czwartek, 13 lipca 2017

Truskawkowi siłacze i Stołuń


            Czy Leon Pinecki lubił truskawki? Pytam Andrzeja Świdra, przewodnika turystycznego z wieloletnim stażem, słynącego z tego, że zna (zawodowo…) większość odpowiedzi na dziwne pytania. Nie zawodzi mnie i teraz – Oczywiście! Mówi – przecież pochodzi ze Stołunia
            O Pineckim m.in. pisze w swej książce „Opowieści Stołuńskie” Paweł J. Sochacki, o tym znanym w okolicy siłaczu, olbrzymim (dzisiaj też) mężczyźnie, który zdobył przed wojną tytuł mistrza świata. Jego pomnik, który wyrzeźbił w 2006 roku regionalny artysta rzeźbiarz Andrzej Kopeć, stoi przed wejściem do wiejskiej Świetlicy-Remizy Strażackiej, miejsca spotkań stołunian. Posesja jest zadbana, z rozległym trawnikiem wokół dwukondygnacyjnego budynku, klombami, okolona wianuszkiem zielonych równej wielkości tui.
            Ma Stołuń, niewielka osada koło Międzyrzecza, szczęście do swoich obywateli, bo zamieszkują ją ludzie większego formatu. To jest odpowiedź też na pytanie, zadane przez Ewę Walkowską, prowadzącą spotkanie z autorem „Opowieści Stołuńskich”, czy warto pisać książki o małych miejscowościach. Parafrazując odpowiedź pana Świdra – warto, bo wieś – wraz z mieszkającym, pracującymi tu ludźmi, tworzącymi jej obywatelską społeczność, jest ich pracą, zaangażowaniem - wielka…
            Można powiedzieć - Stołuń truskawkami stoi. Janusz Pigań - biznesman uprawiający te owoce (wszystkie międzyrzeckie truskawki sprzedawane na ryneczku, w charakterystycznych białych kartonikach – dzisiaj ze wstążeczkami, są z jego plantacji), sponsorował w całości imprezę pod tytułem: Stołuński Dzień Truskawkowego Siłacza. Mówi mi - po prostu – u nas trzeba pracować… A jak wiosną wymrozi truskawki? Uprawia ich 6 odmian, holenderskich, przystosowanych do naszych warunków klimatycznych, zawsze któraś przetrwa pogodę, żebyśmy je mieli do konsumpcji od marca do października… Smaczne, słodkie, niepryskane, ekologiczne.
            Tylko podziwiać, i naśladować – fachową promocję mini-regionu, brać przykład, jak wyzyskać atuty wynikające z możliwości biznesowo-ekonomicznych okolicy, jak reklamować lokalny produkt turystyczny – w oparciu o dostępną tradycję pisaną, legendę o Leonie Pileckim, wielkim stołuńskim chłopie... Dzisiaj nowy wymiar tej opowieści – siłaczowy, ale nie szklano-domowego typu Żeromskiego. Koncepcyjnie spójny, oparty na ekonomii społecznej i marketingu regionalnym, profesjonalnie wykonany przez wyedukowanego na wrocławskiej uczelni magistra turystyki, Pawła Sochackiego – bardzo sprawnego także, jak się okazało, konferansjera imprezy. Miała ona mózg i stołuńskie serce pani sołtys, ubranej dziś w kilka wzorów T-shirtowych koszulek z napisem: sołtys wsi…, Sochackie serce Pawła, dobrego (truskawkowego) kucharza, który razem z rodziną: siostrą, mamą, oraz przyjaciółmi, i mieszkańcami, piekli ciasta. Siłacze ci żeromscy… – Każda wieś ma jakąś tradycję – powiedział Paweł. Ludzie mają swoje historie… Trzeba je tylko spisać, myślę, że w ten sposób tworzy się bezcenny materiał dla historyków regionalnych… Paweł, wydał (własnym sumptem) książkę o swojej wsi: „Opowieści Stołuńskie”.
            Jest Paweł również społecznikiem, poświęcającym swój prywatny czas urlopowy (od 6 lat) na organizowanie letnich półkolonii na dzieci w swojej wsi. Także od 16. roku życia udziela się jako dziennikarz piszący do lokalnej prasy i innych pism.   
            Truskawki Janusza Pigania stały się motywem przewodnim. Przedsiębiorca zasponsorował owoce dla wszystkich, którzy ich użyją w konkursie kulinarnym na najsmaczniejsze wypieki… Najpierw najjaśniejsze jury je degustowało, i robili to tak smakowicie, że myśleliśmy, że nic nie zostanie dla widzów… Nie było tak źle… No to wymieńmy nazwy kilku (było ich dwadzieścia): knedle truskawkowe z musem truskawkowym i kwaśną śmietaną – zwyciężyły (próbowałam…), racuchy z truskawkami (dobre!), czekoladowe naleśniki z serem i truskawkami (ślinka cieknie), makaron czekoladowy z truskawkami w sosie truskawkowym, beza bardzo aksamitna, bardzo truskawkowa, i tradycyjne placki truskawkowe, w kilku odmianach, pięknie wyglądające, i również tradycyjne – naleśniki truskawkowe… Na miejscu można było uzyskać przepisy.
            Nie ma jak przez podniebienie dostrzeć do serc ludzkich… Kulinaria - metoda bratania się człowieka stara jak świat. Wszyscy, którzy przyszli (a było ich wielu, wieś liczy około 380 mieszkańców) uszczknęli nieco z tych przysmaków – dzieł pierwszorzędnych kucharek, stołuńskich gospodyń…
            Cóż jeszcze można zrobić z truskawkowym tematem – owoce są wizualnie takie piękne, truskawkowo czerwone… Można się przebrać za truskawkę… Rewia mody gotowa. Zielone elementy w czerwieni kostiumów dziecięcych i nie tylko dziecięcych. Lokalny patriotyzm także skłonił do tego, by w ten dzień po prostu ubrać się w coś – w odcieniach truskawkowo-czerwonych…
            I nie tylko tak, żeby pomnik Pileckiego stał odkurzony przed wiejściem… A jakby tak pomocować się na rękę??? Kategoria open, czyli wszyscy ze wszystkimi… Zgłosiło się parunastu stołunian, niekoniecznie tak wielkich jak Pilecki, ale za to odważnych. Wiek – od … chyba trzynastu… do może czterdziestu lat… Płeć dowolna. Wszyscy mogli się zapisać. Mężnie walczyła z mężczyzną niewiasta (córka pani sołtys), doping mieszkańców miała duży, trzymaliśmy kciuki! Okrzykami pomagała sobie w pokonaniu partnera sparingowego. Ten to miał dylemat… przegrać czy… wygrać…. Mimo deszczu, co chwilę moczącego teren Remizy-Świetlicy, duża grupka dopingujących zebrała się wokół siłujących, sędziowanych przez emerytowanego nauczyciela wuefu. Były ćwierćfinały i półfinały… będzie temat do rozmów i wspomnień (może ktoś uwzględni imprezę w następnej publikacji, wydarzenie było tego warte…).
            Obecne były ostatnie panie sołtyski – ta obecna i poprzednia, także mocno zaangażowana w życie wsi. Przekazuje następcom swoje doświadczenia. Mi opowiada o niedawno ukończonej przebudowie wiejskiego chodnika, i najważniejszej rzeczy – asfaltowej drodze od strony Kuligowa, na którą czekano 55 lat... Przedtem Stołuń był w czasie roztopów odcięty od świata. Jeszcze żeby telefonia komórkowa i sieć internetowa działała zawsze bez zarzutu… Cóż, nie wszystko od razu…  Ważne, że są ludzie, którzy, jak mówił pan Pigań, pracują – dla siebie i społeczności.
            W programie Dnia Truskawkowego Siłacza była również degustacja – bardzo dużej i smacznej – nadziewanej świnki, wwiezionej na samochodzie, kucharze dzielili, ustawiła się długa kolejka, i dla wszystkich starczyło z dokładkami…  A na koniec, wieczorem, ognisko i zabawa wiejska, śpiewała Magda Nowak, DJ był na miejscu, fanfary święciły triumfy poszczególnym zwycięzcom konkurencji…
Ta wieś ma pozytywną energię – powiedziała pani sołtys… Gratulacje organizatorom, Pawłowi z okazji promocji książki, która już jest dostępna w Muzeum Szewca w Pszczewie, złożyła dyrektor GOKu w Pszczewie Wanda Żaguń. Patronat nad imprezą objął wójt gminy Pszczew Waldemar Górczyński.

Iwona Wróblak
lipiec 2017





















4 komentarze: