O śmierci, obrządkach pogrzebowych, albo ich
braku...
Sala starościńska w Muzeum im. Alfa
Kowalskiego w Międzyrzeczu. Spogląda na
nas ze ścian, jedna z największych w Polsce, kolekcja portretów
trumiennych, po wojnie, staraniami pierwszego dyrektora Muzeum Alfa
Kowalskiego, ocalonych przed rozkradzeniem, wywiezieniem. Zbiór cennych zabytków jest adekwatną ilustracją do tematu sesji
historycznej: „ Na pograniczu światów”.
Gościmy ze Stowarzyszenia „Pogranicze”,
skupiającego pasjonatów i badaczy historii z Sierakowa, Międzyrzecza, Pszczewa,
Międzychodu: Karolinę Korendę – Gojdź i
Katarzynę Sztubę – Frąckowiak z Pszczewa, Artura Paczesnego, historyka
zatrudnionego w muzeum w Międzychodzie.
Czas
jest listopadowy. Sprzyjający zadumie, refleksji, nad zagadnieniami sepulklarnymi.
Co najmniej homo neanderthals, jak
wynika z badań, posiadał, w swoich zachowaniach społecznych, obrzędy - zwyczaje
pochówku członków gromad, o wcześniejszych czasach, między potopami, zimami
nuklearnymi, niszczącymi faunę i florę, być może związanymi z cykliczną
aktywnością superwulkanów, nic nie wiemy...
Karolina Korenda – Gojdź mówiła o
zagadnieniach demograficznych w referacie „O
śmierci dzieci i matek na podstawie pszczewskich akt zgonów z XVII – XIX
wieku”.
„Kobieta
w ciąży jedną nogą do grobu dąży”... Smutna rzeczywistość stanu opieki
zdrowotnej w minionych wiekach. Poród i połóg był okresem niebezpiecznym dla
zdrowia i życia kobiety. Ponadto kobieta była wtedy, w myśl zasad religii
chrześcijańskiej, „nieczysta”. Paradoksalnie dogmaty religii mogły ją chronić
przed infekcjami. Może to spadek po nie dającej się tak łatwo wyprzeć z pamięci
społecznej, liczącej tysiące, może dziesiątki tysięcy lat, tradycji samopomocy
kobiet (mudrych, mądrych, dzieciobiorek)
pełniących funkcje podobne do roli dzisiejszych lekarzy, położnych, w czasach,
zanim mądre zaczęły płonąć na
chrześcijańskich stosach... Funkcje nie tylko medyczne, także wspólnotowego
wsparcia, obrzędowego przyjęcia nowo narodzonego dziecka do społeczności (w
tradycji wielkopolskiej: kładzenie dziecka na ziemi, by (bogini?) je przyjęła,
i późniejsza tradycja: przekazywanie dziecka ojcu; dotykanie główką powały
(Bogu-ojcu wysokiemu Niebieskiemu). Słabym echem minionej dawno epoki
matriarchalnej był być może przesąd-zakaz przechodzenia pod linkami z supełkami
(zapętlenie pępowiny przy porodzie), zakaz podnoszenia w górę rąk
(odpowiadający obawie o zbyt wczesne wywołanie akcji porodowej).
Według statystyk w omawianym okresie
śmiertelność dzieci do 1 roku życia sięgała 35 %. Śmierć noworodka, małego dziecka, była tak
częsta, że należało się z tym „naturalnym” (Bóg dał-Bóg zabrał) wydarzeniem po
prostu pogodzić (wola Boska)... Mała
dusza nieochrzczona nie trafiała wprawdzie do chrześcijańskiego piekła, ale do
nieba także nie, i czyśćca, znajdując swoje miejsce w przestrzeni odrębnej (cierpieć nie będę, Boga oglądać – też nie,
ale nie oszczędzone mi będzie słuchanie potępieńców). Do 2006 r.
obowiązywała koncepcja pochówku limbusza
(z łac. okraj, skraj), z mszą żałobną odprawianą przez księdza w białej komży,
z ubranym na biało dzieckiem w trumience, z główką w wianeczku z kwiatów i
ziół.
Kobieta, która umarła z dzieckiem
nienarodzonym, wyprutym z jej łona (wyjętym w celu „pokropku”), owiniętym
płótnem i zakopanym w ziemi, nie miała prawa być pochowana na cmentarzu, jak –
chrześcijanie... Chowano ją pod cmentarnym płotem, na skraju lasu, w okolicach
jej domu lub w pobliżu przydrożnego krzyża. Aborcja była karana bardzo surowo,
tak jak za dzieciobójstwo – przez zakopanie żywcem, przebicie kołkiem, „jak
wampira”, utopienie (prawo magdeburskie), przeciągnięcie przez płomień,
biczowanie, rozebranej do pasa, rózgą.
Inną dotkliwą karą była banicja ze wsi. Osoba, która chciała pomóc
skazanej, karana była „na gardle”.
Do 6. tygodnia po urodzeniu dziecka
położnica pozostawała „nieczystą”. Nie wolno jej było chodzić na mszę do
kościoła, piec chleba, doić krowy, składać wizyt, musiała uważać, by nie
przekroczyć progu, i mieć przy sobie coś metalowego, bo metal chronił „przed
Złym. Zakaz wstępu na cmentarz, z racji tego, że płytko kopane groby były
siedliskiem bakterii, chronił ją przed zakażeniem. 40 dni po porodzie następowało
rytualne oczyszczenie „nieczystej”. Przy chrzcie swojego dziecka matka nie
miała prawa być obecna, chrzcił je ojciec. Kobiety często umierały w połogu,
statystyki mówią o wieku 30. roku życia. Położnice nie miały prawa do pochówku
w obrębie cmentarza. Chowano ją za płotem, za obejściem, jak zwierzę.
W następnych grupach wiekowych, aż do
osiągniecia dojrzałości, śmiertelność była równie duża. Jan Kochanowski
opłakiwał w „Trenach” swoją 30.
miesięczną Urszulkę, nie zawsze było to dane tysiącom dzieci chłopskich,
chowanych pod cmentarnym płotem, ich bezimienna śmierć miała często znaczenie
zbliżone utracie zwierząt gospodarskich... Podobnie, w patriarchalnym
społeczeństwie, rzecz się miała z ich chłopskimi matkami, umierającymi w
połogu, które tak karano za ograniczenie przyrostu naturalnego – niczym straty
gospodarcze w inwentarzu, na równi ze stratą wśród krów czy świń, dobra
folwarcznego... Mówi się, że niewolnictwo pańszczyźniane mści się do dzisiaj
zakonotowanymi postawami dużej części społeczeństwa (duch chłopa
pańszczyźnianego), obojętności wobec działań obywatelskich, prospołecznych,
głęboko zakorzenionej nieufności wobec każdej władzy...
Tradycja, wsparta ideologią
chrześcijańską, kobietę w ciąży uznawała za „nieczystą”(zgrzeszoną), skalaną
złymi (diablimi-związanymi z biologią, z ciałem) mocami.
Religia
chrześcijańska narzuciła prymat swej ideologii człowiekowi od narodzin.
Chrzest, czy tylko tzw. „pokropek”, był warunkiem, by nadać człowieczemu
noworodkowi prawo do wspólnotowego pochówku. Instytucja tzw. chrztu z
pragnienia zakładała „naturalną” chęć znalezienia się w gronie wyznawców
Chrystusa. Można było też dostąpić statusu bycia chrześcijaninem poprzez
męczeńską (za wiarę) śmierć.
W
przypadku spodziewanej rychłej śmierci noworodka chrzczono z tzw. „wody”,
niekoniecznie w kościele, także w domu u położnicy, dziecko w ten sposób
ochrzczone nie zawsze było odnotowane, jako urodzony w parafii człowiek, w
księgach metrykalnych.
Epoka nowożytna, industrializacja,
uprawa ziemniaków, znacznie polepszyła warunki życia ludności. W XVIII wieku,
wraz z rozwojem świadomości higieny ciała, wygasły dziesiątkujące ludność
Europy epidemie dżumy. Cholera nie zbierała już tak obfitych żniw śmierci.
Artur Paczesny, Paweł Głogowski, z
Muzeum Regionalnego w Międzychodzie. Badania interdyscyplinarne mówią o
historycznych związkach, wspólnocie dziejów regionu obejmującego okolice
Międzychodu i Międzyrzecza. Cechą charakterystyczną omawianego terenu jest duża
zasiedziałość wspólnot narodowych, świadomość społeczna, czy pamięć
pokoleniowa, że leżą tam nasi ojcowie.
Badania archeologiczne obejmujące
prawy brzeg Warty wykazały istnienie cmentarzyska grobów popielnicowych kultury
łużyckiej okresu halsztackiego, sprzed około 800 r. p.n.e. Nowoczesna technika
daje wiele możliwości – stawiania dalszych pytań... Programy informatycznej obróbki zdjęć z satelity, z dronu,
nałożone na skan mapy z 1817 r. wykazały negatywy przyrodnicze, cykliczne
zmiany klimatyczne (powódź w XIII wieku, która zalała cały Poznań). Laserowe
metody obrazowania odzwierciedlają rzeźbę terenu bez roślinności, na obrazie
wyłoniły się konstrukcje drewniane na palach, domostwa neolityczne, o wymiarach
40 na 50 m., ziemianki i piwnice, gdzie przechowywane były zbiory. Pokazał się
kształt dawnego starorzecza, w procesie naturalnego meandrowania Warty, zmian
jej koryta, i jej sztucznego „prostowania”. Wprawne oko może odczytać zmiany w
środowisku, w jego szacie roślinnej, wyraźnie odcinają się od terenu ciemniejsze,
proste linie intensywniej porastającej roślinności - próchnicze ślady po zalegających
w ziemi resztkach bali drewnianych. Widoczne
na mapie podłużne wzniesienie, blisko 100 m., nazywane Górką zamkową,
Grodziskiem, to cmentarzysko megalityczne, na którym nawarstwiały się pochówki
z epok późniejszych. Z czasem ulegało ono zniszczeniu będąc przez wieki (król
pruski zachęcał poddanych do pobierania stamtąd kruszywa) rezerwuarem kamienia
i piasku, także współcześni „pasjonaci-poszukiwacze”, poprzez dziką eksplorację
niszczyli resztki historycznych megalitów, kurhany czy pola popielcowe,
napotkane pozostałości dawnych warowni. Zatarte zostały, na szczęście nie
całkiem, ślady megalitycznego grobowca
sprzed 3.500 lat, popielnicowego cmentarzyska obrządku całopalnego. Wazy
z prochami ze stosu całopalnego kryły też, w workach płóciennych, resztki
ofiarnych ziaren, miodu. Co ciekawe, podłużny
kształt (symbolizował DOM) cmentarzysk Słowian, np. grobowce kujawskie, skierowany
ku północy miał nachylenie pod kątem 16 stopni, w ślad, jak twierdzi jedna z
teorii, za wędrującym ziemskim biegunem magnetycznym.
Międzychód był ośrodkiem myśli
luterańskiej. Także ośrodek włókienniczy – czarny kir używany do pochówków być
specjalnością międzychodzkich rzemieślników. Pompa funebris znajdował się w ogrodzeniu zamkowego kościoła
ewangelickiego, usadowione we wnękach muru rokokowe płyty nagrobne z XVIII
wieku, niedawno uwolnione od tynku, zasłaniającego je od lat 60.-70. (polityka
tabuizacji zabytków niemieckojęzycznych). Płyty należały do niemieckiego
patrycjatu; burmistrzów, sędziów, mieszczan, jest 6. dzieci pastora. Nagrobki
dziecięce z aniołkami, rogami obfitości (czyli dobrem, którym obdarza Bóg).
Laury i wawrzyny, róże – protestanckie symbole Chrystusa. Naturalistyczne
wyobrażenia szczątków ludzkich, pamięć o epidemiach dżumy. Inskrypcje,
kartusze, klepsydra, świeca, gromnica, korona żywota ludzkiego, kosa śmierci,
chorągiew pogrzebowa. Czaszka i akant na każdym zabytku. Nekropolity m.in. rodu
Unrugów. Najmłodszy z zabytków pochodzi z 1840 roku. Na płytach herby
okolicznych rodzin, mających swe posiadłości w okolicach Międzyrzecza i
Międzychodu.
Katarzyna Sztuba-Frąckowiak „ Postawa personelu Obrawalde (Obrzyce)
wobec pacjentów zamordowanych w Akcji T-4”.
Do likwidacji w Obrawalde były
przeznaczone osoby „nie wykazujące, w długotrwałym leczeniu, poprawy zdrowia”,
jako „bezwartościowi pożeracze chleba”, który można by przeznaczyć na
wyżywienie niemieckich rodzin.
W XIX i w na pocz. XX wieku osiągnięcia
psychiatrii niemieckiej były w Europie wzorem dla innych. Dojście do władzy
NSDAP faktycznie cofnęło tę naukę do epoki średniowiecznej. Humanistyczne podejście
do człowieka zastąpił tępy darwinizm promujący wąsko pojęty dobór naturalny.
Prym zaczęła wieść, wpajana już w szkołach, ideologia „higieny rasy”, zasady
eugeniki, w myśl której prawo do życia mieli mieć tylko piękni, mądrzy i tzw.
wartościowi. Zaczęły powstawać Lebensborn,
miejsca, gdzie zmuszano kobiety do rodzenia dzieci poczętych z esesmanami,
osobami w typie nordyckim, aby wyhodować rasę „nadludzi”. Rasy nieużyteczne dla
Rzeszy niemieckiej miały zniknąć, by nie zabierać „nadludziom” przestrzeni
życiowej i pożywienia.
Początkowo idea Akcji T-4 (nazwa
pochodzi od ulicy Tiergartenstraße 4 w Berlinie, gdzie powstał pomysł Akcji
T-4, obecnie jest tam muzeum ofiar eutanazji) w Niemczech w początkowym okresie
ostatniej wojny wzbudziła silne protesty w środowiskach chrześcijańskich –
katolickich i protestanckich, mordowano m.in., inwalidów, weteranów z I wojny
światowej. Osoby przeznaczone do likwidacji, pacjentów szpitali
psychiatrycznych, przywożono do szpitali położonych na wschodnich krańcach ówczesnej
III Rzeszy.
W kulturze europejskiej,
niemieckiej, wielką uwagę przywiązywano do należytego pochówku osoby zmarłej,
wierzono, że za niedopełnienie obrządku pogrzebowego mogła spotkać kara ze
strony duszy zmarłego. Aby pochówek był właściwie przeprowadzony, ciało
należało obmyć, ubrać w najlepsze ubranie (mundur) i ułożyć w trumnie. W
Obrawalde nie zapewniano zmarłym żadnego z tych warunków, w odróżnieniu od pogrzebów „zwykłych” Niemców, wobec których
cywilizowane formy szacunku dla osób zmarłych były nadal w Niemczech kultywowane.
W czasie, gdy w 1940 r. dyrektorem
szpitala Obrawalde został, niebędący lekarzem psychiatrą, członek NSDAP Walter
Grabowski, zasadniczej zmianie uległa forma opieki nad pacjentami szpitala,
zaprzestano prowadzenia dotychczasowych sposobów leczenia, terapii poprzez
pracę - w Obrawalde dotąd notowano duży odsetek osób powracających do zdrowia. Grabowski odsunął szanowanych specjalistów,
psychiatrów, pielęgniarki, osoby sprzeciwiające się idei eutanazji osób nie
rokujących sprostaniu zadania pracy dla Rzeszy. Mord zlecano personelowi
szpitala, została im wydana broń. Obowiązywał zakaz komunikowania się między
oddziałami i zachowanie się tajemnicy. Nie wszyscy zatrudnieni godzili się na
nowe zadania. Odmowa uśmiercania pacjentów nie powodowała zwolnienia z pracy,
tylko odsunięcie od możliwości awansowania.
Transporty pacjentów z głębi Niemiec
przyjeżdżały na bocznicę kolejową Obrawalde w nocy. W atmosferze tajemnicy,
selekcja osób przeznaczonych na śmierć, lub do pracy, za minimalne racje
żywnościowe, miała miejsce na rampie kolejowej. W izolatkach (na oddziale 19) pacjentom
podawano zwiotczający mięśnie Luminal, i uspokajający Weronal, aplikowano
śmiertelną dawkę Skopolaminy z morfiną. Z prosektorium ciała przykryte kocem,
po zabraniu ubrania, cenniejszych rzeczy, wyrwaniu złotych zębów, pacjenci
funkcyjni przewozili wózkach na cmentarz, bez żadnej ceremonii pogrzebowej.
Rodzinom pacjentów wysyłano zawiadomienia o śmierci pacjentów, i urnę z
prochami, jako przyczynę zejścia podawano np. zachorowanie na gruźlicę.
Z czasem w Obrawalde, z powodu szybkiego
zapełniania się cmentarza, powstały plany budowy krematorium, inwestycji nie
zrealizowano z powodu wkroczenia wojsk radzieckich. W Obrzycach po wojnie w
1966 roku odkryto masowe groby, w których ciała pomordowanych układano
naprzemiennie warstwami (sześć warstw), by zmieścić jak największą ilość, jak
to określano, „materiału do wywiezienia”, „bezimiennych odpadów ludzkich”.
Miejsca złożenia zwłok oznaczone były kopczykami ziemi i tabliczkami z
numerami. Liczbę ofiar nazistów w Obrawalde szacuje się na 7000 do 10000 osób.
Iwona
Wróblak
listopad 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz