poniedziałek, 27 marca 2023

 

Edward Pasewicz poeta i pisarz



W międzyrzeckiej Bibliotece Publicznej spotkanie z Edwardem Pasewiczem, poetą, pisarzem, laureatem Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” w 2022 r. za książkę „Pulverkopf”. Spotkanie prowadziła Izabela Spławska.

Pulverkopf to „układanka, starająca się w formie, języku i konstrukcji postaci scalać opowieść o naszej teraźniejszości z pamięcią o przeszłości i wiedzą o nas samych, o naszym miejscu w świecie i naszej tożsamości”... Pasewicz jest międzyrzeczaninem, na spotkanie z nim do Biblioteki przyszli znajomi, przyjaciele z dawnych lat, tropią razem z nim miejsca w naszej małej ojczyźnie, które wszyscy znamy... Ulice, gdzie razem się wychowywali, głośne zawsze, muzyczne „Bum-bum”, klimatyczna pokoleniowa knajpka na ul. 30.stycznia..

„Pulverkopf” - jak trafnie określiła to Spławska, z wykształcenia filolog, kulturoznawca i od kilku lat reżyserka bardzo dobrych spektakli z udziałem amatorskich aktorów – to powieść wielowymiarowa, palimpsest (rękopis spisany na używanym już wcześniej materiale piśmienniczym, z którego usunięto poprzedni tekst) złożona z wielu warstw, przenikających się, uzupełniających się historii ludzkich, sensów-znaczeń i ich tożsamości... Edward czyta nam odnośny fragment, wiele mówiący o jego bardzo osobistym stylu pisania.

Jak się tworzy konstrukcję książki? „Pulverkopf” było pisane bardzo długo, ponad 20 lat... Odnaleźć to, co zostało z bohatera autentycznego. Norberta, niemieckiego kompozytora z Mezeritz, odgrzebać ślady jego losów w Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Obrawalde (Obrzyce). Nanizane na pięciolinię – Edward także jest kompozytorem, wielbicielem muzyki klasycznej. Tkanki tzw. miękkie wiszą w (pisarskim) powietrzu; to wyszukane w internecie lokalne ciekawostki historyczne, cechy charakterów osób, sąsiadów, zapamiętane z dzieciństwa i wczesnej młodości.

Międzyrzecz niejednoznaczny etnicznie... pograniczność zwykłych stosunków międzyludzkich. Jak całe „ziemie odzyskane”. Mało tu autochtonów, olbrzymią większość stanowią przyjezdni, po wojnie musieli się jakoś ze sobą porozumieć, mimo różnic charakterów, historii, sposobów widzenia świata. Ich wnukowie poznają swoich dziadków... Trupie, mroczne aż do wizykalności, historie opowiadane przez babcię Weronikę, o tym, jak odżywić (wojenną, i powojenną), Śmierć, która ma nawet swój zapach... Powieść zdaje się być szyfrem...

Więc o warsztacie pisarskim nieco. Wybiera się z żywej postaci fragment i szyje się z niej kostium na miarę kilku bohaterów książki, którzy też składają się z wielości... Jak światy rozgałęzione. I wszystko jest przecież, z założenia (fizykalnego), całością... Tylko My patrzymy wybiórczo. Makro i mikrokosmos sensorycznych rzeczy poukładanych pomiędzy (naszymi) wszechświatami. Spajanymi przez sen i śmierć. Walec śmierci wojennej i systemowej w Obrzycach – miejscu ciągle tabu, które oswaja rzeczy straszne – bo otaczają nas tam umarli... Twarze ludzkich potworów są zwykłe. Fotografie bez historii. Fikcja jest mocna. Postać dana czytelnikowi musi być wiarygodna, zbudowana od szczegółu, i akapitu. Zauważalny motyw partytury w układaniu postaci. Powtórzeń, reminiscencji, jak z poprzednich żywotów... Sobowtórzeń – na skutek uszkodzenia płata skroniowego żołnierza, w wyniku czego mogą pojawić się w głowie dwie osoby. Strzępy wspomnień (na pewno prawdziwych?) stają się parabolą, archetypem lokalności (międzyrzeckiej). Kluczem do nich są nasze sny. Czasami ich słuchamy...


Iwona Wróblak

marzec 2023 r.







sobota, 18 marca 2023

 

Polski Związek Wojskowy Obwód Maria


Wokół Oddziału „Maria”, formacji wojskowej działającej w okolicach Międzyrzecza tuż po wojnie przez niespełna rok, narosły legendy... Paweł Pawlak, po kwerendzie w gorzowskim archiwum IPN, na wykładzie dla Międzyrzeckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w międzyrzeckim Muzeum, rzucił nieco światła na ten okres powojennej regionalnej historii...

W każdym przekazie ustnym jest zazwyczaj nieco ziarn prawdy, w przekazach wiążących się z kontaktami ludności z żołnierzami danej formacji – o jednym z nich, postaci kontrowersyjnej, wspomniał pan Pawlak. Zawiłe, niejednoznaczne życiorysy ludzkie... Ciemne strony burzliwego okresu powojennego.

Kim byli żołnierze Oddziału „Maria”? Byli partyzantami, AK-owcami przybyłymi z powiatu Bielsko-Biała, ludźmi, którzy doświadczyli bezpośrednio negatywnych skutków okupacji niemieckiej, a potem sowieckiej. Struktury AK-owskie należały do najlepiej zorganizowanych na Lubelszczyźnie, Armia Krajowa w pierwszym okresie pomagała Armii Czerwonej w wyzwalaniu Polski. Żołnierze AK brali udział w akcji „Burza” na Podlasiu, i w Powstaniu Warszawskim. W działaniach mających na celu samoobronę Polaków. Zostali zaskoczeni tempem zwycięskiego marszu bojowego Armii Czerwonej.

Jeden z dowodzących Oddziałem - Stefan Wyrzykowski ps. „Zenon” był legendą tamtych lat. Inicjował liczne akcje partyzanckie. Oddział „Maria” początkowo współpracował z Sowietami, ale na terenach wyzwolonych NKWD nakazało rozwiązać wszystkie tajne organizacje, rozpoczęto się aresztowania i wywózki, represje osób związanych z państwem podziemnym. Zaczęły się brutalne przesłuchania, do donoszenia na żołnierzy niepodległościowego podziemia zmuszano pod groźbą śmierci. W związku z nadchodzącym terminem referendum na temat poparcia dla nowych władz komunistycznych nasilał się terror. W odwecie miały miejsce akcje odbijania więźniów z rąk Urzędu Bezpieczeństwa.

Zbrojne polskie podziemie czekając na decyzję rządu w Londynie przeszło do konspiracji. Zakonspirowano struktury organizacyjne, zabezpieczono broń i radiostacje. Czekano na rozwój sytuacji politycznej w Europie... Ewakuowano za zachód młodych żołnierzy.

Decyzją Sądu RP w 1946 roku wyrok śmierci wykonano na 10. żołnierzach PZW Oddziału „Maria”, kilkunastu skazano na kary więzienia, w tym długoletnie.


Iwona Wróblak

marzec 2023 r.








piątek, 10 marca 2023

 

Miejsca gdzie mieszkamy i żyjemy mimo woli...


Zofia Mąkosa – w Muzeum międzyrzeckim z jedną ze swoich książek... „Makowa spódnica”, czerwona, na przekór „modzie” polskich chłopek z XVII wieku, na wizerunkach w spódnicach w kolorze ziemi. Uwiecznione w malarstwie holenderskim w tym samym czasie kolorowe stroje włościan. U nas było ponuro... W czasach, kiedy faktyczne niewolnictwo dotyczyło 70 % ówczesnego polskiego społeczeństwa, a potem, w Najjaśniejszej Rzeczpospolitej stać się miało jeszcze gorzej...

Jak mówi pani Mąkosa, w dokumentach archiwalnych, wykazach inwentarzy posiadania, wyczytać można, że kobieta-chłopka polska/zamieszkała na ziemiach należących wtedy do Korony często nie miała nawet własnego imienia... Była określana poprzez imię/zawód jej męża/właściciela, albo zajęcia, którym się parała. Wiga, jedna z bohaterek powieści, garbata i introwertyczna, namawia kobiety, by żądać nazywania ich – imieniem własnym... by nadać im osobowość...

Wiga nie żądała wiele, nie była rewolucjonistką, znała realia, wszelki opór znaczył śmierć. Batożenie na śmierć. Ale w każdym czasie trzeba korzystać z szans – jak mówi pani Mąkosa – by starać się być niezależnym. Jak przystało na Wiedzącą – a myślę, że nią w sposób subtelny była – chciała tylko przeżyć. Razem ze swoją nieślubną poczętą z gwałtu córką, urodzenie takiego takiego dziecka skazywało na potępienie, aborcja – na karę zakopania żywcem, dla akuszerki – też kara śmierci. Nieślubne dzieci nie miały dobrej przyszłości, mogły wykonywać tylko najprostsze prace.

Zofia Mąkosa, emerytowana nauczycielka historii, wyróżniona Lubuskim Wawrzynem Literackim, pisze historię regionu w formie powieści. Powieść historyczna jako sposób poznawania historii. Najciekawszej, tej regionalnej, i z Pogranicza. Ludzie się nie zmieniają, byli zawsze tacy jak My. Spotkanie z pisarką prowadziła Katarzyna Sztuba-Frąckowiak.

Utożsamianie się, zrozumienie miejsca, gdzie się mieszka. Tu, gdzie mieszkamy i żyjemy mimo woli... Każdy czas potrzebuje jakiegoś języka (opisu). Pisać (o historii) dla współczesnego człowieka. Książka Mąkosy - nie jest, nie ma być - romansem z tłem historycznym. Także „pokrzepianiem serc” w stylu Sienkiewiczowskim, to dzisiaj nie jest potrzebne...

Chęć prześladowania Innego była zawsze, ale nie było zgody moralnej Kościoła na śmierć, chociaż zdarzały się lincze i procesy o czasy, dotąd wypływały z oskarżeń o herezję. Słynny „Młot na czarownice” Heinricha Krammera i Jacoba Sprengera stał się w podręcznikiem tortur.

XVII wiek. Czasy Potopu Szwedzkiego, klęsk, wojen, biedy, epidemii dżumy wyludniających wsie i miasteczka. Może trzeba było znaleźć – winnego? Bywa nim zazwyczaj najsłabszy, najmniej prawnie chroniony. Kobieta. Masowo palono je na stosach – za czarownictwo, konszachty z szatanem. Zaistniało społeczne przyzwolenie na (ich) śmierć, jako możliwy wentyl dobrostanu psychicznego (męskiej) reszty społeczeństwa. W Niemczech w procesach czarownic zabito 60 tys. kobiet, na ziemiach polskich – oficjalnie mniej... Po okrutnym śledztwie i torturach... Na ziemiach polskich będących zlepkiem udzielnych księstewek szlacheckich nie było odwołania od wyroku do monarchy, do wyższej instancji. Panem życia, i śmierci też, z nielicznymi wyjątkami, był właściciel ziemski. Jedyny sędzia. A świadkami oskarżenia - jego urzędnicy. W dawnej Polsce status prawny kobiety był mało znaczący.

Oskarżeń w procesach o czary - wykazy, długie, kobiet BezNazwisk i imion. Kobiet INNYCH, więc prześladowanych w patriarchalnym społeczeństwie; mądrzejszych/zielarek akuszerek. W Kolsku, o którym pisze Mąkosa, wykaz 200 osób skazanych na stos, w lwiej części kobiet. Protokoły ze śledztw. Co ciekawe, w Kolsku nie było kościoła po wojnie 30.letniej, w 1654 r. zamknięto świątynię – bo nie było katolików, w dokumentach nie wspomina się też o pastorze. Niemiecki cesarz za to był ortodoksyjnym katolikiem... Podobno najbardziej żarliwie popełnia się morderstwa z pobudek religijnych, fundamentalistycznych.

W powieści, jako że mówi o zwykłych ludziach, też są dobrze mężczyźni, jak i dzisiaj nic nie jest czarno-białe.

Czego boją się/bali mężczyźni...? Może tej przyrody, która była w lasach, gdzie chodziła Wiga z Rozalką. Ta magia świata nie była wydumana, jak oskarżenia o czary. Może bliskości kobiet z naturą, która nie była mężczyznom – przynajmniej się tak obawiali – dana... Może czuli się wyłączeni/pominięci (jednak) przez stwórcę... Jak mówi pani Mąkosa - nie należało się to, ich męczeństwo, zamęczonym na śmierć kobietom... Z tego powodu, z innych powodów zresztą też.

Książka jest o Ludziach z XVII wieku, o tym, w jaki sposób myśleli/mogli myśleć, co czuli. I jak usiłowali żyć, i przetrwać.


Iwona Wróblak

marzec 2023