kół sportowych. Inne wydarzenia z życia Szkoły, który w czasach minionych były odbiciem życia społecznego kraju w lokalnej soczewce… Teraz, w programie artystycznym, te wyjątki są  umiejętnie wyciągane, by ukazać – myślę – ciągłość naszej polskiej, i splatającej się z nią, lokalnej historii, równoprawnej w każdej swoim aspekcie - bowiem się wydarzyły, stając się faktami… Teraz tylko retrospekcja, przyzwolenie czyli akceptacja zdarzeń, i wyciąganie być może wniosków… Wszystko z przynależnym wytrawnym pedagogom życzliwym uśmiechem, wyrazem szacunku dla osób, by nie zatracić naczelnej funkcji pokazywania historii w szkole – uczenia i wychowywania obywatelskiego dzieci.
            Hymn Szkolny – pieśń o „Szarych Szeregach”. Odśpiewywany jest przez wszystkich, nauczycieli, harcerzy i zuchów, także najmniejsze dzieci z  zerówek. Jego wykonanie jest teatrem, przemawiających do widza bardzo sugestywnie. Ciekawa – bardzo staranna oprawa muzyczna, beret harcerski jest zdejmowany z głowy przed pierwszymi taktami i trzymany na ręce jako cenny symbol – wychowania harcerskiego i tradycji szkolnych… Opowiada o  małych bohaterach z Powstania Warszawskiego 1944 r. Śpiewają go na uroczystości harcerze Szczepu „Płomienie” ZHP. To wstęp do Jubileuszu 70.  Lecia, po którym nastąpią powitania władz samorządowych, gości z Kuratorium Oświaty, instytucji, władze harcerskie, dyrektorów lokalnych szkół podstawowych i ponadpodstawowych z Międzyrzecza i okolic, Rady Rodziców, wygłoszone przez dyrektor Szkoły Katarzynę Dymel.
            Bryła budynku Szkoły – temat okolicznościowej wystawy prac uczniów, wystawione są makiety Szkoły. Jeden z rysunków, bardzo udany, widzę, że jest wykorzystany w grafice dekoracji sceny. Przedstawia otwarte drzwi Szkoły, starego budynku odremontowanego starannie po wojnie przez jednego z naszych przedsiębiorców, z cenną spuścizną standardów wychowania dzieci przywiezionymi przez ludzi, którzy przybyli tu po wojnie w  ramach repatriacji, potem rozwijane, w duchem czasu, kultywowane, ich korczakowskie założenia.
            Następny punkt. Program artystyczny w S.P. nr 2. Myślę, że na pewno będzie wykorzystany potencjał i dorobek zespołów szkolnych. Okaże się  też, po co przygotowano dekoracje jak w studiu TV… Autor scenariusza Telewizyjnych Faktów: Beata Bełz. Dekoracje - Zofia Kasprowicz, Ewa Zabielska. Występujący: Beata Bełz, Anna Kulig, Maciej Wajman (rodzic), Teresa Flisikowska, Joanna Łuka, Maria Lemańska i Katarzyna Rej. Przygotowanie dzieci: Katarzyna Baczyk, Katarzyna Chmielewska, Beata Bartkowiak, Grażyna Błochowicz, Mirosława Szanda, Grażyna Błochowicz, Hanna Barczewska, Maria Sobczak – Siuta, Dorota Zielińska, Sylwia Guzicka.
Telewizja ogólna i powszechnie oglądana, chodzi o tzw. Jej słupki oglądalności - nadaje naszemu Jubileuszowi znaczenie… ogólnoziemskie niemal… Co  zajmuje (współczesnych) dziennikarzy, jest ważne DLA NICH (i ich szefów), jak wyobrażają sobie potrzeby kulturalne, informacyjne słuchaczy, społeczeństwa (jak pojmują swoją misję kulturotwórczą (czy jest coś takiego??), popularyzatorską… Jednym z punktów Programu jest pokaz szkolnej mody… Znowu, jak myślę, fragmenty tekstów i zdjęć wyjęte z szacownych - bez cudzysłowu, Kronik szkolnych. Szkolnej mody na wpół serio rozumianej, jak to w dobrym kabarecie bywa… Gustowne są bardzo czarne fartuszki z lat. 60. z falbankami, małe dziewczynki z warkoczami i wstążkami prezentują je niczym zawodowe modelki na wybiegu… Czyli - Jak cię widzą w grupie rówieśniczej i klasie (politycznej…) – bardzo ważna rzecz dla  młodego człowieka. Przegląd mody szkolnej aż do czasów współczesnych, z nieodłącznie robionym komórkowym selfi, na długim wysięgniku – spójrzmy na modę okiem chłodnym i notującym… Jak nasze prawnuki będą się ubierały za lat kilkadziesiąt?... Bo pragnienie akceptacji w gronie przyjaciół szkolnych będzie pewnie to samo.
            Życie szkolne rzeczywiste, jego smak. Czyli historie uczniów. Odnaleziona postać jest autentyczna, dziennikarz kabaretowy robi z nim wywiad… Jest sławny, zapisał się w ciemnej księdze nagan szkolnych, które otrzymał – są na to dokumenty, za wrzucanie śniegu do klasy (wrzucał go DUŻO), zaczepianie dziewczynek. Uczeń – pan Robert Gaczyński, który zgodził się zagrać siebie sprzed lat - jest dzisiaj bardzo wyrośnięty już (około 1,90), ale  jego przewiny są ponadczasowe… Ma dla mnie powiedzenie Seneki: „Człowiek bez nauki nie ma żadnej wiedzy - łac. Homo nihil scit sine doctrina.” A  uczy nas w życiu wszystko.
Czy z książek się tego dowiemy? Czytelnictwo i jego tak zwane wskaźniki są liczone w ułamkach (na jeden mózg), dziecięce pytanie – czy w danej książce nie dodrukowano stron (może wyrwano w bibliotekach…). Inne nonsensy, które aby dostrzec, potrzebny jest dystans. Mają go niekiedy dzieci, dlatego psocą… Poprawność. Szkolna. Może być ludowa (była robotniczo-chłopska). Na telebimie słynny zespół „Mazowsze”, piękna pieśń o lecących ptaszku. Jak może być sparodiowana, czyli odarta z cepeliadowej hipokryzji? Chór Marii Sobczak – Siuty skupia się na wypuszczaniu tego ptaszka, momencie przeciągniętym w czasie i zawartości semantycznej aż do groteski. No niech w końcu ptaszątko poleci!!…
            Historyczne wtłaczanie szkoły w zadania polityczne realizowane przez ówczesne władze PRL – wspieranie reżimów Wietnamu, bratniego systemu, za co ambasada tego kraju dziękuje S. P. nr 2 w Międzyrzeczu – siła naszej lokalnej szkoły i jej poparcia dla Sprawy w świecie wielkiej polityki była duża…
            Akcent świeży. W Programie dziejącym się w studiu TV Pogodynka z Warszawy – stąd (zazwyczaj) idą ciemne chmury reform w oświacie

Szerokie, inteligentne parabole. Program artystyczny bardzo udany. Wieńczący ważną lokalną uroczystość 70. Lecia naszej najstarszej szkoły powszechnej, dużego ważnego fragmentu historii lokalnej, międzyrzeckiej. Zaistniałych w niej kulturalnych wydarzeń w historii najnowszej, z udziałem szkolnego Zespołu Muzyki Dawnej „Antiquo More”, licznych spektakli teatralnych, prężnie działającego Harcerstwa.













Iwona Wróblak
październik 2016

środa, 26 października 2016

Gacek – Pijacek

            Różne, nieraz zaskakujące rzeczy można znaleźć w kolekcjach naszych lokalnych zbieraczy. W Kęszycy Leśnej panie Chicuń i Błaszczak zrobiły na przykład Wystawę Różnych Kształtów Butelek, plon zbiorów i wykopalisk z okolicy.
            Niecodzienny gość – sam z własnej woli – umieścił się w kolekcji w domu państwa Atamanów w Kęszycy Leśnej. Pan Jarosław Ataman od lat  zbierał różne rzeczy, był to kiedyś np. pokaźny zbiór kieszonkowych wydań popularnych niegdyś książeczek przygodowych marki „Tygrys”. Ostatnio ścianę w jednym z pokoi zdobi regał kolorowych puszek po piwie. Właśnie tam postanowił odpocząć po nocnych harcach nietoperz. Zwierzak w ciepły majowy poranek wleciał przez otwarte okno, trochę przestraszywszy nieco panią Ataman, jeszcze śpiącą. Dość duży (nie próbował jednak wczepić się we  włosy lub napić się krwi...) skrzydełkami lub, jak kto woli - palcami kończyn połączonymi błoną, pozrzucał z półek część zbiorów i ...zdrzemnął się tam na  dalszą część dnia. Wiszącego pod sufitem nietoperza – Gacka-Pijacka, jak nazwała go rodzina Atamanów, pan Jarosław sfotografował na pamiątkę niezwykłych odwiedzin.


Iwona Wróblak
czerwiec 2007

wtorek, 25 października 2016

Marta

            Tort. Z osiemnastką i malutkim porcelanowym słonikiem. Dla Marty.
W Stowarzyszeniu „Szansa” Na rzecz Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej Uzdolnionej Artystycznie mama Marty pani Katarzyna Kąkolewska działa bardzo aktywnie. Ma dużo różnych pomysłów. Na przykład takie jak ta uroczystość... - A właściwie – dodaje pani Katarzyna – Wioletta także ma w tym swój udział, to ona wpadła na pomysł uczczenia osiemnastki Marty...-  Osiemnaste urodziny córki to kolejne spotkanie integracyjne w ramach Stowarzyszenia. Powód bardzo rodzinny do bycia ze sobą w tej wielkiej rodzinie, grupie wsparcia osób tak dobrze się rozumiejących. Pani Ludmiła Gogoc – takie ważne uroczystości będziemy obchodzić wspólnie... Marta jest pierwszą naszą wychowanką tak dorosłą.
            Pani Hanna Szulga z mężem i córką Karoliną, pani Kominkiewicz, państwo Kondracikowie z córką, inne osoby, rodziny z dziećmi, zdrowymi i  niepełnosprawnymi, pani Sylwia Guzicka – przewodnicząca Stowarzyszenia i oczywiście dziadkowie i rodzice głównej osoby dnia państwo Kasia i  Wiesław Kąkolewscy. Mówią o Marcie jedno. To bardzo pogodna osoba. Pani Marzena Wasiluk z Zespołu Rewalidacyjno – Wychowawczego przy SOSW na ul. Pamiątkowej, gdzie Marta chodzi na zajęcia, mówi: - Znamy się z Martusią długo, z naszą sympatyczną podopieczną i koleżanką.
            Kwiaty. Różowe gerbery. Dużą różę trzyma w dłoni, stojąc w grupie oczekujących na swoją kolej do złożenia życzeń pani Szulga. Jej córka Karolina da Marcie i jej rodzicom prezent, który tylko ona może ofiarować. Piosenkę. - Kto mi śpiewał – baj, baj...cudownych rodziców mam...odkryli mi  cały świat...rzekli – idź drogą swą...Karolina stoi blisko przy Marcie, śpiewając delikatnie głaszcze ją po plecach. Marta przechyla głowę głęboko, by  spojrzeć jej w oczy. One się rozumieją. Nie mają barier w okazywaniu empatii. Mama Marty też słyszy piosenkę, interpretację Karoliny. Nie wytrzymuje, usta jej drżą, ociera chusteczką łzy...
            Marta lubi muzykę. Jak każda osiemnastolatka. W czasie zajęć w SOSW chętnie słucha klasyki – Bacha, Straussa, Gershwina, współczesnej muzyki też.
            Pan Wiesław, jak mówi mi później na półserio pani Szulga, jest w domu „od rozpieszczania”. Ludmiła Gogoc mówi o tacie Marty, że jest osobą niesamowicie ciepłą, że z córką potrafią godzinami leżeć na tapczanie, śmiać się, opowiadać sobie różne rzeczy, przytulać się do siebie – Tata o córze?... -  Marta? – mówi – kochamy ją taką jaka jest, przyzwyczailiśmy się do niej, nie oddalibyśmy jej za żadne skarby...cóż mogę więcej dodać...
Pani Kasia dodaje – Marta jest dobra, miła, spokojna, bardzo pogodna, nigdy się nie złości.
Córka wiele zmieniła w moim życiu. Jestem innym człowiekiem, odkąd mam Martę. Marta nauczyła mnie cierpliwości. Kontakt z osobami niepełnosprawnymi uwrażliwia...Jakbym miała zdrowe dziecko, chciałabym żeby przebywało, żeby się uczyło w klasie integracyjnej...
            - Pani Katarzyna zainicjowała - to pani Gogoc - niemalże wymusiła na mnie powstanie Grupy Wsparcia „Nasze Dzieci” w S. P. nr 2 dla rodzin z  osobami niepełnosprawnymi. W trosce o swoje dziecko. Dla dobra innych dzieci niepełnosprawnych. Aby pomóc ich rodzicom walczyć o nie. Jak mówi pani Kasia, stowarzyszenia takie jak „Szansa” są ważne, przedtem siedziała w domu, nie miała kontaktu z ludźmi. Pani Ludmiła, nauczycielka, która pracowała z Martą, mówi - Kąkolewscy to przykład rodziny, która w nie udawany sposób zaakceptowała niepełnosprawność członka rodziny. Pani Katarzyna może liczyć na męża. Dziadkowie też brali aktywny udział w rehabilitacji Marty, byli z nią od maleńkości. To ludzie ciepli i mądrzy w sposób naturalny, akceptują zdarzenia, które już się stały.
            Jemy wszyscy po kawałku torta urodzinowego Marty. Może też uda nam się zaznać choć trochę słodyczy jej empatycznego stosunku do  świata...Wiedzy, jak cieszyć się życiem i jak przekazywać dobre emocje swoim najbliższym.
 Dystans do samego siebie. Nie poddawanie się uczuciu bezradności. Pani Miłka – Nie jest to łatwe, ale można w sobie to odkryć. Niepełnosprawne dziecko w domu wystawia na dużą próbę więzi rodzinne. Muszą one być wtedy bardzo mocne, a w tej rodzinie tak właśnie jest.
            Prezent dla Marty następny. Zespół „Rytmix” (kier. panie Dorota Zielińska i Sylwia Guzicka) zatańczy: „Zabawę smerfów” i „Magiczny taniec”. Niebieskie czapeczki młodszych dzieci i czarno – zielone kostiumy starszych dziewczynek. Ich długie falujące włosy w dynamicznych układach tanecznych. Poczucie rytmu.
Marzena Wasiluk, logopeda i pedagog specjalny: - Szeroko pojęta rehabilitacja, rewalidacja, kontakt z dziećmi, rówieśnikami, osobami dorosłymi, akceptacja miejsca edukacji sprawiły, że jak nierozwinięty pączek przeistoczyła się w młodzieńczy kwiat. Zaczęła eksplorować bodźce, segregując je,  utożsamiając się. Dzisiaj Martusia jest dziewczynką świadomą swojego istnienia, odważnie wyraża emocje, uczucia, za pomocą języka ciała i mowy pozawerbalnej. Chce czuć się potrzebna, dzielić się, opiekować młodszymi dziećmi. - Pani Marzena widziała to u Marty nie raz.
Ludmiła Gogoc: - Ważne jest, żeby otworzyć serce dla tych dzieci. Chcieć z nimi być.-
 Mówi o doświadczeniach zwykłych ludzi: – Nie jest żadnym wstydem bać się kontaktów z ludźmi niepełnosprawnymi. Trzeba po prostu pokonać własny lęk, przełamać barierę nieświadomości, i...nie wiem co jeszcze... chyba trzeba mieć coś w sobie, coś co zbliża do siebie ludzi. Być może chodzi o tzw.  predyspozycje, sprawiające, że kontakt z dzieckiem niepełnosprawnym jest POSŁANNICTWEM. Ludzie mają naturalną zdolność odbierania emocji, ludzie niepełnosprawni w jeszcze większym stopniu. To znaczy, że zawsze wyczują nasze intencje.
Trzeba się oddać sytuacji... Ważna jest postawa człowieka. Można w sobie wiele rzeczy wypracować. Czy wręcz odkryć w sobie. Wykluczając litość! Bo  szacunek do drugiego człowieka wyklucza uczucie litości wobec niego. Nawet brak akceptacji jest od tego lepszy. Każdy z nas jest „najważniejszy", jedyny, każdy jest takim samym jak my człowiekiem. Musimy tylko sami o sobie myśleć w ten sposób, szanować siebie....
            Długo jeszcze trwa wspólna zabawa w niedźwiedzia co mocno śpi i w inne. Najmłodsza dzisiaj śliczna Weronika na swoim wózku też bawi się z  innymi, dla niej to najnormalniejsza rzecz. W czym teraz razem będą uczestniczyć członkowie „Szansy”? Jest propozycja hipoterapii w Bobowicku, z  grilem, za tydzień... na przykład Marta, jak mówi pani Kasia, uwielbia konie...

Iwona Wróblak
czerwiec 2007


poniedziałek, 24 października 2016

V Międzyrzeckie Spotkania z Historią

            To już piąte, jubileuszowe, spotkania z historią regionalną w Międzyrzeczu. I piąty tom – „Ziemia Międzyrzecka ze studiów nad dziejami i  tożsamością” - wydany przez organizatorów sesji historycznych: Stowarzyszenie Regionalistów Środkowe Nadodrze i Muzeum w Międzyrzeczu.
            Tożsamość lokalna. Co znaczy? Czy to termin związany z geografią? Dziejami historycznymi? Ziemia Międzyrzecka, co znaczy dla nas, międzyrzeczan? Jak współcześnie kształtuje się pojęcie lokalnej tożsamości, miejsca zajmowanego przez nas. Nasza odpowiedzialność za ziemię, której obecnie jesteśmy gospodarzami. Celem corocznych spotkań historycznych jest gromadzenie stanu badań i kształtowanie lokalnej polityki historycznej. Popularyzacja wiedzy, która służy otwarciu na różne poglądy i idee.
            Pierwszy z referentów, doktor historii Marceli Tureczek, w pracy pt. ”Podziały administracyjne a tożsamość lokalna...” próbuje zdefiniować pojęcie – „ziemia międzyrzecka’. Zadaje pytanie, czy jest ono, geograficznie, zasadne. Historycznie uprawomocnione. Ziemia Międzyrzecka jest w  kotlinie związanej z dolnym biegiem Obry, w zachodniej Wielkopolsce, na obszarze w granicach województwa lubuskiego. Nakreśla dzieje narodzin terminu „ziemia międzyrzecka”.
            Dookreśla, nadaje dalsze znaczenia pojęciu małej ojczyzny, następny z prelegentów – pan Zbigniew Czarnuch. („Kształtowanie się sieci osadniczej na terytorium lubniewickim i terytorium kołczyńskim od poł. XII do poł. XVIII w.”) Zdobycz ostatnich lat życia w niepodległym i demokratycznym kraju to  podmiotowość uzyskana w wyniku reformy samorządowej. Samorządność. Identyfikacja z gminą i troska o lokalną społeczność. Wyjście poza narzucony przez totalitarną ideologię sposób myślenia związany wyłącznie z państwem. Tym się zajmują regionaliści i pasjonaci historii na międzyrzeckich sesjach. Spojrzeniem na historię regionu od środka. Poszczególne krainy ziemi lubuskiej rozwijały się w nieco odmiennych realiach historyczno – polityczno – gospodarczych. Granica polsko – niemiecka na przestrzeni dziejów nieustannie się zmieniała. Badacz ziemi torzymskiej mówił też o znaczeniu rodów szlacheckich jako zjawisku eksterytorialnym z kategorii socjologii i psychologii społecznej.
            Bogusław Mykietów: Autor przyniósł ze sobą XVI w. kronikę Gwagnina (pierwodruk 1578 r), wtedy bardzo popularną, opisującą ziemie wschodniej Europy, w tym Rzeczpospolitą i ziemię międzyrzecką (zacytował fragment o zdobywaniu grodu Międzyrzecz). W kronice są opisane historie krajów, zwyczaje i obyczaje, przekazane w pięknej staropolszczyźnie. Dawni historycy i dziejopisarze - co uważali za godne ujęcia w swym dziele, co ich  interesowało? Za pozwoleniem pana Bogusława ostrożnie, z nabożeństwem, trzymam na kolanach grubą księgę – te kartki, to szesnastowieczne?,  pytam...- Tak.
            Grzegorz Urbanek: Zwięzły i bogaty w szczegóły opis Starego Dworku, zabytku zachowanego do chwili obecnej, chociaż w niezbyt dobrym stanie, niegdyś rezydencji króla szwedzkiego Karola XII i cara Piotra Wielkiego. Widoczne są do dziś elementy dekoracji stiukowych z późnego baroku, ołtarza i obrazów. Ciekawe porównania z innymi tego typu obiektami z Czech. I wnioski – mamy na terenie ziemi międzyrzeckiej historyczny zespół obiektów o wysokiej klasie artystycznej, dzieła nieprzeciętne.
            Maksymilian Frąckowiak, archeolog: „Znaleziska domniemanych żetonów rozliczeniowych z Chyciny, gm. Bledzew (...) i próba ich interpretacji”. Żeton był pieniądzem zastępczym, prywatnym, monetą wymienialną. Używano ich do rozliczeń z pracownikami najemnymi jeszcze w latach 40 ubiegłego wieku w Gorzycku. Znalezione żetony (ok. 200 sztuk) wykonano z cynku. Napisy niemieckojęzyczne, znalezisko z okolic Kurska.
            Kamil Szpotkowski: Z większością roślin kojarzą się odpowiednie legendy i wierzenia. Przykładem może być jabłko – symbol ciążenia powszechnego i ... grzechu pierworodnego. Teren pogranicza jest w dodatku obszarem przenikania się wielu kultur, niemieckiego nowoczesnego rolnictwa i tradycji wielowiekowych tutejszych upraw. Krajobraz kulturowy to połączenie elementu naturalnego i historycznego. Wiele gatunków drzew poddano selekcji, w wyniku czego pula genetyczna drzewostanu uległa znacznemu zubożeniu. To bardzo ważne ekologicznie - zachowanie dziedzictwa kulturowego, pierwotnych gatunków - gruszy zwyczajnej, leszczyny, wiśni, śliwki, porzeczki, winorośli. Niezbędna wydaje się konieczność współpracy z  naukowcami botanikami w kształtowaniu współczesnego krajobrazu naturalnego.
            Krystyna Kamińska: Sebastian Grabowiecki urzędnik królewski na dworach kilku królów polskich, o 13 lat młodszy od Jana Kochanowskiego, wydał tom wierszy o klimacie wyraźnie barokowym, mistycznym, tak różnym od swojego świetnego młodszego kolegi. Grabowiecki z rekomendacji królewskiej opat w Bledzewie, przyjął jako zakonnik wszystkie święcenia. Zapisał się w historii regionu jako sprawny i energiczny organizator.
            Katarzyna Sanocka: „Testament Anny Gembickiej. Przyczynek do dziejów obyczajowości oraz historii Towarzystwa Jezusowego w Międzyrzeczu”. Znana z hojności wobec jezuitów, Anna Gembicka była drugą fundatorką Towarzystwa. Zapis testamentowy (pocz. XVIII w.) to ciekawy obraz ówczesnych sytemów wartości w sferze materialnej i duchowej.
            Joanna Teofilska: „Emil i Georg Zillmannowie – architekci z międzyrzeckim rodowodem”. Pani Teofilska przyjechała do nas z Katowic, by  podzielić się rezultatami swoich badań. Zillmannowie zaprojektowali wiele budynków użyteczności publicznej na Górnym Śląsku. Byli członkami Związku Architektów Niemieckich, z czasem założyli własną firmę. Korzenie obu panów od 1767 r. według dokumentów są międzyrzeckie. Dzisiejsze Liceum Ogólnokształcące (dawniej szkoła dla dziewcząt), budynek Szkoły Podstawowej nr 2 powstały według projektu Zillmannów.
            Wolfgang J. Brylla: „Organmistrz Albert Polzin na Ziemi Międzyrzeckiej”. Dzieje firmy organmistrza Polzina od 1901 r. Tradycje rodzinne. Miał  liczne zamówienia na organy w Międzychodzie, Starym Dworku, Brójcach.
            Przemysław Bartkowiak: „Działalność nielegalnych organizacji młodzieżowych w latach 1948 – 56 na terenie Międzyrzecza”. Historia najnowsza. Badania w oparciu o archiwa IPN. W 1950 r. – Związek Ochotników i Partyzantów Polskich za cel stawiał walkę z ustrojem ludowym. Takie działania podejmował też Polski Tajny Ruch Wyzwoleńczy 1952. Autor cytuje nazwiska osób związanych z działalnością opozycyjną. Wielu z tych młodych ludzi było represjonowanych, skazywanych na długoletnie wyroki, także w wyniku gęstej sieci osób donoszących Służbie Bezpieczeństwa.
            Dawid Kotlarek: Podania ludowe Otto Knoopa, (1893 r.), zbieracza legend, podań i opowiadań. Przekazów ustnych. Kopalnia wiedzy o  obyczajowości, mentalności i sposobie myślenia. Może być materiałem źródłowym dla osób zajmujących się oprowadzaniem turystów.
            Książka z serii „Ziemia Międzyrzecka”, V tom, jest dostępna w Muzeum, i jak sądzę, w obu naszych bibliotekach. Zapewniam, to wspaniała lektura, podręcznik wiedzy o regionie, z mnóstwem fascynujących szczegółów. Łączy klamrą przeszłość i teraźniejszość, i – co ważne – dotyczy nas,  naszych korzeni, naszych przodków i kultury materialnej na ziemi międzyrzeckiej, którą mamy teraz po nich w spadku.


Iwona Wróblak
lipiec 2007 

niedziela, 23 października 2016

Pewnym jest że Węgrzy Macieja Korwina rozpoczną oblężenie...

            Z daleka słychać dźwięk fanfary. Tłum gawiedzi międzyrzeckiej licznie zdąża na Zamek, bowiem pewnym jest, że Węgrzy Macieja Korwina będą dobywać Zamek nasz, w międzyczasie zaś sądy będą nad przestępcami odprawiane i egzekucja wyroków będzie. Walki na ostre rycerzy z Królestwa, Pomorza, Śląska, Brandemburgii, Meklemburgii i Austrii.. Wielki turniej dla mieszczan i plebsu.
            Drewniane atrapy wsi pod Zamkiem ostrzelane zostaną z bombard (działo średniowieczne) i hakownic (coś między pistoletem a karabinem). Najemna Rota Strzelcza ze Szczecina huk robi wielki, skupieni na drugim brzegu fosy odruchowo podskakujemy. Kłęby dymu układają się w ciepłym czerwcowym powietrzu na kształt kół. „Hej, ruszaj!” – pokrzykuje podekscytowany maleńki chłopczyk siedzący na barkach taty. Podobnie jak inni wyciągam mocno szyję, by wszystko dobrze widzieć.
            Oto idą, w blasku swych zbroi, w przyłbicach, szlachetni rycerze herbów. Na murach, pierwszy raz od 400 lat – flagi i proporce powiewają (Bractwo Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej, Kompania Landsberg z Gorzowa i Chorągiew św. Łazarza ze Szczecina). Kopie i miecze dzierżą w mężnych dłoniach, okrzyk bojowy z piersi się rwie. Błyskają flesze aparatów fotograficznych, kamerzysta na moście filmuje. Zwarcie bojowe rycerskie jedno po drugim na moście i za murami Zamku. Szczęk mieczy i huk bombardy, której pociski straszliwe ostrzeliwują baszty. Obrońcy – rycerstwo, mieszczanie i  plebs odpowiadają strzałami z łuków, ogniem z pistoletów i wodą laną z góry, zrzucają kamienie i co się da na najeźdźców, którzy szturmem, taranem, Zamek zdobyć rychło zamierzają. Kłąb walczących pod bramą niezdobytą, która już się gnie pod niezłomnym naporem Macieja Korwina i jego wojsk. Płoną chałupy na podzamczu. Z baszty pełna dramaturgii muzyka. Walka długo trwa, do zachodu słońca, do zwycięstwa jednych i klęski drugich. Na  moście teatr branych zakładników spośród obrońców, mieszczan, ich żon i dzieci (wszyscy w strojach z epoki). Zabierane są łupy z ciał poległych. Co  piękniejsze branki wzięte w niewolę. Kasztelan się poddaje, kłęby dymu nad basztą...Odczytując nasze nieme prośby organizatorzy inscenizują nam  jeszcze starcie piechoty polskiej i niemieckiej, widowiskowe pojedynki koło płonących szczątków chaty. Hufiec wieśniaczy, faceci znikąd, wagabundzi, rozsierdzeni wojennym brakiem spyży walczą czym się da, widłami i domową patelnią...
            Wracają rycerze zmęczeni bitwą, zgrzani, białogłowy witają ich dzbanem i kubkiem wody (lub wina albo miodu). Wyprzedane są miecze – (zwłaszcza te dziecięce drewniane) na stoisku z orężem (pan Maciej z Kielc ma kuźnię, na podobnych do dzisiejszego festynach sprzedaje miecze, kusze, łuki, pistolety itp. własnej roboty).
            Na dziedzińcu Zamku namioty rycerstwa i mieszczan. Rycerz Edgar (Dariusz Winnicki z Gorzowa) z Kompanii Landsberg jest jednym z  głównych organizatorów festynu rycerskiego. Stylizowany na 2. poł. XIX w. obóz wewnątrz murów, namioty. Sprzęty, (fanfara to trąbka z proporcem, na  której gra giermek herolda – króla herbowego – Jakub Jaszczak), gliniane misy do jedzenia i drewniane sztućce, broń. Ubrania. Już od kilku dni widujemy na mieście ludzi w strojach ze średniowiecza, w różnym wieku. Piękny obrazek, dziewczyna ok. 20 lat, w sukni mieszczki, przysiadła na  dziedzińcu zamku, koleżanka wpina jej we włosy świeżo zerwane stokrotki. Rodzina z malcem, wszyscy ubrani w stroje XV w. mieszczan. Jak kapsuły czasu w teraźniejszości. Sam ich widok jest wspaniałą przygodą z historią, którą można zapytać, czy wygodne są ciżmy, i suknia z wełny. Piękne hafty na  strojach robią sami.
            Robert ze Szczecina, rycerz, zachwyca się naszym Zamkiem. Wspaniałe miejsce dla takich inscenizacji, u siebie mają tylko mały szczątek murów. „Antiquo More”- słyszę charakterystyczny styl ich muzyki. Na baszcie będzie uczta dla zwycięzców i pokonanych, Zespół Muzyki Dawnej zabawi gości, Hotel i Restauracja „Duet” pan Jacek Bełz w stroju podkasztelana, razem z burmistrzem Tadeuszem Dubickim, (który próbuje tańca dworskiego z Zespołem) także przebranym w strój dawnego kasztelana, współfinansują imprezę. Do zdjęcia brakuje mi pani Joanny Patorskiej dyrektor Muzeum, wypatruję, może przebrana w średniowieczną suknię pojawi nam się, bez jej pozwolenia nie byłoby dzisiaj tego wspaniałego widowiska. W  średniowieczu bigos był potrawą przywiezioną przez templariuszy, to ciekawostka, polskim symbolem narodowym stal się znacznie później. Dzisiaj pan Bełz przygotował dla gości upieczonego w całości prosiaka, pięknie ułożonego na wielkim półmisku, specjalnie pieczone wielkie chleby. Kapłony (kurczaki), owoce.
            Zdążają goście na posiłek. Benedyktyni i dominikanie w swoich zakonnych szatach żywcem zdjętych ze starych rycin, mieszczaństwo, plebs i brać rycerska. Z metalowymi i drewnianymi kuflami na wzór tych, które widziałam w Muzeum. Mowy rycerskie, wiwaty, toasty. Król herbowy Tomasz Bączkowski - Za zdrowie pani dyrektor Muzeum! Może pani Patorska pozwoli w przyszłym roku jeszcze raz zdobywać Zamek...
            Na razie nasz świetny Zespół Muzyki Dawnej „Antiquo More” wystawi nam spektakl taneczno – muzyczny pt. „Kopciuszek”, nagrodzony w  Kaliszu. We wspaniałej scenerii opowieść o księciu i ubogiej dziewczynie.
            Ożył Zamek dzisiaj nasz międzyrzecki. Ożyła historia. Czujemy wszyscy te dziewięć metrów ziemi pod stopami warstw osadniczych, emocje i  pragnienia ludzi umarłych dawno, ale jakby nie do końca. Żywych w strojach z pietyzmem odtwarzanych przez fascynatów średniowieczem, w ich  zainteresowaniu dawnymi czasami i w naszej obecności, tak licznej tutaj, w współuczestniczeniu.


Iwona Wróblak
lipiec 2007

sobota, 22 października 2016

Organy nie tylko dla celów liturgicznych

            Inauguracja. Pierwszy z zapowiadanej serii Letnich Koncertów Organowych w kościele p.w. Św. Jana Chrzciciela. - Niech organy służą nie tylko codziennym celom liturgicznym – powiedział witając słuchaczy proboszcz ks. Marek Walczak.
            Dwa lata trwał remont zabytkowych organów. Wkład finansowy miasta, zbiórka funduszy na festynie nie poszła na marne. Zdzisław Musiał, wraz z ks. M. Walczakiem, jest organizatorem koncertów, zaprosił do gry na instrumencie wirtuoza, gościa z Koszalina, pana Bogdana Narlocha. Dr Narloch jest pracownikiem naukowym w Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku, nauczycielem średniego szkolnictwa muzycznego, dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Organowego w Koszalinie. Wspaniały popis sztuki gry na organach, siedzieliśmy w ławach zszokowani wielorakością barw dźwięków, jak pod wielką kopułą z muzyki, bańką nasyconą drganiami, które od podłogi przenikały nas, jakbyśmy byli z tej samej, co  energia fal dźwięku, materii... Monumentalne kompozycje J. S. Bacha, we wnętrzu gotyckiej świątyni, wysokie tony i kulminacje, plejady dźwięków, uporządkowanych, w całym swoim majestacie dane nam do słuchania przez pana Narlocha. Wyczyszczały umysł, skłaniając do skupienia, powiedziałby ks. proboszcz, modlitewnego, mistycznych doznań i przeżyć. Wibracje, powtarzane, nieskończone, zadziwiające pięknem utwory muzyki kościelnej, brzmiące nieco inaczej niż w salach filharmonicznych, które wyrażały tak wiele uczuć, subtelnych, wysokich. Oprócz utworów skomponowanych na  organy takich jak Felixa Mendelssohna – Preludium i fuga d-moll, opracowań chorałowych J.S. Bacha, oraz znanej Modlitwy i Toccaty z „Suity gotyckiej” Leona Boëllmana, słuchacze mogli wysłuchać kilku znanych utworów w opracowaniu na organy, czyli tzw. transkrypcji m.in. znanego sygnału Eurowizji /Marc Antonie Charpentier – Preludium z Te Deum/, oraz na bis dowcipnej wiązanki tradycyjnych melodii irlandzkich /Noel Rawsthorne – Line Dance/.  Oklaski, oklaski, pierwszy taki mistrz gry na organach na naszej ziemi międzyrzeckiej. Dla nas dał wspaniały koncert (następny będzie 26.lipca, równie wspaniały organista prof. Roman Perucki z Gdańskiej Akademii Muzycznej, kolejny, trzeci 15 . sierpnia, wystąpi Andrzej Mielewczyk – organista kościoła Herz-Jesu w Berlinie – znakomity improwizator, zapraszamy na wszystkie). Artysta na pewno grał na wielu organach. Nie mogę nie spytać o  nasze organy. – Dobrze się grało - mówi. Proszę powiedzieć coś jeszcze. Nasze organy kościelne, zdaniem p. Narlocha, zostały wielostronnie i dobrze wyremontowane. Mają ładne brzmienie. Interesujące w międzyrzeckim kościele jest to, że instrument jest umiejscowiony w dwóch symetrycznych obudowach, znajdujących się w bocznych emporach. Takie rozmieszczenie zespołów organowych jest bardzo nietypowe. Jego zaletą jest to, że siedzący w centralnej nawie słuchacze mogą ulegać złudzeniu słyszenia stereofonicznego. Organista używając dwu klawiatur ręcznych /manuałów/ i klawiatury nożnej, może używać głosów obu części organów naprzemiennie lub razem. Do dobrej akustyki kościoła przyczynia się jego ukształtowanie architektoniczne, oparte na bazie prostokąta, o wydłużonych nawach i wysokim sklepieniu. Dłuższe nawy nie powodują nakładania się na siebie dźwięków generowanych przez organy, które naturalnie się wytłumiają. Efekt końcowy, muzyczny, jest przez to przyjazny uszom słuchaczy i korzystnie wpływa na brzmienie instrumentu.


Iwona Wróblak
sierpień 2007 

piątek, 21 października 2016

Kubuś Puchatek na Podzamczu

            Tegoroczne lato obfituje w imprezy plenerowe. Po kilku upalnych dniach stosunkowo chłodna i wietrzna niedziela. Na Podzamczu MOK przygotował kolejną letnią atrakcję dla międzyrzeczan. Krakowski Teatr ART- RE przedstawi najmłodszym widzom spektakl o perypetiach i przygodach Kubusia Puchatka. Puszatek, jak żartobliwie nazywają go sympatyczni młodzi aktorzy, Miś, co nieduży jeszcze rozumek ma, na rozstawionej scenie spotka się dzisiaj z dziećmi. Gromadka małych widzów zasiadła już na ławkach, dekoracja mówi nam, że pierwsza odsłona z księgi dziecięcych bajek zostaje otwarta. Akcja dzieje się w Stumilowym Lesie, w społeczności bohaterów znanej z lektury szkolnej i dobranocek bajki. Odwiedzamy ich  wszystkich. Najpierw poznajemy Kubusia, sympatycznego Misia Łakomczuszka, który ogłasza wielką geograficzną wyprawę na bieguny. Mali widzowie są zapraszani do czynnego uczestniczenia w zabawie w teatr dziecięcy. Mieszkańcy bajkowego Lasu hucznie przygotowują się na wyprawę, towarzyszy im muzyka. Kubuś myśli o prowiancie, swoim ulubionym miodzie. Brykacz Tygrysek pokazuje, ile radości wynika z czynności brykania. Mały filozof Kłapouszek Smutny rozmyśla, gubiąc przy tym zajęciu własny ogonek, do poszukiwania którego na pomoc rusza cała społeczność Lasu. Sowa Przemądrzała Puchu – Puchu pomaga mu odnaleźć zgubę. Przy okazji składamy wizytę w ich małych domkach Królikowi i Kangurzycy, z jej niesfornym maleństwem.
            Akcję przedstawienia przeplatają piosenki wspólnie śpiewane przez małych widzów, których coraz większa gromadka, wraz z rodzicami, zbiera się  pod sceną. - Klaśnij w rączki raz i zaśpiewaj ze mną, wszyscy lubią klaskać w łapki, mali, duzi... Piosenki o przyjaźni, wzajemnej uprzejmości, szacunku dla  siebie i innych osób, także dla otaczającej nas przyrody. Na Podzamczu pogodna atmosfera bajkowej opowieści dla najmłodszych dzieci, z jej prostymi prawdami o uczuciach najbardziej podstawowych.
           

Iwona Wróblak
wrzesień 2007