Łemkowie – nasi sąsiedzi międzyrzeczanie…
Przyjechali z różnych stron naszego
województwa, z wielu miast i wsi Gminy, do sali starościńskiej Muzeum
międzyrzeckiego. Przyjechali na wykład dr Bohdana Halczaka – wykład o Nich,
o ich (najnowszej) historii – i po to myślę – żeby się spotkać, bowiem jest okazja ku temu wyśmienita. Też pewnie z
ciekawości (ile jest oficjalnie wiadomo o ich historii…) Dr Halczak jest
jednym z nich, także jego rodzina przyjechała tu – niedobrowolnie – w ramach
tzw. Akcji „Wisła”. Akcji przymusowych wysiedleń ludności z terenów Bieszczad.
W 1947 r. przyjechali w bydlęcych
wagonach, w asyście Wojska Polskiego. Witani byli niechętnie, posądzani o
sympatię dla UPA – przez ówczesne władze Międzyrzecza, i podejrzliwie przez
ludność – wieści o morderczych wobec Polaków działań Ukraińskiej Powstańczej
Armii zrobiły swoje – i nieważne było, że wśród nich, rolników, większość stanowiły
kobiety, dzieci i starcy, że pochodzili nie z tych rejonów, gdzie trwały walki,
w końcu że sami często padali ofiarami walk, że historia rzuciła ich po prostu
w oko cyklonu bratobójczej wojny. Polacy w Międzyrzeczu i okolicach po wojnie jeszcze
długo mówili, że – z takimi sąsiadami - będą teraz spać… z przysłowiowym nożem
pod poduszką…
Trudne warunki bytowe mieli nasi
Łemkowie u nas przez szereg lat. Aż
do lat 70. nie mieli na własność budynków, co utrudniało normalne życie, a ziemię
rolną - użytkowali. Imali się prac najemnych, część z nich wyjechała, do miast,
na ziemie przodków, do Kanady. Długo byli pod lupą służb specjalnych, pisano o
nich meldunki, bardziej aktywnych poddawano represjom, też torturom. Część
Polaków nie rozumiała na przykład, dlaczego oni, Łemkowie, czy Bojkowie, chcieliby
mieć posługę religijną w greckokatolickim obrządku, a nie w „naszym” –
rzymskokatolickim… Trzeba było przełamać
też opór duchowieństwa. Uzyskali zezwolenie w 1958 r., powstała parafia
Kościoła Grekokatolickiego. W tym roku parafia greckokatolicka obchodzi
60.lecie swego powstania. Cerkiew Świętych Cyryla i Metodego w Międzyrzeczu mieści
się w dawnym kościele staroluterańskim z XIX w. przy ulicy ks. Piotra
Ściegiennego 4.
Przetrwali te czasy – tak nakazywał
rozsądek i realia polityczno- społeczne. Jednak działali wśród nich ludzie,
społecznicy, którzy od początku pracowali nad zachowaniem przez społeczność
własnej tradycji, kultury, tożsamości etnicznej – co przynosi, jak mówią mi
obecne na potkaniu panie Łemkinie – dzisiaj owoce... Jest nimi na przykład coroczna,
od kilkudziesięciu lat „Watra”, i inne cykliczne imprezy łemkowskie, spotkania
z kulturą łemkowską, otwarte dla wszystkich, którzy chcą ja poznać. Już w 1956 r. powstało Ukraińskie Towarzystwo
Społeczno – Kulturalne (UTSK). Ważną postacią był działacz społeczny Michał
Kowalski. Domagano się umożliwienia powrotów na ziemie uprzednio zamieszkiwane.
Lata 90. ubiegłego wieku to masowa emigracja zarobkowa, unifikacja i widmo
niebezpieczeństwa wynarodowienia i asymilacji. Dr Halczak przywiózł na
spotkanie grubą książkę swego autorstwa, monografię o Łemkach, Bojkach i
Rusinach – mam nadzieję, że będzie dostępna w bibliotekach, to kluczowa pozycja
dla zrozumienia naszej lokalnej międzyrzeckiej kultury – jej bogactwa,
różnorodności, i historii.
Ponad 12.000 osób o przynależności
ukraińskiej, łemkowskiej, po wojnie w rozproszeniu rozlokowano w różnych
miastach i wsiach naszego regionu – celowo, by utrudnić im organizowanie się. W
powiecie międzyrzeckim około 800 osób. Stanowiło to kilka procent całej
populacji przybyłej ludności, z których prawie sto procent - skądś tu przyjechało…
Od początku Łemkowie podlegali drastycznym ograniczeniom meldunkowym, które zelżały
dopiero po odwilży w 1956 r. Dr Halczak cytował oryginalne donosy jednego
z urzędników międzyrzeckich, z charakterystycznym dla czasów podejrzliwym
stosunkiem do tej grupy imigrantów – imigrantów w ramach tego samego kraju…
Karpaty, Łemkowszczyzna północna, Zakarpacie były częścią naszej Polski…
Dzisiaj – mam nadzieję – wiedza o
Łemkach jest obszerniejsza, i … odpolityczniona (?). Nad uprzedzeniami
narodowymi góruje zwykła ludzka ciekawość. Niektórzy z nich przyszli na
spotkanie w barwnych soroczkach,
wyszywanych koszulach ukraińskich. Pośpiewaliśmy, kto umiał, kolędy ukraińskie
– ton nadawał chórek kobiet z parafii grekokatolickiej, której proboszczem jest
ks. Ernest Sekulski, zauważyłam, że zespół składał się z trzech pokoleń...
Wierszyk po łemkowsku powiedział też Oskar - kilkuletni synek księdza Ernesta,
a Lenka Soroka również zaśpiewała w swoim ojczystym języku – z akompaniamentem
taty na akordeonie – kolędę łemkowską. Wsłuchiwaliśmy się w specyficzny
łemkowski akcent, nieco różny od ukraińskiego. Spontanicznie z widowni wtórował
kobietom jeden z naszych radnych – bardzo uzdolniony wokalnie… Widziałam jego
oczami te zielone wzgórza wsi łemkowskich, ich bujną okolicę, z której musieli
kiedyś wyjechać.
Dzisiejsza wieś Kwiecie, to, jak się
dowiedzieliśmy, osada nazywana powszechnie kiedyś po łemkowsku Berezą – Wysoką Brzozą, poniemiecki
folwark, który zasiedlili Łemkowie. Barwne opowieści o dawnych, sprzed
przesiedlenia, czasach przekazywali starsi ludzie, by pamięć i tożsamość
społeczności nie zaginęła.
Łemkowie, jedna z grup góralskich
północnych Karpatów, powstali przez przemieszanie się osiedlającej się na
dzisiejszej Łemkowszczyźnie ludności zachodniosłowiańskiej (polskiej i
słowackiej), wschodniosłowiańskiej (ruskiej) oraz tzw. wołoskiej. Łemkowie zamieszkiwali
obszary Karpat Zachodnich między Popradem a Osławą na północy oraz Osturnią a
Laborcem na południu. Nazwa „Łemko” pojawiła się na początku XIX w. i wywodzi
się od powszechnie używanego przez Łemków słowa „łem” (tylko, lecz). Łemkowie –
według definicji - są ludem wschodniosłowiańskim, jak czytam w źródłach - grupą
etnograficzną w takim znaczeniu, że zamieszkiwała określone terytorium i wyróżniała
się zespołem właściwych sobie cech kulturowych, a także posiadała zarówno
poczucie łączności ze sobą, jak i poczucie odrębności od sąsiadów. Łemkowie
pozostają grupą o wyrazistej świadomości swej jedności i odrębności, własnym
języku, stereotypach kultury i świadomości zbiorowej.
28. kwietnia 1947 r. Grupa Operacyjna
„Wisła” rozpoczęła wysiedlanie ludności ukraińskiej z południowo-wschodniej
Polski. Operacją dowodził gen. Stefan Mossor. Działania prowadzone były w
sposób brutalny i bezwzględny. W ciągu trzech miesięcy na Ziemie Zachodnie i
Północne przymusowo przesiedlono ponad 140 tys. Ukraińców. Zastrzelenie 28.
marca 1947 r. wiceministra obrony narodowej gen. Karola Świerczewskiego w
zasadzce zorganizowanej przez UPA dało doskonały pretekst dla uzasadnienia
wysiedleń Ukraińców i zastosowania wobec nich zbiorowej odpowiedzialności. Powołana
GO „Wisła” miała „rozwiązać ostatecznie problem ukraiński w Polsce”. Powierzono
jej zadanie całkowitej likwidacji oddziałów UPA, przeprowadzenie „ewakuacji z
południowego i wschodniego pasa przygranicznego wszystkich osób narodowości
ukraińskiej na ziemie północno-zachodnie, osiedlając je tam w możliwie
najrzadszym rozproszeniu”. Ewakuacja miała dotyczyć „wszystkich odcieni
narodowości ukraińskiej z Łemkami włącznie”, obejmować miała także mieszane rodziny
polsko-ukraińskie.
Iwona
Wróblak
styczeń 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz