Zięć wykapany, czy teściu
Chaosu, przypadku nie ma... W teatrze, w spektaklu. Ten sam – przyszły – zięć, dla Marty i dla Agnieszki, latorośli Rodziny. A może, jak sugeruje Babcia (Krystyna Całus), przyszły Zięć Filip to również ten młody lowelas emablujący emerytki na potańcówce po zabiegach SPA? W sztuce musi być oszczędność w figurach retorycznych… Żadna postać nie może być niewykorzystana do cna… Bo nie ma przypadków. W świecie teatru.
Wszystko jest zaplanowane. Jak w Maszynie. I tylko ta Dozorczyni, pani Piechota - świetna kreacja aktorska Julianny Cap, bardzo wszechstronnej młodej aktorki, którą już mieliśmy przyjemność oglądać w poprzednich przedstawieniach reżyserowanych przez Izabelę Spławską, Tylko Ona burzy układ klasycznej komedii, jak chochlik pojawia się nagle, opowiadając o zajmowanym nieprawnie miejscu parkingowym na osiedlu, to Jej telefony są zaburzeniem w odwiecznej strukturze klasycznej formy, wywołują u domowników impuls do wierszowanej riposty wobec natrętnego rozmówcy. Dozorczyni Z Ludu, żywiołowa, z miotłą, wszędzie obecna. Tak w ogóle, dlaczego Ona dzwoni do Nich na ten starożytny czerwony analogowy telefon ze słuchawką, i wypytuje o nieistniejące osoby…? Czy nie po to, by zburzyć Formę?
Sceneria Domu. Na pierwszym planie zaimprowizowana Kuchnia, gdzie Wanda (Hanna Barczewska, swego czasu także reżyserka bardzo dobrego teatru dziecięcego) pełni honory Pani Domu, czyli ciągle Coś Szykuje, kroi i przynosi na Stół. Ława z fotelami jest w Głębi Sceny, jeszcze dalej Łazienka, gdzie Pan Domu Bogdan (Antoni Kraśnicki), rytualnie myje po pracy nogi, a potem Filip (Jakub Rej) – przyszły zięć, będzie – po pijatyce z przyszłym teściem, a w pracy swoim podwładnym, wymiotnie reagował (na skonsumowany alkohol), w ofierze złożonej dla Zgody Rodzinnej, dla idei szybkiego doczekania się wnuków.
Pogodna komedia na podstawie sztuki Krzysztofa Kędziory. Bardzo dobra, jak na amatorów, gra aktorska. Starannie wypracowana dykcja. Wyraziste psychologiczne postacie. Aktorzy grają nie tylko wtedy, kiedy mówią tekst. Naturalnie wygląda wściekłość na twarzy Marty (Julia Dajworska), kiedy dowiaduje się, że jej aktualny narzeczony jeszcze niedawno zabiegał o względy kuzynki Agnieszki, i nawet przedstawiony był jej rodzicom jako przyszły zięć. Pełnokrwista postać Babci Rodziny, jej naturalny sceniczny śmiech, i bezkompromisowa ocena Zięcia, jego prezencji i urody, która to prezentacja „dupy nie urywa...”. Jakub Rej – sceniczny zięć także świetnie gra, również widzieliśmy go w poprzednich sztukach I. Spławskiej, przyciasna marynarka dobrze się mieści w charakterystyce mającego o sobie wielkie mniemanie aparatczyka bankowego, głoszącego gdzie się da wyniesione z biznesowych szkoleń teorie na temat teamu pracowniczego, który szef musi motywować, a w realu jest dokładnie na odwrót… I ładnie klapy tego ubranka, razem z przestraszoną miną, leżą w rękach niedoszłego Teścia, zdenerwowanego niestałością uczuciową Filipa wobec ukochanej jedynaczki – ale który, sam awansując potem na Dyrektora, zachowuje się podobnie jak krytykowany niedawno szef…
Jak znaleźć męża, żeby ten nie uciekł? Zięć – na plakacie anonsującym przedstawienie jest Garniturem, ubraniem bez człowieka w środku (bez Mężczyzny, którego jako takiego, w sztuce, myślę, jest deficyt…). Jest (społeczną) potrzebą wyjścia za mąż, bo Tak Wypada… Bo nastały (u kobiety) lata ku decyzji o zamążpójściu, jako potwierdzenie statusu społecznego; zbyt długie trwanie w zawieszeniu dawniej uznane było za staropanieństwo, dzisiaj może tak dosadnie nie zwerbalizowane… Bo już wszystkie mają narzeczonych, mężów, dzieci… Słowem – patriarchat…! I może dlatego (i słusznie) Marta boi się utraty Wolności… Rodzice dziewczyny też to rozumieją, i bez sprawdzania koligacji rodzinnych kandydata, cech Mężczyzny poza tym Garniturem wciągającym do wewnątrz Twarz – jako emblemat zajmowanego stanowiska (w myśl tzw. tolerancji, i „zaufania do Dziecka”…), przyjmują w swoim domu kolejnych kandydatów na żonkosiów. Ten jest następny po Michale, Rafale itp. Kolejny Garnitur, bo taki jest świat współczesny...???. Trzeba być FIT, cokolwiek to znaczy. Tylko Babcia (starsze pokolenie) zachowuje dystans.
Zresztą w naszej teatralnej Rodzinie współczynnik hipokryzji jest jeszcze, jak myślę, stosunkowo niewysoki, wobec normy… Babcia pogodnie przyjmuje komentarze córki, dotyczące jej nadmiernego nadzoru nad dorosłym synem, który dotąd nie zdołał dostatecznie odciąć (podobnie jak przyszły Zięć...) swą pępowinę. To też powód, dlaczego Bogdan, szukając na poczekalni dworcowej matki, spóźnia się i jego zetknięcie z przyszłym zięciem, a swoim nielubianym szefem z banku jest tak spektakularne. Akcja sztuki komediowej musi być przecież maksymalnie udramatyzowana… A my widzowie, mamy zabawę, przeglądając się w nieco krzywym zwierciadle stosunków współczesnych…
Co jest ważne dla Filipa? Zgubienie smartfona. To tragedia na miarę apokalipsy! Akcja sztuki, jej konstrukcja jednak wymaga, by znalazł on komórkę dosyć szybko, tak aby zdążył w odpowiednim momencie spotkać się z przyszłym teściem, upić się z nim dla dobra przyszłych stosunków rodzinnych - dobrze, że istnieje Alkohol (polski) nawiązywacz kontaktów międzyludzkich…
Akcja sztuki się dopełnia, jak memento (nie może być w klasycznym teatrze inaczej…) kiedy wchodzą: siostra Wandy Halina (Irena Głyżewska) i jej mąż Andrzej (Jerzy Spławski), informacje o Zięciu stają się dopełnione jak fatum; ich córka Agnieszka też poszukała męża (z wyższych Garniturowych sfer), i był to właśnie ten Filip…
Żeby był finał, tutaj continuum, bo klasyka komediowa ciągle żywa jest i nie-zniszczalna (to dobrze), to następny po Filipie będzie Karolek-Garniturek, słodki okularnik, tym razem nauczyciel, jak informuje Wanda, mama Marty, była … nauczycielka… Gratulujemy aktorom dystansu do siebie, i rzeczywistości. Mieliśmy przednią zabawę, myślę, że wszyscy, również aktorzy. Gratulacje dla reżyserki Izabeli Spławskiej. Scenografia: Ewa Siwek. Czekamy na dalsze sztuki w reżyserii pani Izabeli, jej teatru „A CO MI TAM!” na scenie Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury.
Iwona Wróblak
grudzień 2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz