Elektro
Industrialny Zamek międzyrzecki
EINNZ –
czyli Elektro - Industrialna Noc (dwie noce) Na Zamku (międzyrzeckim). Wystąpiły:
„Sexy Suicede”, „Controlled Collapse”, „Rebeka”. Nazajutrz: „Reactor7x”, „Clicks”
i „Das Moon” (po raz piąty w Międzyrzeczu).
Sprawcy:
Remigiusz Lorenz - Burmistrz (w glanach…), który lubi tę muzykę, i - jak to burmistrz, samorządowiec – przy okazji koncertu
myśli o metodach promocji regionu i miasta, i Urząd Miasta, Międzyrzecki
Ośrodek Kultury – i inicjatorzy, młodzi ludzie, z pokolenia, jak mówią mi
goście i bywalcy międzyrzeckich koncertów – lat 70-80. Rafał Pawełczak, Rafał
Bączkowski, Tomasz Markiewicz, Grzegorz Spławski.
Do
Bolkowia na koncerty przyjeżdżają fani z całej Polski. Do nas też – witamy:
Szczecin, Zieloną Górę, Piekary Śląskie, Warszawę, Katowice, Berlin, Franfurt,
Norwegię… i oczywiście Międzyrzecz.
Szczególny klimat – na trawiastym, porośniętym stokrotkami,
dziedzińcu średniowiecznego obronnego zamku, którego wyremontowane mury tworzą
swoisty akustyczny amfiteatr, który tak lubi muzyk z „Das Moon”. Gotyk i
industrial, jest ich wiele odmian, nawzajem te style, jak wiele gatunków
muzyki, się przenikają. Szczególny klimat czarnych – obowiązkowo - strojów. Czarny
strój odbija zło. Jest zamawianiem jego braku… Black metal. Też mroczny. Kobiety – w wysokich sznurowanych buty. Czerń
i czerwień, ostre barwy – książęce, powiedzielibyśmy historycznie.
Wszystko
wzięło się od punka… Mówi mi Łukasz Pawlak – wydawnictwo „Requiem Records”,
znawca tematu, wydawca industrial, pokaźnego zbioru muzyki tego stylu. Zajmuje
się tym od 20 lat. Wydał 180 pozycji. Kasety, winyle, kontakty. Ma swoją wizję
tego gatunku muzyki… Czytam na stoisku: modern-classical,
jazz/impro, ambient. Słucham z ciekawością Łukasza…
Co to
właściwie znaczy industrial? (z jęz. ang. „industrial”
- przemysł)
Przemysłowa
muzyki dla przemysłowych ludzi... Nowa fala rocka. Estetyka hałasu. Stosowanie w muzyce
szumu, zgiełku, przemysłowego hałasu, poszarzałych
rytmów maszyn i fabrycznych dudnień. Głos ludzki przetwarzany
elektronicznie. Fascynacja i jednocześnie - rozczarowanie zdehumanizowaną
cywilizacją przemysłową, która z jednej strony dąży do technicznej doskonałości,
a drugiej spycha jednostkę ludzką na dalszy plan. Pojawił się w latach 70. równolegle
z rockowym nurtem punk, z którym łączyła go agresywna stylistyka, krytyka
istniejącego systemu społecznego i przekonanie o tym, że każdy może tworzyć
muzykę…
Nowe możliwości wyrazowe. Zgrzytliwy industrial oparty bywa o wyraziste, połamane
rytmy, głęboki bas i zdeformowany wokal. Industrial jako poszukiwanie nowych
dźwięków, wynikłe z faktu, że klasyczne formy zostały mocno wyeksploatowane. Powiedział
ktoś: - muzyka jest płynną metafizyką…. Muzyka industrialna czyli taka, która powstawała z
wykorzystaniem techniki, elektroniki, ale także za pomocą instrumentów takich jak tara do prania czy werbel. Industrial
składa się z dwóch elementów - ogromnej masy elektroniki i surowego brzmienia,
tego samego, które można odnaleźć w punku czy heavy metalu. Nowym tworem stała się skala atonalna, oparta na gamie
złożonej z 12 półtonów, której twórcą był Arnold Schonberg, Alan Berg i Antoni
Webern. Rozbijano harmonię i melodyjność, wprowadzając formy operujące
kontrastem i dysonansem, w imię ukazania niespokojnej, nerwowej i zaskakującej
ekpresji...
Murawa
przyschła po popołudniowej ulewie i burzy. Moc
idzie ze sceny. „Sexy Suicede”. Ciągłe crescendo. Wielkie napięcie. Puls
ogromniasty. Jak napływ - zewsząd – informacji, szum informacyjny pulsujący nam
w mediach, na ekranach smartfonów, przy takim zalewie - kakofonia nieuchronna.
Zanurzeni w niej – balansujemy, tańczymy,
w sieci (internetu) jak na sznurkach, poruszamy się - by BYĆ choć trochę żywym,
nie być umarłym kompletnie, by urwać (urywać) się z tych sznurków choćby tylko
na koncertach…
Jest
opowieść snuta. W kawałkach, w obrazach („Das Moon” pokazuje to na telebimie).
We frazach muzycznych. Niektóre kompozycje składają się z nich w większej
części. Są ORNAMENTACJĄ utaśmionej fabrycznie, sieciowo, rzeczywistości. Punk-towo świat widzimy jaśniej…
Fragmenty realu, pocięte zdjęcia… Wspólny zespołom jest nieobojętny zanurzony w
doczesności wysoki TON. Dominująca rytmiczność. Jak pulsacja wielu serc… Unissomo…
Rozmawiam
z dziewczynami, fankami industrial. Wychowały się na muzyce z lat 80. Mówią - Na co dzień jesteśmy zabiegani, mamy dzieci…
Na dwa dni chcą odrzucić codzienność.
Przestać być anonimowymi, jak z taśmy produkcyjnej. Tworzy się w Międzyrzeczu,
na Zamku – zwyczaj spotykania się przy industrial. Przyjeżdża się tu dla znajomych ludzi, żeby ich spotkać. W ich gronie - się wyróżnić, stać się kolorowym w gronie tych,
których łączy sama muzyka.
Łatwiej wtedy nawiązać kontakt. Zbliżyć się do innych.
Muzyka działa dogłębnie, wywołuje emocje.
Słucham
Łukasza. Industrial spięta z punk-rockiem. Bunt… Dzisiaj to kolaż… jest dużo fabrycznie
generowanej muzyki. Świat jest brudny (?). Tania technologia, fetysz. Łatwa dostępność
do najwyższej jakości sprzętu, co może
zabić kreatywność… Łatwo jest oszukać (nie wszystkich…) Jest weryfikacja za
pomocą rynku. Dla twórców prawdziwych, jak zawsze, tkanka muzyczna jest najistotniejsza.
Odchodzi się od rocka w stronę elektroniki. Nadaje mu się nową rzeźbę.
Industrial
mówi o brudzie tej ziemi… Ktoś mi mówi o subkulturze. O teatralizacji tej
subkultury. Formie. Nadaniu Formy…
Czarne demony na scenie. „Controlled Collapse”.
Uczestniczymy w spektaklu. Jako aktorzy? Twórcy? Z poprawnością (polityczną),
jaką jest scena. Buffo… O brudzie tego świata, o ziemi tego świata, którego jesteśmy solą… Czerwono brzmią załamy w
murach średniowiecznego zamczyska.
Znaleźliśmy jednakowe współbrzmienie z „Controlled…”.
Industrial – świat wymaga nowego oglądu…
Wskoczyłam na tor. Jestem słuchaw(k)ami, Uszami tańczących, zza stożka świateł
- zarys postaci. Czlowiek niemieszczący się (jak trybik) na taśmie
produkcyjnej. Człowiek piękny…
Teatr
groteski. Są przerysowani. Świat jest mroczny. W tej muzyce forma jest istotą. Stylem. Variette…
Zabawa z formą (treści stały się obiektami…).
Remiscencje starych-nowych form – w nowej odsłonie. Połączenie punka i gotyku
(?). Oczyszczenie być może, swoiste katarsis. Skażenie (i fascynacja…)
technicyzacją i digitalizowaniem – narzędzia mają wielkie znaczenie (niektórzy
mówią, ze przerosły twórców – nie wierzę…)
Gra tu się surowo, twardo, z głębokimi basami. Jest
minimalność i jednocześnie – max, monumentalność…
Znowu
nadstawiam uszu – komentarze filozoficzne: skupmy się na sobie (w ocenie). Dajmy
sobą przykład…Czy MY (ja, ty)
jesteśmy brudni? (czy się tak
czujemy) Zależy kto patrzy… Widziałam
zasłuchanych ludzi, którzy pierwszy raz słuchali „Das Moon”. Poznawali
industrial... Innych braci w genotypie,
powiedziałabym, poznawali. Różne – znaczy piękne. Piękno innych braci, choćby
cząstkowe, ale - jednak… Wobec ogromu Rzeczy
do poznania.
„Rebeka”. Industrial oczami kobiety–muzyka. Inne rytmy,
łagodniejsze.
Drugi
dzień, już mniej deszczowy, trwa. „Reactor7x”. kojarzy mi się jakby z (celowo
podkreślonym) błędem edytorskim w nazwie poczynionym na klawiaturze… Industrial
poetica. Głębsze basy. Wykrzyczane. Kilka warstw. Scena przyklejona do murów
zamkowych, w miejscu, gdzie był dom starosty międzyrzeckiego. Czerń strojów -
jest odczynianie. Fajerwerki
muzyczne, smugi i zdarzenia. Industrial – krzyk maszyn ludzkich. Robotów które
mają sny, marzenia. Mieszkają w fabryce na Taśmie. I w niczym im to nie
umniejsza wartości…
„Clicks” bardzo energetyczny. Niebo się rozjaśniło. Miliony
dźwięków elektronicznych, możliwości jakie daje współczesna technika – umieć
wybrać wśród nich garść przydatnych, potrzebnych. Rozmaite efekty – płaskie,
drewniane, drgania metalowego przedmiotu.
Balans
ciał w przestrzeni dziedzińca zamkowego, pomiędzy światłami. Wyglądają jak
trzymani w postronkach strun energii, wieczny, wieczysty taniec… Znienacka następuje
zmiana frazy. Opowiadacz ze sceny objaśnia (swój widziany przez siebie świat),
robi to z niejakim zdziwieniem osobistym. Jaśniejszy dzień. Bez deszczu. W
czerwonej poświacie.
Wiśnia
na torcie. „Das Moon”. EINNZ zaczął się od ich deklaracji. Że u nas chcą znowu
– byli trzy razy w niezapomnianym Klubie Muzycznym „Kwinto”, dać koncert.
Najlepiej na Scenie zamkowej – dużo miejsca i wspaniała akustyka.
Uszy królika. Maska. Archetypiczne absolutnie.
Psychodeliczny balans. Dramatyzm. Tutaj NIE MA zbędnego dźwięku. Rytm u „Das
Moon” jest delikatny, jego wiązki celowe.
Precyzyjne, razem z wokalem Daisy.
Przedstawienie.
Flaga narodowa, jako tło, łopocząca. Uczucia wspólnotowe
jako pełna drgań niespokojna kompozycja.
Obrazy są industrial,
osobne, wycięte. Wysokie spiczaste rejestry. Drżą nam w płucach.
Są zawirowania. Jak muszle spiralnie skręcone. O obwodach
niezamkniętych jak karma. Jest
geometryczność. I algorytm. Nie tylko w matematyce. Charyzmatyczna Daisy.
Wsłuchana.
Dokładne rozebranie na części czaszki ludzkiej. Jej
projektowanie. Wielowymiar fal dźwiękowych. Mózgu i konstrukcji
wewnątrzczaszkowej. Konstruktu czułego na drgania. Mogącego się rozpaść,
zmienić jak forma z plastiku. W skrzywieniach lini czasu.
Jest subtelny industrial. Może być.
Iwona Wróblak
czerwiec 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz