niedziela, 3 września 2017

Międzyrzeckie czytanie Weselne


             W Międzyrzeczu – podczas czytania (ogólnopolskiego tzw. Narodowego) wspólnego naszego literatury polskiej, Jej arcydzieł, każdy weselnik, czyli gość, który zawitał na Czytanie do sali starościńskiej w Muzeum w Międzyrzeczu im. Alfa Kowalskiego, otrzymał, w celu założenia, wieniec (dla pań) i przypinkę (dla panów) – uplecione przez nasze lokalne mistrzynie rękodzieła artystycznego, na czele z Haliną Nowacką, artystyczną międzyrzecką duszą od lat zajmującą się taką twórczością. Trawestując znany cytat z dzieła: … Trza (było) być w butach (i w wieńcu), na Weselu… Niektóre panie również wystroiły się w piękne, własnym sumptem wykonane, lub ze strychów wyjęte, kolorowe na wzór ludyczny spódnice i chusty, uszyte na tę okazję lub należące do ich mam i babć. Przedstawieniu towarzyszyły eksponaty z działu etnograficznego w Muzeum, jako ilustracja sprzętów w dawnej wiejskiej izbie. Jako kostiumy sceniczne podziwialiśmy sukmany chłopskie, spódnice i fraki inteligencji krakowskiej z przełomu XIX i XX wieku, czasu kiedy wystawiane było „Wesele”.
            Inscenizację – tak to trzeba nazwać, na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego, przygotowała nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Międzyrzeczu Beata Kwiatkowska – we współpracy z Haliną Nowacką, Teresą Chamienia. Aktorzy, ci młodsi, to członkowie Szkolnego Koła „Caritas”, którymi opiekuje się Janusz Rutkowski (Marzena Wróbel, Ola Czop, Bartek Wik, Filip Witkowski, Filip Sieradzki), oraz – gościnnie: Anna Sawka, Marzena Wieczorek i Halina Pilipczuk. Reżyserka miała trudne zadanie; w radiu słuchałam przez cały dzień aktorskich zawodowych interpretacji fragmentów dramatu Wyspiańskiego. Sentencji, które już weszły do kanonu przysłów polskich i powiedzeń. Ino panowie nie chcom chcieć, a - dużo by mogli mieć…
            Ksiądz Marek Walczak – dzisiaj w nowej roli – przedmówcy przedstawienia… Jako polonista z wykształcenia, wygłosił nam kilka słów wstępu na temat dzieła Stanisława Wyspiańskiego. Narodowe czytanie arcydzieł polskiej literatury zapoczątkował w 2012 roku Prezydent RP Bronisław Komorowski. W kolejnych latach czytano H. Sienkiewicza – po to, jak powiedział – by nie zniszczyć recepcji tych dzieł poprzez… umieszczanie ich w kanonie lektur szkolnych, o czym pisał zwięźle i dobitnie W. Gombrowicz w „Ferdydurke”. Wybitne dzieła trzeba czytać ciągle na nowo, bowiem MY, ich czytelnicy, z biegiem lat rozwijamy się intelektualnie, poznawczo, dorastając do Nich… Także jako następne pokolenia, odczytujemy coraz to nowe treści, uniwersalne rzeczy wynikające z ponadczasowości takich terminów jak ojczyzna, ojcowizna, wspólnota, obywatelskość – w korelacji z takimi atrybutami wspólnoty członków opola jak samodzielność myślenia, odpowiedzialność, osobista dojrzałość, umoszczenie tych treści w spuściźnie tradycji narodowej, światowej i regionalnej kulturze, osobowym rozwoju społecznym i kulturalnym.
            „Wesele” jest dziełem epokowym. Zostało wystawione po raz pierwszy w 1901 roku w Teatrze Starym w Krakowie, potem po wielu latach na podstawie sztuki powstał film Andrzeja Wajdy i dzieło Wojciecha Smorzewskiego.  Akcja dramatu opiera się na rzeczywistych zdarzeniach, modnych na przełomie ubiegłych wieków w okresie Młodej Polski mariażach między grupami społecznymi, które, zdawałoby się, wiele kulturowo dzieli. Poeta i dramatopisarz Lucjan Rydel rzeczywiście poślubił we dworze w podkrakowskich Bronowicach chłopkę Ludwikę Mikołajczykównę, podobnie uczynił Włodzimierz - Tetmajer. Nawet ten fakt – głębokiego podziału społeczeństwa na elitę (tu, w dramacie, krakowską) i całą resztę, jest dzisiaj, po przeszło stu latach, aktualny – i nadal postępuje… Fakt czytania „Wesela” w 2017 roku wydaje się znamienny…
            Jest też i tkanka historyczno – społeczna. Ukazują się uczestnikom dramatu ich alter-ega. Skrzypce grają - w ciszy inscenizacji międzyrzeckiej (gra Emilia Rozwadiwska: „Tańce Połowieckie” z opery „Kniaź Igor” Aleksandra Borodina, „Polka” - melodia ludowa i „Taniec Węgierski” Johannesa Brahmsa). Wesele historiozoficzne polskie trwa. Chciałoby się powiedzieć – i będzie trwać…
            Chwile osobliwe, tak zwane, są wywoływane przez postaci. Wybrane niektóre sceny. Polski święty – to jest … dramatyczne (!!!), taki polski heros w – opustoszałym zamku-dworze, i (weselny-groteskowy) lud prosty rubaszny, więc na burzę się zbiera. Dziejową, kolejną, przelew krwi (biało)czerwonej polskiej… Warunki zewnętrzne ku temu się przez wiekami zebrały, i nasze winy swojskie, jak podziały społeczne… Duch w każdym pokoleniu powiewapospolitość skrzeczy… (dzisiaj też). Rok w rok tak jest – przepada, gaśnie (obywatelska praca, jej efekty), jesteśmy jak przeklęci – pisze Wyspiański, pieścimy się snami. A jednak, ciągle – w kraju w naszych ojcowiznach od tysiącleci rolniczych chłop urasta do potęgi króla Piasta – symbol legendarny, może chodziło wtedy, najpewniej, o europejską, nie tą zbolałą, jak później, „normalność”, Piastowie też mieli wady… Chodzi o korzenie troski obywatelskiej o ziemię, i członków wspólnoty z nami Ją razem zamieszkującymi, etnologię naszego współczesnego krajobrazu kulturowego. I dzieje naszej inteligencji, jako symbolu kultury, która rości, i rościła sobie (niekiedy nadmierne) prawa do niemylności i jedynie słusznego przewodnictwa… Scena: Dziennikarz (w młodopolskim fraku) – i słynny, mądry, z czasów świetności II Rzeczpospolitej, i słuchany podobno przez swojego króla, błazen Stańczyk… Błaznów coraz więcej, mami koncert narodowy… znowu skrzecząca współczesność XXI wieczna… Błaznów całe zastępy, serce spodlonePrzepadło wszystko, co było w kraju – ile pokoleń tak mówiło w dziejach? Skrzydła rozchwiane do lotu, nie pragną powrotu… Emigracja nasza i teraz nie chce wracać, może ma rację… Dzwon królewski pęknięty jest… wstyd i sromota, palący wstyd – mówi Stańczyk.
            To boli – szargać świętości (narodowe), przekonali się o tym Gombrowicz i inni… Witkacy mówił o umyciu się – w zwykłej (nie-święconej) wodzie z mydłem… Kaduceus polski – mąć wodę, mąć… Klarowność stosunków społecznych - nie jest polską Rzeczą…
            Jest jeszcze scena z Panną młodą, dziewczyną, która po prostu cieszy się z zabawy, z tańcowania, z miłości do Pana młodego. Nie-skrzecząca rzeczywistość stale aktualna, jak odnowa życia, jego codzienność. Lecz zbierają się chmury na jej weselu, nie dane jej będzie przeżyć życia w spokoju. Wernyhora, dawny upiór polsko-litewski, śpiewający eposy bard, odwiedza Gospodarza (Włodzimierza Tetmajera) nakazuje rankiem słać wici, i nasłuchiwać Rozkazu. Przybycia Archanioła. Gromadzić stany pod bronią na krakowskim gościńcu – mamy przełom XIX i XX wieku, Polska jest pod zaborami. Złoty róg będzie dany, by w niego zadąć… Archanioł pod postacią Legionów jednak przybył… Spotężnił się Słowackiego Duch – w narodowy mądry społeczny zryw niepodległościowy – jednak… Jutro jest zawsze – wielką tajemnicą, i nawet Polacy mogą się wybić na niepodległość… Nie zgub rogu – mówi Gospodarz do młodego Jaśka, nie chylaj się nigdzie, nawet jak ci czapka z pawich piór upadnie… Ostał się Jaskowi ino sznur – wtedy… Słynna sentencja z „Wesela”: miałeś – Chamie, złoty róg, śpiewa (polski) chochoł, pamiętamy pieśń wykonaną w filmie Wajdy przez Czesława Niemena.
            Jak Poeta mówi młodej Pannie, Polska jest w sercu. Niekoniecznie, dodam, w Złotym rogu… Puka tam pod podpaską u młodej dziewczyny. Skrzypce nam grają samotnie, a’capella chciałoby się powiedzieć, grają melodie ludowe, ludyczne, w tragiczny sposób smutno brzmiące. Cisza jest w sali starościńskiej Muzeum, słuchamy. Przeżywamy jeszcze raz „Wesele”, jakbyśmy je znowu czytali (nigdy nie dość), czy oglądali w teatrze. Tańczymy wesele polskie, Wyspiańskie arcydzieło, oby nie – chochołowo


Iwona Wróblak
wrzesień 2017 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz