TRUPIĘGI – buty Leśmianowskie między światami
Podziemia bastei zamkowej, gdzie
sieć komórkowa nie działa… gdzie jest mistycznie i dziwnie. Za sprawą sulęcińsko-trzcianeckiego projektu -„Trupięgów”, w czasie II Nocy Kultury - także Leśmianowsko…
Ogromne wyczucie poetyki Bolesława Leśmiana.
Muzyka wprzęgająca się, jak bajkowy powóz, w tę poezję; Katarzyna Gardziejewska
– śpiew, Jacek Filipek – djembe, przeszkadzajki, Jacek Hryniewiecki – gitara,
śpiew i Jurek Hippmann – gitara basowa, gitara akustyczna, śpiew. Klimat eksplozji
twórczych inicjatyw sulęcińskiego „Klubu u Bulka”, gdzie jest luz i profesjonalizm, a do lektury pozakoncertowej – jak powiedziała
mi Kasia – śpiewając poezję, się (efektywnie) zachęca.
Wszystko to, co się przeczuwa, czytając
Leśmiana, klimatycznie i akustycznie, jest (było) na koncercie w bastei
wyśpiewane. I zagrane. Żadna nuta nie była zbędna, a architektura przerw między
słowami doskonale została zaprojektowana.
Djembe i dwie gitary
klasyczne, nastrój końca ubiegłego wieku, koronki i świeczki. „Dwanaście
ludzików” w klimacie baśni bezczasu, mitu i archetypicznych skojarzeń, jak
daleko w przeszłość sięga moc intuicji tej poetyki… A to jest bardzo daleko. Czarne
stroje wschodnich samurajskich bojowników, biała (jak giezło) samodziałowa suknia Kasi, Dakinia-Matka przemądra, jej
skąpe w słowa, nieprzegadane pieśni. Leśmianowski wysoki ton. O Rzeczach, które
są przekraczalne, n-wymiarowe, a ich poblask, i po-grom słowno muzyczny jest
odwiecznymi prawdami. Jak fale rozchodzące się po wodzie, kiedy wrzuci się weń
kamyk… Prawa chaosu uporządkowanego fizykalnie.
Jak rytm wszechczasowego umierania, będącego
niezbywalną częścią procesu życia,
tylko bardziej uniwersalnie rozumianego. Trupięgi to wszak buty z łyka do
trumny, czyli ostatniego domu na tym świecie dla ubogiego (materialnie, czyli nieobciążonego
nadmiernie dobrami). By człowiek, nawet ubogi, zachował godność, nawet w
średniowieczu, tej epoce pełnej niezrozumiałych dzisiaj dla nas kontrastów,
miał darowane sobie na ostatnią drogę trupięgi…
Jak Charonowy pieniążek do (D)drogi,
nasz majątek nam dany (by się wykupić – od zapominania/zapomnienia…) Tak jak na
przestrzeni - pograniczu pamięci/niepamięci naszej jest obecny Leśmian. Jak Jest
tym/czym śnimy, i co wiemy (o swoim śnie/snach), a poeta o tym pisze… A „Trupięgi”
śpiewają
Ubogie
buty
to etniczność specyficzna dla Leśmiana, zapach liter, i między-liter, międzyfraz,
charakterystyczna dla tego poety, tutaj wyraziście przedstawiona. W pieśni o romansie żebraczki i żebraka,
społecznych wyrzutków, dzisiaj powiedzielibyśmy meneli – ich fizyczny głód
(niedostatek jedzenia, wzajemnego pragnienia z-jedzenia się miłosnego…)
Dalej jest Kochanowska Urszulka, która trumiennie,
renesansowo (rozsądnie) słownie i mentalnie, pamięciowo u swojego Ojca-poety nie umiera żałobnie-Bez-rodzica w wieku
30. staropolskich miesięciech, bo słyszymy
ją, tę bolejącą rozpacz rodzicielską,
u dalszego Ojca-Boga niebieskiego. Piękny napisany oryginalnym 13. zgłoskowcem utwór,
trawestacja „Trenów”.
O wszystkim co ponadczasowe, chociaż
bywa strasznym to doświadczenie ludzkie… Tadeusz Różewicz, jak pisali o nim, zarażony śmiercią, przez pobyt w
nazistowskim obozie w czasie ostatniej wojny, i przerażeniem banalności
umierania… Dołem kloacznym, jako miejsce pochówku, który – z braku odpowiednich
dla istoty czującej ceremoniałów, szacunku dla odchodzenia - staje się nieświętym
symbolem upadłości człowieka zadającego innym ludziom ból i śmierć. Różewicz przerażony relacjonuje, pisze wiersz-zapisek
czasu pogardy. Z szacunku dla bólu, którego doświadczyli inni, on sam też, nie
waży się oceniać słabości ofiary cierpiącej ból, jej być może rezygnacji, w
imię przeżycia – z godności, która to
wartość w obliczu czasu wojny przestawała dla wielu istnieć. Co należy – zrozumieć..(odczuć),
i być może zrobili to ci, którzy byli świadkami (i ziemskie piekło przeżyli…)
Marność i wielkość istnienia, iście trupięgowo-średniowieczna... Jak opowieść o dziewczynie, która się chciała
utrudzić i krwią własną zbroczyć (i nas słuchających, czy czytających Leśmiana,
tą krwią oczyścić…). Słabości i
wielkości, wielki Cień, i blask jako ta sama moneta o dwóch obliczach. Leśmian
obraca ją w palcach, czujemy tej Monety grubość w placach i tym samym przestrzenność
widzenia świata. Wielki powrót do siebie i intuicyjnego, pradawnego poetycznego
widzenia świata w jego wielu ważnych-mistycznych wymiarach, wiedza o naszej
jedności z nim, którą to jedność jeszcze
mają, czy mieli, Aborygeni…
Jest Lala jednym z tematów songów. Pojemne
w treści i stareńkie, z początków czasów bóstwo opcji matrylinearnej,
starożytna zabawka i kultowy (trój)symbol, obejmujący w strasznych, i czułych,
ramionach nasze ludzkie, a może też, jak myślę, wcześniejsze, jestestwo… Też
jest zaśpiewana.
Powroty miłosne są zaśpiewane, i
odejścia, delikatne konkluzje, że warto być ze sobą – z kimś (bliskim). Radosny
Leśmianowski erotyzm, naturalny, bez hipokryzji. Rozmowa duszy, której się nie chce do nieba. Spotkania pierwszy raz w innym lesie, czyli z przeszłych
wcieleń wspominki o osobach, które znaliśmy, tylko pamięć uszła ze śmiercią
danej powłoki cielesnej… Bóg (chrześcijański) przeżył jawnogrzesznicę i
uśmiechał się w tańcu z nią – znowu bogaty w filozofię skrót myślowy… Jej
miłość (pieśń w rytmice bałkańskiej, z bogatą tradycją tego kręgu kulturowego)
ją przeżyła, jak to zwykle u Leśmiana, u którego niewiele rzeczy umiera
naprawdę… Co potwierdza dzisiaj nauka…
Koncert Leśmianowski „Trupięgów” - to jak
pełne zachwytu i zdumienia wpatrywanie się w niebo (usiane gwiazdami), nasze
zajęcie od setek tysięcy lat - ulubione. Poetyczne, misteryjne, tworzenie
nowych światów – dla nowych bytów, bo to one mają pierwszeństwo do istnienia. Jak
wieczność, która się toczy (kołem predestynacji). Powaga kosmosu, którego się
nie lekceważy, odprysku/cienia kosmicznego bytu.
Leśmianowski duch wnikał w szpary między
doskonale kopulastym sklepieniem podziemi bastei, teraz wspaniałym miejscem
koncertowym, a kiedyś autentyczną salą tortur, jakie bywały w zamkowych
piwnicach. Śpiewały z nami, po Leśmianowsku mówiąc, pogłosy pobytu w tej pięknej architektonicznie, o wspaniałych
warunkach akustycznych, sali. Cicho, przywalone stuleciami, brzmiały
potępieńcze w bastei krzyki uwięzionych… Królował w tym dniu Bolesław Leśmian.
Iwona
Wróblak
maj 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz