piątek, 31 lipca 2015

Spod łyżki koparki wyłoniły się fundamenty starych kamienic…


            Ostatni etap prac ziemnych na ulicy Świerczewskiego do miejsca skrzyżowania z ulicą Konstytucji 3.Maja. Nadal jesteśmy w strefie ścisłej ochrony konserwatorskiej, czyli na obszarze stanowiska Międzyrzecz 1c, jak mówią archeolodzy. Spod łyżki koparki, zgodnie z oczekiwaniami (mapa), wyłoniły się cegły, to fundamenty starych kamienic, fragment zabudowy zachodniej części byłej ulicy Kościelnej. Tak ten trakt się wtedy nazywał, bo  wiódł do kościoła, leżącego na skraju miasta lokacyjnego. Ulica widnieje na widokówkach z lat 30. ubiegłego wieku znajdujących się w zbiorach Muzeum w  Międzyrzeczu.
            W ostatnim wykopie, sięgającym około 1.50 cm, widoczne są w większości nowożytne przekształcenia gruntu związane z przebijaniem drogi w  kierunku Świebodzina w latach 30. XIX wieku. W tym też czasie, przypuszczalnie, w miejscu gdzie kończyło się miasto, zostały (niestety) wybrane pozostałości ławy fundamentowej byłych murów miejskich. Jak informowaliśmy, nie znaleziono tych zabytków w rejonie zasypiska fosy.
            W najbliższym czasie planowany jest dalszy ciąg prac (i zamknięcie skrzyżowania z ulicą Konstytucji 3.Maja) w rejonie ulicy od Poczty do  wysokości budynku byłego Klubu Garnizonowego (obecnie sprzedanego nowemu właścicielowi i remontowanego), czyli dawniej Willi Starosty międzyrzeckiego. Jako ciekawostkę dodam, że Starostwo Międzyrzeckie mieściło się kiedyś w miejscu, gdzie teraz jest m.in., Kwiaciarnia (wejście od  ulicy na targ miejski), sklep z  artykułami chemicznymi i inne sklepy w tym ciągu zabudowy, tuż obok budynku dawnej Willi Starosty.


Iwona Wróblak
lipiec 2015

czwartek, 30 lipca 2015

W wykopie na Świerczewskiego ornamentowany fragment noża


            Koniec prac ziemnych realizowanych na tym odcinku przez Firmę PRINŻ, zdawałoby się, już nic dla archeologa, a jednak… Wczorajsze znalezisko na Świerczewskiego w wykopie na przyłącza kanalizacji sanitarnej – fragment ornamentowanej okładziny noża, wykonany z przeciętej wzdłuż zwierzęcej kości. Jest starannie  wypolerowany, ciemnej barwy. Ciekawe znalezisko - na terenie miasta... Jest być może późnośredniowieczne, lub  wczesnonowożytne, XV-XVII wiek. Dokładne analizy i datowanie będzie zrobione później, w gabinetach i laboratoriach.
            Co jeszcze w warstwie ciemnej ziemi nie naruszonej od średniowiecza przez późniejsze inwestycje? Jak zwykle na terenie miasta lokacyjnego spora ilość fragmentów ceramiki – są jeszcze nieumyte, prosto z wykopu, zapytamy później o datowanie. Fragmenty den naczyń, uchwyty pokrywki (dzbanka lub garnka – może się uda zrobić rekonstrukcyjny rysunek?). Zwierzęce zęby, kości, czy z jednej z nich zrobione było szydło (do dziurkowania skór)?- tak  ten ułamek kości przynajmmniej wygląda, będzie to analizowane w oparciu o przedmiotową literaturę.
            Zaglądam w głąb wykopu. Pas ciemnoczerwonej ziemi wyraźnie widoczny na tle ciemniejszego otoczenia – to rumosz polepy z konstrukcji szachulcowej (tzw. muru pruskiego budynku), czyli przepalonej gliny, którą oblepiano piece lub ściany. Relikt domu, którego już nie ma… Ślady przeszłości Międzyrzecza w tej części miasta.


Iwona Wróblak
lipiec 2015


środa, 29 lipca 2015

Noc Muzeów. Ruskie ikony – wystawa i wykłady


            Tegoroczna „Noc Muzeów” w naszym międzyrzeckim Muzeum upłynęła pod znakiem bardzo ciekawego wykładu ks. grekokatolickiego Ernesta Sekulskiego. Poprzedzona została krótkim wstępem, informacjami o tajnikach powstawania ikon, Pawła Napierały, konserwatora zabytków i artysty malarza, który już gościł u nas ze swoją autorska wystawą.
Ks. Sekulski proboszcz parafii grekokatolickiej jest u nas w Międzyrzeczu niedawno. Poznaliśmy go kilka lat temu z okazji koncertu ukraińskiego akademickiego chóru śpiewającego pieśni prawosławne w kościele św. Pięciu Braci Męczenników Polskich. Mało kto się nie spodziewał, że ten młody i  bardzo skromny kapłan, w arcyciekawym wykładzie, w tak klarowny sposób przekaże słuchaczom trudne treści teologiczne. Czuliśmy się  jak w  seminarium. Ksiądz po wykładzie zebrał mnóstwo zasłużonych gratulacji, nie tylko ode mnie.
Ikony pisze się (nie-maluje), jak mówią wyznawcy prawosławia, na deskach – sosnowych, świerkowych, rzadziej dębowych lub z cedru. Impregnuje się je klejem i dodatkowo zabezpiecza lnianym materiałem, bowiem są teologicznym przekazem wiary, który ma przez długi czas służyć wiernym. Deski gruntuje się dodając do kleju gipsu. Wszystkie te procesy są jednocześnie modlitwą i wykonywane są w ściśle określonym przez tradycję porządku, w tzw. kanonie. W taki też – modlitewny, sposób – zostaje naniesiony rysunek, a następnie dokonuje się puncowania poszczególnych ornamentów. Może po tym nastąpić etap złoceń za pomocą cienkich złotych płatków i polerowanie całości kamieniem agatowym. Do pisania ikon używa się dzisiaj farby temperowej.
Tyle wstępnych uwag konserwatora zabytków. Teraz czas na odpowiedź na najbardziej ważkie pytanie. Jedynie w kulturze prawosławnej wizerunki religijne, ikony, się PISZE, a nie maluje. Dlaczego?
Ks. Ernest Sekulski bardzo gruntowanie starał się opowiedzieć o sakralnym sensie tego kanonu traktatu teologicznego, jakim jest ikona. Zaczął   od początku. Było nim zagadnienie regionalnego patrzenia na religię chrześcijańską (III –IV w. n.e.), będącego połączeniem osiągnięć myśli greckiej i  żydowskiej. Z sacrum z czasem zaczęła rozwijać się sztuka, pojmowana jako sublimacja wyznania religijnego, czyli sztuka religijna, ikona jako sakralny symbol wschodniego chrześcijaństwa. Jak wiemy, wino, chleb i ryba były pierwszymi chrześcijańskimi symbolami, piktogramami.
Ksiądz krótko wspomniał o wielkich postaciach historii religii chrześcijańskiej: Orygenesie, Tertulianie i Euzebiuszu z Cezarei, których łączyło ze  sobą to, że byli PRZECIWNI odwzorowaniu wizerunku Boga… Zakazywali ukazywania Wizerunku, ponieważ On, według nich, pojawił się jako Niewidzialny, na co jako dowód ksiądz Sekulski przytoczył odnośne fragmenty z Pisma Świętego. Podobne stanowisko zajmuje islam, gdzie jest zakaz przedstawiania Wizerunku Boga. Ks. Sekulski nakreślił pokrótce  ewolucję myśli teologicznej, gdzie Chrystus staje się istotowo taki sam jak człowiek, jest przedłużeniem wiary – prawdziwy Bóg stał się prawdziwym człowiekiem, został Przebóstwiony. Tym samym ikony (ludzkie wizerunki natury Boga) mogły zacząć powstawać, zakaz przedstawiania Go został zniesiony. Maluje się na nich, na ikonach (pisze) Osobę, która jest Bogiem i człowiekiem jednocześnie. Aby to się stało, by wizerunki nie miały Boskiej natury (tylko ludzką), były one PISANE. Ikona jest czymś na kształt traktatu teologicznego, wyrazem-obrazem tego co jest NAPISANE w księgach, PRZEPISANE jest to (wiernie), poprzez kształty i barwy – na deskę Ikony. Cały proces powstawania ikony to czynność sakralna – liturgia.
Sztuka malowania ikony została zaprzęgnięta, żeby wyrazić sacrum Prawosławia. Osobą wykonującą czynności tworzenia ikony kieruje sam Bóg.  są one świętością. Proces przygotowania ikony jest długi i staranny, to modlitwa mnicha prawosławnego (powstawały one w zakonach) do Żywego Boga. W ikonie – jak podkreślił ksiądz Sekulski – chodzi o wyrażenie prawdy teologicznej, dlatego pisane są według ściśle ustalonego kanonu, w którym nie ma, i nie może być, nic przypadkowego. Ikona daje Słowo – Ciało, staje się ono (sztuką sakralną, poprzez modlitwę, jako ich połączenie) widzialne dla  wiernych. Ksiądz prezentował nam kilka wzorów ikon, wyrażających określone treści teologiczne, rozpoznawalne po symbolach, np.: „Na ile jestem   w  stanie cierpieć, na tyle mogę kochać” – czyli cierpienie i miłość jako dwie strony tej samej cennej monety. Jezus jest w nich, w tych obrazach Jego, wpisany we wszystkie Swoje przestrzenie. Czytanie ich, ikon – czynność liturgiczna, ma cztery wymiary: rozumienie tego, co obraz przedstawia (symbolika), całość jako traktat teologiczny, odniesienie czytającego do tego traktatu, w świątyni Jego, tego Wizerunku, w przebywaniu w nim jako miejscu modlitwy, tym samym wyrwanie czytającego ikonę z codzienności czyli z profanum i, na koniec, kontemplacja i smakowanie tego stanu ducha. Swój świetny wykład ksiądz zakończył zaproszeniem na modlitwę do kościoła grekokatolickiego.
Przed poczęstunkiem (pierogi, ciasta, kawa i herbata), który przygotowały panie z koła Gospodyń Wiejskich w Nietoperku (Leokadia Wybudowska, Maria Serkis, Adela Górgurewicz, Danuta Kowalska, Wioletta Górgurewicz, Bogusława Wolińska, Helena Nycz) wysłuchaliśmy recitalu kilku utworów muzyki klasycznej na fletach w wykonaniu uczniów naszej Szkoły Muzycznej I. stopnia w Międzyrzeczu.  
Ostatnim akordem wieczoru było oglądanie muzealnej wystawy XVIII. I XIX wiecznych ikon, wspaniałego dorobku kultury europejskiej  i  światowej, które oprócz swojego sakralnego znaczenia są unikalnymi dziełami sztuki, często wielowymiarowe, bogato zdobione.

Iwona Wróblak
czerwiec 2015



wtorek, 28 lipca 2015

Ulica Świerczewskiego w odcinku remontowanym to także Stanowisko archeologiczne Międzyrzecz 1 C…

            Remontowany obecnie odcinek ul. Świerczewskiego do miejsca, gdzie kończy się ogrodzenie kościoła św. Jana, to teren starego miasta lokacyjnego, obwiedzionego pierwotnie murami miejskimi (obecnie nie zachowanymi), gdzie wymóg nadzoru archeologicznego jest kategoryczny. W tym miejscu - w poprzek ulicy, na wysokości Poczty, ongiś biegł mur miejski… Czy się, choćby we fragmentach, zachował?...
Na razie, tam gdzie droga była w XIX wieku poszerzana, koparka natrafiła na półmetrowy (przy chodniku) pas czarnej ziemi nie przemieszanej później (koryto ulicy wielokrotnie było w przeszłości przekopywane przy instalacji sieci wodnej i kanalizacyjnej). Udało się znaleźć w nim fragmenty skóry, skorodowane części metalowe, które być może są końską ostrogą, trochę nowożytnej ceramiki i przęślik.
W miarę drążenia w tym miejscu wąskiego koryta pod sieć wodną – na wysokości południowej części parku przy kościele św. Jana - koparka natrafiła  na zasypisko fosy miejskiej, która biegła ZA murami miasta lokacyjnego, niestety (na razie) nie natrafiono na ławy fundamentowe samego muru, wyraźnie widocznego na planie J. Harnischa z 1780 r. Poprzednio na wysokości kościoła św. Jana widoczna była już warstwa tzw. (jasnej barwy) calca, czyli miejsca, gdzie już nie ma śladów kulturowych, teraz pojawił się ciemniejszy rumosz, trochę polepy, (późno nowożytny) gruz ceglany. To wypełnienie dawnej fosy miejskiej, w nim nieco materiału archeologicznego – fragmenty ceramiki, mi. in. ucho od dzbana z gliny żelazistej (będą poddane dokładnym oględzinom i zbadane – o czym poinformujemy) i kafli późno nowożytnych.


Iwona Wróblak
lipiec 2015

poniedziałek, 27 lipca 2015

XIII Sesja historyczna w tym roku w Pszczewie


             W tym roku Sesja historyczna, organizowana przez Stowarzyszenie Regionalistów „Środkowe Nadodrze” i Starostwo Powiatowe   Międzyrzeczu, miała miejsce w gościnnym Pszczewie, w Gminnym Ośrodku Kultury kierowanym przez – otwartą na WSZYSTKIE kulturalne inicjatywy Wandę Żaguń.
            Wydarzenia naukowo – kulturalne tej rangi nie powinny ograniczać się do Międzyrzecza, w innych miastach dzieje się równie dużo, a może nawet więcej. Pszczewski Ośrodek Kultury jest tego dobitnym dowodem. Gości, słuchaczy sesji historycznej powitał przedstawiciel wójta gminy Krystian Grabowski. Na sesji obecny był starosta międzyrzecki Grzegorz Gabryelski, od lat wspierający spotkania miłośników historii lokalnej. Publikacje posesyjne mają duży prestiż w gremiach naukowców. Sesje, organizowane od 2003 r., objęte są merytoryczną opieką środowiska akademickiego Uniwersytetu Zielonogórskiego. Obecny był Kazimierz Puchan, który jako starosta międzyrzecki towarzyszył pierwszej edycji. Do pisania referatów zapraszani są nie tylko naukowcy, przedstawiciele różnych dziedzin humanistycznych, także ich autorami są amatorzy, pasjonaci historii lokalnej, z  terenów zachodniej Wielkopolski czyli umownie Ziemi Międzyrzeckiej. Celem jest pomoc w promowaniu się młodym przede wszystkim naukowcom.   Jako pierwsza wygłosiła odczyty archeolog Agnieszka Indycka, współredaktorka publikacji posesyjnej. „Grób popielcowy kultury łużyckiej  w  Nietoperku”. Autorska omówiła znajdujące się w zbiorach Działu Archeologii Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej wazowate naczynie gliniane (spełniające funkcje popielnic), zawierające przepalone kości ludzkie, ciałopalnego obrządku pogrzebowego, i towarzyszący ruchomy materiał zabytkowy, inwentarz  grobowy z pochówku grobu popielnicowego ze stanowiska kultury łużyckiej z młodszej epoki brązu, oraz fragment (odwróconej do góry dniem) nieornamentowanej misy, którym nakrywano naczynie. Chronologię grobu określono na III/IV okres epoki brązu.
Drugi referat archeolog Agnieszki Indyckiej to „Grób z osady ludności kultury Przeworskiej w Nowej Wsi” odkryty w czasie budowy gazociągu jamalskiego. Szkieletowy pochówek mężczyzny w wieku 25-35 lat, z obciętymi intencjalnie dłońmi. W czaszce znajdowało się ostrze metalowe, na  kościach obojczykowych mechaniczne uszkodzenia, prawdopodobnie efekty tortur. Nie wiadomo, czy ten człowiek padł ofiarą zabójstwa czy też był przedmiotem okrutnych praktyk lub obrzędów religijnych. W pobliżu zarejestrowano 28 ułamków naczyń glinianych.
            Michał Kwaśniewski „ Polskie teksty pozametrykalne w księgach metrycznych parafii Pszczew z lat 1632-1920”. Stare teksty o charakterze kronikarskim to fascynująca lektura, pozwala zajrzeć w głąb historii lokalnej. Pszczew był w X lub XI w. pierwotnym uposażeniem biskupa poznańskiego, pełnił rolę strażnicy zachodniej granicy państwa Polan. Pszczewscy księża rejestrujący chrzty, śluby i pogrzeby dokonywali różnego rodzaju wpisów pozametrykalnych do ksiąg, były to opisy zdarzeń związanych z historią powszechną i historią kościoła, dotyczące parafii pszczewskiej i jej kościołów, spisy przedmiotów stanowiących wyposażenie kościoła i opisy klęsk żywiołowych, notatki usystematyzowane chronologicznie, osadzone w realiach historycznych i opatrzone komentarzem. M.in. najazd Szwedów na Pszczew podczas wojny trzydziestoletniej w 1631 r., Kulturkampf lat 70.XIX wieku archidiecezji poznańskiej i parafii pszczewskiej, budowa linii kolejowej Międzyrzecz-Międzychód w 1887 r., złoty jubileusz święceń kapłańskich papieża Leona XIII w 1887 r., remont kościoła św. Marii Magdaleny i powiększenie cmentarza w 1828 r., lista komunikujących parafian w 1829 r., inwentarze przedmiotów stanowiących wyposażenie kościoła, opis burzy, epidemii grypy itd. 
            Paweł Stachowiak „Międzyrzecz w dobie wojny siedmioletniej (1758-1762)” . Przemarsze, wymuszenia i rekwizycje odbiły się nie tylko na ówczesnych finansach gospodarki lokalnej, przyczyniły się również do strat demograficznych, negatywne skutki wojny boleśnie odczuło zachodnie pogranicze. Rosjanie dotarli do Międzyrzecza. Starty związane z pobytem Rosjan ocenia się na 80 tys. guldenów, wcielono do armii 40 tys. mężczyzn.
Ciekawostka - w źródłach odnotowano, że ogrody miejskie zamieniono w wielką piekarnię chleba dla wojska, gdzie ciasto wyrabiano bezpośrednio w  nieosłoniętych wykopanych w ziemi jamach.
            Marceli Tureczek „ Starostwo pogranicza w Dąbrówce Wlkp. oraz działalność Lucjana Brudły od 2.lutego do 6. maja 1945 r.”. Pierwsze powojenne starostwo działało na terenie byłych niemieckich powiatów: babimojskiego,  międzyrzeckiego i sulechowsko-świebodzińskiego. Lucjan Brudło jest ciekawą postacią, współtworzył powojenną administrację na tzw. Ziemiach Odzyskanych, celem jego działalności była ochrona ludności polskiej. Jako starosta zajmował się sprawami związanymi z aprowizacją, uruchomił młyn, sieć elektryczną, pocztę, zapewnił opiekę lekarską. W referacie gry polityczne i układy lokalne tamtego okresu, przy obecności okupacyjnej Armii Czerwonej – kadencja Brudły trwała krótko, ale jest ciekawym obrazem tamtych czasów.
             Ryszard Patorski „ Kościół św. Jana w międzyrzeczu w latach 1945-2015. Przemiany architektury i wystroju wnętrza”. Kościół ten, zbudowany w latach 1474-1479, to jedna z najstarszych budowli na terenie Międzyrzecza. W czasach swego powstawania usytuowany był w południowo-wschodniej części miasta lokacyjnego, w pobliżu bramy Wysokiej. Pierwszym jego proboszczem po wojnie był ks. dr Henryk Hilchen, człowiek o wszechstronnym wykształceniu. W 1947 r. fara przeszła największe przeobrażenia, jej proboszczem był wtedy ks. Paweł Mikulski. W następnych latach regotyzowano kościół, ołtarze i konfesjonały. W 2005 r. odnowiono zabytkowe organy. W 2009 r. odmalowano cały kościół, przy okazji prac odkryto cenne renesansowe freski z poł. XVI. w. Szczegółowy zapis prac opisano w dokumentach konserwatorskich. Freski polecił wykonać ówczesny starosta międzyrzecki Wawrzyniec Myszkowski. Do prac związanych z przebudową, remontami i wyposażeniem wnętrz zatrudniano w latach 50., 60, ubiegłego stulecia najlepszych fachowców. Bardzo ciekawy, obszerny referat ze zdjęciami i dokumentami.
            Krzysztof Michałowicz „Zarys historii Ochotniczej Straży Pożarnej w Pszczewie”.  Prekursorami powstania Ochotniczej Straży Pożarnej  Zbąszynku byli Józef Gościniak (komendant od 1948 r.), Hieronim Ziemny i Michał Jednorowicz. Działalność OSP  rozpoczęła się od profilaktyki przeciwpożarowej, sprawdzania posesji pod kątem zagrożenia przeciwpożarowego i szkolenia nowej kadry. Wybudowano remizę. W ciągu następnych lat  OSP w Zbąszyniu wzbogacała się o nowy sprzęt pożarniczy, strażacy brali udział w szkoleniach, ćwiczeniach, zawodach i olimpiadach wiedzy pożarniczej i akcjach gaśniczych i interwencjach.
            Ostatni wygłoszony tego dnia referat – archeologa Maksymiliana Frąckowiaka, dotyczył „Grobu majora Wehrmachtu z okolic Nowego Dworu. Wyniki badań archeologiczno-ekshumacyjnych”. Ekshumacje szczątków osób narodowości niemieckiej, poległych w czasie II Wojny światowej na terenie Polski, odbywają się na podstawie „Umowy między Rządem Republiki Federalnej Niemiec a Rządem Rzeczpospolitej Polskiej…” z 8.12.2003 r. Stowarzyszenie „Pomost” od 2002 r. współpracuje z Fundacją „Pamięć” oraz „Niemieckim Ludowym Związkiem Opieki nad Grobami Wojennymi”. W  maju 2014 r. zgłoszono odnalezienie niemieckiego grobu w pobliżu Nowego Dworu. W wykopie bezpośrednio pod powierzchnią drogi leśnej zarejestrowano prostokątną jamę grobową  z zeszkieletowanymi szczątkami niemieckiego żołnierza, z widocznymi śladami urazów na czaszce.  W grobie zalegał karabin Mauser K98k. Przy kości obojczykowej znaleziono fragment pagonu i inne zabytki: etui z książeczką wojskową, odznaczenia niemieckie, nieśmiertelnik, spinki od mankietów, 2 szklane wkłady do wiecznego pióra, guziki od munduru i koszuli. Postawiono tezę, że ciało zabitego oficera wkrótce po śmierci ograbiono z niektórych cenniejszych przedmiotów (buty) i pospiesznie z żołnierskimi honorami pochowano. Prawdopodobnie ten oficer (z 84. Batalionu Budowlanego Werhmachtu) dowodził akcją podkładania ładunków wybuchowych pod mosty w Krobielewie.
            XIII Sesja historyczna w całości dedykowana była Stefanowi Cyraniakowi, lokalnemu dziennikarzowi przez wiele lat piszącemu teksty o historii do „Kuriera Międzyrzeckiego”. Marceli Tureczek podziękował także za wspaniale przyjęcie dyr. GOK Wandzie Żaguń. 
Sesja nie skończyła się razem z ostatnim referatem, dyskusja trwała jeszcze długo. Obecni byli profesorowie z UZ, którzy razem z prelegentami wzięli udział w wycieczce po zabytkach Pszczewa, zwiedziliśmy Dom Szewca. Sesje Stowarzyszenia Regionalistów „Środkowe Naddoodrze” są dla widzów wspaniałą przygodą intelektualną, na deser zostaje nam dokładna lektura publikacji. Książka jest dostępna w naszych bibliotekach. Polecam.


Iwona Wróblak
sierpień 2015

niedziela, 26 lipca 2015

W szacunku dla wielokulturowości. Wystawa w SP nr 2


              Pani Małgorzata Szeremet, nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 2, przygotowała z uczniami wystawę, której tematem są  przyniesione przez nich rodzinne pamiątki. Pani Antonina Radziszewska, babcia jednego z uczniów z klasy pani Szeremet, przyjechała po wojnie do  naszego miasta, wiele pamięta z tamtego okresu, głos zabrał też jej syn, drugie pokolenie, pamiątki na wystawę przyniósł wnuk Patryk… Historię trzeba dopowiedzieć, jest skomplikowana i trudna. Trochę prawdy codziennej tamtego okresu, nieco innej od szkolnej historii, bezpośredni przekaz. Dlaczego ludzie tu przyjechali po wojnie? Obok przymusowych przesiedleńców z ziem wschodnich wielu przyjechało za pracą, lepszym życie, niektórzy także by  uniknąć prawa…
            Zrobiła się z tego na poły gawęda rodzinna. Na wystawie na starych zdjęciach portrety rodzinne. Jest trochę niemieckich książek o różnej tematyce, militaria-naboje, skórzany pas od wojskowego (niemieckiego) munduru, pistolet, podręczna radiostacja. Z gospodarskich sprzętów: chomąto zwierzęce, zastawa stołowa, żelazko i wielki drewniany kufer – z serwetkami ręcznie dzierganymi. Zajrzyjmy za wymalowane symbolicznie Drzwi starego niemieckiego domu, popatrzmy, jak żyli ludzie na ziemi, której jesteśmy teraz gospodarzami. Dotknijmy rzeczy, których używali.
            Co zostało po dawnych mieszkańcach Międzyrzecza? Nie tylko niemieckich mieszkańcach? Sklep chiński w budynku dawnej synagogi... Wielka CHIŃSKA synagoga, jak mówi jedna z uczennic. Różnymi torami biegnie historia, budynek synagogi przynajmniej przetrwał, jest pod opieką konserwatora zabytków, tylko szkoda, że nie ma w nim centrum kulturowego (wobec braku zainteresowania właścicieli został przekazany w ręce prywatne). 
Żyjemy na ziemi, która kiedyś należała do innego narodu, Międzyrzecz nazywał się Meseritz, było tak kilka setek lat, tego się nie zmieni… Szacunku do  wielokulturowości trzeba uczyć od najmłodszych lat, powiedziała mi obecna na spotkaniu w-ce dyr. Szkoły Izabela Banaszak. Dzisiejsze miasto, jak inne na zachodzie kraju, jest piękne dzięki Niemcom (mówi pani Szeremet) – tej prawdy nie ma potrzeby zacierać. Wybudowali je bracia Zillmann, sławni przedwojenni niemieccy architekci. Historyczna przynależność miast na zachodzie dzisiejszej Polski do kultury przez kilka setek lat niemieckiej, ich  – pierwotna niemieckość nie jest ani dobra ani zła, jest HISTORYCZNA (może mamy już za sobą upolitycznianie historii…). Najmłodsze pokolenie powinno mieć tego faktu świadomość, uważa ich nauczycielka.
Bezpośrednią inspiracją dla pani Szeremet była wystawa w naszym Muzeum o byłych mieszkańcach naszego miasta w przeszłości, należących do różnych nacji i wyznań, dyr. Muzeum w Międzyrzeczu Andrzej Kirmiel został zaproszony na spotkanie, mówił o swojej książce „Międzyrzecz i Ziemia Międzyrzecka…”. Na naszej ziemi mieszkali ludzie wielu nacji i wyznań: Niemcy, Żydzi, Olędrzy, Szkoci, po wojnie Ukraińcy, Łemkowie. Ta  wielokulturowość rodziła konflikty ale także ciekawość dla inności tych ludzi, była twórczym tyglem, stwarzała nowe jakości wzajemnych kontaktów. Na  naszą dzisiejszą naszą tożsamość kulturową wpływa miejsce, gdzie mieszkamy. Dzieci trzeba wychowywać w miłości do małej ojczyzny i uczyć otwartości na inne kultury – tych dwóch rzeczy równolegle trzeba uczyć… tolerancja wobec inności i ciekawość jej jest kształtowana od najmłodszych lat. Jestem pod wrażeniem europejskości tej idei… Monoetniczność we współczesnej Europie jest czymś rzadkim obecnie, do nas też dotrą w dużej liczbie ludzie innych nacji, trzeba się do tego przygotować.
Pani Szeremet nie jest międzyrzeczanką z urodzenia. Jako dziecko słuchała wspomnień swoich rodziców. Powodem przygotowania wystawy były inspiracje rodzinne i - cechujący ją głęboki humanizm rozumienia kultury, na którą składa się nie tylko dorobek piśmienniczy. Wystawę przygotowały głównie dzieci, jej uczniowie. Zdołała ich zafascynować historią lokalną, najlepiej ją odnajdować na własnym strychu czy w opowieściach babci i dziadka, potem do weryfikacji tej wiedzy są książki i Internet. Zaszczepiono im, myślę, szacunek dla wielokulturowości obserwowanej w ich najbliższym otoczeniu, rzecz bezcenna na przyszłość, to wspaniale, że uczy się tego już w naszej polskiej szkole podstawowej.


Iwona Wróblak
lipiec 2015

             


sobota, 25 lipca 2015

Limboski solo czyli kameralnie w Kwinto

Sobotnie Kwinto, nie zawsze głośne, jak wielu myśli. Bywają tu nieodkryte jeszcze gwiazdy. Krzysztof Pawłowski (właściciel Klubu) zna się na  muzykach i muzyce, która tutaj bywa różna, ale zawsze dobra w swoim gatunku.
Bardzo kameralny koncert w Klubie Muzycznym „Kwinto”, takie też bywają. Po Dasmoonowym Afterparty spokojnie w Klubie, niszowa muzyka. Na  razie z głośników klimatyczne reggae, czekamy koncert.
Wystąpi wschodząca gwiazda naszej sceny - być może, to niewykluczone, że tak będzie... Osobowość, charyzma i (bardzo) dobry głos. Zanotujemy po  latach, być może, że Limboski był u nas, w międzyrzeckim „Kwinto”, kiedy nie był jeszcze tak sławny.
Limboski zakłada struny na gitarę. Limboski śpiewa – „taki ze mnie fajny gość, bo piję jak nie muszę, ale czy ktoś zna moją duszę… Kiedy ją znajdę (moją duszę) będę wiedział, że już nic nie muszę”. Prosty, zdawałoby się tekst, ale jest w nim kawałek mądrości, Duży kawałek, o perpektywie odnalezienia istoty człowieka, ja powiedziałabym – przeczuciu spokoju wynikającego z – oświecenia…
Drugi z kolei, w ostatnich tygodniach, koncert pod tytułem: rockowa poezja, w tym przypadku – postawiłabym raczej na określenie: sama poezja z  muzyką rockującą...(przekaz niebanalnych treści). Rockowa poezja, za sprawą dobrych, i bardzo dobrych, wykonawców.
Frazy poezji z gatunku absolutnej – „za miastem aniołów/czy ktoś mieszka”. Absolutnej literatury śpiewanej do muzyki, ekspresja SIEBIE, swojego wyznania filozoficznego, mocno już wyraźnego. Czarowny wieczór w „Kwinto”, o co ten przybytek nie podejrzewają niektórzy zwący się koneserami poezji bardzo poważnej... (czy jest taka?). Trochę bluesa Limboskiego – czemu nie? Limboski-blues jest bardzo dobry, klimatyczny, taki Missisipi…
Filozofia radości codziennej – tak nazwałabym swoistą liturgię wewnętrzną poety-pieśniarza, jakim już jest Limboski (czyli Michał Augustyniak). Akceptacji i afirmacji – i odwagi jej akcentowania… O kobiecie piękna fraza: „jedyne, co powinnaś mieć, to do kochania chęć…” Proste. Bezpośrednie.
Bluesowate, w sensie klarowności przekazu, teksty, lekki melodramat, jak to określa pewnie sam autor mówiąc o sobie w Internecie, według mnie – wrażliwość i bardzo duże możliwości głosowe. Celebracja miłości, ale nie ta sentymentalna, lecz zwykła na co dzień (marzenie kobiety), męska (też taka istnieje – na pewno), bliskości i czułości wynikającej z nie-oddalenia od osoby, którą się darzy uczuciem. Limboski  śpiewa: „NIE – dla wolności bez miłości…” Co za manifest! Jaki może być teatr miłości między dwojgiem ludzi, jak bardzo urokliwy…Utkany z nut subtelnych, i nie pozbawiony namiętności z tego tytułu - bynajmniej. Małe czary-mary w „Kwinto”.
Balladowo także jest. To będzie gwiazda, nasz gość w „Kwinto”.
Od niechcenia, zdaje się, napisane teksty. Limboski ma lekkie pióro. Celna w wymowie poezja szczegółu. Dotykanie spraw i rzeczy posuwistym delikatnym smagnięciem. Stosunkowo rzadka umiejętność. Razem z muzyką gitarową – materiał na przeboje…
            Nowe elementy, których dotąd nie słyszałam. Melodyka medytacyjna mantr. Oparta o naturalne alikwoty. Każdy dźwięk zbudowany jest   z  16 alikwotów. Alikwoty są tonami składowymi danego dźwięku o uporządkowanych częstotliwościach. „Jeśli gra jest o to, kto zaśpiewa piękniej”… Jeśli jest, to piękna jest ta gra… Wzruszają mnie te frazy poezji. Świat to kwiat i lotos – jako miejsce dla siebie, dodam ode mnie. Szlachetna gra, jesteśmy  w  niej do wzięcia. Pewne dźwięki są uniwersalne, jak struny wszechświata. Wystarczy podzielić je na alikwoty i ułożyć od nowa według swojego projektu.
Limboski dzięki swoim niepospolitym zdolnościom głosowym jest w stanie zaśpiewać jak buddyjska wielogłosowa sanga. Filozofia radości codziennej.
Znowu o miłości. „Wolność we dwoje/miłość we dwoje…”.  Bluesa trzeba śpiewać wyraziście, tak jest to też czynione. Didgeridoo na ludzki głos…Na  struny głosowe. Śpiewa: „Nic nie MUSZĘ-WSZYSTKO CHCĘ…” Urokliwa i przekonująca do siebie poezja – „cóż jest lepszego na świecie? (niż dwoje na  jednej planecie” – trawestuje mnie autor) i w dodatku: „bez szans na powrót” – dodam – i bardzo dobrze, że bez szans…
Smutek i refleksja bez rozpaczy: „Zapamiętajmy siebie bez wad” – cudowne… Przecież o to chodzi na świecie – to już moje.
Nie walczyć ze światem, bo „Piękno NIE MUSI walczyć, a gdy idzie to tańczy…” prawda, że śliczne? Ono, piękno (słów i muzyki), jest przeźroczyste  i  klarowane, niezamącone u Limboskiego. Trzy i pół oktawy głosu. Mam wrażenie, że Limboski zgodził się na Świat zastany (co jest najmądrzejsze…)  i  tym samym NIE WALCZY z nim. Bezpośrednie inspiracje muzyką hinduską, modlitewne (alikwotowe w znaczeniu szacunku dla sakralności pierwotnej ludzi) czyli piękne swoją niepospolitością. Nie lada uczta muzyczna w „Kwinto” do północy. W niej koncert na dźwiękach pierwszych…


Iwona Wróblak
maj 2015
Międzynarodowy Plener Malarski w MOK. Wernisaż


            Wystawa poplenerowa w Galerii Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Na obrazach mnogość tematów, szkół, technik malarskich. Różnorodna praca ze światłem, kolorem. Tyle osobowości ile dzieł. Jak się maluje u nas, jak to robią na przykład Niemcy, co ich interesuje? Oprócz naszych polskich artystów malarzy w plenerze wzięli udział goście z Czech, Białorusi i Australii: Aziza Bamberg, Małgorzata Bogucka, Christine Donath, Renata Filipova, Chris Firchow, Edward Gałustow, Robert Haris, Peter Heyn, Andrea Hölzer, Jurek Kozieras, Anna Kuszczyńska, Ingeborg Metelmann, Ilka Zofia Neumann, Waldemar Pawlikowski, Elżbieta Pierchała, Wojciech Pomianowski, Maren Reblin, Ryszard Rogala, Dorota Ruta – Zdanowicz i Ella Stasiak.
            Pejzaże w pastelach. Kontury strzeliste drzew – same kreski – wysmukłość sama w sobie jako temat i treść… Wyłuskane z krajobrazu kulturowego najciekawsze zabytki ziemi międzyrzeckiej. Perełki architektury miejskiej skąpane w słońcu. Bunkry Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, najbardziej znane fortyfikacje wojenne w Europie. Sklepienia łukowe korytarzy, dzieła sztuki inżynierskiej, warte odnotowania na płótnie. Budynek brammy wiodący do Muzeum międzyrzeckiego, wzorem klasycznych budowli - składać się może z białych cegiełek jak z marmuru, świadczą o starodawności tego miejsca, okrzepło jako dziedzictwo kulturowe w naszej świadomej historii, to suma pamięci trzech pokoleń powojennych.
            Barwne pastele, plamy koloru, dużo zieleni. Mroczne pejzaże – temat wdzięczny, jest u nas takich miejsc bez liku. Woda i człowiek – ludzie-postacie, ich zarysy, pławiące się nad brzegiem, między wodą a powietrzem, zawieszeni w złocisto niebieskim błękicie słońc odbitych w tafli wodnej.
Woda, jej przestrzenność, głębia, modra mroczność, przepływ z jednego koloru w drugi, i unoszące się na niej łódki w wieczornej zmianie dekoracji natury. Woda jeziorna w gramaturze, refleksach jak podłużne piksele, Głębokie nasze jezioro zapewne skrywa boginię wód – jakżeby inaczej? Królowa opiekuje się wodną fauną i florą, jest snem naszym o środowisku, którym nie potrafimy oddychać, chociaż jest baśniowe jak nasze marzenia. Akty kobiece w formie bardzo artystycznej, kontury zalotne, proste w formie komunikaty o Kobiecie. Kobiecość w domu w wydaniu wieku dojrzałego, jak  filiżanka kawy po rytualnym obiedzie, ze spokojem wypita w nastroju refleksji nad dniami minionymi, i tymi przyszłymi, co jeszcze na pewno nadejdą. Jest też trochę abstrakcji. Barw i kolorów będących tematem samych w sobie, ich ciepła niemalże się dotyka.
            Grono tak różnych osobowości artystycznych biorących udział w plenerze w Ośrodku Wypoczynkowym „Głębokie” zapewnia bogactwo wrażeń artystycznych dla oglądających. Wystawa jeszcze będzie czynna przez jakiś czas.

Iwona Wróblak
czerwiec 2015




czwartek, 23 lipca 2015

Żyj tenisowo – graj kolorowo

            5. Jubileuszowa Edycja Wielkiego Szlemika na kortach tenisowych międzyrzeckiego stadionu MOSiW. Szlemik organizowany jest corocznie przez  Iwonę Kowalską – Arteniuk, tegoroczną zdobywczynię I miejsca na 55. Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Seniorów w Sopocie w tenisie ziemnym – złoto w grze pojedynczej.
            Polski Związek Tenisowy chce wprowadzić do szkół Program "Tenis 10", opracowany zgodnie z wytycznymi International Tennis Federation,   w  ramach programu "Play & Stay" oraz rekomendowanego systemu nauczania dzieci "Tennis10's". Celem programu jest ujednolicenie systemu szkolenia    i  rywalizacji dzieci do lat 10, a także, poprzez zmianę procesu nauczania, zachęcenie do rozpoczęcia tenisowej przygody przez jak największą liczbę dzieci. Chodzi o to, żeby też w Polsce, podobnie jak np. we Francji czy w Belgii, w systemie szkolenia i współzawodnictwa brały udział dziesiątki tysięcy najmłodszych, tak aby tenis był dyscypliną nauczaną na lekcjach wychowania fizycznego. "Tenis 10" to propozycja spędzania wolnego czasu w  uporządkowanej metodycznie formie i przyjemnej oprawie, zapewniającej mniejsze korty dla dzieci i wolniejsze piłki. To apel do rodziców, władz samorządowych i sportowych - tenis jest łatwy, zdrowy, atrakcyjny, dostępny dla każdego i można go uprawiać przez całe życie.
            Na turniej Wielkiego Szlemika (na wzór Australian Open i innych wielkich turniejów, równolegle do naszego Szlemika rozgrywanych)  do  Międzyrzecza przyjechali mali wielbiciele tego sportu z Gorzowa, Zielonej Góry, Wałbrzycha, Poznania. Mamy w Międzyrzeczu piękne korty tenisowe. Szlemik to wielkie wydarzenie sportowe w naszym mieście. Patronat nad Turniejem objął burmistrz Miasta i Gminy Remigiusz Lorenz, sponsorzy Petro– Trans, Spółka Jacek i Beata Bełz, PKO BP, stadion sportowy MOSiW, Firma Babolat.
            Dzieci i młodzież brała udział w całodziennych rozgrywkach w czterech kategoriach wiekowych: 1.- do lat 8, 2.- do lat 10, 3.- 12-15 lat, 4.- do  16.lat. Poziom był bardzo wysoki, w rozgrywkach uczestniczyli zawodnicy wysoko kwalifikowani na listach. Większość z nich to uczniowie pani Iwony, która prowadzi na naszym terenie Szkołę Tenisa Ziemnego. W zawodach wzięło udział około 30 osób.  Najmłodszy uczestnik liczył 4 lata. Dzieci grały  na mniejszych kortach, krótkimi rakietami i gąbczastymi piłkami. Rozgrywki były zacięte, zwycięstwom wręczono nagrody, ale najważniejsza jest zawsze dobra zabawa i ruch na świeżym powietrzu.


Iwona Wróblak
lipiec 2015

środa, 22 lipca 2015


pARTyzant. Gitarowe granie poza normami

        Czym może być Gitara – w rękach Krzysztofa Toczko (pARTyzanta)?: multiinstrumentem wykorzystywanym do grania gitarowego. Gitara jest orkiestrą, nawet jeśli nie bywa filharmoniczna. Może być miłością, symfoniczną partyturą, która najpierw brzmi w głowie artysty – tak jest ze sztuką. 
Amelodyczność.
          Odsuwam ciężkie stylowe krzesło w „Kwinto”. Patrzy na mnie z gestem pozdrowienia ze ściennej fotografii kasiarz z Vabanku.
Trawestacje „Sommertime”, przepiękne. Trochę Carlosowo – Santanowskie, jeśli mogę tak nazwać, klimaty, początki i zakończenia, pARTyzant się za to nie obrazi… za powinowactwo z tamtym wirtuozem gitary.
          Utworek, pastiszowy, bo to lubi artysta, „Różowe zwierzę na PY?...”Znane frazy muzyczne z filmu, które są pretekstem, i inspiracją. Muzyka filmowa jako źródło bogactwa dźwięków już ułożonych, wiemy o tym, że kompozycje filmowe bywają wybitne. A wszystko, żeby udowodnić, i cieszyć się z tego dowodu, jak wiele gitara może, a może bardzo wiele – jakby, myślę, nie było na świecie innych instrumentów… No jest jeszcze perkusja, na  której gra syn Krzysztofa pARTyzanta Mikołaj. Rodzinna orkiestra.
          Utwór „Chrząszcz”. Cóż może w nim być innego niż chitynowatość odnóży w odgłosach ocierania się o powietrze sektorów chrząszczowego pancerzyka? Szumów owadzich przebierań odnóżami w termitierach i na ścieżkach do nich prowadzących? Fascynacja – tu muzyczna/gitarowa - ROJEM jako organizacją społeczną z jego (groźnymi) konsekwencjami – czy dziedziczymy, być może, naszym kodem zwyczaje tego bardzo starego ewolucyjnie gatunku? A może sami wnosimy doń wkład swoimi – już bardzo ludzkimi (?) zwyczajami rodem z podmiejskich faweli… Tekst (niezły) też jest - do  piosenki, jak najbardziej usprawiedliwiający taką interpretację, ale mnie fascynuje muzyka… Chitynowa. Widziałam to obrazowane za pomocą tanecznych układów choreograficznych, to chyba było prostsze, a może nie??
Znowu transkrypcje na dwie gitary znanych standardów muzycznych. Wokal Janis Joplin w tle jako inspiracja do napisania kompozycji. Pytałam po koncercie Krzysztofa o powód takiego wyboru – Janis się spalała na scenie, była samym śpiewaniem, weszła do historii wykonań pieśni… Tak jak inni wokaliści. Myślę, że Krzysztof też się spala. Widziałam/słuchałam go na scenie, BYŁ dla swojej gitary/muzyki - i tylko dla niej.
           Perkusista mu towarzyszy. Po chwili odkłada pałeczki i gra rękami – narzędzia nie są mu potrzebne do gry. Krzysztof mi potem mówi, że sam – dotykając BEZPOŚREDNIO palcami strun ma z nimi kontakt bez sztucznych pośredników (inaczej niż klawisze fortepianu), jest z nimi połączony, powiedziałabym – nerwy, jakimi stają się struny, stają się przedłużeniem jego osobistych neuronów, dwa gryfy - dwa mózgi u Krzysztofa, jak ktoś powiedział, dwie (obydwie) być może lewe półkule mózgowe w stanie pobudzenia nieustannego. Twórcza energia ze sceny. Trzynaście strun (siedem plus sześć), ciekawe współbrzmienia – jak mówi Krzysztof - można dzięki temu osiągnąć. Jeszcze opowiada coś o bardzo specjalnych przystawkach,  jakie mają jego gitary, dla mnie - pARTyzantowe brzmienia… 
          Trawestacja bluesowa, najistotniejsze rzeczy z klimatu bluesa. Kompozycja do tekstu o nie-mówieniu słowa: dziękuję, na jego artykulację może zabraknąć czasu, zabierze go śmierć człowieka nieuleczalnie chorego. Opowieści ze stosownym subtelnym klimatem muzycznym. 
Teatr filmowy kina niemego i Charlie Chaplin – kolejna inspiracja. Ilustrujący fragment filmu i jego tragikomizmem/śmiesznością i mistrzostwem aktorstwa wybitnego komika. Krzysztof sam pisze muzykę, to uaktualnienie (muzyczne) historii światowej sztuki kinowej. Teatr i muzyka - dwie równoprawne części filmu niemego, mowy ciała i mowy nut – tu w hołdzie Chaplinowi służebnej, nie gorszej niż tamta pierwotna. Wehikuł czasu do  początku lat ubiegłego wieku? Integrowanie się ze sztuką jako taką.
Jeszcze o perkusji. Cajon to pierwotnie skrzynka zbita z cienkich desek, używana była to noszenia kawy na plantacjach, Indianie używali jej do  grania. Drewno ma swoje dźwięki, które można wykorzystać, trzeba tylko instrument (i perkusistę) odpowiednio wyeksponować (co się czyni), i bawić się rytmem, który jest w głowie młodego artysty. Drewnianość. Niemelodyczność brzmieniowa drewna. Melodia nie jest sztuką? Dźwięki nie są melodią? Czym są?... Emanacją, emocjami, czymś głębszym intencjonalnie niż psychologia, może psychomuzyką? artmuzyką, artsztuką. Twórczością.
          Jazzowe kawałki na gitarowo. Jest nawet zorba grecka (którą tańczą ludzie pod sceną). Gitara wykorzystywana jako cymbały i instrumenty klawiszowe przez rodzinny pARTyzancki tandem, Ona – Gitara i granie na gitarze w umysłach muzyków, i my słuchacze. Przed koncertem były warsztaty gitarowe, po koncercie jam session (też dobry), można grać na tym instrumencie nawet uderzając w struny ołówkiem, wystarczy sobie wyobrazić przekazywanie swoich osobistych dźwięków, podobnie jak z trafianiem strzałą do celu – kwestia wizualizacji – czy tak jest/bywa z muzyką? Reggae. Celebrowanie muzyki, celebrowanie gitary i teatru dźwięków w pięcioliniach. Wymyślanie sposobów użytkowania instrumentu.
Nie ma żadnych ram dla muzyki, żadnych izmów, podziałów na takie czy inne style. Muzyka jest jedna? Już to słyszałam…
Iwona Wróblak
październik 2015

wtorek, 21 lipca 2015

Jarmark Magdaleński w Pszczewie i Mirka Górna pomagająca innym


            Mały Pszczew słynie ze swoich Jarmarków Magdaleńskich. Udało się tam miejscowym promotorom stworzyć produkt turystyczny, który przyjął się w okolicy. To już XXII Jarmark Magdaleński.
            W dniach 18. – 19.07. trudno było zaparkować w pobliżu malowniczego ryneczku. Wypada w tym dniu być w Pszczewie. Kilka tysięcy ludzi tu  przyjechało, by posmakować miejscowych wyrobów, obejrzeć stoiska rękodzielnicze i program artystyczny. Jak pisze w broszurce „Turystyka kulturowa Pszczewa”, niewiele jest takich miejsc, w których tradycja stanowi wartość unikalną, zasadzając się na harmonijnym połączeniu przeszłości z  teraźniejszością, jako całość wtopionym w oryginalną przyrodę. Razem z bogactwem inspiracji kulturalnych wynikających z historii miejscowości leżącej na pograniczu polsko-niemieckim. Jest jeszcze wartość dodatkowa, będąca tutaj oczywistością – szacunek do człowieka otwartego, także dzięki tym  działaniom, na różne opcje pełnego uczestnictwa obywatelskiego w kulturze lokalnej, program realizowany w praktyce.
            Gmina współpracuje od lat z Letschin, partnerską gminą niemiecką, przyjaciele zza miedzy zawsze są obecni na Jarmarkach, zrealizowano razem z polską stroną wiele projektów, w tym roku to „Partnerska integracja kulturalna Pszczew- Letschin”, w ramach Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu „Pro Europa Viadrina”. W nawiązaniu do średniowiecznych tradycji Jarmark Magdaleński odbywa się co roku w lipcu w okresie święta patronalnego (św . Magdaleny). Stoiska rękodzielnicze usytuowane są w pobliżu zabytkowego Domu Szewca. Na ziemi pszczewskiej imprezę uświetniają prezentacje lokalnego dorobku artystycznego, występy zespołów folklorystycznych, a na koniec Jarmarku przewidziany jest koncert gwiazdy sceny polskiej.
            Dzień 18.07. rozpoczęto zawodami wędkarskimi o Puchar Gminy Pszczew. Potem był Otwarty Turniej Skata Indywidualnego, widowisko dla  dzieci „Czego nie wiecie o smokach”, wokaliści ze Studia Piosenki przy GOK, koncert zespołu „Białe Kruki” i Haliny Frąckowiak, a na koniec wspólna zabawa taneczna.
            Pokłosiem tegorocznego letniego pleneru malarskiego „Partnerska Integracja Kulturowa Pszczew – Letchin”, organizowanego przez Gminny Ośrodek Kultury, była prezentowana publicznie wystawa obrazów polskich i niemieckich artystów. Dużo tego dnia jest sztuki w Pszczewie, sztalug , rzeźbiarzy, różnego rodzaju rękodzieła artystycznego, sztuki użytkowej. Cudowianki szydełkowe – urocza nazwa…, rzeźba i płaskorzeźba, w wąskich uliczkach kujący na kowadle (chyba podkowy…) prawdziwy kowal, który grupce turystów – gapiów opowiadał o swoim warsztacie. W bocznych ulicach współczesna oferta, będąca praktycznym przedłużeniem i realizacją tradycji jarmarkowych, gdzie powinno być WSZYSTKO, czyli od ubrań, butów, galanterii skórzanej, firanek, poduszek, pościeli, zabawek dziecięcych, naczyń kuchennych – garnków, sztućców drewnianych po biżuterię rękodzielniczą i zwykłą, susz roślinny i tradycyjnych dekoracji z tego surowca, torby-plecionki ze słomy, akcesoria wędkarskie po potrawy do pokrzepienia się w  maratonie dwudniowych imprez, pieczywo, wędliny, słodkości (chałwy), herbaty i bakalie. Wyroby z miodu w kilku miejscach i pszczelarze. 
            Przy wejściu na rynek autobus - Mobilny Punkt Poboru Krwi. Oddając krew ratujmy zdrowie i życie, kiedy mamy okazję. Koło kościoła św.  Magdaleny książki ofiarowane na sprzedaż przez wydawnictwa i biblioteki, dla akcji pomocy w leczeniu Jacka i Denisa, zbieraniu środków na ich  rehabilitację. II Charytatywny Kiermasz (dobrej) Książki – w niskiej cenie… Książek jest bardzo dużo, jak mówią mi wolontariuszki, około 2000 sztuk udało się zgromadzić. Wiele to cenne publikacje, np. Normana Daviesa. W tym roku jest ponadto dużo bajek dla dzieci. Fanty przynoszono jeszcze w  dzień Jarmarku, tak wielki jest odzew społeczny akcji, w której bierze czynny udział Mirka Górna – w poprzednim roku zbierająca fundusze na swój wyjazd na leczenie komórkami macierzystymi do Mayom Hospital New Delhi, co udało się zrealizować. Teraz Mirka pomaga innym. Można też było wrzucić coś do puszek na ten cel. Fundacja Dzieciom „Pomóż zdążyć z Pomocą” Bank BPH S.A. O/Warszawa ma nr konta 15 1060 0076 3310 0018 2615 – koniecznie z dopiskiem „2857 Cyranik Jacek – darowizna na pomoc i ochronę zdrowia” i "Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" ul. Łomiańska 501-685 Warszawa nr KRS0000037904 
z dopiskiem: 5271 Klepczarek Denis Andrzej na pomoc i ochronę zdrowia". Zbiórka odbyła się pod patronatem „Caritas” w  Pszczewie.
            W centrum ryneczku Środowiskowy Dom Samopomocy w Pszczewie zaprezentował wyroby swoich podopiecznych, bardzo artystyczne, wykonane z sercem. Obok na pewno cenne dla kolekcjonerów starocie. Dalej Metaloplastyka, zbroje średniowieczne, inne trybowane w metalu dzieła sztuki, obok malowane na szkle piękne kompozycje. Są też nasze międzyrzeckie mistrzynie rękodzieła artystycznego.
            Nieodłącznym elementem Jarmarku jest konkurs fryzjerski o Grand Prix św. Magdaleny, najlepsi młodzi adepci fryzjerstwa nagradzani są  pucharami, statuetkami i nagrodami rzeczowymi. Po wręczeniu mistrzom fryzjerstwa nagród w części artystycznej wystąpiły dzieci z Zespołu „Pszczółki” z pszczewskiego Przedszkola i Mażoretki „Finezja” ze Wschowy, ostatnio zdobyły złoty medal w Mistrzostwach Europy w układach taneczno- marszowych do orkiestr dętych. Trzy nasze okoliczne zespoły ludowe: „Kęszyczanki” z repertuarem pieśni ludowych i biesiadnych, mający w swoim dorobku wiele występów na lokalnych imprezach (pieśni m.in.: „Dla nas ta noc”, „Pamelo Zegnaj”, Czerwona rosa” i kilka innych) „Duszniczanki” z  Centrum Kultury w Dusznikach – z ciekawym folklorem ze swoich stron i „Nietoperzanie” z Nietoperka pod Międzyrzeczem, młody ale bardzo ambitny zespół. Ze swoim recitalem wystąpił lokalny talent wokalny, pszczewianin Joachim Ryczek, uczestnik i laureat przeglądów piosenki młodzieżowej. Zespół ABBA Show dał koncert na koniec dnia, a gwiazdą wieczoru była Sylwia Grzeszczak z zespołem, na jej występ przyjechało z okolic bardzo dużo ludzi.

Iwona Wróblak
lipiec 2015



Andriej Kotin. Zamieszkam w głębi twoich snów

       Jeszcze jedno oblicze, poetyckie, Klubu Muzycznego „Kwinto”, w którym jest miejsce na każdą twórczość. Tym razem autorska piosenka. Poezja , gitara klasyczna i harmonijka ustna. Andriej Kotin - rosyjski bard, który co prawda przyznaje się do Boba Dylana, ale przecież jest w nim dużo tej  głębinowej rosyjskiej namiętności do sztuki, którą tak chętnie wyłuskujemy z recitali artystów z kręgu kulturowego naszego regionalnego.
Mówi mi, że pisząc swój doktorat – skończył germanistykę na Uniwersytecie Zielonogórskim – szukał różnic w literaturach rosyjskiej i niemieckiej, czy pewnie szerzej – germańskiej. Może raczej – niuansów…
       Zamieszkam w głębi twoich snów…. Eter jest od wieków ten sam, teraz snuje się pod sufitem „Kwinto”. Poezja jest jedna… Najistotniejsze rzeczy do powiedzenia ma zawsze poezja. Szuka dosłowności, skrótów i - zrozumienia u odbiorcy. Bo jak pisał C.K. Norwid, przecież - „ z rzeczy tego świata zostaną tylko dwie: Poezja i Dobroć, i więcej nic…” .
       Andriej śpiewa po polsku – prawie bez obcego akcentu, też po niemiecku i angielsku. Ale zanurzamy się w rosyjskiej, jednak, stylistyce. To w  moich ustach komplement oczywiście. Jego wiersze są jak obrazy, nieraz burzliwych, stanów emocjonalnych. Jak mgnienia przeżytych chwil uchwycone, fotografie ich wielowymiarowe bezpośrednie, nie pozbawione zdecydowanie zakreślonych konturów, dopowiedziane. Pełne namiętności przeżywania zdarzeń, i rozmów o nich, czasem niecierpliwych – krewką ręką rzuca je w adresata, w widownię, w czytelników i słuchaczy. 
       Kiedy się walczy o pokój, trzeba wojnie wypowiedzieć walkę. Lapidarność formy. Skrót zdania, które najszybciej dąży do kropki/puenty – jak to  bywa w poezji, co nie powinna być rozgadana. Spotkania ludzi są niekiedy niespodziewane, niemniej mają swój ciężar gatunkowy i konsekwencje dla  naszej filozofii określania siebie. Ważkie odnotowania. 
       W bluesowych klimatach także piosenki. W „Kwinto” dawka relaksującej muzyki i poezji. Andriej piewca poetyckiego szczegółu. W nim się szuka obrazu, frazy literackiej. Jest nieco, a nawet sporo, dekadencji, jak przystało na słowiańską mentalność, której się nie wykorzeni mnogością lektur i  inspiracji. Myślę, że to jest po prostu rodzaj uprawiania poezji. W efekcie smakowania jej. Te wiersze są o miłości. Kotin bardzo starannie dobiera słowa. Miłość - jak śpiewa - jest nieskażoną drogą…

Iwona Wróblak
styczeń 2015