Historie
Łemków, naszych sąsiadów. Stefan Furtak opowiada...
Muzeum w Międzyrzeczu, sala portretów trumiennych, Stefan Furtak,
drugie pokolenie Łemków skierowanych do Międzyrzecza i okolic w
wyniku niesławnej akcji „Wisła”, i Katarzyna Sztuba –
Frąckowiak, historyczka, pracuje w Muzeum.
Odczarować
historię. Jak powiedział pan Furtak, (w wyniku doświadczeń)
Łemkowie nie do końca chcą się odkryć, ale informacje o Nich są
Nam, Polakom, niezbędne... Tak myślę. Tam, gdzie jest wiedza o
drugim człowieku – mnie ma lęków, jest wzajemny szacunek. Nikt
nie może negować naszego prawa, kim chcemy być. Polacy to powinni
rozumieć... Łemkowie – obywatele polscy należący do wschodniego
kręgu kultury na Łemkowszczyźnie, nie angażowali się
politycznie. Pan Furtak, dyr. SP nr 4, rusycysta, muzyk, za namową
dyrektora Andrzeja Kirmiela przyszedł opowiedzieć o Swojej
rodzinie, jej dziejach, o powojennych losach Łemków. Słuchamy.
Historia
najnowsza wieloetnicznego Międzyrzecza, gdzie na przestrzeni wieków
mieszkali razem z Polakami – Żydzi, Niemcy, Szkoci, od niedawna są
Ukraińcy, a od 1947 r. Łemkowie, którzy wrośli już w nasz
krajobraz kulturowy. Ale polityka, czy chcemy tego czy nie, zawsze
się nami zajmuje...
Wspomnienia...
Nie są łatwe. Emocje. Strata gór – łemkowskiej świętości,
bez rekompensaty za nią. Wygnanie z Łosia – dużej zasobnej wsi w
Beskidzie Niskim na Łemkowszczyźnie. Długa, pełna upokorzeń,
droga na tzw. ziemie odzyskane – w tym przypadku do Międzyrzecza;
przymusowe przesiedlenie obywateli w obrębie tego samego państwa
polskiego. Konwojenci transportu, w którym jechała rodzina Furtaków
i Gebuzów – ze strony matki pana Stefana, zachowywali się
przyzwoicie, nie zawsze tak było, ale po przyjeździe czekała
powitalna tablica – dla żołnierzy eskortujących „ukraińskich
bandytów”... Zapowiedź upokorzeń, jakie czekały w najbliższych
latach Łemków. (O)Powiedzieć do końca tę historię, z prywatnej
osobistej perspektywy, z rodzinnego pana Furtaka punktu widzenia.
Każda rodzina ma inne doświadczenie. Pamiątki rodzinne traktowane
jak relikwie.
Ojciec
pana Furtaka został, tak inni młodzi ludzie, przez żołnierzy
czekających przy wagonach z listami nazwisk wyłuskany z transportu
i skierowany do niesławnego obozu, filii Auschwitz, kiedyś z
obsługą niemiecką, teraz – polską, równie brutalną, w
Jaworznie, gdzie po wojnie byli osadzeni Niemcy, potem Ukraińcy,
Łemkowie, AK-owcy, opozycja antykomunistyczna. Bity i torturowany,
zmuszany by podpisał zeznanie, że był w Ukraińskiej Powstańczej
Armii, i 6. miesiącach uwolniony. Ale ON nie był w UPA. Rządowa
polityka czystek etnicznych realizowana wtedy przez komunistyczny
rząd o stalinowskiej proweniencji, gdzie w dodatku (czy dużym...)
polski endecki faszyzujący nacjonalizm był mocno osadzony. Ale pan
Stefan Furtak nie chce mówić o polityce. Chce mówić o swojej
rodzinie.
Obecnie
w naszej po ostatniej wojnie mono etnicznej ojczyźnie dominują
Polacy. Łemkowie nie są Ukraińcami – przy całym szacunku pana
Stefana do Ukraińców, zwłaszcza dzisiaj, w dobie wojny.
Łemkowszczyzna należała przez wojną do wieloetnicznej Polski, na
mapie ich mała ojczyzna Łemkowyna – czyli Rusnacy, wciśnięta
jest między Ukrainę, Słowację i Polskę.
Łemkowie
zawsze czuli się niezależni, odrębni, mieszkali w zwartej grupie.
W Łosiu wszyscy mówili po łemkowsku, kilka polskich, żydowskich
rodzin – też. Łemkowyna – to teren pofałdowany, łagodne
niewysokie góry, z szerokimi dolinami porośniętymi lasem, co
oddaje, jak mówi pan Stefan, charakter Łemków; byli rolnikami,
uprawiali ziemię, tam też był, jak w innych regionach
przedwojennej Polski, w wyniku działów rodzinnych, głód ziemi,
przeludnienie na wsi...
Pan
Furtrak - żeby zaludnić puste, po wygnaniu Niemców, ziemie
zachodnie przydzielone Polsce traktatem, można było zrobić to
inaczej, pokojowo zachęcając do przeniesienia - na tereny, gdzie
kultura cywilizacyjna, techniczna, były wyższe. W tym wypadku nie o
to chodziło. Decyzją władz polskich wprowadzono absolutny ZAKAZ
opuszczania miejsca zamieszkania; a ci, którzy mimo to podróżowali,
np. chcieli zebrać zboże ze swych pół, lądowali w Jaworznie. Nie
pomogły pisma do premiera, prośby były masowo odrzucane.
We
wsiach, osadach, zajmowali się rzemiosłem; kamieniarstwem –
budowali przydrożne kapliczki z piaskowca, akcesoriami kuchennymi
(pan Furtak ma w zasobach rodzinnych pamiątkę - wałek drewniany,
też obrus i cukiernicę z Galicji). W Bielonce (Gorlice było
terenem roponośnym) wydobywano z ziemi maź - smarowidło do maszyn,
handlowano dziegciem (sucha destylacja drewna). Sekerzy to stereotyp
przedwojennego Łemka, ówczesny finansowy establishment, w
wielomiesięcznych podróżach biznesowych na wozach rozwozili towar
po gospodarstwach, w Galicji, Litwie i Łotwie, Warszawie. Byli
zasobni, do pracy w domu wynajmowali robotników, ich żony
zatrudniały gospodynie. Konie mieli najbogatsi, zwierzęciem
pociągowym był wół. Inwestowali w domy z cegły, z łazienkami.
Nie we wszystkich wsiach łemkowskich tak było, były też uboższe
osady.
Polacy
mieli zająć w 1947 r. miejsce Łemków po ich deportacji,
wyludnione łemkowskie wsie pozostały jednak puste, to był trudny
rolniczo teren, i nieuprawianą ziemię zalesiono... Na zdjęciach
tam, gdzie były osady ludzkie, dziś stoją symboliczne Drzwi – na
znak pamięci o chatach (chyże – jednobudynkowe domy z zagrodą,
sienią, z dwoma pomieszczeniami gospodarskimi), których już nie
ma; po wyobrażeniowym otwarciu tych wrót do świata przeszłego
jest – pustka, i krzywda ludzka, bo do wsi nie pozwalano wrócić,
i dotąd nie zrehabilitowano łemkowskich więźniów Jaworzna, jak
uczyniono to z AK-owcami, jak mówi pan Furtak – państwo polskie
nie zdało tu egzaminu. Dom mamy zachował się, po domu ojca nie ma
śladu.
Łosie
– wieś rodzinna. Dziadek trzy lata przed wygnaniem zbudował nowy
dom, musiał go z rodziną w ciągu paru godzin opuścić – na
zawsze. W Łosiu w centrum stała cerkiew z 1810 r. w bizantyjskim
stylu zachodniołemkowskim, z polichromią ze złoceniami, gdzie nie
tylko się modlono; była ośrodkiem życia społecznego. Lokalny
proboszcz parafii greckokatolickiej, jego żona, cieszyli się
szacunkiem w społeczności. Religia była autentyczną potrzeba
duchową, Łemkowie tutaj odczuli dopiero w pełni brak swojego
kapłana. Diak zaczynał śpiewać pierwszy; był nim dziadek pana
Furtaka, w cerkwi nie ma organów, jest głos ludzki, liturgia –
dialog z wiernymi, jest śpiewana. Łemkowie kochają śpiewać, są
muzykalni, to ich życie, jak woda i powietrze, harmonia tworzenia
muzyki z dodaniem 2., 3. głosu.
Muzyka
była zawsze rodzinie Furtaków-Gebuzów, mieli piękne głosy –
sopran, tenor, baryton i bas – i repertuar pieśni
religijno-rodzinnych, np. na Dzień Zaduszny... Ojciec pana Stefana
chciał grać na skrzypcach, ale po przyjeździe na ziemie zachodnie
nie stać go było na instrument, grał na akordeonie i mandolinie,
muzykowali w domu i w Ognisku Muzycznym. Brat nauczył się gry na
pianinie i perkusji, syn pana Furtaka Piotr uczył się w
międzyrzeckiej PSM, w Liceum Muzycznym w Poznaniu grał na oboju,
studiował w Akademii Muzycznej.
W
Łosiu była dobra szkoła, 4. klasowa, ale nauka trwała 6 lat, w
czytelni publicznej - książki, czasopisma. Nauczyciel nauczał w
języku ruskim, dbał o edukację dzieci, rozmawiał o niej z
rodzicami. We wsi był teatr amatorski, odbywały się festyny,
kultura była potrzebą duchową. Stryj skończył Seminarium
Nauczycielskie. Dziadek mamy był rolnikiem, miał 6. dzieci, i z
nimi przyjechał do Wojciechówka... Wysiedlenie zrównało finansowo
Łemków...
Łosie były dużą wsią, otwartą na świat, mężczyźni ubierali
się na sposób miejski, na zdjęciu, jako drużby, jest ojciec pana
Stefana i stryj – z szablą, w kapeluszu, z kotylionem wpiętym w
klapę garnituru, kobiety nosiły stroje tradycyjne, mężatkom
wypadało mieć na głowie chustki. To zdjęcie pana Piotra Furtaka,
ostatnie jako wolnego człowieka przed wysiedleniem, następne, po
zwolnieniu z Jaworzna, jest już zupełnie inne...
Łosiowy, łemkowski świat spajała religia greckokatolicka. Wigilia
przed Bożym Narodzeniem, Święto Jordana Objawienia Pańskiego
obchodzone 19.01.; po nabożeństwie w Cerkwi ludzie idąc w procesji
przychodzili nad rzekę, rąbali przerębel, ksiądz święcił wodę,
ludzie nabierali ją do naczyń, by pokropić zwierzęta, dom, i
wziąć do ust łyczek tej wody – tak dla zdrowotności... Bolesny
był dla nich przez wiele lat po wysiedleniu zakaz sprawowania kultu,
duchowni, jako inteligencja łemkowska, także były więzieni w
Jaworznie. Pan Stefan Furtak pamięta smutną atmosferę pokątnie
świętowanej Wielkiejnocy w nowym miejscu. Po odwilży w 1956 r.
proboszcz rzymskokatolicki wyraził zgodę na odprawianie
greckokatolickiego kultu, msze św. zaczęły mieć miejsce w
kościele św. Wojciecha, ks. Michał Pasławski odprawiał w
Bledzewie mszę św. raz w miesiącu, wtedy Łemkowie, jak mówi pan
Furtak, zobaczyli że istnieją... Z czasem msze w rodzimym obrządku
greckokatolickim zaczęły odbywać się w poprotestanckim
staroluterańskim kościele, dziś jest to Cerkiew na ul. Ks.
Ściegiennego.
Krążymy
wokół tematu - traumy Łemków; akcji „Wisła”.
Odpowiedzialnością za zamach na gen. Karola Świerczewskiego
obarczono całą społeczność łemkowską, co było doskonałym
pretekstem do masowych wysiedleń. 9. czerwca 1947 r. wieś Łosie
została otoczona przez wojsko polskie, dano ludziom 2 godziny na
spakowanie się... Szok! Niedowierzanie, lament, zdenerwowanie,
ludzie lękali się, nie wiedzieli, dokąd jadą. Na wóz Furtakowie
załadowali pościel, ubrania, paszę dla zwierząt, inwentarz – na
samochody wojskowe. Żołnierze ustawili ich w kolumny, szli
kilkanaście kilometrów do punktu zbornego w Gorlicach, na plac przy
bocznicy kolejowej otoczony drutem kolczastym. Trzy doby pod gołym
niebem, namioty tylko dla dzieci i starców. 341 osób w wagonach.
12.06.1947 r. podstawiono pociąg do Międzyrzecza, transport nazywał
się R-220, wagon był bydlęcy. Do wagonu załadowano 4 rodziny i
inwentarz. Wzdłuż pociągu umundurowani żołnierze z listami
nazwisk ludzi, którzy musieli wyjść i dokądś ich zabierali.
Powrócili ze śladami pobicia. Tato pana Furtaka nie pojechał z
nimi do Międzyrzecza...
Ojciec
pana Stefana trafił do Jaworzna, do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa.
Bitego i torturowanego trzymano w piwnicy 3 dni. Kolumna z więźniami
była pędzona spod bram więzienia przez całe Gorlice, z tablicą:
„śmierć banderowcom”, do Jaworzna. Obóz przejęli po wojnie
Polacy z całą infrastrukturą, rozbudowali. Uwięzionych tam było
ponad 4000 Łemków, Ukraińców; dzieci, kobiet a nawet noworodków.
Załoga Jaworzna, mieszkańcy miasta i okolicznych wsi, byli
bezwzględni. W barakach mieszkało po 200-300 osób, mordercza
praca, upokorzenia, głód, brud. Przez 6 miesięcy. Kazali podpisać
zobowiązanie do milczenia o tym, co tam przeżyli... Opowiedział
dopiero po 1956 r., inni Łemkowie milczeli jeszcze dłużej.
Przeżycia zostały, ale nie dał się złamać, zachował godność,
nie wstydził się być Łemkiem. Niezaleczona trauma do końca życia
ojca pana Stefana.
Na
stacji w Międzyrzeczu grała orkiestra wojskowa, na placu
przedstawiciele Urzędu Repatriacyjnego. Witali żołnierzy
konwojujących „ukraińskie bandy”. Wojskowymi samochodami wieźli
ich do miejsc, gdzie mieli zamieszkać. W Wojciechówku na folwarku
rolnym były 3 zdewastowane domy; Łemkowie przybyli jako ostatnia
grupa przesiedleńców, domy były już wyszabrowane. Powitał ich
widok zarośniętego chwastami podwórka, zamiast okien zastali
otwory po nich, dziurawy dach. Chaty bez pieców; zabrana z Łosia
płyta z pieca bardzo się przydała do ugotowania ciepłych posiłku.
Otwory okienne pozasłaniano kocami, spali na podłodze. Do
Wojciechówka przyjechało ponad 100 osób, byli zdani na siebie. Z
pobliskiego lasku rozkazano żołnierzom ich śledzić...
Po
kilku dniach przywiezione zapasy się skończyły. Przywiezione
krowy-żywicielki pozwoliły im przeżyć... Administracja polska
obiecała kartki żywnościowe, ale nie wystarczały, by jeść do
syta.
Wielkanoc
na Łemkowszczyźnie była świętem radości, po górach
rozbrzmiewały dzwony... W Wojciechówku ludzie próżno czekali na
swoje dzwony świąteczne. Rozpacz. Przynieśli pasche – święconkę,
był ogólny płacz...
Wśród
diaspory łemkowskiej przez lata istniała solidarność grupowa,
tęsknota za dawnym brutalnie odebranym światem ich przodków. Każdy
Łosianin przybyły do Międzyrzecza był serdecznie witany – to
był ich, święty czas, ich własny, góry wieczne. Ojcowizna.
Iwona
Wróblak
czerwiec 2024 r.