poniedziałek, 19 listopada 2018


POKOT Pierwszy…

P’OKOTU, czyli sPektali, aktOrów, aKtywności, ruchu amatOrskiego, warszTatów, Dzień Pierwszy. Pierwszy dzień Ogólnopolskich Konfrontacji Teatralnych P'OKOT, zorganizowanych przez Regionalne Centrum Animacji Kultury w Zielonej Górze, we współpracy z Międzyrzeckim Ośrodkiem Kultury. Trzydniowego spotkania twórców teatru, aktorów, pedagogów i artystów. Działaczy ruchu amatorskiego.
W roku 2018 P’OKOT jest organizowany w ramach Samorządowych obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Wydarzenie jest objęte patronatem honorowym przez Narodowe Centrum Kultury, Marszałek Województwa Lubuskiego, Starostę Powiatu Międzyrzeckiego, Burmistrza Międzyrzecza, Instytut Teatru i Sztuki Mediów UAM.
Rozpoczęto od występu gościnnego naszego Zespołu Tańca TRANS 1A, w pięknej choreografii „Niepodległa”. Zaczął się maraton spektakli, po każdym – rozmowy, konsultacje…

Jak zachęcić do czytania literatury XIX wiecznej? Może zaprosić czytelników-widzów do wnętrza książki? Uchylić ciekawskim rąbka tajemnicy umysłów XIX wiecznych ludzi, przyjrzeć się, w jaki sposób myśleli, co czuli – by dostrzec oczywiste podobieństwa z NAMI? Z kobietami. Z Kobietą, jaką Ona jest – od zawsze…
Nie wiem, czy to było celem sztuki pt. Siostry” wystawionego przez Zespół „KODOROŚLI” z Dębna, woj. zachodniopomorskie. Ale potrafiąca czasem nużyć rozwlekłość, niewspółczesność relatywnej, lekturowo – szkolnej, psychologizującej literatury ubiegłego wieku stała się, dzięki formule teatru, w którym widz jest wkomponowany w scenę, może bardziej strawna?…         
Trzy odtwórczynie pełnokrwistych postaci rodem ze sztuk A. Czechowa, które nie są zawodowymi aktorkami – to z zawodu nauczycielki (języka polskiego i informatyki), także prywatnie - siostry rodzone, co, myślę, ułatwiło im wcielenie się w role… Kobietami są od dawna, teraz dostały dobry scenariusz i świetną opiekę reżysera Anatola Wierzchowskiego.
O Kobiecie – rzecz. O rosyjskiej kobiecie, tęskniącej (w XIX w.) za kosmopolityczną Moskwą i towarzystwem przystojnych rosyjskich panów oficyjerów, jak powiedzielibyśmy z polska… Kobiety (w tamtych czasach) wyemancypowane, Irina jest nauczycielką – tęskniącą za miłością – ale obawiającą się (ma 24 lata) staropanieństwa (może dlatego, że taka wykształcona…), co nam się wydaje dzisiaj zabawne – ładna, młoda, inteligentna, wrażliwa, ciepła kobieta – a jednak… Budzi to w Nas, widzach, sympatię. Dzisiaj też tak bywa, że wartościowe kobiety pozostają długo same, to znaczy - bez męża…  
Siedzimy na krzesłach-widowni, która jest częścią Sceny (właściwie jesteśmy na scenie – tak skonstruowany jest spektakl), możemy oglądać guziki na ich sukniach z XIX wieku, wysoko upięte modne wtedy fryzury… Pryska na nas woda w balii, która jest centrum tego przedstawienia. Masza (również niezamężna – 28 lat, nauczycielka) pierze w niej prawdziwe łaszki, w prawdziwej wodzie, potem płucze się w niej, w tej balii, szklanki po (rosyjskiej herbacie – z małego samowaru), przekąska zagryzana ciasteczkami, czy rodzinny z siostrami obiad, który Masza zazwyczaj gotuje dla sióstr. Chodzą w koło tej balii jak wokół centrum swojego wszechświata rodzinno-społecznego, ich codziennego sacrum myśli i marzeń, i zwierzeń siostrzanych. Jest – ta przestrzeń między balią a nami - Widzami, częścią milczeń – kiedy zapada sceniczna ciemność i kobiety w swych długich sukniach stoją odwrócone do centrum-balii plecami. Milczeń na temat wszystkiego tego, czego nie da się powiedzieć – mimo obszerności tekstu scenicznego, co wiemy ze sztuk Czechowa, z prozy Dostojewskiego i innych, kiedy słyszymy rosyjskie melodie... I z tego, co wiemy o Nas Samych (z naszym genetycznym pokrewieństwem w obrębie Słowiańszczyzny), o naszych dziewczyńskich marzeniach o miłości, o przystojnym oficyjerze, szarmanckim i prawiącym komplementy, który nas, być może, porwie, w kolasie czterokonnej, albo porwie na balu do walca, czy coś w tym rodzaju... Rozkocha… i się ożeni…
O obowiązku – mówi Masza, bardzo przekonująco – wyjścia za mąż. Spełnieniu swojej kulturowej roli żony (matki), narzuconej przez wielosetletni patriarchalny system społeczny, któremu są posłuszne nawet (w większości) wykształcone i emancypowane (po mieszczańsku jednak, bez przesady) nauczycielki… Jak się okazuje – także, po prostu, kobiety… Dodam – kobiety miotające się w swym małych i wielkich dramatach. Rozmawiające o mężczyznach – nieobecnych…
Dziełem aktorek są wykreowane przez nie bardzo sympatyczne postacie, mimo zaburzeń nerwowych jednej z sióstr, którą małżeństwo z majorem rozczarowało. – Zamknęli duszę jak fortepian i zgubili klucz do duszy – w piękny poetycki sposób mówi o swych udrękach. Ma jednak siostry, ma w nich ostoję… przychodzi do nich, piją przysłowiową rosyjską herbatę. Właśnie tak, z ciepłem człowieczym, siostrzanym, wschodnią uczuciowością, nam się kojarzą rosyjskie, czy ukraińskie, kobiety, koleżanki z pracy, znane z kontaktów współczesnych. Kandydatki na dobre posłuszne żony, jak mówią obcokrajowcy…
Miło jest patrzeć na tę sceniczną rodzinkę. Kiedy w końcowej scenie, w po-milczeniu przedpodróżnym siadają na kufrze. Kiedy w naturalny sposób rozpinają się z rzędów guzików sukiennych - gorsetu sztafażu scenografii XIX wieku, i wchodzą do owej balii… My też jako widzowie  czujemy się rodzinnie – gospodarze dopuszczają nas do swoich ablucji. Jesteśmy więc częścią tej Rodziny. Rosyjskiej, słowiańskiej…  Lżej jest żyć Irinie, która już nie wyjdzie za – niekochanego przecież – barona (zginął w pojedynku), i obowiązku kobiecego, jak mówi jej siostra – nie wypełni… Trzeba żyć i wykąpać się przed podróżą… Czy jest to podróż do mitycznej Moskwy, miejsca ich dzieciństwa, czy też w nową wersję siebie…

Po spektaklach ciekawe spotkanie z instruktorem tańca ludowego. Lubuski Zespół Pieśni i Tańca im. Ludwika Figasa, w strojach ludowych i szlacheckich. Taneczny wieczór z Niepodległą. Michał Kiszowara, instruktor tańca ludowego - w mundurze ułana, z czakiem z orłem i napisem 4 – czyli 4. Pułk Ułanów, na głowie. Partnerka w sukni polskiej szlachcianki, według ówczesnej dworskiej mody francuskiej i angielskiej. Dwoje młodych tancerzy w strojach krakowskich. Tańczyć będziemy – zaproszeni są widzowie – tańce polskie: poloneza, krakowiaka, mazura oberka i kujawiaka. Akompaniował Grzegorz Łukaszewicz.
Polonez czyli „chodzony”. Taniec korowodowy wywodzi się ze środowisk wiejskich. Z czasem stał się, po stylizacji, tańcem szlacheckim, z klasyczną figurą polegającą na ugięciu kolana. Zupełnie inny jest mazur. Bardzo dynamiczny, ognisty. Dość trudny, wymagający znajomości wielu figur tanecznych. Tańczyliśmy jeszcze wiejskiego kujawiaka, który bywał muzyczną inspiracją dla wielkich kompozytorów polskich…
            Strój krakowski. Dziewczyna ma na głowie wianek, co świadczy o jej panieńskim stanie. Mężatki miały na głowie czepiec, który zakładano pannie młodej podczas oczepin. Szyję dziewczyny zdobią czerwone korale na kryzie. Serdak był ręcznie wyszywany. Spódnica jest kwiecista, z tiulowym fartuszkiem. Tancerz na głowie ma czapkę krakowską z pawimi (takimi jakie zgubiono w „Weselu”) piórami, magicznie czerwony akcent w stroju tancerza (podobno kolor odganiał złe moce) to wstążka po szyją. Kaftan zdobił pas z kółeczkami. Spodnie są niebieskie, pasiaste. Do tego skórzane buty z cholewkami...  

Iwona Wróblak
listopad 2018













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz