Poezja na
Głębokim
Festiwale
poezji przeniosły się – razem z osobą ks. Jacka Błażkiewicza - z (równie
pięknych) plenerów Kęszyckich na urokliwą plażę Ośrodka Głębokie. Za ksiądzem,
krzewicielem słowa wiązanego w naszej okolicy, podążyły grupy fanów jego
wieloletniej działalności społecznej, kulturalnej w Kęszycy Leśniej, gdzie był
proboszczem. Teraz ks. Jacek pracuje w Międzyrzeczu, a my mamy bliżej na
Festiwal Poezji…
Festiwale
ks. Jacka są – myślę – coraz lepsze. W sukurs społecznikowi poszli w tym roku
gremialnie muzycy zawodowi – uczący w naszej Szkole Muzycznej I stopnia w Międzyrzeczu:
Zdzisław Musiał – gitara klasyczna, Katarzyna Cegielska - wiolonczela, Barbara
Horyd - flet poprzeczny, czyli „Trio Fermata” w całości, oraz Wojciech
Trochimczuk – muzyk orkiestrant grający długo w Orkiestrze Dętej, teraz
przyniósł ze sobą cahon, Czesław Nowakowski – klasa saksofonu, tym razem nie z
saksofonem (szkoda, że nie także z nim…)
ale z instrumentem klawiszowym. Mieliśmy też piękny głos żeński Małgorzaty
Stopki i (kandydata na) współczesnego barda o mocnym męskim barytonie, Marcina
Gąbkę, piszącego muzykę i niebanalne teksty do swoich utworów, które, z gitarą
akustyczną, sam wykonuje.
Formacja
„Fermata” (czyli z włoskiego: długa
przerwa, myślę – asumpt do dłuższego rozsmakowywania się w muzyce)
rozpoczęła - barokową klasyką, długi blisko trzygodzinny koncert. Mieliśmy w
czasie koncertu oszczędne dawkowanie perełek muzycznych w wykonaniu trzech
instrumentów; gitary, wiolonczeli i fletu – każdy z nich odrębnie aranżowany,
dzięki temu mogliśmy dostrzec ich walory. Razem ze słowami zachęty – wykonawcy są
długoletnimi pedagogami – do nauki gry w Szkole Muzycznej. Wbrew pozorom,
oprócz iskierki talentu, o powodzeniu nauki decyduje praca własna… Słyszałam w
czasie dni otwartych w Szkole Muzycznej, że większa część populacji ma na tyle
dobry słuch, że może ukończyć szkołę muzyczną I stopnia.
Klasycznie
więc nam zabrzmiało od samego początku, Janem Sebastianem Bachem: „Menuet Nr 2”,
potem jeszcze elegancki dworski „Gavot” (Józefa Franciszka Gassec’a) dostojnie
muza wsparła swą siostrę poezję. A ta była przednio recytowana przez zawodową
aktorkę z Teatru Lubuskiego Małgorzatę Wower, która dość często gości u nas w
Międzyrzeczu będąc jednym z jurorów przeglądów teatrów dziecięcych i
młodzieżowych, konkursow recytatorskich. Mieliśmy pokaz, w jaki sposób czytać
(głośno) poezję, by ta była – przede wszystkim – dobrze słyszana, a także
odpowiednio interpretowana. Aktorka wsłuchiwała się w styl, treść wierszy, z
satysfakcją dla ich autorów – myślę, i jak sądzę, w główne przesłanie, czy
przesłania, poety. Do recytacji wybrano wiersze lokalnych twórców, wiele z nich
było bardzo dobrych. Klimat utworów tworzył też umiejętny tusz „Fermaty”, dodawane
doń frazy, wariacje fletu, wiolonczeli i dyskretnej gitary, które towarzyszyły
recytacjom pani Wower.
Widowisko
bardzo dobre, nie przeszkodził mu zbytko padajacy deszcz – przypadłość odgórna
nękająca ostatnio wiele lokalnych imprez. Po prostu otworzyliśmy parasole… Pani
Małgorzacie towarzyszył jej przedmówca, Zbigniew Kozłowski, pisarz, autor kilku
książek, m.in. o legendach Ziemi Lubuskiej, przedstawiajacy pokrótce sylwetki
prezentowanych poetów. Zaczęli od zabytku, uroczego listu miłosnego, jego
fragmentu, dokument znajduje się w zbiorach naszego Muzeum, autorem jest - Marcin
z Międzyrzecza, pisany piękną polszczyzną, pełną emocji, prostą i żywą w
odbiorze jeszcze dzisiaj, po kilkuset latach, który traktuje o miłości Jadwigi
i tegoż Marcina...
Co w mówionych
wierszach… Jolanta Pytel. Wiersze umieszczone są w założeniu między szarością
ulic a Parnasem… Kondycja poezji (własnej) jest jak drogowskaz – w tym
przypadku- jeden…
Marcin
Gąbka – odkrycie księdza. Poezja śpiewana bardzo rasowa. Rys fascynacji stylem Jacka
Kaczmarskiego, z tematyką współczesną… Ten sam bunt, wnioski - osobiste…
Tak jak i refleksje, recepty… Marność,
nicość świata i sacrum (katolickie) jako remedium na nie, wpisujące się także w
założenia Festiwalowe (Idż i Głoś). Pytanie, co jest naszym (B)bóstwem –
mięsiste ciało czy sucha kość… Recytacjom, jak wspominałam, także gitarze
Marcina, towarzyszył umiejętny dyskretny akompaniament muzyków „Fermaty”,
zwłaszcza fletu, co stwarzało niepowtarzalny klimat spotkania poetyckiego.
Następny
śpiewak. Śpiewaczka Małgorzata Stopka. Wysoki mocny dźwięczny głos. Piosenka z
repertuaru Natalii Kukulskiej pt. „Dłoń”, myślę, że nie gorzej zaśpiewana od
pierwowzoru.
Ksiądz Jacek
także wziął udział w Muzie poezji śpiewanej. Widziałam go kiedyś w jednej z
naszych międzyrzeckich szkół średnich, jak wychodził z lekcji religii, którą
prowadził, z gitarą… W ten sposób przekonuje do sacrum, do Boga, który jest jego miłością, kocha w sposób otwarty –
na muzykę, na poezję. Na działalność społeczną i kulturalną dla dobra ludzi, ku
ich radości. Zaśpiewał nam ze sceny pewną ilość piosenek, nie tylko
religijnych, także do tekstów Edwarda Stachury, Bułata Okudżawy („Dopóki ziemia
kręci się”). Razem z naszą orkiestrą Fermatową
i – ich trójcą – jak żartował
(Nowakowskim i Trochimczukiem), było to ciekawe muzyczne widowisko, na dobrym
poziomie artystycznym.
Fryderyk
Chopin w wykonaniu „Fermety”nam zabrzmiał na flet, wiolonczelę i gitarę – „Życzenie”,
bardzo znany utwór na fortepian, równie muzycznie bogaty na wspomniane
instrumenty.
Następne
strofy mowy wiązanej. Halina Bochuta – Stąpel. Wierszowane jaja się lęgną w morzu eteru – jak żartobliwie zauważa
autorska – mają antenki z etykietą… Znak czasu uniwersalny tej muzy –
autotemat. Teraz podawany w pastylkach, w jakich pakowana jest, czy bywa,
kultura masowa, industrialna można by rzec… Zejść ze sceny wypada w odpowiednim
momencie. To też uniwersalne.
Następny
ciekawy, wybrany do recytacji poeta. Eugeniusz Kurzawa. Idźcie i głoście – sen smoka niszczyciela
świata, miast i zamków, cywilizacji. Jest nieśmiertelny, bo tak stanowią
baśnie i eposy, a jednak będzie miał również swój kres. Smoczy sen bywa niebezpieczny,
bo zagrożeniem smoka, śpiącego lub nie, są rycerze, których sensem
eschatologicznym niejako jest właśnie zabijanie smoków. Herosi zdobywają złoto –
które… się z nich śmieje, bo uganiają się za ułudą. Janusz Koniuszy. DOM –
schronienie. Jednocześnie ograniczenie (horyzontów myślowych) murem otaczającym
domostwo. Nie podnoś ręki na siebie samego – ta parafraza szczególnie mi się
podobała… Nogi miewamy przykute do kamiennych
tablic… Wariacje, przemyślenia na temat Emanuela Kanta, bardzo ciekawe. Z każdego
kroku w stronę ekspresji własnej wybraźni – należy się… rozliczyć (???). Zygmunt Kowalczyk. O mamach – czarodziejkach, które ocalają początek i koniec Człowieka.
Rodzinne święto bywa razem po uświęceniu różnych spraw – na nowo odkrytych w
swej ważności.
Marcina
epicka „Ballada o rycerzach”. Świetnie rymowana. Rycerze niezłomni w swej
(werbalizowanej na sposób pijarowski) rycerskości rozmieniają ją na drobne,
zapierająć się tym samym głoszonej przez siebie misji. To przyjemność słuchać
tego śpiewaka, mam nadzieję, że wystąpi jeszcze na naszych lokalnych imprezach.
„Opowieść małego czlowieka”, egzystencjalny utwór o poszukiwaniach sensu.
Trio „Fermata”
.Jack Wanders – „Artemida Brasil i Fast Steps – blues”. Następnie Marie
Limermann „Celebration” . Celebrowanie nutek. Utrzymany w formie wariacji utwór
na bazie bluesa, potem bossanovy, muzycznie wielopoziomowy, łączenie, wydaje mi
się, stylów i gatunków, we wspólnej aranżacji. Formacja zagrała utwory autorstwa
Zdzisława Musiała, który ma wiele takich perełeczek – pomysłów, wykorzystywanych
przez muzyków, którzy goszczą na organizowanych przez niego Weekendach
Gitarowych i Festiwalach Organowych. Muzycy współpracujący z naszym
społecznikiem, korzystając ze swej olbrzymiej wiedzy zawodowej, nadają im
czasami zupełnie nieprzewidywany rys, do kompozycji, której iskrę dał im pomysł
muzyczny Musiała.
Tradycyjnie,
jak co roku bywało w Kęszycy Leśnej, nad tamtejszym jeziorem, po zmroku po Głębokiej
wodzie popłynęły pochodnie łódkach. Przełamano się, tradycyjnie, przaśnymi
chlebami… Bardzo smakowały. Świat tego Błogosławieństwa potrzebuje… I tym
zgadzamy się wszyscy.
Iwona Wróblak
lipiec 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz