czwartek, 10 czerwca 2021

 

We wsi Janowo – historia, edukacja, i zabawa...


Dzięki sołtysowi wsi Janowo Józefowi Gajasowi, i mieszkańcom wsi, i innym zaprzyjaźnionym osobom, trwają (intensywne) działania, by historia stała się częścią współczesności, by tożsamość miejsca mocniej gruntowała poczucie przynależności do wspólnoty. Wziąć udział w tworzeniu bryły rzeźby całokształtu krajobrazu kulturowego, przynależnego do spłachetka ziemi, na której się mieszka, żyje i pracuje. Jednać się ziemią, z którą się wiąże plany na przyszłość.

Także nie zaniedbać edukacyjnego znaczenia tych działań – budowania zainteresowania lokalną historią wśród najmłodszego pokolenia. Słuchajmy swoich legend, one także należą do Teraz, jako dziejące się continuum czasowo-przestrzenne.

Wita nas, gości – w pięknych wiejskich krajobrazach, widocznej w przejrzystym powietrzu linii drzew tuż przy horyzoncie, w ciepłą letnią czerwcową sobotę - duży powitalny plakat informujący o imprezie. Dzień Dziecka w Janowie. Pod wiejskim tradycyjnym krzyżem wygodna ławeczka, i rzeźba człowieka z księgą pozyskana z pleneru Pszczewskiego. Na starannie wykoszonym placu, centrum wydarzenia, duży biały namiot, ze stołami przykrytymi serwetą. Sołtys Janowa, gospodarz, wita i nas. Gościniec to na początek dobrze przyprawiony żurek z kociołka.

Rozpoczęło się koncertem z udziałem uczniów z Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia z Międzyrzecza; Wojciech Trochimczuk, który z uczniowskim zespołem perkusyjnym towarzyszył grze zespołu akordeonowego Aliny Plebanek. Dla mieszkańców grali m.in. do podkładu muzycznego „Bailando” Enrique Iglesiasa. Potem dał (głośnego) czadu DJ. Karol Owczarzak X-MEEN z Zielonej Góry, co zachęciło do tańców...

W programie były gry i zabawy dla dzieci i nie tylko; zamek dmuchany, losowanie gadżetów, występy dzieci Janowych.

Jedziemy na leśny cmentarz z Państwem Kliemannami, panią Gertrudą Kliemann i panem Krystianem Kliemannem, to dwa – z trzech (a może czterech...) – pokoleń Kliemannów, mieszkających tu od pokoleń świadków lokalnej historii... Senior - Pan Konrad, pamięta czasy tużpowojenne. Dobytek wieziony na wózkach, Niemcy idący na zachód, na mocy traktatów międzynarodowych wysiedlani, opuszczający swoje domostwa, gdzie żyli od pokoleń. Pani Gertruda także pamięta... Opowiada o młodej dziewczynie z ich rodziny, w szale bólu i traumy miotającej się wtedy po wsi, uciekającej – nieskutecznie - przed sowieckimi żołnierzami, ostatecznie zamęczonej przez nich, której szczątki powinny spoczywać tam, gdzie zostały zakopane – jak mówi – w odległości pięciu kroków od byłej bramy cmentarza. Widoczne są resztki betonowych słupków granicznych miejsca – działki leśnej (może to w czasie wizyty archeologa M. Frąckowiaka z Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych - "Stowarzyszenie Pomost", który będzie tu wkrótce, by szukać szczątków niemieckich żołnierzy, to sprawdzimy...?), z resztkami zachowanych steli nekropolii - widocznej na dokumencie w Rejestrze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków – teraz, staraniem pana Gajasa, i mieszkańców, ogrodzonej drewnianym płotkiem, WYODRĘBNIONEJ z obszaru otaczającego ją profanum.

Pan Krystian pamięta napis na szkole w Rańsku, dziś już nieistniejący – datę: 1766 r...

Pan Krystian ma dużo rodzinnych dokumentów, pradziadka Emanuela zdjęcie, podobno poległ w 1915 r. pod Verdun, chociaż są też wieści, jakoby żył jeszcze w 1917 r.... Zagmatwane dzieje ludzkie... W zasobnym archiwum rodzinnym są odpisy aktu własności domu, w którym mieszka od kilku pokoleń, pozyskał dokument w latach 70. z Archiwum w Gorzowie.

Przekraczamy płotek, by postać chwilę w zadumie przy strzaskanej płycie nagrobnej kryjącej szczątki jego pradziadka Härtla... Na nekropolii leży też jeden z niemieckich budowniczych MRU... Pamiętają o nich ludzie, odwiedzają – co jest nieczęste na byłych tzw. poniemieckich nekropoliach, dewastowanych przy współudziale PRL-owskiej Ustawy z 1959 roku (Ustawa „O cmentarzach i chowaniu zmarłych”), oznaczającej faktycznie likwidację „poniemieckich” cmentarzy: ewangelickich, katolickich i żydowskich.

Pani Gertruda, która mieszka tu 46 lat, pamięta w tym miejscu, jak mówi - piękne czarne marmury nagrobków, z biegiem lat niszczone, rozkradane, jako surowiec kamienny użyte powtórnie w obejściach...

Las otaczający cmentarz ma wiele tajemnic skrytych pod podszyciem. Jak każda piędź naszej (teraz) ziemi... Pole ziemniaczane kilkaset metrów stąd, według słów znajomej państwa Kliemannów, wiekowej Pani Ingrid Wulf – która wie to od swojego prapradziadka, byłej mieszkanki pobliskiej leśniczówki (starsza pani mieszka obecnie w Niemczech), skrywa ludzkie szczątki z z czasów Napoleona, z tego powodu ludzie nie chcieli jeść kartofli stamtąd...

Pytam o to lokalnego historyka – dokumenty mówią, że lasami koło Rańska, po potyczce w 1813 r w Pszczewie, wycofywały się w stronę Międzyrzecza oddziały wojsk napoleońskich. Jak mówi mi historyk regionalista, takie lokalne legendy to cenne informacje, zazwyczaj zawierają ziarna prawdy...

Nazwa miejscowości Janów ma charakter dzierżawczy i oznacza „własność Jana”, imię to pojawia się kilkakrotnie wśród właścicieli tej miejscowości. Najstarsza wzmianka o Janowie pochodzi z 1415 r. Pod koniec XV wieku wieś należała do rodziny Polickich, właścicieli sąsiedniej miejscowości. Do 1628 r. Janowo podlegało parafii w Policku, potem zostało włączone do parafii w Pszczewie. W XIX wieku większość mieszkańców Janowa stanowili ewangelicy. Po I wojnie światowej wieś pozostała poza granicami II Rzeczypospolitej i do Polski powróciła w 1945 r.


Iwona Wróblak

czerwiec 2021 r.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz