Polsko-ukraiński spektakl,
i dar od naszych gości – prastary amulet
Ukraińskie
intencyjne amulety motanki
–
ukraińskie Biereginie –
(dawne; żadanice,
ziarnuszki, podróżki, nierozłączki – u nas reliktem jest
Marzanna),
zwykle darowywano komuś bliskiemu, na
szczególne okazje,
miały
za zadanie chronić ludzi i domostwa przed złem, przynosić
pomyślność, spełniać najskrytsze pragnienia i życzenia.
Były
symbolicznym skarbem instynktownej natury, człowiek przypisywał od
wieków lalkom i świętość, i manę – budzącą grozę i
nieodpartą obecność,
która działa na ludzi, przynosząc duchową przemianę, także w
przyszłych żywotach; w baśniach reprezentują głęboki puls
duchowej mądrości, są symbolem duchowości ukrytej głęboko w
człowieku...
Laleczki
„motane” (przez matkę i córkę) nitkami i włóczkami
nawiązywały do aktu połączenia nadzwyczajnych sił z człowiekiem.
Nadawały kierunek mocy,
którą amulet miał emanować. Wykonywano
je
tylko z naturalnych materiałów i bez
używania ostrych
przedmiotów; igieł
mogących ukłuć lub skaleczyć Los.
By
nie przekazać tej mocy komuś obcemu amulety nie
posiadały rysów twarzy. Kiedy
obdarowanemu marzenie się spełni się – lalkę należy spalić
lub zakopać w ziemi.
Julija
z Tarnopola trzyma w ręku naręcze motanek.
Własnoręcznie, razem z mamą, zrobiła je i ofiaruje, żeby
symbolicznie podziękować Polakom, międzyrzeczanom, za gościnność,
pomoc i wsparcie w tym trudnym dla uciekających przed agresją wojsk
Putina okresie. Motanki
to też talizmany darowywane chorym leżącym w łóżku, forma
modlitwy za wydobrzenie – esencja dobrych życzeń, dla
przyjaciela… Motanki
nie mają twarzy by nie zabierać części duszy człowieka, by
nie wchłonąć duszy osoby, która ją wykonała. Czasem, jak tu -
zamiast oczu i ust miały krzyż, który miał symbolizować
pozytywną energię, słońce, bogactwo i piękno, boskie od
tysiącleci Słońce. Jak grzejące ciepło,
pozytywna energia, opieka sił żywotnych… Może to reminiscencja,
wspomnienie neolitycznego kultu żeńskiego bóstwa opiekuńczego,
jego mocy i siły, jeszcze z epoki matriarchatu?
Dar
Juliji to wieńcząca całość część wieczoru w sali lustrzanej
Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Koncert z wykonaniu naszych
aktorów z teatru prowadzonego przez Annę Kużmińską – Świder,
i naszych międzyrzeckich gości z Ukrainy, którzy też wystąpili
na scenie. Wsłuchuję się z melodię i rytm współczesnego języka
ukraińskiego w wykonaniu Kiryła – studenta weterynarii z
Zaporoża, recytującego wiersz współczesnego poety; język różni
się od rosyjskiego znanego mi ze szkoły. Wiersze - jest okazja, by
ich posłuchać, są tłumaczone na język polski.
Nie
możemy zapomnieć – wszyscy – o Buczy. O Charkowie, Kijowie,
Chersoniu. Mariupolu. Mając w pamięci obrazy, wojny, masakry
ludności cywilnej przeglądam się w oczach Juliji, ich cieple, i
chęci ofiarowania tej motanki Nam – jako formy podziękowań.
Myślę, jak to jest bać się wybuchających nad moim domem bomb…
nie chcę sobie wyobrażać… Mówię tylko do Niej – Slava
Ukraini! Może na tyle czują się u Nas, gdzie w wielu ludziach w
Polsce, zapoczątkowane oddolną spontaniczną akcją wielu
wolontariuszy, otworzyły się pokłady niespodziewanej empatii, tak
bezpiecznie, by dzielić się dobrymi życzeniami.
Aktorzy
wkraczają na scenę z walizkami podróżnymi. Siadają w półokręgu
na prowizorycznych stołkach – rozrzucone kawałki kartonów,
scenografia jak podłoga schronu przeciwlotniczego… Jak powiedzieć
o wojnie? Słuchamy relacji Paszy… Tekst autentyczny, piwniczny, o
tym jak zachować resztki normalności, wbrew codziennej wojennej
traumie zrobić sobie, koleżance, np. makijaż... Na chwilę odsunąć
od siebie ryk samolotów nad głowami, nie myśleć, czy strop
piwnicy nie zawali się na głowę, jak to się stało w teatrze w
Mariupolu… W schronie ludzie „mają ciężkie spojrzenia”,
przyniesiony ze sobą strach i nieufność… Stało się tak, kiedy
niebo upadło, a „słońce spaliło się” żywcem, a nie jest tak
delikatne jak ludzkie ciało. Mamy czterdziesty któryś dzień
wojny. Na zewnątrz ciemnego zamkniętego pomieszczenia bywa jeszcze
gorzej, uciekający przed ostrzałem ludzie i ich zwierzęcy strach
na twarzach… Edyta Geppert śpiewała do Boga, jako tej górnej
instancji, z prośbą-petycją-żądaniem, o Pomoc… O ochronę np.
przed żołnierzem w zniszczonych butach, z kałasznikowiem, i
zatkniętym za pasem nożem z nacięciami - notatkami ile osób
zabił. Apokalipsa snu, czy stanie się Ona udziałem bogów
stworzonych przez nas ludzi, przeciw innym ludziom.
„Ukraina
– nie bać się!” – taki tytuł ma przedstawienie. Świat
cywilizowany zdaje egzamin z człowieczeństwa. Jak mówi we wstępie
Andrzej Świder – naród jest kulturą. Ciągłość kultury,
wzorców pewnych uniwersalnych zachowań; pomocy wzajemnej. Stąd,
myślę, te motanki po spektaklu… Uczucie strachu może
zmniejszyć obecność bliskiej osoby lub grupy ludzi. Wspólne idee
pomocy sobie przekazywane od wieków czy tysiącleci. Jesteśmy
solidarni z walczącą o wolność i pokój Ukrainą. Wspieramy ich
na wiele sposobów, a Julija ofiarowuje nam symboliczną motankę,
której nie dotknęła kłująca igła, motankę ubraną w
tradycyjną (bardzo starej proweniencji) soroczkę – dzisiaj to
koszula czy suknia kolorowo wyszywana, widzimy je nieraz u naszych
Łemków na uroczystościach. Wielowiekowa jest ta idea motanki,
jak odwieczne jest nasze sąsiedztwo przez miedzę.
Z
ciekawością wsłuchuję się poetykę recytowanych fragmentów
literatury ukraińskiej. Kto jest bardziej zadowolony z koralików –
nitka, czy dziewczynka, która je nawleka? Świat jest połączony
(symbolicznymi) koralikami. Są nimi My, inne istoty, wydarzenia,
zjawiska. Historia jest nitką, czy splotem nitek, nawleczonych
koralami - bryłkami
przestrzeni i czasu - przez Nas także.
Mamy
na scenie dwóch lokalnych bardów z gitarami klasycznymi. To Marcin
Gąbka i Piotr Rogala. Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, ich
pieśni wybrzmiewają ponadczasowo. O młodych wilczkach
rozszarpywanych w obławie… O murach, które w końcu muszą runąć,
chociaż ich fundamenty z każdym pojawiającym się autokratyzmem, i
faszyzującymi ideologiami populistycznymi, się umacniają, mimo że
samotny zazwyczaj śpiewak przed tym przestrzega – utwór pamiętany
z okresu, kiedy Polacy odzyskiwali swoją tożsamość po dekadach
socjalizmu. Miejmy nadzieję niezłomną, jaką ma ziarno, że
wykiełkuje, a mężczyźni (dzisiaj też kobiety...), będą
uzbrojeni w obliczu zagrożenia. I „chroń mnie”, jak śpiewał
Gintrowski, wielki mocny boski Boże, przed pogardą i nienawiścią,
bo człowiek widząc okropieństwo masowych mordów i gwałtów, może
(z)nienawidzić – i jak sobie z tym poradzić, by nie zatruwało to
uczucie naszego dalszego życia? Ja odpowiem, że wybaczać (za
kogoś) nie jest dane temu, kto nie został skrzywdzony…
Wołodymir
Wysocki, jego chrapliwy głos, śpiewa nam Piotr song sławnego
opozycyjnego barda rosyjskiego, o tym, który z boju nie wrócił, a
jego przyjaciel, wspominający go, także do niego dołączy, i po
TAMTEJ stronie będą mogli kontynuować przerwaną przed walką
rozmowę... Teraz – jak mówi Jakub Rej, aktor teatru „A co mi
tam” – trzeba COŚ ROBIC! Słyszymy pieśń – „Szukam,
bo – szukania mi trzeba”… tak jak nieba - zauważenia
niebiosów nad głową… wyrazu artystycznego, by opowiedzieć o
wojnie. O żołnierzu, który jest jak drzewo zielone jego mundurem,
jak ptak porzucony i odlatujący w bez-przestrzeń, jak ręka
machająca mu na pożegnanie w drogę do niebytu. Bułat Okudżawa
napisał pieśń o odchodzących na wojnę mężczyznach, o stukocie
butów i spojrzeniach kobiet ich żegnających, te doświadczenia też
są nam Polakom dobrze znane. Poeta, jak pisał Czesław Miłosz,
będzie wszystko pamiętał, i pamięć Poety odrodzi się w wielu
jego następcach. W Księgach, w pamięci ludzkiej, będzie zapisane.
Kołysanka
ukraińska. Profesjonalnie zaśpiewana przez wokalistkę Katię
śpiewającą w ludowym zespole w Kijowie. Piękny szkolony wyrazisty
głos. Miłość matczyna nie ma narodowości. Miłość między
chłopcem a dziewczyną też.
W
spektaklu wystąpili: ks. Ernest Sekulski, Julita Lisiecka, Krystyna
Całus, Ludmiła Wyczesany, Maryla Parys-Balcerkiewicz, Nikodem
Wieczorek, Jakub Rej, Piotr Rogala, Lena z Dniepropietrowska, Marcin
Gąbka, Katia z Kijowa, Kirył z Zaporoża, Andrzej Świder, Mariola
Spychała, Cecylia Bartosz. Reżyseria: Anna Kużmińska-Świder,
scenografia: Mariola Spychała, Cecylia Bartos.
Iwona
Wróblak
kwiecień 2022