Truskawkowi siłacze
i Stołuń
Czy Leon
Pinecki lubił truskawki? Pytam Andrzeja Świdra, przewodnika turystycznego z
wieloletnim stażem, słynącego z tego, że zna (zawodowo…) większość odpowiedzi
na dziwne pytania. Nie zawodzi mnie i teraz – Oczywiście! Mówi – przecież pochodzi
ze Stołunia…
O
Pineckim m.in. pisze w swej książce „Opowieści Stołuńskie” Paweł J. Sochacki, o
tym znanym w okolicy siłaczu, olbrzymim (dzisiaj też) mężczyźnie, który zdobył
przed wojną tytuł mistrza świata. Jego pomnik, który wyrzeźbił w 2006 roku
regionalny artysta rzeźbiarz Andrzej Kopeć, stoi przed wejściem do wiejskiej Świetlicy-Remizy
Strażackiej, miejsca spotkań stołunian. Posesja jest zadbana, z rozległym trawnikiem
wokół dwukondygnacyjnego budynku, klombami, okolona wianuszkiem zielonych równej
wielkości tui.
Ma Stołuń,
niewielka osada koło Międzyrzecza, szczęście do swoich obywateli, bo zamieszkują
ją ludzie większego formatu. To jest odpowiedź też na pytanie, zadane przez Ewę
Walkowską, prowadzącą spotkanie z autorem „Opowieści Stołuńskich”, czy warto
pisać książki o małych miejscowościach. Parafrazując odpowiedź pana Świdra –
warto, bo wieś – wraz z mieszkającym, pracującymi tu ludźmi, tworzącymi jej
obywatelską społeczność, jest ich pracą, zaangażowaniem - wielka…
Można
powiedzieć - Stołuń truskawkami stoi. Janusz Pigań - biznesman uprawiający te
owoce (wszystkie międzyrzeckie truskawki sprzedawane na ryneczku, w
charakterystycznych białych kartonikach – dzisiaj ze wstążeczkami, są z jego
plantacji), sponsorował w całości imprezę pod tytułem: Stołuński Dzień Truskawkowego
Siłacza. Mówi mi - po prostu – u nas trzeba pracować… A jak wiosną
wymrozi truskawki? Uprawia ich 6 odmian, holenderskich, przystosowanych do
naszych warunków klimatycznych, zawsze któraś przetrwa pogodę, żebyśmy je mieli
do konsumpcji od marca do października… Smaczne, słodkie, niepryskane,
ekologiczne.
Tylko
podziwiać, i naśladować – fachową promocję mini-regionu, brać przykład, jak wyzyskać
atuty wynikające z możliwości biznesowo-ekonomicznych okolicy, jak reklamować lokalny
produkt turystyczny – w oparciu o dostępną tradycję pisaną, legendę o Leonie
Pileckim, wielkim stołuńskim chłopie...
Dzisiaj nowy wymiar tej opowieści – siłaczowy,
ale nie szklano-domowego typu Żeromskiego. Koncepcyjnie spójny, oparty na ekonomii
społecznej i marketingu regionalnym, profesjonalnie wykonany przez
wyedukowanego na wrocławskiej uczelni magistra turystyki, Pawła Sochackiego –
bardzo sprawnego także, jak się okazało, konferansjera imprezy. Miała ona mózg
i stołuńskie serce pani sołtys,
ubranej dziś w kilka wzorów T-shirtowych koszulek z napisem: sołtys wsi…, Sochackie serce Pawła, dobrego
(truskawkowego) kucharza, który razem
z rodziną: siostrą, mamą, oraz przyjaciółmi, i mieszkańcami, piekli ciasta. Siłacze ci żeromscy… – Każda wieś ma
jakąś tradycję – powiedział Paweł. Ludzie mają swoje historie… Trzeba je
tylko spisać, myślę, że w ten sposób tworzy się bezcenny materiał dla
historyków regionalnych… Paweł, wydał (własnym sumptem) książkę o swojej wsi:
„Opowieści Stołuńskie”.
Jest Paweł
również społecznikiem, poświęcającym swój prywatny czas urlopowy (od 6 lat) na organizowanie
letnich półkolonii na dzieci w swojej wsi. Także od 16. roku życia udziela się
jako dziennikarz piszący do lokalnej prasy i innych pism.
Truskawki
Janusza Pigania stały się motywem przewodnim. Przedsiębiorca zasponsorował
owoce dla wszystkich, którzy ich użyją w konkursie kulinarnym na najsmaczniejsze
wypieki… Najpierw najjaśniejsze jury je
degustowało, i robili to tak smakowicie, że myśleliśmy, że nic nie zostanie dla
widzów… Nie było tak źle… No to wymieńmy nazwy kilku (było ich dwadzieścia):
knedle truskawkowe z musem truskawkowym i kwaśną śmietaną – zwyciężyły
(próbowałam…), racuchy z truskawkami (dobre!), czekoladowe naleśniki z serem i
truskawkami (ślinka cieknie), makaron czekoladowy z truskawkami w sosie
truskawkowym, beza bardzo aksamitna, bardzo truskawkowa, i tradycyjne placki
truskawkowe, w kilku odmianach, pięknie wyglądające, i również tradycyjne –
naleśniki truskawkowe… Na miejscu można było uzyskać przepisy.
Nie ma
jak przez podniebienie dostrzeć do serc ludzkich… Kulinaria - metoda bratania
się człowieka stara jak świat. Wszyscy, którzy przyszli (a było ich wielu, wieś
liczy około 380 mieszkańców) uszczknęli nieco z tych przysmaków – dzieł pierwszorzędnych
kucharek, stołuńskich gospodyń…
Cóż
jeszcze można zrobić z truskawkowym tematem – owoce są wizualnie takie piękne,
truskawkowo czerwone… Można się przebrać za truskawkę…
Rewia mody gotowa. Zielone elementy w czerwieni kostiumów dziecięcych i nie
tylko dziecięcych. Lokalny patriotyzm także skłonił do tego, by w ten dzień po
prostu ubrać się w coś – w odcieniach truskawkowo-czerwonych…
I nie
tylko tak, żeby pomnik Pileckiego stał odkurzony przed wiejściem… A jakby tak
pomocować się na rękę??? Kategoria open,
czyli wszyscy ze wszystkimi… Zgłosiło się parunastu stołunian, niekoniecznie
tak wielkich jak Pilecki, ale za to odważnych. Wiek – od … chyba trzynastu… do
może czterdziestu lat… Płeć dowolna. Wszyscy mogli się zapisać. Mężnie walczyła
z mężczyzną niewiasta (córka pani sołtys), doping mieszkańców miała duży,
trzymaliśmy kciuki! Okrzykami pomagała sobie w pokonaniu partnera sparingowego.
Ten to miał dylemat… przegrać czy… wygrać…. Mimo deszczu, co chwilę moczącego
teren Remizy-Świetlicy, duża grupka dopingujących zebrała się wokół siłujących,
sędziowanych przez emerytowanego nauczyciela wuefu. Były ćwierćfinały i
półfinały… będzie temat do rozmów i wspomnień (może ktoś uwzględni imprezę w
następnej publikacji, wydarzenie było tego warte…).
Obecne były
ostatnie panie sołtyski – ta obecna i poprzednia, także mocno zaangażowana w
życie wsi. Przekazuje następcom swoje doświadczenia. Mi opowiada o niedawno
ukończonej przebudowie wiejskiego chodnika, i najważniejszej rzeczy –
asfaltowej drodze od strony Kuligowa, na którą czekano 55 lat... Przedtem
Stołuń był w czasie roztopów odcięty od świata. Jeszcze żeby telefonia
komórkowa i sieć internetowa działała zawsze bez zarzutu… Cóż, nie wszystko od
razu… Ważne, że są ludzie, którzy, jak
mówił pan Pigań, pracują – dla siebie i społeczności.
W
programie Dnia Truskawkowego Siłacza była również degustacja – bardzo dużej i
smacznej – nadziewanej świnki, wwiezionej na samochodzie, kucharze dzielili,
ustawiła się długa kolejka, i dla wszystkich starczyło z dokładkami… A na koniec, wieczorem, ognisko i zabawa
wiejska, śpiewała Magda Nowak, DJ był na miejscu, fanfary święciły triumfy
poszczególnym zwycięzcom konkurencji…
Ta wieś ma
pozytywną energię – powiedziała pani sołtys… Gratulacje organizatorom,
Pawłowi z okazji promocji książki, która już jest dostępna w Muzeum Szewca w
Pszczewie, złożyła dyrektor GOKu w Pszczewie Wanda Żaguń. Patronat nad imprezą objął
wójt gminy Pszczew Waldemar Górczyński.
Iwona Wróblak
lipiec 2017
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiło mi!
OdpowiedzUsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuń