środa, 15 lutego 2017

Anna Cegłowska – diabetyk wrażliwy na sprawy innych ludzi

            Pani Anna jest bardzo zwyczajna. Z zażenowaniem opowiada, jak inni ludzie jej kiedyś pomagali. – Trzeba im to oddać – mówi. (Dlaczego ludzie pomagają jeden drugiemu lub – dlaczego nie pomagają?). Sama swoją pomoc, wsparcie, jakie daje innym, uważa za rzecz najnaturalniejszą pod słońcem. –  Nie ma o czym pisać – tak mówi o swojej osobie i swojej działalności w Kole Diabetyków.
            Na ścianach jej mieszkania starannie wykonane rękodzieła, prace subtelne, artystycznie wysmakowane, mimo pozornej prostoty. – Zawsze marzyły mi się prace ręczne, jakaś plastyczna szkoła. Jeszcze kiedy byłam dzieckiem, próbowałam coś uszyć, zrobić, przerobić, dziergałam jakieś hafty, serwetki. Jak  poszłam na rentę i miałam więcej czasu, zaczęło mnie to wciągać, kleiłam tez dużo ze skóry. Cały szpital w Poznaniu jest obwieszony moimi pracami.
            Rozdaje je znajomym, niektórzy z nich zawieźli je do Kanady i Holandii. Prace mówią o jej kobiecej wrażliwości. Z postury delikatna, jakby nieuchwytna - osnową, w jaką jest wewnętrznie spojona jej osobowość, z zawodu murarz – tynkarz, mocna jest właśnie tą wrażliwością, spostrzegawczością w dostrzeganiu wokół siebie innych, silna w tym, że nie żyje sama. – Naprawdę nie ma o czym pisać – mówi do mnie.  
            Nasi międzyrzeccy diabetycy z Koła są bardzo skromni. A pięć lat działalności w kole diabetyków, osiem lat pracy w Poznaniu w Hyperklubie Diabetyków? Kobiety takie jak pani Ania swoim widzeniem świata wychodzą poza swoja skórę, zostawiając ego na boku przyglądają się ludziom z tą  motywacją, czy może nie potrzebują oni pomocy? Upewniwszy się, że np. tak - potrzebują, nie mają wahań, że to właśnie oni są od tego, aby im jej  udzielić. Najczęściej tą gotowość służenia innym po prostu wynoszą z domu. Przepływa przez panią Anię potok ludzkich spraw, oczyszcza ją, daje radość, tak wyciszona mówi szeptem; - Ale tej osobie pomogłam jeszcze niedostatecznie. Wydaje mi się – mówi – że to, co robimy tu w Kole, to jest mało. Jest mi  ciągle wstyd, że nie zrobiłam czegoś jeszcze, że nawaliłam i nie zdążę tego naprawić.
            Coś dla innych. A pomoc, której udziela cukrzykom, takim jak ona, jest fachowa, konkretna. – Jestem raptus – mówi. Namiętność nie stania bezczynnie targa nią od zawsze – mimo ciężkiej choroby, która już nie pozwala jej na częste wyjazdy do Poznania, do przyjaciół, diabetyków z  Hyperklubu. Miała w Poznaniu kilka wystaw, razem z naszymi międzyrzeckimi artystami. – Ludzie się cieszyli – mówi. Kiedy pytam o jej własne prace artystyczne, pani Anna jakby zbacza z tematu. Co mi chce przez to powiedzieć? Że to nie jest najważniejsze? Długo za to mówi o codziennych sprawach. Estetyka jest wpleciona w etykę, i w codzienność, czy jest jej najgłębszym sensem - czy być tak??
            Mąż pani Anny jest z nami. Właśnie mija 30. rocznica ich ślubu. Pani Anna się uśmiecha – Trafiłam na takiego człowieka, który mi pomaga. I  nadajemy na jednych falach.
            Koło Diabetyków – jak to się zaczęło? Pani Anna – Długo nie mogłam trafić na dobrego lekarza. Tak się stało w Poznaniu, leczę się tam już 15 lat.  Poznałam tam pierwszych diabetyków. W sklepie ze sprzętem cukrzycowym zauważyłam dwie ceny na produkty, te niższe były dla członków Koła. Zapisałam się więc. Do Poznania jeździłam często, za każdym razem coś kupiłam – dla moich koleżanek i znajomych cukrzyków, np. wagi (to taki mały komputer, który liczy jednostki chlebowe). Przywoziłam też materiały edukacyjne. Stowarzyszenie nie jest niezbędne, żeby pomagać, chociaż przydatne. Kilka osób zabrałam do kliniki na konsultację i leczenie do mojej pani profesor. Tu w Międzyrzeczu nie było specjalisty diabetologa, a ja wiem z własnego doświadczenia, jak ważna jest odpowiednia insulina, leki, dieta. Trochę się już dowiedziałam o własnej chorobie, chętnie się tą wiedzą dzielę. W Kole dużo ze sobą rozmawiamy o bardzo konkretnych sprawach związanych z dietą, z leczeniem. Po to się tam (między innymi) spotykamy. My tu jesteśmy zawsze we  wtorki, nie tylko żeby rozmawiać o chorobie, Żartujemy, cieszymy się, śpiewamy. Nieraz jest taki gwar, że jeden drugiego nie słyszy...-
            I co było potem – pytam o losy Koła. – W Poznaniu w Hyperklubie moją działką było robienie upominków i dekoracji. W Międzyrzeczu do Koła zapisałam się pięć lat temu. A założyła je naczelna pielęgniarka ZOZ Lucyna Kaczmarek i Jaś Balicki. Byłam i jestem, starałam się być, swoistym pomostem, uchem przynoszącym tutaj diabetyczne nowinki. Dyrektor Kołodziejczak przyznał nam lokal w piwnicach przychodni. Pomyślałam – co ja mam zbędne w domu, bo nie mieliśmy tam nic – szklankę, łyżeczkę. Biegałam po piwnicach, na plecach nosiliśmy krzesła, szafki, biurko, wszystko, co było już niepotrzebne. Trzeba było zrobić remont. Pierwsze pieniądze na farby i narzędzia dał PSD oddział wojewódzki w Gorzowie. Remont zrobiliśmy sami... i tak się to ciągnie, ta nasza działalność... od czasu do czasu Gmina nas wspomoże finansowo.
            Jak się to zaczęło z akcją badania poziomu cukru we krwi? – Jako Koło jeździliśmy po miastach z ambulansem. Poznań, Wolsztyn, Grodzisk Wlkp., Wronki, Międzyrzecz. Pomyślałam, co mają robić ludzie ze wsi i z małych miasteczek? To była inicjatywa moja i męża, takie badania przesiewowe. Profilaktyka jest dużo ważniejsza niż dalsze leczenie, chodzi o wczesne wykrycie schorzenia. Zrobiliśmy ogłoszenia o bezpłatnych badaniach, trzeba było dojechać – swoim samochodem, na swoim paliwie – nikt z nas tego nie liczył. Co dalej, co było potrzebne? Nakłuwacze, paski. Mówię – mam dwa opakowania, mogę oddać. Ktoś przyniósł lancety. Dzwoniłam do Warszawy, do fundacji, która się tym zajmuje. Pomogli. To było od maja w każdą niedzielę, zaczęliśmy od Kurska i Piesek. Ludzie z Koła robili mieszkańcom te badania bezpłatnie, poświęcali swój czas. Pani Anna lekko podnosi się z  krzesła. – Lubię ludzi twórczych, którzy chcą coś zrobić. Kiedy bym nie zadzwoniła – Edyta (Dubojska), trzeba zrobić to i tamto, posprzątać, przygotować – muszę to powiedzieć – Edyta zawsze jest. Ja zapraszam wszystkich do przyjścia we wtorki do naszej siedziby przy ul. Konstytucji 3. Maja. Zawsze się cieszę, kiedy ktoś przyjmie moje zaproszenie. Po co tu jesteśmy? – Pani Ania rozkłada ręce – no żeby być razem. Przecież to nie wymaga komentarza.
            Plany na przyszłość. Diabetycy... Pani Anna spuszcza głowę, milczy długo. Potem opowiada o nowych wyższych cenach leków, pasków, insuliny. – Jest bardzo ciężko, nie wiem, co my zrobimy... Cukrzyca typu pierwszego... polska insulina nie skutkuje, nie daje efektów w leczeniu. Ja powinnam przejść na pompę insulinową, ale to straszne koszty. 6000 zł plus 600 co miesiąc na oprzyrządowanie. Owsiak dużo tu pomógł dzieciom z cukrzycą. Bioton – polska firma, produkuje za mało tej, lepszej jakości, bardziej chemicznie czystej insuliny. 10 jednostek Humalogu, a 10 jednostek insuliny Gensulin to nie to samo, ja mogę na to przejść, ale nie wiem, czy to nas cukrzyków nie wykończy za pół roku... Kogo to obchodzi, mówię o tych ustalających listy leków refundowanych, czy my pożyjemy pół roku, czy dwa lata... Ja nie pasuję do tej rzeczywistości, do tego świata, pogodzić się z tym nie potrafię. I bez tego sytuacja wielu z nas, rencistów, bezrobotnych, była trudna. Myślę czasami, że zamiast organizować imprezę z okazji Światowego Dnia Walki z Cukrzycą (niedawnego) trzeba było postawić skarbonkę, już mieliśmy taka sytuację, że jeden z naszych diabetyków chciał sprzedać paski, by mieć na chleb... to  niedopuszczalne, muszę coś z tym zrobić...
            Pani Anna po chwili otrząsa się, kończymy rozmowę. – Proszę podziękować na lamach Kuriera Międzyrzeckiego naszym przyjaciołom za ich  pomoc i wsparcie: dr Maciejowi Rybackiemu, dyr. ZOZ Leszkowi Kołodziejczakowi, prezesowi Sądu Rejonowego, burmistrzowi, Ludwice Kaczmarczyk, Tomaszowi Baranieckiemu, Janinie Frąckowiak. Co jeszcze chciałabym dodać? Chciałabym, żeby młodzież z chorobą cukrzycową także przychodziła do  nas. Udostępnilibyśmy im w któryś dzień tygodnia lokal. Aby także mogli się zorganizować. To tyle.

Iwona Wróblak
styczeń 2004

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz