sobota, 6 października 2018


Kobieta malująca autoportret – wernisaż w Muzeum

Cisza dialogu – dialogu artysty z obrazem, dialogu obrazu z następnym, dialogu z publicznością…
Barbara Nowaczyk – Docz z Przytocznej, absolwentka Instytutu Sztuk Pięknych w Zielonej Górze, autorka kilku wystaw i Magdalena Sarnat z Poznania – dyplom w tej samej uczelni w 2007 r., również posiadająca kilka znaczących wystaw w dorobku. Obie panie studiowały razem, i teraz, w międzyrzeckim Muzeum im. Alfa Kowalskiego, mają wspólną wystawę. „Cisza dialogu” – taki tytuł nosi ekspozycja. Jak powiedziała na wstępie pani Nowaczyk – Docz, cisza – to przestrzeń artystyczna koleżanki, dialog – ten przypisuje swojej twórczości. Cisza oglądającego obraz, to ten moment, kiedy zabiera głos dzieło sztuki, poprzez swoją ekspozycyjność. Przystępność kulturową w ofercie…
Panie – myślę – łączy to, że są kobietami. Artystkami-kobietami zanurzonymi w kulturze, w biologii, w socjologii, w relacjach swoich z ludźmi, z mężczyznami, i innymi kobietami (dziećmi-wiele jest tam o macierzyństwie). Dyskursywność i obraz. Sztuka figuratywna… Mają wspólne (ludzkie) doświadczenia, transponują je w sztukę, gdzie iluzja miesza się z realnością…
Jest, ta Kobieta, głównym elementem obrazów, jedna z osób powiedziała nawet, że dzisiaj, w dobie emancypacji, dążności do coraz bardziej urzeczywistniającego się równouprawnienia, mężczyzna staje się dodatkiem na talerzu… Jest taki obraz – na tle z kulturowym antycznym ornamentem, gdzie śpią, czy śnią – oboje (On i Ona), ale nie- razem, tytuł to „Taniec…”  Jak niespokojny sen każdego z nich… Powiem tak – wobec tysiącleci patriarchatu Kobieta musi się wreszcie określić… (powinna) Poznać siebie – jak mówi pani Magdalena, bo któż lepiej zna siebie niż Ona sama, kobieta? Obrazy pani Sarnat określają kobietę-osobę w niej, kulturową pełniącą role społeczne, niepiękną niekiedy, za to uważną…
Jest ona macierzyńska. To ją pochłania w pewnych okresach. Roznika się w otoczeniu kwietnym, wyblaka na niebiesko swym pustym konturem. Macierzyństwo to też przecież szarość codziennych czynności domowych, ich monotonia, i zmęczenie tą pracą, która wypełnia dnie i noce. Zwykłe ludzkie zmęczenie, które też trzeba zauważyć, mieć tę odwagę, po tylu dziesiątkach lat hołdowania stereotypowi Matki-Polki niezmordowanej nigdy…
Kobieta jest w zwykłej bieliźnie, czarnej, patrzy wprost, i na rękach trzyma maleńkie dziecko, może nieżyjące. Jest twarda, i jest prawie naga. To nagość percepcyjna, jest jak zrobione zdjęcie u fotografa - pozowane. Jak rola grana niezupełnie dobrowolnie…
Kobieta tu jest bez kłamstwa. Jest-bywa babowata (kiedy nie musi nosić makijażu nie-dla-siebie), kiedy odpoczywa – po pracy, albo kiedy się sobie przygląda. Kiedy jest Bez-twarzy, jak martwa natura… Jest-bywa jędzowata, wiedźmińska, otoczona czarnymi krukami.
Jest też piękna kobieta (udało się to uchwycić…). Tryptyczna. Cieniowaną powietrznią górnej części nagich pleców, w trzech odsłonach, z upiętymi włosami, piękno chciałoby się rzec, paszportowe (Nowaczyk – Docz), to kobieta analizująca, patrząca. Rozmawiająca. Z innymi kobietami (to ją najlepiej określa), z siostrą syjamską łączy ją warkocz czarnych włosów. Nierozdzielne są pod czarną przykrywą na wielkim łożu.
Inne kobiety jak pionki-statuetki stoją w swoich przestrzeniach, które - te opola, są ulicą, czy parkiem, one nie mówią ze sobą, bo usta mają zamknięte, i mają pozapinane ciasno płaszcze jesienne. Są te kobiety jesienne… Każda w swojej porze jesiennej. Dialogi-milczenia.
Rodzi się kobieta lewitując w pozycji płodowej w jasnobłękitnej przestrzeni, jest dorosła, czy to inicjacja, czy sen jej może? Ku czemu inicjacja? Macierzyństwu, odnalezieniu siebie w przestrzeni pustej zupełnie, niebieskiej? Określeniu siebie?
Są ekologiczne odniesienia, o podobieństwach Kobiety, do pewnych cech naturalnych. Kocich – brytyjski zielonooki mruczek wpatrujący się w widza wielkimi oczami. Jeleń z porożami, z ciałem skręconym w uniku, kiedy ucieka, ale i tak otacza go grad strzał – ze wszystkich stron. Lwica prezentująca kły i jej partnerka czarna pantera, jedna mówi, druga słucha…
Krajobraz składa się części, które są połamane jak lustro czy witraż.
Kobieta ekologiczna czyli zanurzona… W żółtości słońca, w ogrodzie jesiennym, spoczywająca w kwiatach, lub choćby w zapachu róży czerwonej, którą trzyma blisko przy ustach (zanurzona w zapachu ofiarodawcy prezentu). W ćmach. Spoczywająca w sobie – jeżeli jej się to udało, to jest prawie oświecona… A przynajmniej – wyzwolona. Artystycznie na razie…
Wystawa w Muzeum o Kobiecie uniwersalnej i indywidualnej, dośrodkowej i pragnącej się wyzwolić. Uczciwie patrzącej artystycznie na siebie w lustrze, przestransformowanej. Malującej autoportret.

Iwona Wróblak
październik 2018














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz