Miejsce które kochamy
Miejsce, które kochamy, nasz Międzyrzecz, teraz polski. Międzyrzeckie wspomnienia Martina Meißnera w sali starościńskiej Muzeum w Międzyrzeczu; miłość do małej ojczyzny poza sztywno zakreślonymi granicami państwowymi.
Pan Martin Meißner – honorowy kustosz Muzeum im. Alfa Kowalskiego, dawny mieszkaniec Międzyrzecza, wtedy Meseritz, mimo wieku (rocznik 1934), wiele pamięta ze swego międzyrzeckiego dzieciństwa. Teraz mieszka w Niemczech, wyjechał stąd, kiedy miał 10 lat, musiał opuścić swoje miasto, ale nie zapomniał o nim. Spotkanie prowadziła Katarzyna Sztuba-Frąckowiak.
Jest hojnym darczyńcą zbiorów muzealnych, obecnie w gablotach, antyramach oglądamy w podziemiach Muzeum kolekcję pocztówek z dawnego Międzyrzecza, dzięki niemu jest bogatsza o 3500 różnych pozycji.
Przodkowie pana Martina mieszkali we wsi Pąchy od XVIII wieku. Dziadek należał do Związku Weteranów z I wojny światowej. Mama Joanna pracowała jako sekretarka w szkole ludowej, obecnie to budynek L.O. przy ulicy Staszica, ojciec był pracownikiem banku – budynek koło dzisiejszego dworca kolejowego. Siostra pana Martina mieszka obecnie w zachodnich Niemczech, ma 82 lata. Mieszkali przy Lutherstraße 8 – dzisiaj to ulica ks. Ściegiennego. Pan Martin chodził do Volkschule (szkoły ludowej), razem z bratem Gerhardem było dwóch Meißnerów w tej szkole – rozrabiaków w jednej klasie, więc ich rozdzielili do dwóch klas... Jego dawni koledzy i przyjaciele już nie żyją. Pan Martin niedawno odwiedził swoją dawną szkolę, teraz to Szkoła nr 1, gdzie dyr. jest Monika Szypszak.
Meißner nie był zbyt religijny, do kościoła chodził tylko w Zielone Świątki, a na msze – jedynie w niedziele. Pamięta trawiasty Plac Majowy – stadion, miejsce okolone wodami rzeki Obry... Pamięta, jak w czasie jednej z uroczystości miejskich Obrą płynęły pontony 122 pułku wojsk niemieckich, miały miejsce pokazy umiejętności kierowania pojazdami, na przykład jazdy motoru z przyczepą, którym kierował niewidzialny dla widzów kierowca, dzieci myślały, że pojazd sam jedzie – taka sztuczka...
Pan Martin pamięta pomniki międzyrzeckie, w mieście było ich kilka. Np. ku czci poległych w I Wojnie światowej, pomnik Germiania przy kościele katolickim (św. Jana), Cesarza Wilhelma II na koniu, artystyczny, przyjechał do miasta po I wojnie z Bydgoszczy, pomnik Bismarcka na Winnicy, Pomnik Kersta, który działał w czasie rewolucji 1848 r., został dowódcą straży obywatelskiej w Meseritz, potem wybrany na członka Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie nad Odrą z okręgu Birnbaum-Meseritz. W tym miejscu obecnie stoi koło dworca Pomnik Powstańców Wielkopolskich.
Wybetonowane łagodne zejście z brzegu Obry było miejscem kąpieli, kiedyś z kolegami zrobili drewnianą tratwę z drzwi, która się popsuła... Pobierano stąd też wodę z rzeki. Dworzec był ukochanym miejscem pana Martina, na przeciw budynku mieszkał jego dziadek, była tam nastawnia - parowozownia; małemu chłopcu kojarzyła się z karuzelą. Przed wojną dworzec był dużym centrum kolejowym z połączeniami do Poznania, Berlina, jako chłopiec jeździł do laryngologa do Gorzowa, miał też rodzinę w Toporowie, Boryszynie, Staropolu. Dworzec się spalił. Meißner ubolewa, że po wojnie budynek, i tory, były zaniedbane, a przejściu podziemnym zalegały śmieci.
Restauracji w przedwojennym Międzyrzeczu było kilka. Reicherta na Rynku, gdzie jego wujek był starszym kelnerem, małemu Martinowi przynoszono do picia ciepłą czekoladę, a tacie – kawę. Na Kaczym Dołku przy moście było kino, które dzisiaj już nie istnieje. Niemieckie dzieci musiały tam chodzić na propagandowe filmy, które zapamiętał jako pełne przemocy i okrucieństwa, wychodził z tych seansów z płaczem... Jak powiedziała pani Sztuba-Frąckowiak, po wojnie, przed wypędzeniem, pokazywano tam Niemcom filmy o wojnie, którą wywołali.
Pan Martin – wszystko pamięta z lat dziecinnych... Obrazy, sytuacje... Zamek międzyrzecki, gdzie jako 9-10 latki lubili się bawić w okolicach ruin zamkowych.
Martin Meißner – na koniec spotkania, powiedział, że trzeba porzucić wszelką nienawiść i pielęgnować miłość do Międzyrzecza – nie porzuca się ojczyzny/nie odchodzi na obczyznę... Międzyrzecz tak dobrze pamięta, bo to dla niego raj z lat dzieciństwa.
Wzruszające były wzajemne uściski i życzenia, drobne podarunki – od współczesnych obecnych na spotkaniu włodarzy naszego miasta; ze starostwa Powiatowego, mieszkańców, taki pielęgnowany most przyjaźni międzyludzkiej w mieście, które jest naszym domem, i teraz my się nim opiekujemy. Jak powiedział dyr. Muzeum Andrzej Kirmiel – Międzyrzecz zawsze był wieloetniczny, ciekawy i twórczy przez to, że tu przez wieki różne kultury się wzajemnie przenikały, nawzajem wzbogacały, tak było przez wielką część jego długiej historii.
Iwona Wróblak
listopad 2023 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz