sobota, 21 czerwca 2025

 

Z rodziną, przyjaciółmi, budujmy więzi. Spotkanie w DPS


Jak się ma serce do Miejsca, można wydobyć zeń ciepło z każdego zakątka... Rozglądam się po przytulnym, dobrze utrzymanym otoczeniu Domu Pomocy Społecznej na ul. Podbielskiego. W tym roku to tu, a nie jak zazwyczaj w Leśniczówce na Głębokim – z powodu remontu obiektu, odbywa się coroczne Spotkanie z Rodzinami i Przyjaciółmi. Zaproszeni są też, co jest programowe, osoby zaprzyjaźnione z podopiecznymi – jako otwarcie, kontynuacja, jak myślę – kontaktów ze społeczeństwem, integracji, z ludźmi z tzw. normą.

Zatraca się, ona, tzw. norma, z kontaktach, rozmowach, wspólnych zabawach sportowych. W muzyce, w słuchaniu – też siebie nawzajem, bo ta muzyka jest najistotniejsza...

Dzień ten jest co roku bardzo przez podopiecznych wyczekiwany – powiedziała witając przybyłych dyr. DPS Anna Kwiecińska. Ludzką bowiem rzeczą jest zaspokajanie potrzeby kontaktu z osobą, czy osobami, bliskimi. W „rodzinnym”, zacisznym otoczonym zielenią Domu jest to pierwszy cel - rehabilitacji, czy rewalidacji.

Za długimi stołami dużo osób. Powyżej 170... Nasze władze samorządowe reprezentują Zofia Plewa, Irena Buzarewicz. Będzie w przerwach między rozmowami trochę śpiewania. Wesołe i obrotne „Chłopaki na 102” z podkładem muzycznym, męski band DPSowy z przytupem, ma program na takie eventy. Są też bębniarze – oprócz bongo mają gitary, klawisze, i dużo chęci... Grzegorz Nowakowski zawsze nowy program choreograficzny w stylu breake dance, który osobiście wykonuje. Witek Jabłoński z twarzowymi pejsami za konsoletą klawiszy – dobrze gra rolę jazzmana, śpiewa też Honorata Maksymiuk.

Miejsca wokół budynku DPS jest mniej niż w Leśniczówce, ale nieopodal na małym boisku można poćwiczyć, też na przyrządach do ćwiczeń, wielka piłka między słupkami krąży, do bramek można kopać też mniejszą – nagrodą są cukierki z koszyka, które wręcza jedna z terapeutek zajęciowych. Można też tańczyć, a także zrobić sobie grupowo-rodzinne zdjęcie (w fantazyjnych fryzurach np.) w fotopułapce.

Bardzo miłe udane sobotnie popołudnie, jak zwykle w TYM miejscu, gdzie życzliwość, i uśmiech jest obowiązującym kanonem – od lat, i ładujemy się tym bogactwem na resztę roku, wszyscy, goście też.


Iwona Wróblak

czerwiec 2025 r. 



















piątek, 20 czerwca 2025

 

Dzieci i ich świat sztuki. Wernisaż w MOK


Za każdym razem zdumiewamy się patrząc na dziecięcą sztukę... Na ich – dzieci - wyobraźnię, jej bogactwo, też poziom artystyczny, niebagatelny. Ile potrafi zrobić dla rozwoju artystycznego dziecka wytrawny pedagog, mając do dyspozycji czas, miejsce, i trochę kredek, pędzli, arkuszy papieru, by je rozdać dzieciom. Po wystawie też będą rozdane, na stoliku kolekcja pomocy plastycznych – celowana nagroda, którą otrzyma każde dziecko.

Zapełnione rysunkami, obrazami, Arkusze papieru. Jest ich bardzo dużo. Pani Dorota Ruta – Zdanowicz instruktor dziecięcej i młodzieżowej sekcji plastycznej zapełniła nimi ściany Galerii'30 w Międzyrzeckim Ośrodku Kultury. Mali, i więksi nieco, artyści – z rodzicami, opiekunami, tłumnie przyszli na wystawę...

Wiadomo nie od dziś, że sztuka dziecięca może wiele powiedzieć o Osobie – jeśli się umie PATRZEĆ... Kilkadziesiąt prac. Sztuka najmłodszych jest ważna, wszelki rodzaj sztuki. Pani Dorota jest dostępna, też i w tym dniu, widzę jak rozmawia z rodzicami. Jest wieloletnim doświadczonym pedagogiem, także artystką malarką, której obrazy wiszą na wielu wystawach w kraju i za granicą. Umie zainspirować, wydobyć z dziecka obraz – jego chęć powiedzenia-pokazania o sobie tego, co jest tuż pod powierzchnią, więc tylko wręczyć Mu ołówek...

Techniki różne, i tematy. Dyrektor MOK Ewelina Izydorczyk – Lewy powitała gości w Galerii 30'. Andrzej Jahocki, uczeń międzyrzeckiej PSM I stopnia, ośmioletni uczestnik zajęć w tegorocznej sekcji plastycznej, zagrał nam na małym akordeonie preludia, jako wstęp uroczystości.

Tytuł Wystawy ma pojemną treść - „Plastyka”. Od ćwiczeń typu martwa natura, w ołówku i kolorze, by rozruszać rękę, do przestrzeni otaczającej artystę – przyroda; ptaki, kwiaty, i kwiaciaste kompozycje, kombinacji wianków z liści... Dużo humoru, egzotyczne zwierzęta, ruda lisistość, zwierzęta uczłowieczone, małpy, strusie, słonie, żyrafki. Portrety – karykatury; bajka i karnawał, portret dziewczyny szary odcień patrzenia na tle szarego nieba.

Pamiątki twórczości dziecka, z czasów kiedy chodziło na zajęcia do Pani Ruty-Zdanowicz znajdą miejsce w rodzinnych kronikach – tak myślę. Bo jest co oglądać. I o czym myśleć – w kontekście (D)dziecka współcześnie żyjącego pośród nas; co Go obchodzi, interesuje, może martwi, nurtuje.


Iwona Wróblak

czerwiec 2025 r.


























środa, 18 czerwca 2025

 

Obrzyce-Obrawalde pechowe miejsce dla człowieczeństwa



Obrzyce/Obrawalde, pięknie zaprojektowany obiekt szpitalno-mieszkalny niedaleko Międzyrzecza/Meseritz oddany do użytku w 1904 roku. Jeszcze dziś tonie w zieleni... Niektórym zwiedzającym towarzyszy natrętnie dziwna cisza – jak uczucie obserwowania, i cierpienia, osób, które odeszły za TĘ granicę – w olbrzymiej traumie, zamęczeni, zakatowani, upokorzeni. Do ostatniej wojny był wzorcowym szpitalem psychiatrycznym, gdzie oprócz miejsc dla chorych psychicznie działał oddział - sanatorium dla dzieci, i drugi dla starców.

Mamy, w dniu wykładu pani Katarzyny, 13. dzień miesiąca, i jednocześnie piątek, koniunkcja według starych wierzeń - pechowa... Coś w tym jest... Obrawalde – miejsce, które złamało wielu ludziom życie. Biblioteka Publiczna w Międzyrzeczu – promocja najnowszej książki Katarzyny Sztuby-Frąckowiak pt. „Szpital Psychiatryczny w Obrzycach 1904-1945. Cienie z przeszłości”.

Katarzyna Sztuba-Frąckowiak jest wielbicielką archiwów; tam jest ważna cząstka prawdy. Szczęśliwie, cudem – jak mówi autorka – te akurat archiwa się zachowały, można z nich korzystać. Dokumenty zawierają zdjęcia, życiorysy... - pechowców, którym przyszło żyć, pracować, kiedy wszelkie wartości ludzkie zostały przenicowane. Kariery zawodowe, związki między ludźmi, i te intymne; polityka, która miesza w życiu zwykłych ludzi. Prelegentka uważnie się im przygląda, jakie mieli motywy, ile sił psychicznych, i czy zdołali unieść ciężar zbrodni nie tylko swoich. Pielęgniarki będące świadkami śmierci dzieci, i też zadające śmierć – zastrzykiem... Bo – rozkaz przełożonego, bo w ich przekonaniu brak innej możliwości zachowania się TAM, w tamtym czasie.

Pierwszy dyrektor Szpitala Ludwig Scholz – człowiek pechowy, bo zbyt ambitny, celebryta, który wyznaczał swoją osobą zbyt wielkie standardy europejskie; za duży format - na hitleryzm, pisarz autor publikacji naukowych, potem pamiętników, autor nowoczesnego podręcznika dla personelu medycznego. Ofiara swojego sukcesu zawodowego; od młodości towarzyszył swojemu ojcu, też lekarzowi psychiatrze, przy pracy, pochodził z Nadrenii, w wieku 29. lat spośród 16. kandydatów wygrał konkurs na stanowisko, dostał misję utworzenia Zakładu dla Obłąkanych koło Meseritz. Wymyślił nazwę szpitala: Obra- rzeka, i Walde – las. Obrawalde. Przeszkolił pracowników w rejonie, gdzie przeważali rolnicy i rzemieślnicy, stworzył Szkołę dla Pielęgniarek. Zbudował szpital od podstaw, w 1908 roku otwarto 4 oddziały.

Pani Katarzyna, korzystając ze swej ogromnej wiedzy, wtrąca nieco informacji o historii (pechowej...) tych czasów – Starostą Krajowym w Prowincji Poznańskiej był Zygmunt von Dziembowski, który potem zamieszkał w swoim majątku w Bobowicku; dokumenty mówią o niedobrych pełnych zawiści stosunkach w Starostwie, w wyniku których Scholz został przeniesiony do peryferyjnego – wobec zelektryfikowanego, nowoczesnego wtedy Obrawalde – Kościana, potem do Bremy, gdzie był lekarzem neurologiem, w 1914 r. powołany do wojska jako lekarz okrętowy. Umarł w 1918 r. w Szampanii w wieku 54 lat. Pech jest marnotrawstwem... ale historia ma swoje preferencje.

Następna postać, także żywa. Jan Byczyński, murarz, który przyjechał z Prowincji Poznańskiej, z Rybojad pod dzisiejszym Trzcielem, z żoną Katarzyną z Łowynia z zaboru pruskiego – żeby się dorobić, tutaj były lepsze zarobki... Pech – zachorował psychicznie, stał się agresywny i niebezpieczny, leczył się w Obrawalde, zmarł – jak przypuszcza pani Sztuba-Frąckowiak – z niedożywienia; w tle szalejący kryzys w Niemczech, żywność w szpitalach przeznaczano na osoby tzw. „produktywne”, eutanazja jak widać nie zaczęła się w czasie wojny, czy to cecha niemiecka (pruska), ten pragmatyzm... Oszczędności murarza zostały zlicytowane na poczet kosztów leczenia, żona z dziećmi została żebraczką, mimo że w Niemczech rządzili wtedy socjaliści mający program pomocy społecznej dla ubogich...

Baron Ernest von Heyking, pechowiec, konserwatysta, zatwardziały antypolak, następca Dziembowskiego na stanowisku Starosty Krajowego, tego który preferował równe odległości między nacjami. Heyking zaczął intensywną germanizację Polaków. W 1914 r. zaczęły się rozruchy w Niemczech, rewolucja, rozprzężenie, kumulowały się ambicje niepodległościowe w Wielkopolsce - Wojciech Korfanty wszedł w skład Rady Ludowej w Starostwie w Poznaniu, zajmował się instytucjami samorządowymi, organizacjami pożytku publicznego. Heyking w 1919 r. został internowany przez Polaków, pozbawiony służbowego mieszkania, i w Berlinie – stolicy Republiki Weimarskiej rządzili wtedy socjaliści. W Obrawalde – ostatnim skrawku Prus, gdzie mieszkali Niemcy, a nie było powstańców wielkopolskich, objął urząd starosty Krajowego, nie na długo. Nienawidził Polaków, którzy pozbawili go urzędu, stawiał na cesarza... Baron przestał być potrzebny, wyjechał do Gorlitz i zajął się studiowaniem swojej kurlandzkiej rodzinnej genealogii.

Następny z pechowców Obrawalde to dr Johann Caspari, socjalista, Żyd z Berlina, ojciec był urzędnikiem. Pracowity, skończył studia prawnicze, podczas I wojny światowej walczył w armii pruskiej. Z racji swoich przekonań zajmował się sprawami nieletnich. Do 1928 r. Starosta Krajowy. Założył w Obrawalde na oddziale 6. sanatorium dla dzieci. Po zwycięstwie w 1933 r. partii nazistowskiej Gestapo w Pile zmusiło Caspariego do popierania marszów NSDAP. Został pozbawiony prawa do emerytury. Pojechał do Zagłębia Saary, przyłączonego potem do Rzeszy, do Pragi w Czechach – Sudety zostały przyłączone w 1938 r., we Francji wspierał Ruch Oporu. W 1944 r. Hitler zajął Francję, Caspari z portu w Marsylii odpłynął do USA. W Niemczech był ścigany, wpisany na listę osób do likwidacji, pozbawiony niemieckiego obywatelstwa. W USA pracował jako robotnik, potem lektor języka niemieckiego. W 1948 r. zmarł w San Francisco.

Matylda Kronberg, pielęgniarka, urodziła się w 1899 r. na wsi w biednej rodzinie, wyrobnica, zdecydowała się osiedlić w Meseritz – zmuszona do wyboru wybrała opcję niemiecką, nie polską. Od 1925 r. w Obrawalde pracowała jako pomoc pielęgniarska, skończyła Szkołę dla Pielęgniarek. Jej pechem było poznanie i romans z murarzem Krothe, ciąża (bez aktu ślubu), o której powiadomiono administrację szpitala w Pile, według obowiązującego kodeksu dla kobiet było to niemoralne; skalanie etosu pielęgniarek. Ukarali ją przeniesieniem do pracy w kuchni, pralni. Ujęła się za nią Centrala Związków Zawodowych, Starosta Krajowy ugiął się przed mediami, Matylda dostała zasiłek, zamieszkała przy dzisiejszej ulicy Poznańskiej (mały domek jeszcze stoi), do pracy dojeżdżała rowerem a dziećmi zajmował się jej ojciec. Matylda Kronberg brała udział w eutanazji kobiet chorych zakaźnie. 29.01.1945 r. , kiedy do Obrawalde wkroczyli Rosjanie, Matyldy już tam nie było, może wyjechała do NRD albo ukryła się w Polsce, zmieniła nazwisko.

Elfriede Walsen z Hamburga, dziedziczka wielkiej fortuny, źle znosiła naloty aliantów na Hamburg, bomba spadła niedaleko jej domu. Trauma wywołała chorobę psychiczną, „transportem śmierci” trafiła w 1943 r. do Obrawalde na oddział 6., tzw. cichy oddział przyjęciowy. Po selekcji jako młoda kobieta zdolna do pracy znalazła się na oddziale 10., gdzie jak inni musiała pracować na swoje utrzymanie – jako arystokratka odmówiła i została zabita zastrzykiem, bo w Obrawalde nie można się było buntować. Został odnaleziony list jej ojca, inżyniera Walsena, rodzina dostała bardzo mało czasu, by zdążyć przyjechać na pogrzeb córki, mającej antynazistowskie poglądy.

Fundacja Miejsce Pamięci Obrzyce, której prezesem jest Katarzyna Sztuba-Frąckowiak. Pani Katarzyna oprowadza po Obrzycach wycieczki szkolne. Fundacja zajmuje się też opieką nad młodzieżą osadzoną na XIX oddziale dla podsądnych.
Celem Fundacji jest kultywowanie i upowszechnianie pamięci o ofiarach zbrodni hitlerowskiego ludobójstwa, dokonanych w trakcie II wojny światowej na terenach szpitali psychiatrycznych, a w szczególności w Obrzycach. Organizacja prowadzi działalność edukacyjną, badawczą i wydawniczą, popiera kampanie społeczne i twórczość poświęconą tematyce funkcjonowania szpitali psychiatrycznych w XX wieku, upowszechnia wiedzę o zbrodniach hitlerowskiego ludobójstwa popełnionych w szpitalu psychiatrycznym w Obrzycach i w innych szpitalach. Dąży do zachowania, utrzymania i konserwacji obiektów, dokumentów i archiwaliów pozostałych po szpitalu psychiatrycznym w Obrzycach, działa w zakresie kultury i sztuki, ochrony dóbr kulturalnych i dziedzictwa światowego w zakresie promowania tematyki „Akcji T4”, akcji zdecentralizowanej eutanazji i holokaustu. Wspiera organizacyjne, finansowo i rzeczowo organizacje pożytku publicznego, muzea, szpitale, szkoły, uczelnie wyższe, placówki oświatowe, fundacje i stowarzyszenia (osób prawnych i osób fizycznych).

Iwona Wróblak

czerwiec 2025 r.