Międzyrzeckie
czytanie Weselne
W Międzyrzeczu – podczas czytania (ogólnopolskiego
tzw. Narodowego) wspólnego naszego literatury polskiej, Jej arcydzieł, każdy
weselnik, czyli gość, który zawitał na Czytanie
do sali starościńskiej w Muzeum w Międzyrzeczu im. Alfa Kowalskiego,
otrzymał, w celu założenia, wieniec (dla
pań) i przypinkę (dla panów) –
uplecione przez nasze lokalne mistrzynie rękodzieła artystycznego, na czele z
Haliną Nowacką, artystyczną międzyrzecką duszą od lat zajmującą się taką
twórczością. Trawestując znany cytat z dzieła: … Trza (było) być w butach
(i w wieńcu), na Weselu… Niektóre panie
również wystroiły się w piękne, własnym sumptem wykonane, lub ze strychów
wyjęte, kolorowe na wzór ludyczny spódnice i chusty, uszyte na tę okazję lub
należące do ich mam i babć. Przedstawieniu towarzyszyły eksponaty z działu
etnograficznego w Muzeum, jako ilustracja sprzętów w dawnej wiejskiej izbie. Jako
kostiumy sceniczne podziwialiśmy sukmany chłopskie, spódnice i fraki inteligencji
krakowskiej z przełomu XIX i XX wieku, czasu kiedy wystawiane było „Wesele”.
Inscenizację
– tak to trzeba nazwać, na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego, przygotowała
nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Międzyrzeczu Beata Kwiatkowska – we
współpracy z Haliną Nowacką, Teresą Chamienia. Aktorzy, ci młodsi, to
członkowie Szkolnego Koła „Caritas”, którymi opiekuje się Janusz Rutkowski
(Marzena Wróbel, Ola Czop, Bartek Wik, Filip Witkowski, Filip Sieradzki), oraz
– gościnnie: Anna Sawka, Marzena Wieczorek i Halina Pilipczuk. Reżyserka miała
trudne zadanie; w radiu słuchałam przez cały dzień aktorskich zawodowych
interpretacji fragmentów dramatu Wyspiańskiego. Sentencji, które już weszły do
kanonu przysłów polskich i powiedzeń. Ino
panowie nie chcom chcieć, a - dużo by
mogli mieć…
Ksiądz
Marek Walczak – dzisiaj w nowej roli – przedmówcy przedstawienia… Jako polonista
z wykształcenia, wygłosił nam kilka słów wstępu na temat dzieła Stanisława
Wyspiańskiego. Narodowe czytanie arcydzieł polskiej literatury zapoczątkował w
2012 roku Prezydent RP Bronisław Komorowski. W kolejnych latach czytano H.
Sienkiewicza – po to, jak powiedział – by
nie zniszczyć recepcji tych dzieł poprzez… umieszczanie ich w kanonie lektur
szkolnych, o czym pisał zwięźle i dobitnie W. Gombrowicz w „Ferdydurke”.
Wybitne dzieła trzeba czytać ciągle na nowo, bowiem MY, ich czytelnicy, z
biegiem lat rozwijamy się intelektualnie, poznawczo, dorastając do Nich… Także jako następne pokolenia, odczytujemy
coraz to nowe treści, uniwersalne rzeczy wynikające z ponadczasowości takich
terminów jak ojczyzna, ojcowizna, wspólnota, obywatelskość – w korelacji z takimi
atrybutami wspólnoty członków opola jak
samodzielność myślenia, odpowiedzialność, osobista dojrzałość, umoszczenie tych
treści w spuściźnie tradycji narodowej, światowej i regionalnej kulturze, osobowym
rozwoju społecznym i kulturalnym.
„Wesele”
jest dziełem epokowym. Zostało wystawione po raz pierwszy w 1901 roku w Teatrze
Starym w Krakowie, potem po wielu latach na podstawie sztuki powstał film
Andrzeja Wajdy i dzieło Wojciecha Smorzewskiego. Akcja dramatu opiera się na rzeczywistych
zdarzeniach, modnych na przełomie ubiegłych wieków w okresie Młodej Polski mariażach
między grupami społecznymi, które, zdawałoby się, wiele kulturowo dzieli. Poeta
i dramatopisarz Lucjan Rydel rzeczywiście poślubił we dworze w podkrakowskich Bronowicach
chłopkę Ludwikę Mikołajczykównę, podobnie uczynił Włodzimierz - Tetmajer. Nawet
ten fakt – głębokiego podziału społeczeństwa na elitę (tu, w dramacie,
krakowską) i całą resztę, jest dzisiaj, po przeszło stu latach, aktualny – i
nadal postępuje… Fakt czytania „Wesela” w 2017 roku wydaje się znamienny…
Jest też
i tkanka historyczno – społeczna. Ukazują się uczestnikom dramatu ich
alter-ega. Skrzypce grają - w ciszy inscenizacji międzyrzeckiej (gra Emilia
Rozwadiwska: „Tańce Połowieckie” z opery „Kniaź Igor” Aleksandra Borodina,
„Polka” - melodia ludowa i „Taniec Węgierski” Johannesa Brahmsa). Wesele historiozoficzne polskie trwa. Chciałoby się powiedzieć –
i będzie trwać…
Chwile
osobliwe, tak zwane, są wywoływane przez postaci. Wybrane niektóre sceny. Polski święty – to jest … dramatyczne (!!!), taki polski heros w – opustoszałym zamku-dworze, i (weselny-groteskowy) lud prosty rubaszny, więc na burzę się zbiera. Dziejową, kolejną,
przelew krwi (biało)czerwonej polskiej… Warunki zewnętrzne ku temu się przez
wiekami zebrały, i nasze winy swojskie, jak podziały społeczne… Duch w każdym pokoleniu powiewa – pospolitość skrzeczy… (dzisiaj też). Rok w rok tak jest – przepada, gaśnie
(obywatelska praca, jej efekty), jesteśmy
jak przeklęci – pisze Wyspiański, pieścimy
się snami. A jednak, ciągle – w kraju w naszych ojcowiznach od tysiącleci
rolniczych chłop urasta do potęgi króla
Piasta – symbol legendarny, może chodziło wtedy, najpewniej, o europejską,
nie tą zbolałą, jak później, „normalność”, Piastowie też mieli wady… Chodzi o
korzenie troski obywatelskiej o ziemię, i członków wspólnoty z nami Ją razem zamieszkującymi,
etnologię naszego współczesnego krajobrazu kulturowego. I dzieje naszej
inteligencji, jako symbolu kultury, która rości, i rościła sobie (niekiedy
nadmierne) prawa do niemylności i jedynie słusznego przewodnictwa… Scena:
Dziennikarz (w młodopolskim fraku) – i słynny, mądry, z czasów świetności II
Rzeczpospolitej, i słuchany podobno przez swojego króla, błazen Stańczyk… Błaznów coraz więcej, mami koncert narodowy…
znowu skrzecząca współczesność XXI wieczna… Błaznów
całe zastępy, serce spodlone… Przepadło
wszystko, co było w kraju – ile pokoleń tak mówiło w dziejach? Skrzydła rozchwiane do lotu, nie pragną
powrotu… Emigracja nasza i teraz nie
chce wracać, może ma rację… Dzwon
królewski pęknięty jest… wstyd i sromota, palący wstyd – mówi Stańczyk.
To boli
– szargać świętości (narodowe), przekonali się o tym Gombrowicz i inni… Witkacy
mówił o umyciu się – w zwykłej
(nie-święconej) wodzie z mydłem… Kaduceus
polski – mąć wodę, mąć… Klarowność stosunków społecznych - nie jest polską
Rzeczą…
Jest
jeszcze scena z Panną młodą, dziewczyną, która po prostu cieszy się z zabawy, z
tańcowania, z miłości do Pana młodego. Nie-skrzecząca rzeczywistość stale
aktualna, jak odnowa życia, jego codzienność. Lecz zbierają się chmury na jej
weselu, nie dane jej będzie przeżyć życia w spokoju. Wernyhora, dawny upiór polsko-litewski, śpiewający eposy bard, odwiedza Gospodarza (Włodzimierza
Tetmajera) nakazuje rankiem słać wici,
i nasłuchiwać Rozkazu. Przybycia Archanioła. Gromadzić stany pod bronią na krakowskim gościńcu – mamy przełom XIX i XX
wieku, Polska jest pod zaborami. Złoty
róg będzie dany, by w niego zadąć… Archanioł pod postacią Legionów jednak
przybył… Spotężnił się Słowackiego Duch –
w narodowy mądry społeczny zryw niepodległościowy – jednak… Jutro jest zawsze –
wielką tajemnicą, i nawet Polacy mogą się wybić na niepodległość… Nie zgub rogu – mówi Gospodarz do
młodego Jaśka, nie chylaj się
nigdzie, nawet jak ci czapka z pawich piór upadnie… Ostał się Jaskowi ino sznur – wtedy… Słynna sentencja z
„Wesela”: miałeś – Chamie, złoty róg,
śpiewa (polski) chochoł, pamiętamy pieśń wykonaną w filmie Wajdy przez Czesława
Niemena.
Jak
Poeta mówi młodej Pannie, Polska jest w sercu. Niekoniecznie, dodam, w Złotym
rogu… Puka tam pod podpaską u młodej dziewczyny. Skrzypce nam grają samotnie,
a’capella chciałoby się powiedzieć, grają melodie ludowe, ludyczne, w tragiczny
sposób smutno brzmiące. Cisza jest w sali starościńskiej Muzeum, słuchamy.
Przeżywamy jeszcze raz „Wesele”, jakbyśmy je znowu czytali (nigdy nie dość),
czy oglądali w teatrze. Tańczymy
wesele polskie, Wyspiańskie arcydzieło, oby nie – chochołowo…
Iwona Wróblak
wrzesień 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz