sobota, 27 kwietnia 2019


O kulturze Drogi i wychowaniu dla dialogu


Spotykajmy się na szlakach naszych dróg w miejscach – małych spraw… Codziennych aktywności. Możliwość porozumienia się między (nieprzyjaznymi) plemionami jest (prawie) niemożliwa… Idźmy więc, mówi pan Czarnuch, wieloletni pedagog, nauczyciel w szkole średniej w Witnicy, idźmy razem: do fryzjera, do sklepu… Na poletko dialogu, gdzie krzyżują się nasze osobiste historie (rodzinne-plemienne). Idźmy tam nie PRZEZ PRZYPADEK, IDŹMY intencjonalnie…
… Móc dotykać historii z różnych stron. Czyli uczyć się historii.
Zbigniew Czarnuch (ur. 1930) – historyk, pedagog, działacz społeczny, w 2009 r. za działanie na rzecz porozumienia polsko-niemieckiego otrzymał ufundowaną przez Niemieckie Forum Kulturalne ds. Europy Wschodniej nagrodę im. Georga Dehio (Georg-Dehio-Kulturpreis). Zainicjował Utworzenie Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia „Pro Europa Viadrina. „Międzyrzecz – nadal bastion, czy – brama…” - to tytuł wykładu, z którym gościł, w starościńskiej sali portretów trumiennych w Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej im. Alfa Kowalskiego, gdzie cenne artefakty są świadectwem współistnienia w dawnej, II Rzeczpospolitej, i współoddziaływania na siebie, kultur pogranicznych, właściwych dla specyfiki naszej małej międzyrzeckiej, i okolicznej, ojczyzny.
Wracamy do tej idei, obecnie. Stworzenie instytucji samorządu terytorialnego w 1989, miały wielkie znaczenie dla idei tożsamości regionalnej. Dla naszego, zmieniającego się w czasie, obrazu-sposobu zaistnienia w kulturowym krajobrazie przestrzenno-historycznym, z jego historią zastaną i tworzoną przez nas, jako - inspiracja do tworzenia własnego twórczego aktu-świadectwa bytności. Gdzie nakładają się na siebie, jak obwarzanki, tytuły tożsamościowe; Punkt widzenia osobisty, rodzinny, lokalny, regionalny, wreszcie narodowy… Jak w pieśniach ludowych, w ich wielkiej archetypicznej mądrości – najpiękniejsza jest moja kraina (nawet z czysto estetycznego punku widzenia…)
Prawa i podmiotowość człowieka dotyczy nie tylko jego życia osobistego, ale także miejsca w społeczności – globalnej, regionalnej. To etapy wrastania w społeczeństwo-region-państwo-planetę.
Mamy skomplikowaną epokę. Zanika regionalność stroju, ubrania, w jakim pokazujemy się ludziom, będąca kiedyś wyznacznikiem przynależności do ziemi i danej kultury. Wraz z unifikacją kulturową problemem coraz większym staje się wyobcowanie. Nie jesteśmy - jak kiedyś – razem z innymi, jesteśmy.. samymi dla siebie… Budujemy, za pomocą lęku (związanego z brakiem punktu odniesienia osobistego), ściany - nie tylko materialne, i zubożeni w ten sposób uciekamy w zachowania stadne, bardzo niebezpieczne. Pytanie o tożsamość nabiera cech dramatycznych…  Z dominującym coraz powszechniej przekonaniem, że nic od nas nie zależy. Paradoksalnie dzieje się tak w dobie łatwego przenoszenia się z miejsca na miejsce, zacierania (politycznych) granic.
 Móc dotykać historii z różnych stron. Nawet sytuacje w swoim życiu widzimy na różnych etapach ich zrozumienia nieco odmiennie. Interpretacja zdarzeń zależy od nastroju, wychowania, nauk, jakie odbieramy w naszej podstawie programowej aplikowanej przez system szkolnictwa.
Nasza historia narodowa (przynajmniej tradycja obchodzenia rocznic nieudanych powstań) obfituje w szczególnie niekorzystne na zrównoważonego rozwoju emocjonalnego naciski na świętowanie martyrologii narodu polskiego. Wiele wybitnych umysłów przestrzegało przed zduszeniem przez klasycznego Polaka (-katolika) - człowieka w Nim… Ponad stuletni czas zaborów zaowocował rezygnacją z kultywowania regionalizmu na rzecz idei narodowej, zagubiliśmy ważną sprawę, swój heimat – w czasach, kiedy społeczeństwa europejskie stopniowo wracały do koncepcji landów, pielęgnowania regionalizmów. Chodzi o wspólnotowość, wspólne gospodarzenie na ziemi, gdzie mieszkamy, odpowiedzialność za nią, troskę o jej rozwój gospodarczy, która jest możliwa tylko wtedy, kiedy czujemy się właścicielami, zarządzającymi, patrzymy na nią jak na własny dom i podwórko.
Międzyrzecz ma Towarzystwo Historyczne, pasjonatów regionalistów zajmujących się kulturą naszej ziemi. Słyszałam nieraz, bywając na sesjach historycznych, pytanie – jak zachować się wobec niepolskiej zastanej spuścizny kulturowej (nie u-tracić, jako obolały swą polskością patriota swojej tożsamości…)
Istota odrębności małej ojczyzny – wobec tej wielkiej… Pan Czarnuch mówi, że w patriotyzmie, jako emocji związanej z Ojczyzną, można wyodrębnić ojczyznę prywatną najbliższą – jak zapachy, smaki (kuchnia), pieśni (kojarzone np. Chopinem, Moniuszką), w następnej kolejności są nią emocje osobiste, przyjaźnie, i nienawiści… potem krajobrazy, otoczenie i melodia języka ojczyźnianego.  
Pan Czarnuch mówi o ojczyźnie ideologicznej, rozumianej najpierw jako wierności suzerenowi, księciu, królowi, religii – dogmatom, potem premierowi, rządowi, prezydentowi… Dzisiaj podszeptom rządowych PRowców, prasy, urzędników. Ponadczasowe uprzedmiotowienie poddanego… – Dopóki nie przyjdą ci apostołowie nienawiści, jesteśmy podmiotami – powiedział pan Czarnuch… Tymczasem w małej ojczyźnie liczy się to, co człowiek pozostawi po sobie trwałego, w procesie tworzenia nawarstwiających się kultur przynależnych zmieniającym się organizmom państwowym – swój imiennie nazwany (dla potomności) dom, fabrykę, park.
Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek (C.K.Norwid). Jako porównanie tych dwóch zjawisk pojmowania ojcowizny – jako pamięci doznanych (zbiorowo) krzywd, i pamięci o osobach, które pozostawiły po sobie obiekty kultury materialnej… Czyż one muszą się wykluczać? Po raz kolejny – Móc (mieć narzędzia, by) dotykać historii z różnych stron. Historii, która jako ta, która JUŻ się wydarzyła, ma (i miała) różne oblicza.
Polska historia miała takowe oblicza – zwykłe (oprócz heroicznych), niepiękne również, które zostały skwapliwie (dlaczego nie?) zapisane w wersjach pamięci dziejowej narodów naszych sąsiadów (ich historii ideologicznej). Wiedza o rewersie tego (polerowanego ciągle) medalu jest ważna, by ustrzec się wąskiego polonocentryzmu, który przecenia tożsamość narodową zaniedbując idee współpracy społecznej. Szacunku dla różnorodności, przenikania się, czy istnienia odrębnego, kultur i religii, które warunkują ekonomię i szybki rozwój gospodarczy. A ten następuje przede wszystkim lokalnie, ma swoje oblicze w zamożności kieszeni obywatela, jego poczuciu zadowolenia, w otoczeniu sąsiedzkim, gdzie się dobrze czuje.
W Witnicy, szukając pomysłu na tożsamość, i wyróżnienie (mające oznaczyć tę małą miejscowość na mapie Europy, i przyciągnąć turystów) pan Z. Czarnuch w latach 1994-1995 stworzył Park Drogowskazów i Słupów Milowych Cywilizacji – to historyczne ślady traktu hanzeatyckiego, praojca idei unii handlowej Europy… W tej chwili (po 2015 r) po Parku nie ma śladu, został zastąpiony wyglądającym wroga przez lornetkę polskim ułanie na koniu… Mamy nadzieję, że to sytuacja przejściowa, historia zatacza koła i elipsy, a nasz Międzyrzecz – czy będzie bastionem, czy bramą??? Zależy to, myślę, tylko od naszych (i naszych włodarzy) umysłów…
Jeszcze raz ważne pytanie: która tradycja powinna dominować w przekazie pokoleniowym – pamięć krzywd czy pamięć zobiektywizowana, gdzie każda ze stron ma swoje racje. Inaczej: Pamięć – czy kult pamięci? Fakty historyczne funkcjonują w strukturach. Są jak piaski ziemi otulające leżące w nich klejnoty – doświadczenia… Gdzie każdy fakt zaistniały w naszej pamięci jest poprzedzony wartością (jaką mu nadajemy). Struktury są, mogą być daną sytuacją towarzyszącą wydarzeniu, naszym wychowaniem, otoczeniem kulturowym, i póki nie staną się symbolem (!), są negocjowalne…
 Zadanie pedagoga społecznego, jak je pojmuje pan Czarnuch – to znaleźć dla każdego poletka, gdzie spotykamy się my, różnoplemieńcy, z własną historią (prawdziwych dla nas) krzywd. Miejsca, gdzie obarczony bagażem historii ideologicznej człowiek będzie kimś nie-anonimowym. Miejsca dialogu, wolne od niewoli schematów.

Iwona Wróblak
kwiecień 2019




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz