Kobieta malująca autoportret – wernisaż w Muzeum
Cisza
dialogu – dialogu artysty z obrazem, dialogu obrazu z następnym, dialogu z
publicznością…
Barbara
Nowaczyk – Docz
z Przytocznej, absolwentka Instytutu Sztuk Pięknych w Zielonej Górze, autorka
kilku wystaw i Magdalena Sarnat z
Poznania – dyplom w tej samej uczelni w 2007 r., również posiadająca kilka
znaczących wystaw w dorobku. Obie panie studiowały razem, i teraz, w
międzyrzeckim Muzeum im. Alfa Kowalskiego, mają wspólną wystawę. „Cisza
dialogu” – taki tytuł nosi ekspozycja. Jak powiedziała na wstępie pani Nowaczyk
– Docz, cisza – to przestrzeń
artystyczna koleżanki, dialog – ten
przypisuje swojej twórczości. Cisza oglądającego obraz, to ten moment, kiedy
zabiera głos dzieło sztuki, poprzez swoją ekspozycyjność. Przystępność
kulturową w ofercie…
Panie – myślę – łączy to, że są kobietami. Artystkami-kobietami
zanurzonymi w kulturze, w biologii, w socjologii, w relacjach swoich z ludźmi,
z mężczyznami, i innymi kobietami (dziećmi-wiele jest tam o macierzyństwie).
Dyskursywność i obraz. Sztuka figuratywna… Mają wspólne (ludzkie)
doświadczenia, transponują je w sztukę, gdzie iluzja miesza się z realnością…
Jest, ta Kobieta, głównym elementem
obrazów, jedna z osób powiedziała nawet, że dzisiaj, w dobie emancypacji,
dążności do coraz bardziej urzeczywistniającego się równouprawnienia, mężczyzna
staje się dodatkiem na talerzu… Jest taki obraz – na tle z kulturowym antycznym
ornamentem, gdzie śpią, czy śnią – oboje (On i Ona), ale nie- razem, tytuł to
„Taniec…” Jak niespokojny sen każdego z
nich… Powiem tak – wobec tysiącleci patriarchatu Kobieta musi się wreszcie
określić… (powinna) Poznać siebie – jak mówi pani Magdalena, bo któż lepiej zna
siebie niż Ona sama, kobieta? Obrazy pani Sarnat określają kobietę-osobę w
niej, kulturową pełniącą role społeczne, niepiękną niekiedy, za to uważną…
Jest ona macierzyńska. To ją pochłania w pewnych okresach. Roznika się w
otoczeniu kwietnym, wyblaka na niebiesko swym pustym konturem. Macierzyństwo to
też przecież szarość codziennych czynności domowych, ich monotonia, i zmęczenie
tą pracą, która wypełnia dnie i noce. Zwykłe ludzkie zmęczenie, które też
trzeba zauważyć, mieć tę odwagę, po tylu dziesiątkach lat hołdowania
stereotypowi Matki-Polki niezmordowanej nigdy…
Kobieta jest w zwykłej bieliźnie,
czarnej, patrzy wprost, i na rękach trzyma maleńkie dziecko, może nieżyjące.
Jest twarda, i jest prawie naga. To
nagość percepcyjna, jest jak zrobione zdjęcie u fotografa - pozowane. Jak rola
grana niezupełnie dobrowolnie…
Kobieta tu jest bez kłamstwa. Jest-bywa babowata (kiedy nie musi nosić makijażu
nie-dla-siebie), kiedy odpoczywa – po pracy, albo kiedy się sobie przygląda. Kiedy
jest Bez-twarzy, jak martwa natura… Jest-bywa jędzowata, wiedźmińska, otoczona
czarnymi krukami.
Jest też piękna kobieta (udało się to uchwycić…). Tryptyczna. Cieniowaną
powietrznią górnej części nagich pleców, w trzech odsłonach, z upiętymi włosami,
piękno chciałoby się rzec, paszportowe (Nowaczyk – Docz), to kobieta analizująca,
patrząca. Rozmawiająca. Z innymi kobietami (to ją najlepiej określa), z siostrą
syjamską łączy ją warkocz czarnych włosów. Nierozdzielne są pod czarną
przykrywą na wielkim łożu.
Inne kobiety jak pionki-statuetki stoją
w swoich przestrzeniach, które - te opola, są ulicą, czy parkiem, one nie mówią
ze sobą, bo usta mają zamknięte, i mają pozapinane ciasno płaszcze jesienne. Są
te kobiety jesienne… Każda w swojej porze jesiennej. Dialogi-milczenia.
Rodzi się kobieta lewitując w pozycji
płodowej w jasnobłękitnej przestrzeni, jest dorosła, czy to inicjacja, czy sen
jej może? Ku czemu inicjacja? Macierzyństwu, odnalezieniu siebie w przestrzeni
pustej zupełnie, niebieskiej? Określeniu siebie?
Są ekologiczne odniesienia, o
podobieństwach Kobiety, do pewnych cech naturalnych. Kocich – brytyjski
zielonooki mruczek wpatrujący się w widza wielkimi oczami. Jeleń z porożami, z
ciałem skręconym w uniku, kiedy ucieka, ale i tak otacza go grad strzał – ze
wszystkich stron. Lwica prezentująca kły i jej partnerka czarna pantera, jedna
mówi, druga słucha…
Krajobraz składa się części, które są
połamane jak lustro czy witraż.
Kobieta ekologiczna czyli zanurzona… W żółtości słońca, w ogrodzie
jesiennym, spoczywająca w kwiatach, lub choćby w zapachu róży czerwonej, którą
trzyma blisko przy ustach (zanurzona w zapachu ofiarodawcy prezentu). W ćmach. Spoczywająca w sobie – jeżeli jej się to
udało, to jest prawie oświecona… A przynajmniej – wyzwolona. Artystycznie na
razie…
Wystawa w Muzeum o Kobiecie uniwersalnej
i indywidualnej, dośrodkowej i pragnącej się wyzwolić. Uczciwie patrzącej
artystycznie na siebie w lustrze, przestransformowanej. Malującej autoportret.
Iwona
Wróblak
październik 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz