niedziela, 16 lipca 2017

Opowieści Stołuńskie Pawła Jakuba Sochackiego

            Każda osada, miejsce życia społeczności,  zasługuje na swoją opowieść. Wielowątkową i dobrze przemyślaną.  Ustne opowieści krążą nieustannie – dowcipy, wspomnienia. Zawierają w sobie przeszłość i teraźniejszość. Najlepiej jednak jest jak historia, zwłaszcza lokalna, jest spisana, jak ktoś ją spisze, twierdzi autor „Opowieści Stołuńskich” Paweł J. Sochacki. Ludzka pamięć jest ulotna, gubi ważne opowieści, innym nadaje subiektywny sens.
             Stołuń się zmienia – wyrasta i przetwarza się na tle dziejów regionu, Polski. Paweł zawsze lubił czytać książki, teraz chce przeczytać książkę o swojej wsi… To już druga książka Pawła o regionie w gminie Pszczew („Pszczewskie abecadło”). Jest też współautorem „Miodu w naturze i kulturze”..
            Stołunianinom przybywa lat. Jedni rodzą się, inni odchodzą do skarbca naszej pamięci. Zostają po nich zdjęcia i wspomnienia – teraz książka - jako dowód, że byli DLA NAS ważni… Stołuń jest ważny dla Pawła. Jest STĄD. W czasie promocji książki, pytany przez Ewę Walkowską – prowadzącą spotkanie, mówił, że na zajęciach w czasie studiów na turystyce, pytany o swoje miejsce, pochodzenie, odpowiadał - … Stołuń, gmina Pszczew, woj. Lubuskie. Jestem stąd. Tu się zakorzeniam… Parafrazując C.K.Norwida, wystarczy, myślę, małe miejsce, by było gdzie oprzeć stopy, jak się rzeczywiście idzie… („Pielgrzym” „…Ziemi tyle mam, ile jej stopa ma pokrywa, dopokąd idę…”)
            Opiera Tu stopy, schodzone na wyjazdach, podróżach w świat zewnętrzny, ze swojej wsi – wyjeżdżał słuchając wykładów z turystyki na uczelni we Wrocławiu. Myślę, że to tam nabrał profesjonalnego szfilu pomysł na współorganizację, razem z sołtys wsi Janiną Simińską, „Dnia Truskawkowego Siłacza”, święta ich wsi, jednej z lepiej zorganizowanych imprez lokalnych. Do Stołunia wraca już dziś, nie trzeba mu lat sentymentu, tęsknoty. Przyjeżdża do Stołunia z Wrocławia, gdzie pracuje po ukończeniu studiów, na urlop, organizuje od 6 lat dla stołuńskich dzieci zajęcia na półkoloniach.
            Wieś Stołuń to mentalna całość, złożona z poszczególnych istnień ludzkich, pulsująca swoim życiem społeczność. Mająca, jak każde miejsce na ziemi, swoją niepowtarzalną historię. Jej Cervantesowskim symbolem jest stary wiatrak, który posłużył jako zdjęcie na okładce, ten najwyższy – najważniejszy punkt w archetypicznej, chciałoby się rzec, podświadomości zbiorowej. Wiatrak, który… niebo skrzydłami rozcina… jak pisze autor w swym wierszu. Pamiętają go starsi mieszkańcy. Bawili się na jego skrzydłach…  Jest centrum wspomnień, Punktem.
            Jak wygląda Stołuń daleko od domu? Babcia Pawła, bardzo, myślę, młoda duchem osoba, mówiła mu – nie planuj daj się zaskoczyć…  Poczekaj, niech osiądą w tobie wspomnienia. Szukaj też wiedzy, która da ci dystans, myślę. Dystans-odległość od podmiotu twojego oglądu, który przybliży…
            Są rzucone w stosie na wstępną stronę - fotografie. Jak na stole rzucone, położone, w czasie wizyty rodzinnej, do obejrzenia, na stole w kuchni czy salonie. Tutaj na pierwszej kartce „Opowieści…”.  One, fotografie, są najważniejsze. Rodzinne, domowe, i te z uroczystości sołeckich. Ludzie odświętnie stoją do zdjęcia, a także są uchwyceni przez obiektyw w swej stricte rodzinnej prywatności, z rodzeństwem, przyjaciółmi z sąsiedzkiego podwórka.
W słowie wstępnym autor pisze, że Stołuńskie opowieści dla każdego zaczną się w innym miejscu, na różnym etapie życia i o zupełnie odmiennym czasie…
Cel autor postawił sobie wysoko - obiektywnie uchwycić obraz dawnego Stołunia. Z jego historią-historiami, które jednym mogą wydawać się błahe, dla innych mają i mieć będą ogromne (osobiste) znaczenie. Pisanie – mówi Paweł – to jak spacerowanie po nieznanej okolicy…
            Stołuń leży w zachodniej części Polski, w województwie lubuskim, gdzie współtworzy gminę wiejską Pszczew. Polodowcowy krajobraz pełen strumieni i jezior, rowów i terenów bagiennych, lasy państwowe i prywatne, pola i łąki. Pszczewski Park Krajobrazowy – Jezioro Stołunko jest blisko…
Stołuń jest prasłowiański, jego nazwa ma genezę topograficzną, wywodzi się od słowa stoł oznaczającego płaskie wzgórze lub od polskojęzycznego rzeczownika stół. Oznaczało wzgórze na wschód od wsi i jeziora. W ciągu wieków wieś nazywała się Stholun, Stoln, Stolyn, Stamm, Szthovnij, Stalun, Schönfelde. O Stołuniu pierwszy raz wspomniał w 1298 roku biskup poznański Andrzej Szymonowicz, który ustanowił w Pszczewie ośrodek administracji kościelnej, jeden z czterech archidiakonatów biskupstwa poznańskiego, obejmujący 60 parafii, do klucza pszczewskiego należało miasto Pszczew i 13 osad, w tym Stołuń, wieś od najdawniejszych czasów była własnością biskupów poznańskich.  Najstarszy dokument o Stołuniu pochodzi z 1424 roku, kolejna wzmianka jest datowana na 1428 r.
            Osada była zawsze wsią rolniczą. Składały się na nią porozrzucane w dużej odległości od siebie domy z zagrodami, chaty oddzielały pola uprawne, łąki i lasy. Domy lepianki (wykonane z niewypalanej gliny i mułu) kryto strzechą z trzciny lub słomy oraz gontem – ten typ pokrycia dachowego jest do tej pory na budynku Muzeum „Domu Szewca” w Pszczewie. Książka opatrzona jest ilustracjami, wykonanymi przez autora, obrazującymi stołuńkie lepianki.
            Sochacki dużo uwagi poświęca walce mieszkańców wsi z wynaradawiającą polityką Prus po drugim zaborze Polski w 1793 r., zamieszcza informacje o działaczach Związku Polaków w Niemczech. Pisze o dramacie mieszkańców siłą wcielanych do armii niemieckiej, potem reperkusjami tej polityki zaborcy w PRLu. Także pisze o epizodach w historii wsi związanych z epidemią cholery z w XIX wieku, o czym szepcze pamięć zbiorowa, o położonym na wzgórzu legendarnym cmentarzu cholerycznym. Po I wojnie światowej Stołuń, werdyktem Traktatu Wersalskiego, nie powrócił w granice administracyjne państwa polskiego. Stał się wsią pograniczną, gdzie przybyli i mieszkali długie lata ludzie różnych narodowości i wyznań. Cenne w książce są lokalne historie o lokalnych przedsiębiorcach tworzących ekonomię regionu, niemieckim piekarzu Zerbe, rzeźniku Fonke, ich dalszych losach po II wojnie światowej. Lokalnej codzienności związanej z relacjami polsko – niemieckimi, bogatej w anegdoty dotyczące różnych sfer społecznego życia, nie tylko tej oficjalnej znanej z podręczników historii powszechnej – walki z niemiecką dominacją ekonomiczno-polityczną, także o tym, jak – razem, również – bawiono się na zabawach wiejskich, potańcówkach i weselach… Jak się bawiono u Laufra (wszyscy; bez względu na narodowość czy majątek) a jak u Skübla (wyższe sfery…) i gdzie potem naprawiano po tańcach buty… Tutaj Paweł wstawił opowieści o wyczynach weselnych Leona Pileckiego, lokalnego osiłka, który potem zrobił światową karierę w zapasach. Dołączono w rozdziale cenne zdjęcia z uroczystości weselnych, pamiątki historyczne już dzisiaj.
            Podczas II wojny światowej nad pobliskim Rokitnem miała miejsce bitwa powietrzna. Jeden z niemieckich samolotów rozbił się w Jeziorze Białym. Mieszkańcy wykorzystywali części wraku maszyny do swoich potrzeb, do dziś zachowała się jako pamiątka z wojny sprzączka do pasów z wybitym seryjnym numerem samolotu, był to prawdopodobnie Focke-Wulf Pw 190, jednomiejscowy, jednosilnikowy myśliwiec niemiecki. W pamięci ludzkiej zachował się powojenny exodus mieszkańców, strach przed nadchodzącą Armią Czerwoną, dramat mieszkańców, którym odmawiano obywatelstwa polskiego ze względu na (przymusową) państwową przynależność do niemieckiej Rzeszy. Pamiętają szalejące wtedy bezprawie, zamieszki i rozboje. Rekwizycje dobytku, zwierząt gospodarskich – charakterystyczna ze względu na swój lokalno-uniwersalny wydźwięk jest historia o odnalezieniu w lesie zrabowanych przez sowietów trzech koni, na które natrafił w pobliskim lesie ich właściciel... Pamiętają ludzie przestępstwa wojenne. Historie straszne, przekazywane sobie z pokolenia na pokolenie.
            Mieszkańcom wbił się w pamięć pożar podpalonej przez radzieckich żołnierzy, dlatego że wybudowana została przez niemieckich mieszkańców Stołunia, szkoły. Odtąd lekcje odbywały się w małym domu, w którym mieszkał przed wojną szkolny nauczyciel, a gdzie dla kilkudziesięciu dzieci było po wojnie ciasno. Gruzowisko po budynku spalonej szkoły stało się zapamiętanym miejscem powojennych harców dziatwy. To także lokalny fragment dziejów oświaty w kraju; Zbiorcza Szkoła Gminna została powołana w Pszczewie w 1973 r., a stołuńska szkoła stała się odtąd placówką dla dzieci od I-IV, potem od 1995 r. od I-III klasy… Co nie przeszkodziło szkole, dzięki lokalnej siłaczce, dyrektor szkoły Marii Czernianin, być miejscem centralnym dla kultury i integracji społecznej wsi. Szkoły na wsi – są potrzebne, nawet jeśli nie mają tak dobrego wyposażenia w pomoce naukowe i kadrę jak w miastach…
            Powojenna historia to, jak wszędzie na tzw. Ziemiach Odzyskanych, prawie stuprocentowa wymiana ludności. Asymilacja przybyszów ze wschodu i południa kraju z autochtonami. Po wojnie Gmina Pszczew stała się gminą katolicką, a o historii, zupełnie niedawnej, przypomina zamknięty już cmentarz ewangelicki. Mieszkańcy wracają powoli do swej historii, do śladów bytności dawnych mieszkańców, historii która nie budzi już tyle emocji co kiedyś, jest tylko (aż)zapisaną w zabytkach wiedzą o korzeniach ziemi, którą obecnie, jako gospodarze i opiekunowie, zamieszkują.
            Stołuń, soczewka Historii, wraz z jego mieszkańcami, się zmienił. Tak jak znalazły miejsce nieznane przedtem wielofunkcyjne białoruskie piece i bielone, na wzór dawnych z Kresów, ściany domów, jak stawiane u wejścia altany – nowy zwyczaj. Historia ciągle zagląda mieszkańcom w okna. Śpiewa zachowanymi tekstami piosenek, opisującymi ucieczkę z objętego pożogą ukraińsko-polskiej wojny domowej Wołynia. Paweł spisuje legendy rodzinne i sąsiedzkie, opowieści dziadka i pradziadka. Wizyty taborów cygańskich, które już z końmi dzisiaj nie podróżują... Codzienność PRL. Kółka Rolnicze, Spółdzielnie Kółek Rolniczych (SKR) i przewijający się przez karty „Opowieści…” wiekowy stołuński wiatrak kozłowy, zwany koźlakiem, istniejący do lat 50. ubiegłego wieku, wysoki trzykondygnacyjny wiatrak zbożowy, który wtedy był jak najbardziej realnym i potrzebnym miejscem produkcji mąki ze zboża, przywożonego przez gospodarzy końmi zaprzężonymi w woły. Podobno stąd, że ściany takich wiatraków – z oszczędności surowca, nie sięgały do ziemi, odsłaniając z daleka widoczny kozioł,  bierze się legenda o chatce na kurzej łapce Baby Jagi… Pozostał po nim kamień młyński, który służy dzisiaj jako kamień weselny podczas lokalnych pultrów (Poltearabed).
            Od 1949 roku nastąpiła w Stołuniu era PGRu, Państwowego Gospodarstwa Rolnego, którego w 1953 roku kierownikiem został Jan Prętki, potem jego, wyuczony na stanowisko przez ojca, syn Gerhard. zapamiętany jako dobry organizator i zaangażowany w pracę człowiek, gospodarz dbający o czystość i porządek, i jego dalsi następcy – wymienieni z imienia i nazwiska. Przy biurze PGR powstał w 1964 r. „Klub Ruch – prasy i książki”, gdzie oglądano programy telewizyjne na pierwszym odbiorniku we wsi, Ochotnicza Straż Pożarna. Powstała wtedy infrastruktura ważna dla życia mieszkańców, bloki mieszkalne, nowe obory. PGR miał możliwości do konserwacji dróg lokalnych i kanałów melioracyjnych. Podejmował inicjatywy opieki nad starszymi ludźmi. W PGRze pracowali prawie wszyscy mieszkańcy Stołunia, w zamian otrzymywali mieszkania socjalne i deputaty – węgla na opał, mleka oraz działkę ziemi do uprawy na własne potrzeby… PGRu to ważny, cokolwiek by powiedzieć o ich ekonomicznej opłacalności, etap PRLowskiej rzeczywistości wiejskiej, jego restrukturyzacja (likwidacja) była bardzo bolesna dla beneficjentów, z jej kosztami społecznymi zmagamy się po dzień dzisiejszy. Wtedy też (1997 r.) zamknięto szkołę podstawową, koniec XX wieku był dla Stołunia przygnębiającym okresem… Dobre zmiany, nowy rozdział – jednak przyszedł, wraz z przemianami ustrojowymi. Zmodernizowano i rozbudowano sieć wodociągową, w 2001 roku odnowiono drogę powiatową łączącą Stołuń z Kuligowem, z tej okazji zorganizowano huczny festyn, w 2010 r. utwardzono drogi wewnętrzne wsi i chodniki, wylano asfalt. Zakończono telefonizację wsi, zbudowano świetlicę wiejską-remizę strażacką, w 2005 rozpoczęły się pierwsze zajęcia dla dzieci, uruchomiono punkt biblioteczny jako filia Biblioteki Publicznej w Pszczewie. Od 2009 roku organizowane są cyklicznie, przez Pawła Sochackiego, letnie półkolonie dla wiejskich dzieci, tańczy się w Zespole Tanecznym „Marysieńki”. Stołuń gościł Dożynki Gminne i Festiwal Wsi Sołeckich, upiększono wieś, każda posesja została udekorowana. Otwarto Izbę Pamięci Leona Pineckiego.
            Ważnym dla mieszkańców wydarzeniem było powstanie rzymskokatolickiej Kaplicy p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego, dobrze pamiętają nazwiska kolejnych ministrantów i kapłanów posługujących do mszy św. W 1985 r. powstało kobiece Koło Gospodyń Wiejskich, założone przez lokalną działaczkę Cecylię Wiśniewską, spotkania, które obok ideologii, dla której KGW zostały powołane, były miejscem miłych i praktycznych spotkań, gdzie wymieniano się przepisami kulinarnymi, babskimi pogaduszkami o życiu i rodzinie. Do tej pory okoliczne KGW działają prężnie, są motorem inicjującym i kultywującym działalność kulturalną i artystyczną.
             W książce miejsce znalazła fotografia pani sklepowej z wiejskiego sklepu. Zapisany został przez Pawła w lokalnej Opowieści Ludowy Zespół Sportowy (razem ze zdjęciami sportowców-piłkarzy). Opisana została postać najdłużej żyjącej stołunianki pani Kazimiery Bury. Jest wzmiankowana postać etnologa, socjologa i historyka z Uniwersytetu w Poznaniu Józefa Burszty, który w 1971 r. odwiedził wieś, Paweł – w swoim wymiarze – kontynuuje jego dzieło zapisu lokalnej tradycji etnograficznej. Sochacki spisał dawne, zapomniane legendy: o górze czarownic, o tajemniczej postaci z jeziora stołuńskiego, o wilczej dziewicy, o borsuku czy potworze z głębin Stołunka. Zwyczaje noworoczne, zapusty, wiosenne topienie Marzanny, poniemieckie obrzędy ślubne (pulter), z kamieniem po młynie jako przysposobionym, nowym symbolu, ostańcu lokalnej historii. Poprotestanckie  majowe spotkania modlitewne, które ongiś, jak pamiętają starsze mieszkanki, odbywały się w sali Laufra, niemieckiego mieszkańca Stołunia. Katolickie procesje Bożego Ciała. Świniobicia. Ławeczki, na których przesiadywały kumoszki-sąsiadki. Jesienne wykopki, kiszenie kapusty. Darcie piór – spotkanie bardzo towarzyskie i kulturalne. Jasełka w Święta Bożego Narodzenia. „Opowieści Stołuńskie” to współczesne mini-„Chłopi” Reymonta…
            Osobny rozdział to postać Leona Pineckiego (1892-1949), jego życie w Stołuniu a potem światowa kariera zawodowego zapaśnika (Złoty Pas miasta Berlina w 1930 i 1931 r.), króla podwójnego nelsona, którą rozpoczął w Hamburgu, kontynuował w Europie i obu Amerykach. Postać Wiktora Górnego, międzywojennego aktywnego działacza na rzecz zachowania polskości, zamordowanego w 1942 r. w nazistowskim obozie w Dachau. Jest też rozdział o przedmiotach z duszą, świadkach zdarzeń i towarzyszach człowieka, spoczywających na poddaszach, piwnicach, stojących na honorowych miejscach na kredensach – fotografiach, narzędziach użytku codziennego, porcelanowych filiżankach. Są takie zbiory w Stołuniu, do których w swej książce zabiera nas Paweł. Paweł nie byłby kucharzem, a jest nim z zamiłowania, gdyby nie zamieścił w swej książce kilka przepisów – smaków dawnego Stołunia – na chleb żytni, na kapuśniak z prażuchami, na szare kluchy, gołąbki, na babę z chłopa, kulebiaki, zupę rybną… Książkę kończy Kalendarium Stołunia, daty i wydarzenia od czasów najdawniejszych. Zachęcam do czytania – i pisania podobnych opowieści o swoich miastach i wsiach…


Iwona Wróblak
lipiec 2017


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz