czwartek, 22 czerwca 2017

Elektro Industrialny Zamek międzyrzecki

            EINNZ – czyli Elektro - Industrialna Noc (dwie noce) Na Zamku (międzyrzeckim). Wystąpiły: „Sexy Suicede”, „Controlled Collapse”, „Rebeka”. Nazajutrz: „Reactor7x”, „Clicks” i „Das Moon” (po raz piąty w Międzyrzeczu).

            Sprawcy: Remigiusz Lorenz - Burmistrz (w glanach…), który lubi tę muzykę, i - jak to burmistrz, samorządowiec – przy okazji koncertu myśli o metodach promocji regionu i miasta, i Urząd Miasta, Międzyrzecki Ośrodek Kultury – i inicjatorzy, młodzi ludzie, z pokolenia, jak mówią mi goście i bywalcy międzyrzeckich koncertów – lat 70-80. Rafał Pawełczak, Rafał Bączkowski, Tomasz Markiewicz, Grzegorz Spławski.
            Do Bolkowia na koncerty przyjeżdżają fani z całej Polski. Do nas też – witamy: Szczecin, Zieloną Górę, Piekary Śląskie, Warszawę, Katowice, Berlin, Franfurt, Norwegię… i oczywiście Międzyrzecz.
Szczególny klimat – na trawiastym, porośniętym stokrotkami, dziedzińcu średniowiecznego obronnego zamku, którego wyremontowane mury tworzą swoisty akustyczny amfiteatr, który tak lubi muzyk z „Das Moon”. Gotyk i industrial, jest ich wiele odmian, nawzajem te style, jak wiele gatunków muzyki, się przenikają. Szczególny klimat czarnych – obowiązkowo - strojów. Czarny strój odbija zło. Jest zamawianiem jego braku… Black metal. Też mroczny. Kobiety – w wysokich sznurowanych buty. Czerń i czerwień, ostre barwy – książęce, powiedzielibyśmy historycznie.
            Wszystko wzięło się od punka… Mówi mi Łukasz Pawlak – wydawnictwo „Requiem Records”, znawca tematu, wydawca industrial, pokaźnego zbioru muzyki tego stylu. Zajmuje się tym od 20 lat. Wydał 180 pozycji. Kasety, winyle, kontakty. Ma swoją wizję tego gatunku muzyki… Czytam na stoisku: modern-classical, jazz/impro, ambient. Słucham z ciekawością Łukasza…
            Co to właściwie znaczy industrial? (z jęz. ang. „industrial” - przemysł)
 Przemysłowa muzyki dla przemysłowych ludzi... Nowa fala rocka. Estetyka hałasu. Stosowanie w muzyce szumu, zgiełku, przemysłowego hałasu, poszarzałych rytmów maszyn i fabrycznych dudnień. Głos ludzki przetwarzany elektronicznie. Fascynacja i jednocześnie - rozczarowanie zdehumanizowaną cywilizacją przemysłową, która z jednej strony dąży do technicznej doskonałości, a drugiej spycha jednostkę ludzką na dalszy plan. Pojawił się w latach 70. równolegle z rockowym nurtem punk, z którym łączyła go agresywna stylistyka, krytyka istniejącego systemu społecznego i przekonanie o tym, że każdy może tworzyć muzykę…
Nowe możliwości wyrazowe. Zgrzytliwy industrial oparty bywa o wyraziste, połamane rytmy, głęboki bas i zdeformowany wokal. Industrial jako poszukiwanie nowych dźwięków, wynikłe z faktu, że klasyczne formy zostały mocno wyeksploatowane. Powiedział ktoś: - muzyka jest płynną metafizyką…. Muzyka industrialna czyli taka, która powstawała z wykorzystaniem techniki, elektroniki, ale także za pomocą instrumentów takich jak tara do prania czy werbel. Industrial składa się z dwóch elementów - ogromnej masy elektroniki i surowego brzmienia, tego samego, które można odnaleźć w punku czy heavy metalu. Nowym tworem stała się skala atonalna, oparta na gamie złożonej z 12 półtonów, której twórcą był Arnold Schonberg, Alan Berg i Antoni Webern. Rozbijano harmonię i melodyjność, wprowadzając formy operujące kontrastem i dysonansem, w imię ukazania niespokojnej, nerwowej i zaskakującej ekpresji...
            Murawa przyschła po popołudniowej ulewie i burzy. Moc idzie ze sceny. „Sexy Suicede”. Ciągłe crescendo. Wielkie napięcie. Puls ogromniasty. Jak napływ - zewsząd – informacji, szum informacyjny pulsujący nam w mediach, na ekranach smartfonów, przy takim zalewie - kakofonia nieuchronna. Zanurzeni w niej – balansujemy, tańczymy, w sieci (internetu) jak na sznurkach, poruszamy się - by BYĆ choć trochę żywym, nie być umarłym kompletnie, by urwać (urywać) się z tych sznurków choćby tylko na koncertach…
            Jest opowieść snuta. W kawałkach, w obrazach („Das Moon” pokazuje to na telebimie). We frazach muzycznych. Niektóre kompozycje składają się z nich w większej części. Są ORNAMENTACJĄ utaśmionej fabrycznie, sieciowo, rzeczywistości. Punk-towo świat widzimy jaśniej… Fragmenty realu, pocięte zdjęcia… Wspólny zespołom jest nieobojętny zanurzony w doczesności wysoki TON. Dominująca rytmiczność. Jak pulsacja wielu serc… Unissomo…
            Rozmawiam z dziewczynami, fankami industrial. Wychowały się na muzyce z lat 80. Mówią - Na co dzień jesteśmy zabiegani, mamy dzieci… Na dwa dni chcą odrzucić codzienność. Przestać być anonimowymi, jak z taśmy produkcyjnej. Tworzy się w Międzyrzeczu, na Zamku – zwyczaj spotykania się przy industrial. Przyjeżdża się tu dla znajomych ludzi, żeby ich spotkać. W ich gronie - się wyróżnić, stać się kolorowym w gronie tych, których łączy sama muzyka.
Łatwiej wtedy nawiązać kontakt. Zbliżyć się do innych.
Muzyka działa dogłębnie, wywołuje emocje.          
            Słucham Łukasza. Industrial spięta z punk-rockiem. Bunt… Dzisiaj to kolaż… jest dużo fabrycznie generowanej muzyki. Świat jest brudny (?). Tania technologia, fetysz. Łatwa dostępność do najwyższej jakości sprzętu, co może zabić kreatywność… Łatwo jest oszukać (nie wszystkich…) Jest weryfikacja za pomocą rynku. Dla twórców prawdziwych, jak zawsze,  tkanka muzyczna jest najistotniejsza. Odchodzi się od rocka w stronę elektroniki. Nadaje mu się nową rzeźbę. 
            Industrial mówi o brudzie tej ziemi… Ktoś mi mówi o subkulturze. O teatralizacji tej subkultury. Formie. Nadaniu Formy…
Czarne demony na scenie. „Controlled Collapse”. Uczestniczymy w spektaklu. Jako aktorzy? Twórcy? Z poprawnością (polityczną), jaką jest scena. Buffo… O brudzie tego świata, o ziemi tego świata, którego jesteśmy solą… Czerwono brzmią załamy w murach średniowiecznego zamczyska.
Znaleźliśmy jednakowe współbrzmienie z „Controlled…”. Industrial – świat wymaga nowego oglądu… Wskoczyłam na tor. Jestem słuchaw(k)ami, Uszami tańczących, zza stożka świateł - zarys postaci. Czlowiek niemieszczący się (jak trybik) na taśmie produkcyjnej. Człowiek piękny…
            Teatr groteski. Są przerysowani. Świat jest mroczny. W tej muzyce forma jest istotą. Stylem. Variette… Zabawa z formą (treści stały się obiektami…). Remiscencje starych-nowych form – w nowej odsłonie. Połączenie punka i gotyku (?). Oczyszczenie być może, swoiste katarsis. Skażenie (i fascynacja…) technicyzacją i digitalizowaniem – narzędzia mają wielkie znaczenie (niektórzy mówią, ze przerosły twórców – nie wierzę…)
Gra tu się surowo, twardo, z głębokimi basami. Jest minimalność i jednocześnie – max, monumentalność…
            Znowu nadstawiam uszu – komentarze filozoficzne: skupmy się na sobie (w ocenie). Dajmy sobą przykład…Czy MY (ja, ty) jesteśmy brudni? (czy się tak czujemy) Zależy kto patrzy… Widziałam zasłuchanych ludzi, którzy pierwszy raz słuchali „Das Moon”. Poznawali industrial... Innych braci w genotypie, powiedziałabym, poznawali. Różne – znaczy piękne. Piękno innych braci, choćby cząstkowe, ale - jednak… Wobec ogromu Rzeczy do poznania.
„Rebeka”. Industrial oczami kobiety–muzyka. Inne rytmy, łagodniejsze.
            Drugi dzień, już mniej deszczowy, trwa. „Reactor7x”. kojarzy mi się jakby z (celowo podkreślonym) błędem edytorskim w nazwie poczynionym na klawiaturze… Industrial poetica. Głębsze basy. Wykrzyczane. Kilka warstw. Scena przyklejona do murów zamkowych, w miejscu, gdzie był dom starosty międzyrzeckiego. Czerń strojów - jest odczynianie. Fajerwerki muzyczne, smugi i zdarzenia. Industrial – krzyk maszyn ludzkich. Robotów które mają sny, marzenia. Mieszkają w fabryce na Taśmie. I w niczym im to nie umniejsza wartości…
„Clicks” bardzo energetyczny. Niebo się rozjaśniło. Miliony dźwięków elektronicznych, możliwości jakie daje współczesna technika – umieć wybrać wśród nich garść przydatnych, potrzebnych. Rozmaite efekty – płaskie, drewniane, drgania metalowego przedmiotu.
            Balans ciał w przestrzeni dziedzińca zamkowego, pomiędzy światłami. Wyglądają jak trzymani w postronkach strun energii, wieczny, wieczysty taniec… Znienacka następuje zmiana frazy. Opowiadacz ze sceny objaśnia (swój widziany przez siebie świat), robi to z niejakim zdziwieniem osobistym. Jaśniejszy dzień. Bez deszczu. W czerwonej poświacie.
            Wiśnia na torcie. „Das Moon”. EINNZ zaczął się od ich deklaracji. Że u nas chcą znowu – byli trzy razy w niezapomnianym Klubie Muzycznym „Kwinto”, dać koncert. Najlepiej na Scenie zamkowej – dużo miejsca i wspaniała akustyka.
Uszy królika. Maska. Archetypiczne absolutnie. Psychodeliczny balans. Dramatyzm. Tutaj NIE MA zbędnego dźwięku. Rytm u „Das Moon” jest delikatny, jego wiązki celowe. Precyzyjne, razem z wokalem Daisy.
Przedstawienie.
Flaga narodowa, jako tło, łopocząca. Uczucia wspólnotowe jako pełna drgań niespokojna kompozycja.
Obrazy są industrial, osobne, wycięte. Wysokie spiczaste rejestry. Drżą nam w płucach.
Są zawirowania. Jak muszle spiralnie skręcone. O obwodach niezamkniętych jak karma. Jest geometryczność. I algorytm. Nie tylko w matematyce. Charyzmatyczna Daisy. Wsłuchana.
Dokładne rozebranie na części czaszki ludzkiej. Jej projektowanie. Wielowymiar fal dźwiękowych. Mózgu i konstrukcji wewnątrzczaszkowej. Konstruktu czułego na drgania. Mogącego się rozpaść, zmienić jak forma z plastiku. W skrzywieniach lini czasu.
Jest subtelny industrial. Może być.


Iwona Wróblak
czerwiec 2017












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz