niedziela, 17 kwietnia 2022

 

Polsko-ukraiński spektakl, i dar od naszych gości – prastary amulet


Ukraińskie intencyjne amulety motanki – ukraińskie Biereginie – (dawne; żadanice, ziarnuszki, podróżki, nierozłączki – u nas reliktem jest Marzanna), zwykle darowywano komuś bliskiemu, na szczególne okazje, miały za zadanie chronić ludzi i domostwa przed złem, przynosić pomyślność, spełniać najskrytsze pragnienia i życzenia. Były symbolicznym skarbem instynktownej natury, człowiek przypisywał od wieków lalkom i świętość, i manę – budzącą grozę i nieodpartą obecność, która działa na ludzi, przynosząc duchową przemianę, także w przyszłych żywotach; w baśniach reprezentują głęboki puls duchowej mądrości, są symbolem duchowości ukrytej głęboko w człowieku...

Laleczki „motane” (przez matkę i córkę) nitkami i włóczkami nawiązywały do aktu połączenia nadzwyczajnych sił z człowiekiem. Nadawały kierunek mocy, którą amulet miał emanować. Wykonywano je tylko z naturalnych materiałów i bez używania ostrych przedmiotów; igieł mogących ukłuć lub skaleczyć Los. By nie przekazać tej mocy komuś obcemu amulety nie posiadały rysów twarzy. Kiedy obdarowanemu marzenie się spełni się – lalkę należy spalić lub zakopać w ziemi.

Julija z Tarnopola trzyma w ręku naręcze motanek. Własnoręcznie, razem z mamą, zrobiła je i ofiaruje, żeby symbolicznie podziękować Polakom, międzyrzeczanom, za gościnność, pomoc i wsparcie w tym trudnym dla uciekających przed agresją wojsk Putina okresie. Motanki to też talizmany darowywane chorym leżącym w łóżku, forma modlitwy za wydobrzenie – esencja dobrych życzeń, dla przyjaciela… Motanki nie mają twarzy by nie zabierać części duszy człowieka, by nie wchłonąć duszy osoby, która ją wykonała. Czasem, jak tu - zamiast oczu i ust miały krzyż, który miał symbolizować pozytywną energię, słońce, bogactwo i piękno, boskie od tysiącleci Słońce. Jak grzejące ciepło, pozytywna energia, opieka sił żywotnych… Może to reminiscencja, wspomnienie neolitycznego kultu żeńskiego bóstwa opiekuńczego, jego mocy i siły, jeszcze z epoki matriarchatu?

Dar Juliji to wieńcząca całość część wieczoru w sali lustrzanej Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Koncert z wykonaniu naszych aktorów z teatru prowadzonego przez Annę Kużmińską – Świder, i naszych międzyrzeckich gości z Ukrainy, którzy też wystąpili na scenie. Wsłuchuję się z melodię i rytm współczesnego języka ukraińskiego w wykonaniu Kiryła – studenta weterynarii z Zaporoża, recytującego wiersz współczesnego poety; język różni się od rosyjskiego znanego mi ze szkoły. Wiersze - jest okazja, by ich posłuchać, są tłumaczone na język polski.

Nie możemy zapomnieć – wszyscy – o Buczy. O Charkowie, Kijowie, Chersoniu. Mariupolu. Mając w pamięci obrazy, wojny, masakry ludności cywilnej przeglądam się w oczach Juliji, ich cieple, i chęci ofiarowania tej motanki Nam – jako formy podziękowań. Myślę, jak to jest bać się wybuchających nad moim domem bomb… nie chcę sobie wyobrażać… Mówię tylko do Niej – Slava Ukraini! Może na tyle czują się u Nas, gdzie w wielu ludziach w Polsce, zapoczątkowane oddolną spontaniczną akcją wielu wolontariuszy, otworzyły się pokłady niespodziewanej empatii, tak bezpiecznie, by dzielić się dobrymi życzeniami.

Aktorzy wkraczają na scenę z walizkami podróżnymi. Siadają w półokręgu na prowizorycznych stołkach – rozrzucone kawałki kartonów, scenografia jak podłoga schronu przeciwlotniczego… Jak powiedzieć o wojnie? Słuchamy relacji Paszy… Tekst autentyczny, piwniczny, o tym jak zachować resztki normalności, wbrew codziennej wojennej traumie zrobić sobie, koleżance, np. makijaż... Na chwilę odsunąć od siebie ryk samolotów nad głowami, nie myśleć, czy strop piwnicy nie zawali się na głowę, jak to się stało w teatrze w Mariupolu… W schronie ludzie „mają ciężkie spojrzenia”, przyniesiony ze sobą strach i nieufność… Stało się tak, kiedy niebo upadło, a „słońce spaliło się” żywcem, a nie jest tak delikatne jak ludzkie ciało. Mamy czterdziesty któryś dzień wojny. Na zewnątrz ciemnego zamkniętego pomieszczenia bywa jeszcze gorzej, uciekający przed ostrzałem ludzie i ich zwierzęcy strach na twarzach… Edyta Geppert śpiewała do Boga, jako tej górnej instancji, z prośbą-petycją-żądaniem, o Pomoc… O ochronę np. przed żołnierzem w zniszczonych butach, z kałasznikowiem, i zatkniętym za pasem nożem z nacięciami - notatkami ile osób zabił. Apokalipsa snu, czy stanie się Ona udziałem bogów stworzonych przez nas ludzi, przeciw innym ludziom.

Ukraina – nie bać się!” – taki tytuł ma przedstawienie. Świat cywilizowany zdaje egzamin z człowieczeństwa. Jak mówi we wstępie Andrzej Świder – naród jest kulturą. Ciągłość kultury, wzorców pewnych uniwersalnych zachowań; pomocy wzajemnej. Stąd, myślę, te motanki po spektaklu… Uczucie strachu może zmniejszyć obecność bliskiej osoby lub grupy ludzi. Wspólne idee pomocy sobie przekazywane od wieków czy tysiącleci. Jesteśmy solidarni z walczącą o wolność i pokój Ukrainą. Wspieramy ich na wiele sposobów, a Julija ofiarowuje nam symboliczną motankę, której nie dotknęła kłująca igła, motankę ubraną w tradycyjną (bardzo starej proweniencji) soroczkę – dzisiaj to koszula czy suknia kolorowo wyszywana, widzimy je nieraz u naszych Łemków na uroczystościach. Wielowiekowa jest ta idea motanki, jak odwieczne jest nasze sąsiedztwo przez miedzę.

Z ciekawością wsłuchuję się poetykę recytowanych fragmentów literatury ukraińskiej. Kto jest bardziej zadowolony z koralików – nitka, czy dziewczynka, która je nawleka? Świat jest połączony (symbolicznymi) koralikami. Są nimi My, inne istoty, wydarzenia, zjawiska. Historia jest nitką, czy splotem nitek, nawleczonych koralami - bryłkami przestrzeni i czasu - przez Nas także.

Mamy na scenie dwóch lokalnych bardów z gitarami klasycznymi. To Marcin Gąbka i Piotr Rogala. Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, ich pieśni wybrzmiewają ponadczasowo. O młodych wilczkach rozszarpywanych w obławie… O murach, które w końcu muszą runąć, chociaż ich fundamenty z każdym pojawiającym się autokratyzmem, i faszyzującymi ideologiami populistycznymi, się umacniają, mimo że samotny zazwyczaj śpiewak przed tym przestrzega – utwór pamiętany z okresu, kiedy Polacy odzyskiwali swoją tożsamość po dekadach socjalizmu. Miejmy nadzieję niezłomną, jaką ma ziarno, że wykiełkuje, a mężczyźni (dzisiaj też kobiety...), będą uzbrojeni w obliczu zagrożenia. I „chroń mnie”, jak śpiewał Gintrowski, wielki mocny boski Boże, przed pogardą i nienawiścią, bo człowiek widząc okropieństwo masowych mordów i gwałtów, może (z)nienawidzić – i jak sobie z tym poradzić, by nie zatruwało to uczucie naszego dalszego życia? Ja odpowiem, że wybaczać (za kogoś) nie jest dane temu, kto nie został skrzywdzony…

Wołodymir Wysocki, jego chrapliwy głos, śpiewa nam Piotr song sławnego opozycyjnego barda rosyjskiego, o tym, który z boju nie wrócił, a jego przyjaciel, wspominający go, także do niego dołączy, i po TAMTEJ stronie będą mogli kontynuować przerwaną przed walką rozmowę... Teraz – jak mówi Jakub Rej, aktor teatru „A co mi tam” – trzeba COŚ ROBIC! Słyszymy pieśń – „Szukam, bo – szukania mi trzeba”… tak jak nieba - zauważenia niebiosów nad głową… wyrazu artystycznego, by opowiedzieć o wojnie. O żołnierzu, który jest jak drzewo zielone jego mundurem, jak ptak porzucony i odlatujący w bez-przestrzeń, jak ręka machająca mu na pożegnanie w drogę do niebytu. Bułat Okudżawa napisał pieśń o odchodzących na wojnę mężczyznach, o stukocie butów i spojrzeniach kobiet ich żegnających, te doświadczenia też są nam Polakom dobrze znane. Poeta, jak pisał Czesław Miłosz, będzie wszystko pamiętał, i pamięć Poety odrodzi się w wielu jego następcach. W Księgach, w pamięci ludzkiej, będzie zapisane.

Kołysanka ukraińska. Profesjonalnie zaśpiewana przez wokalistkę Katię śpiewającą w ludowym zespole w Kijowie. Piękny szkolony wyrazisty głos. Miłość matczyna nie ma narodowości. Miłość między chłopcem a dziewczyną też.

W spektaklu wystąpili: ks. Ernest Sekulski, Julita Lisiecka, Krystyna Całus, Ludmiła Wyczesany, Maryla Parys-Balcerkiewicz, Nikodem Wieczorek, Jakub Rej, Piotr Rogala, Lena z Dniepropietrowska, Marcin Gąbka, Katia z Kijowa, Kirył z Zaporoża, Andrzej Świder, Mariola Spychała, Cecylia Bartosz. Reżyseria: Anna Kużmińska-Świder, scenografia: Mariola Spychała, Cecylia Bartos.


Iwona Wróblak

kwiecień 2022















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz