Było militarnie
za budynkiem MOK…
Piknik Militarny
w przeddzień Święta Wojska Polskiego. Na obszerny trawiasty plac zajechały wozy
bojowe, w tym jeden medyczny. Żołnierze z naszej 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej
– obojga płci – rozstawili dla mieszkańców najprawdziwsze karabiny, oraz moździerz
i granatnik, z których można było (bezgłośnie) postrzelać…
Byli chętni,
szczególnie, jak zauważyłam, ci bardzo-bardzo młodzi, rośnie nam żołnierski
narybek… Ciężki karabin trudno było utrzymać w rączkach, ale pani żołnierka
pomagała… Na matach można się było położyć w pozycji strzeleckiej, po czym
naciskać do woli spust granatnika (ręcznego przeciwpancernego) kaliber 40 mm… Moździerze
też są, jak się dowiedziałam, jak najbardziej ciągle na wyposażeniu wojska
(znamy je z powieści wojennych), to podstawowa broń drużyny wsparcia. A jaką
uciechę młodszym adeptom poznawania tajemnic sprzętu wojskowego sprawiło
wejście do Wozu ewakuacji medycznej! Zwiedzenie wnętrza, a potem, poprzez górne
wyjście - spojrzenie na świat z tej panoramy.
Karabiny
miały tarcze strzelnicze, można było ocenić sprawność swojego oka. Jeden z nich
nazywał się – jak mi powiedziano – Beryl C, podłączony był pod kamerkę i
monitor, co znacznie ułatwiało celowanie. Jeszcze tylko krótkie pytanko do, na
oko – odważnego 7. latka – strzelałeś kiedy?
Eeee, nie.. To czas zacząć…
Może by poćwiczyć
odwagę na trampolinie? Jest bezpieczna, na uprzęży nic się nie stanie, widziałam
dwulatki ochoczo odbijające się od maty. Tradycyjne (wysokie) zamki dmuchane
też były uczęszczane.
Bardzo ciekawą propozycję twórczego bawienia się
w wojsko przedstawiła Pracownia Twórcza Dworzec-Tworzec. Jak powiedziała mi Ola
Banak, czołgi tam czynione powstawały z recyklingowych materiałów. Wyglądały potężnie
i ciężko, i trofea – wykonane przez siebie – można było zabrać do domu, by
samemu, lub z tatą czy mamą, uskuteczniać wielkie bitwy historii… Z tektury
można wiele zrobić, mając nożyce i klej. Żołnierzyki na przykład. Były tu też
inne zabawy, bardzo uczące i rozwijające dla maluszków. Na wielkiej macie – zagadka,
jak umieścić swoje kończyny, by zapełnić nimi pola odpowiedniego koloru, nie
jest to proste, a wspomaga rozwój ruchowy. Układanki – domina z postaci
zwierząt – większej wielkości, które trzeba ułożyć tak, by pasowały do
konceptu. Przeczytałam też napisy na ścieżce z okrągłych pół, na które trzeba zdobyć,
skacząc na nie – zrób 5 piruetów,
krzyknij – jestem wspaniały!, Teleportacja
w pole przyszłości czy na jednej
nodze albo Wykonaj 3. sekundowy taniec
robota… Trzeba tylko trochę konceptu, by zabawa z dzieckiem była dla niego
ciekawa, a przy tym - rozwijająca.
Dla dorosłych
przygotowano poczęstunek, kiełbaski-szaszłyki, piwo i inne napoje. Program artystyczny,
który rozpoczął występ Zespołu „Echo” ze Skwierzyny, z recitalem pieśni do śpiewania,
tańczenia i nucenia. Piosenkę zaśpiewał 18. letni Kacper Knych. Najciekawsze wydarzenia
miały się zacząć wieczorem. Bluesowe święto Wojska Polskiego, w oprawie zespołu
Sama River Blues, a potem – gwiazda wieczoru: Sebastian Riedel i „Cree”. Wojskowa
noc z bluesem. Bardzo hucznie, i piskiem
motorów zajechali na plac międzyrzeccy motocykliści, w tym Klub West Side Bats,
motoklasyczni, w liczbie około dwudziestu. Nagromadzenie w jednym miejscu pięknych
maszyn, z kierowcami w skórach, ściągnęło spod parasolów i ław ciekawskich, panowie
chętnie udzielali bardzo technicznych informacji, można też było się przejechać
na motocyklowym rumaku, tudzież sobie zrobić odnośnie zdjęcie… (i wrzucić na fejsa),
w hełmie z siedzenia na Yamaha R6 (podobno rozwija ponad 280 km/h), czy hondzie
Goldina – wielkim, jak powiedział właściciel, fotelu telewizyjnym na dwóch kołach, imponującym dla laików,
chociaż ma ponad 30 lat… Marka „Suzuki”, motory szosowe, turystyczne i
sportowe, opływowe w kształcie maszyny, droższe niż samochody, na które moda
jest nieprzemijająca.
Fotki się
trzaskały, piękne graffiti lśniły na blachach z świetle wieczornego słońca, co właśnie
wyszło zza chmur. Bluesowy Dzień Wojska koncertowo i punktualnie się rozpoczął.
Na scenie panowie z gitarami i rock – blues, solówki na gitarach i klawiszach,
a na koniec wisienka – legendarny następca swego ojca Sebastian Riedel zespołem
„Cree”. Warte obejrzenia.
Iwona Wróblak
sierpień 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz