sobota, 30 kwietnia 2022

 

Alfred Siatecki pisarz regionalista – spotkanie w Bibliotece w Międzyrzeczu



W ramach dziejącego się Tygodnia Bibliotek organizowanej od 2004 r. przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich ogólnopolskiej, rozpoczynającej się corocznie 8. maja, w Dniu Bibliotekarza, akcji promowania czytelnictwa, bibliotek i bibliotekarzy - cyklu imprez kulturalnych dla mieszkańców, następne spotkanie z pisarzem. Tym razem Czytelnia Biblioteki Publicznej w Międzyrzeczu gościła Alfreda Siateckiego, prozaika, publicystę, reportażystę, autora słuchowisk; regionalistę szukającego twórczych inspiracji w nie do końca znanych wydarzeniach historycznych mających miejsce w Środkowym Nadodrzu. Jedna z jego książek to „Klucze do bramy”, zadaje w niej hipotetyczne pytania znanym postaciom z historii, np. Bolesławowi Chrobremu – o kuchnię, o zwyczaje danej epoki.

Siatecki w czasie spotkania mówił o znanej w okolicy postaci siłacza Leona Pineckiego, o źródłach historycznych, do których sięgają, bądź nie sięgają, regionalni publicyści, także o znaczeniu rozpowszechniania wiedzy o lokalnych postaciach dla polityki regionalnej, turystyki. Tworzeniu zdarzeń rocznicowych, czasami niedostatecznie popartych tekstami źródłowymi, dla celów umacniania lokalnego patriotyzmu, promowania miasta, produktów regionalnych, np. gatunku jabłka – renety landsberskiej. Zapraszał do odwiedzenia odrestaurowanych zabytków takich jak pałac w Dąbroszynie, gdzie bywali kiedyś pruscy dostojnicy.

Książki Siateckiego są pełne ciekawostek historycznych, m.in. mówił o postaci Basi z Hymnu Polskiego („…już tam ojciec/ do swej Basi mówił...”), Basia istniała rzeczywiście i mieszkała we Wschowie, miejscu obrad dawnego Sejmu Rzeczpospolitej.

Alfred Siatecki za książkę „Szwindel w Grünbergu” zdobył w 2021 r. Lubuski Wawrzyn Literacki w kategorii – proza.


Iwona Wróblak

kwiecień 2022







wtorek, 26 kwietnia 2022

 

Agnieszka Lingas- Łoniewska w Bibliotece Publicznej



W Bibliotece Publicznej w Międzyrzeczu spotkanie z autorką poczytnych romansów Agnieszką Lingas-Łoniewską. Moderuje je Renata Dyla, pracownica Biblioteki.

Lingas- Łoniewska, z zawodu polonistka, na rynku wydawniczym jest od 12 lat. W Internecie ma swój fanklub o nazwie „Sekta Agnes”; grono wiernych czytelników, którzy dzielą się z nią swoimi czytelniczymi refleksjami, a także opowiadają o osobistych przeżyciach.

Jak napisać książkę? Autorka na studiach miała warsztaty kreatywnego pisania. Inspiracją do tematów kolejnych książek są zasłyszane rozmowy, zdarzenia, opowieści znajomych. Aby tworzone postacie były wiarygodne zasięga opinii i rady ciekawych ludzi, fachowców od duszy ludzkiej, znajomych psychologów i psychiatrów. W każdej książce powinien być ponadto wątek romantyczny czy miłosny, a także nieco sensacji. Stara się poruszać ważne problemy społeczne. To – jak mówi – romanse osadzone w świecie różnorakim, historie miłosne. Osią opowieści jest Bohater, który niesie przez fabułę swoją, niepowtarzalną, historię. Każda jej książka to… kawałek jej pisarskiego życia… Wzorami bohaterów i postaci bywają też żywi ludzie.

Socjopatów spotykamy wbrew pozorom często, bywają nimi szefowie w pracy. Są to ludzie inteligentni, umiejący wykorzystywać władzę nad innymi, manipulować ich słabościami. W jednej z książek opisuje, w jaki sposób funkcjonuje umysł socjopaty. Jak niszczy się ludzi. Także jak działa tzw. półświatek przestępczy. Co myślą i czują żołnierze wracający z misji wojskowych z tzw. stresem pourazowym. Społeczne trudne tematy. Co mają do opowiedzenia o sobie ludzie z grup mniejszościowych. Książkowy romans nie musi być głupi, błahy, można w nim przemycić ważne informacje o ludzkiej naturze.

Agnieszka Lingas- Łoniewska książki swe pisze według metody: pomysł – koncepcja – wykonanie, w porządku od pierwszego akapitu i rozdziału po epilog. Książki autorki należą do kilku gatunków literatury; romansu dramatu i sensacji, łączy je to, że – według czytelników, wzbudzają silne emocje, nie są przez nich traktowane obojętnie.

Agnieszka Lingas-Łoniewska, wrocławska pisarka, jest autorką ponad 30 bestsellerowych powieści. Zadebiutowała powieścią „Bez przebaczenia”. Jest założycielką portalu „Czytajmy polskich autorów”, który promuje polską literaturę, prowadzi fanpage na Facebooku „Pisarka czyta”. Od lat prowadzi autorską akcję „Karma zamiast Kwiatka” – naszym bibliotecznym kotom także przekazała duży worek suchej karmy. Od 2017 r. jest członkinią Kapituły Literackiego Debiutu Roku.


Iwona Wróblak

kwiecień 2022











niedziela, 17 kwietnia 2022

 

Polsko-ukraiński spektakl, i dar od naszych gości – prastary amulet


Ukraińskie intencyjne amulety motanki – ukraińskie Biereginie – (dawne; żadanice, ziarnuszki, podróżki, nierozłączki – u nas reliktem jest Marzanna), zwykle darowywano komuś bliskiemu, na szczególne okazje, miały za zadanie chronić ludzi i domostwa przed złem, przynosić pomyślność, spełniać najskrytsze pragnienia i życzenia. Były symbolicznym skarbem instynktownej natury, człowiek przypisywał od wieków lalkom i świętość, i manę – budzącą grozę i nieodpartą obecność, która działa na ludzi, przynosząc duchową przemianę, także w przyszłych żywotach; w baśniach reprezentują głęboki puls duchowej mądrości, są symbolem duchowości ukrytej głęboko w człowieku...

Laleczki „motane” (przez matkę i córkę) nitkami i włóczkami nawiązywały do aktu połączenia nadzwyczajnych sił z człowiekiem. Nadawały kierunek mocy, którą amulet miał emanować. Wykonywano je tylko z naturalnych materiałów i bez używania ostrych przedmiotów; igieł mogących ukłuć lub skaleczyć Los. By nie przekazać tej mocy komuś obcemu amulety nie posiadały rysów twarzy. Kiedy obdarowanemu marzenie się spełni się – lalkę należy spalić lub zakopać w ziemi.

Julija z Tarnopola trzyma w ręku naręcze motanek. Własnoręcznie, razem z mamą, zrobiła je i ofiaruje, żeby symbolicznie podziękować Polakom, międzyrzeczanom, za gościnność, pomoc i wsparcie w tym trudnym dla uciekających przed agresją wojsk Putina okresie. Motanki to też talizmany darowywane chorym leżącym w łóżku, forma modlitwy za wydobrzenie – esencja dobrych życzeń, dla przyjaciela… Motanki nie mają twarzy by nie zabierać części duszy człowieka, by nie wchłonąć duszy osoby, która ją wykonała. Czasem, jak tu - zamiast oczu i ust miały krzyż, który miał symbolizować pozytywną energię, słońce, bogactwo i piękno, boskie od tysiącleci Słońce. Jak grzejące ciepło, pozytywna energia, opieka sił żywotnych… Może to reminiscencja, wspomnienie neolitycznego kultu żeńskiego bóstwa opiekuńczego, jego mocy i siły, jeszcze z epoki matriarchatu?

Dar Juliji to wieńcząca całość część wieczoru w sali lustrzanej Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Koncert z wykonaniu naszych aktorów z teatru prowadzonego przez Annę Kużmińską – Świder, i naszych międzyrzeckich gości z Ukrainy, którzy też wystąpili na scenie. Wsłuchuję się z melodię i rytm współczesnego języka ukraińskiego w wykonaniu Kiryła – studenta weterynarii z Zaporoża, recytującego wiersz współczesnego poety; język różni się od rosyjskiego znanego mi ze szkoły. Wiersze - jest okazja, by ich posłuchać, są tłumaczone na język polski.

Nie możemy zapomnieć – wszyscy – o Buczy. O Charkowie, Kijowie, Chersoniu. Mariupolu. Mając w pamięci obrazy, wojny, masakry ludności cywilnej przeglądam się w oczach Juliji, ich cieple, i chęci ofiarowania tej motanki Nam – jako formy podziękowań. Myślę, jak to jest bać się wybuchających nad moim domem bomb… nie chcę sobie wyobrażać… Mówię tylko do Niej – Slava Ukraini! Może na tyle czują się u Nas, gdzie w wielu ludziach w Polsce, zapoczątkowane oddolną spontaniczną akcją wielu wolontariuszy, otworzyły się pokłady niespodziewanej empatii, tak bezpiecznie, by dzielić się dobrymi życzeniami.

Aktorzy wkraczają na scenę z walizkami podróżnymi. Siadają w półokręgu na prowizorycznych stołkach – rozrzucone kawałki kartonów, scenografia jak podłoga schronu przeciwlotniczego… Jak powiedzieć o wojnie? Słuchamy relacji Paszy… Tekst autentyczny, piwniczny, o tym jak zachować resztki normalności, wbrew codziennej wojennej traumie zrobić sobie, koleżance, np. makijaż... Na chwilę odsunąć od siebie ryk samolotów nad głowami, nie myśleć, czy strop piwnicy nie zawali się na głowę, jak to się stało w teatrze w Mariupolu… W schronie ludzie „mają ciężkie spojrzenia”, przyniesiony ze sobą strach i nieufność… Stało się tak, kiedy niebo upadło, a „słońce spaliło się” żywcem, a nie jest tak delikatne jak ludzkie ciało. Mamy czterdziesty któryś dzień wojny. Na zewnątrz ciemnego zamkniętego pomieszczenia bywa jeszcze gorzej, uciekający przed ostrzałem ludzie i ich zwierzęcy strach na twarzach… Edyta Geppert śpiewała do Boga, jako tej górnej instancji, z prośbą-petycją-żądaniem, o Pomoc… O ochronę np. przed żołnierzem w zniszczonych butach, z kałasznikowiem, i zatkniętym za pasem nożem z nacięciami - notatkami ile osób zabił. Apokalipsa snu, czy stanie się Ona udziałem bogów stworzonych przez nas ludzi, przeciw innym ludziom.

Ukraina – nie bać się!” – taki tytuł ma przedstawienie. Świat cywilizowany zdaje egzamin z człowieczeństwa. Jak mówi we wstępie Andrzej Świder – naród jest kulturą. Ciągłość kultury, wzorców pewnych uniwersalnych zachowań; pomocy wzajemnej. Stąd, myślę, te motanki po spektaklu… Uczucie strachu może zmniejszyć obecność bliskiej osoby lub grupy ludzi. Wspólne idee pomocy sobie przekazywane od wieków czy tysiącleci. Jesteśmy solidarni z walczącą o wolność i pokój Ukrainą. Wspieramy ich na wiele sposobów, a Julija ofiarowuje nam symboliczną motankę, której nie dotknęła kłująca igła, motankę ubraną w tradycyjną (bardzo starej proweniencji) soroczkę – dzisiaj to koszula czy suknia kolorowo wyszywana, widzimy je nieraz u naszych Łemków na uroczystościach. Wielowiekowa jest ta idea motanki, jak odwieczne jest nasze sąsiedztwo przez miedzę.

Z ciekawością wsłuchuję się poetykę recytowanych fragmentów literatury ukraińskiej. Kto jest bardziej zadowolony z koralików – nitka, czy dziewczynka, która je nawleka? Świat jest połączony (symbolicznymi) koralikami. Są nimi My, inne istoty, wydarzenia, zjawiska. Historia jest nitką, czy splotem nitek, nawleczonych koralami - bryłkami przestrzeni i czasu - przez Nas także.

Mamy na scenie dwóch lokalnych bardów z gitarami klasycznymi. To Marcin Gąbka i Piotr Rogala. Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, ich pieśni wybrzmiewają ponadczasowo. O młodych wilczkach rozszarpywanych w obławie… O murach, które w końcu muszą runąć, chociaż ich fundamenty z każdym pojawiającym się autokratyzmem, i faszyzującymi ideologiami populistycznymi, się umacniają, mimo że samotny zazwyczaj śpiewak przed tym przestrzega – utwór pamiętany z okresu, kiedy Polacy odzyskiwali swoją tożsamość po dekadach socjalizmu. Miejmy nadzieję niezłomną, jaką ma ziarno, że wykiełkuje, a mężczyźni (dzisiaj też kobiety...), będą uzbrojeni w obliczu zagrożenia. I „chroń mnie”, jak śpiewał Gintrowski, wielki mocny boski Boże, przed pogardą i nienawiścią, bo człowiek widząc okropieństwo masowych mordów i gwałtów, może (z)nienawidzić – i jak sobie z tym poradzić, by nie zatruwało to uczucie naszego dalszego życia? Ja odpowiem, że wybaczać (za kogoś) nie jest dane temu, kto nie został skrzywdzony…

Wołodymir Wysocki, jego chrapliwy głos, śpiewa nam Piotr song sławnego opozycyjnego barda rosyjskiego, o tym, który z boju nie wrócił, a jego przyjaciel, wspominający go, także do niego dołączy, i po TAMTEJ stronie będą mogli kontynuować przerwaną przed walką rozmowę... Teraz – jak mówi Jakub Rej, aktor teatru „A co mi tam” – trzeba COŚ ROBIC! Słyszymy pieśń – „Szukam, bo – szukania mi trzeba”… tak jak nieba - zauważenia niebiosów nad głową… wyrazu artystycznego, by opowiedzieć o wojnie. O żołnierzu, który jest jak drzewo zielone jego mundurem, jak ptak porzucony i odlatujący w bez-przestrzeń, jak ręka machająca mu na pożegnanie w drogę do niebytu. Bułat Okudżawa napisał pieśń o odchodzących na wojnę mężczyznach, o stukocie butów i spojrzeniach kobiet ich żegnających, te doświadczenia też są nam Polakom dobrze znane. Poeta, jak pisał Czesław Miłosz, będzie wszystko pamiętał, i pamięć Poety odrodzi się w wielu jego następcach. W Księgach, w pamięci ludzkiej, będzie zapisane.

Kołysanka ukraińska. Profesjonalnie zaśpiewana przez wokalistkę Katię śpiewającą w ludowym zespole w Kijowie. Piękny szkolony wyrazisty głos. Miłość matczyna nie ma narodowości. Miłość między chłopcem a dziewczyną też.

W spektaklu wystąpili: ks. Ernest Sekulski, Julita Lisiecka, Krystyna Całus, Ludmiła Wyczesany, Maryla Parys-Balcerkiewicz, Nikodem Wieczorek, Jakub Rej, Piotr Rogala, Lena z Dniepropietrowska, Marcin Gąbka, Katia z Kijowa, Kirył z Zaporoża, Andrzej Świder, Mariola Spychała, Cecylia Bartosz. Reżyseria: Anna Kużmińska-Świder, scenografia: Mariola Spychała, Cecylia Bartos.


Iwona Wróblak

kwiecień 2022















czwartek, 7 kwietnia 2022

 

Trans znowu tańczy, i pomaga dzieciom



Po – bardzo długiej - dla nas, wielbicieli Zespołu Tanecznego „Trans” przerwie, znowu koncert! W wypełnionej widzami po brzegi scenie Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury półtoragodzinny popis umiejętności gimnastycznych, akrobatycznych, i przede wszystkim, jak myślę, kunsztu choreograficznego kierowniczki Zespołu Anny Bubnowskiej. Pani Anna obiecała ze sceny, że ten pierwszy po długiej przerwie koncert – charytatywne przedsięwzięcie z cyklu „Dzieci-Dzieciom” - zapoczątkuje częstszą odtąd obecność Zespołu w grafiku wydarzeń kulturalnych naszego regionu.

Mamy możliwość w Międzyrzeczu, i nie tylko tu, bo Zespół ma filie w okolicznych miejscowościach, podziwiać taniec na najwyższym, światowym (Zespół zdobywał tytuły mistrza Polski, Europy i świata) poziomie. Z ciekawością czekałam, co nam zatańczą Teraz… Pomysłów na układy choreograficzne IM nie brakuje…

Układy przemyślane w każdym detalu; wraz z pierwszym pojawieniem się na scenie manifestacja stylu Transowego, wstępnie kilka charakterystycznych dla Zespołu szybkich fraz ruchowych, precyzyjnie wkomponowanych w muzykę i temat, jak rozepchnięcie scenicznej muzyko-przestrzeni dla Transowej emancypacji artystycznej, stylu i sposobie postrzegania artyzmu, który mówi nam, profanom, że – tańczyć, istnieć artystycznie, brać udział, być Wewnątrz (tańczenia) - w wielkiej sztuce tańca i teatru tanecznego, może absolutnie każdy. Tak mi kiedyś, w wywiadzie sprzed kilku lat, powiedziała pani Bubnowska.

Może to zobaczyć każdy – tę radość najmłodszych dzieci, chyba czteroletnich – z pięknych kolorowych kostiumów, witalną radość z wykonywania dziecięcych naturalnych ruchów, kiedy w dodatku patrzy na Nich mama, i tata… Plansze kangurów na scenie, z przyczepionymi torbami kangurzymi, w które mali tancerze się schowali, by znienacka z nich wyskoczyć, jak to bywa zwykle w bezpiecznym dla dziecka otoczeniu swojego podwórka. Kostiumy z uszkami, i puszyste ogonki kangurze, a nawet małe rękawice bokserskie, bo wiadomo, że kangurki umieją boksować… Przeżycia, które będą na pewno pamiętać, z występu na prawdziwej scenie… Z uczestnictwa w ciekawym scenariuszu - fajnej rozwijającej muzycznie i ruchowo zabawie, dostosowanym - i rozumie to pani Bubnowska, do wieku, umiejętności fizycznych i psychiki małego tancerza.

Dla Klaudii Koniecznej był ten koncert, chorej koleżanki z Zespołu, tancerki gimnastyczki i akrobatki, na której leczenie przeznaczony zostanie dochód z widowiska. Miłość, współczucie i zrozumienie dla cierpienia, choroby, pragnienie pomocy to cenna zawsze lekcja.

Efektowne popisy najstarszej grupy tancerek. Magia długich stylizowanych czerwonych sukien pięknie korespondujących z muzyką i aranżacją. Mocne otwarcie koncertu. Młodsze dziewczynki w białych sukienkach wróżek, bajkowy świat dziecka wytańczony przez „Trans”. Napisany ich ruchami, oszczędnymi, tak aby przesłanie układu było jak najbardziej krystaliczne, czytelne, niezamazane żadnym niepotrzebnym detalem. Oprócz muzyki, mistrzowsko dobranej, w tym koncercie było dużo słowa mówionego, czy śpiewanego, razem z podkładem – maksymalne zobrazowanie plastyczne całości zamiaru reżyserskiego.

Taniec jak teatr. Światowy, myślę, poziom, kiedy każdy element spektaklu tanecznego; człowiek, jego uwikłanie/uplecenie we frazy ruchu, ruch utkany w pięcioliniach muzyki, kostium, muzyka mówi nam, jak bardzo przemyślana jest całość przedstawienia – i pewnie za to „Trans” dostaje nagrody na światowych festiwalach. Za idee, które umie wyrażać w sposób tak doskonały, tutaj zobrazowanie były np. tuby propagandowe, którym podporządkowujemy się, będąc klockiem w – widowiskowej - piramidzie ludzkich głów, jak pacynki w teatrzyku lalkowym. Przesłanie zawsze aktualne, przestroga by być świadomym manipulacji, umieć spojrzeć z – artystycznego – dystansu na zagrożenia cywilizacyjne. – „Możemy być melodią, i jak piękny akord brzmieć (…), Kochaj różnym być, i kochaj siebie sam(…)”. To ostatnie, myślę, najważniejsze. Dowartościowanie. Treści istotne, o których w każdym swym występem mówi nam nasz „Trans”.

Temat sekretarek w nowej szacie. Sekretarka jako instytucja urzędnicza niemalże uniwersalna… Stuk maszyny do pisania jest potraktowany muzycznie. W tle skrzypce, klasycyzujący balet dziewcząt towarzyszy sekretarkom. Układ o zalewie niusów, słowa gazetowego, który jest tylko – papierem, wiotkim i dającym się, jak państwowy PR, przezwyciężyć, jego wpływ, trzeba go tylko takim ukazać, jakim jest…

I znowu najmłodsi adepci tanecznego Transowania się… „Kto wypuścił ( z domków- budek) psy…?” Bardzo urocze pieski z łatkami, czarnym noskiem i wąsikami i ogonkiem, rozbrykane i dokazujące, jak bawiące się dzieci – które lubią udawać kogoś, lub coś…

Czarowne róże, ich barwna energetyczna kwietność, i subtelność zarazem, poetyczność, taniec Dziecięcych róż, bukietów kostiumów. Wspomnienie zapachów różanych…? Wszystko jest w tym układzie…

Laleczki, duże kokardy we włosach, prążkowane rajstopki. I literki jak kwadratowe klocki. Świat scyfrowany…? Tyle interpretacji, ilu widzów…

Między występami zaśpiewała Kasia Muszyńska, piękne wykonanie m.in. utworu Czesława Niemena pt. „Dziwny jest ten świat”, w bezczasowym przesłaniu – pytaniu słynnego artysty, dlaczego na naszym świecie jest wciąż tyle zła…? Na które Dzieci nie zasługują. Na scenę poproszona została Karolina Szulga, od lat – mimo niepełnosprawności - śpiewająca trudne aktorskie piosenki, tym razem jako, jak się sama określa, fanka „Transu”. Ja również, i wielu obecnych na widowni, też się do tej grupy absolutnie zaliczamy.

Abstrakcyjne idee, ekologiczne, zobrazowane spektaklem tańca i muzyki. Malowanie tańcem… Ruchy tancerek precyzyjne jak pociągnięcie pędzla; wszystko, dosłownie, można wyrazić tą formą ekspresji, jak literami alfabetu, który trzeba tylko wymyśleć – co z taką łatwością robi pani Bubnowska, Ogromne wyczucie sceny. „Trans” – jej autorski Alfabet sztuki, którą uprawia, której naucza, i którą bawi publiczność, na całym świecie.

Na koniec aktualny akcent wojenny. W układzie „Niepodległa”, monumentalnym przekazie o kobiecie i jej udziale w walce – o pokój (piękne proste suknie najstarszej grupy tancerek), obok polskiej Flagi – niebiesko-żółta ukraińska… Nasza solidarność z napadniętym przez Rosję Putinowską sąsiadem. Nasze współczucie dla ofiar, i wsparcie.

W końcowej scenie Zespół wychodzi do widowni, prezentując nam się w całej okazałości, z flagami i czerwonymi energetycznymi serduszkami.

Pani Anna Bubnowska, i jej współpracowniczki, podziękowały za wsparcie burmistrzowi Remigiuszowi Lorenzowi, radnym Rady Miejskiej, dyrektorom szkół, MOK oraz licznym sponsorom i przyjaciołom Zespołu.


Iwona Wróblak

kwiecień 2022