Obejrzeć
historię jednej miłości
W Muzeum
jest wystawa zdjęć i listów. Jest ważna dla każdego, kto rozumie wartość
rodzinnych tradycji, domu, albumów ze zdjęciami, zapachów z kuchni, zapamiętanych
scen z dzieciństwa, ciepła obecności rodziców i dziadków.
Zdjęcia
nieartystyczne, zwykłe, z dzieckiem na kolanach, w letnie popołudnie pod
drzewem. Ślubne, w gronie przyjaciół, na spacerze. Tytuł tej wystawy to „Historia jednej miłości – z
brulionu Eugenii Wierzbickiej”. Dzieje
jednego związku – Eugenii i Aleksandra, koleje ich życia. I korespondencja, około 150 listów, jakie przed
półwiekiem pisali do siebie. Pismo wyraźne, czytelne, piękna prosta
polszczyzna. Fascynacja sobą, niepewność – czy z Miłość jest wzajemna? Potem
miłość małżeńska, oddanie, i tęsknota wynikająca z wojennego oddalenia. Autorka
wystawy dostała te papiery rodzinne w
spadku po swojej babci. Myślę, że jakże jest ona, Eugenia - bogata, w
zakorzenienie, jaka stabilna w swoim obrazie świata, wielowymiarowym, jędrnym,
przedłużona w swojej ważności o historię swoich dziadków, o wiedzę swoją o
nich, o ich miłości. Jakże żywi są obydwoje dla
niej, poprzez historię spisaną w tych listach, wysyłanych do siebie, co
drugi dzień. Jak może ich postrzegać, odbierać na sposób współczesny, jak partnerów do rozmów i źródło wiedzy o przeszłości
jej krwi. My, czytając te listy, możemy być świadkami ich uczuć, uczestniczyć w
ich życiu, być dopuszczonymi niejako do symbolicznego zasiadania przy rodzinnym
stole. Być świadkiem niezmiennego w historii, najbardziej istotnego dla
człowieka uczucia, jakim jest miłość do drugiego przeznaczonego dlań, przez
los, czy przypadek?, człowieka i wagę związków rodzinnych, jakie potem, z tego
pierwszego, pod względem ważności, uczucia wynikają, też dla wnuków i generacji
następnych. Genealogii wymiaru miłości, tej osnowy i sensu życia.
Dziadkowie autorki byli mocno osadzeni w nurcie swojej
epoki. Pracowali w Urzędzie Miejskim, dziadek walczył na wojnie. Wzruszające
jest, że umarł zwyczajnie, na wyrostek robaczkowy, w wojennym 1941 roku. Ona,
jego żona, ponownie wyszła za mąż. O mężu tym pierwszym nigdy jednak nie zapomniała, a w jej brulionie pamięć o
pierwszej miłości jest zachowana.
Wystawa
jest cenna jeszcze z tego powodu, że taka kolekcja rodzinna w polskich
warunkach zawieruchy dziejowej przetrwała, tu gdzie normą jest, że papiery
rodzinne płoną, nic nie zachowując dla potomnych, że przerwany bywa ten
przekaz. Szczególnie na ziemiach zachodnich. W gablotach jest też kolekcja
pięknych, z artystycznym smakiem zrobionych okazjonalnych fotografii i widokówek
przedwojennych.
Wyprawa do
Muzeum, w któryś wiosenny dzień, rodzinna być może, na spotkanie z inną rodziną. Może nasi dziadkowie, czy
pradziadkowie, o których jakże niewiele
wiemy (papiery rodzinne się nie zachowały) byli tacy sami jak ci na zdjęciach,
podobni do nich w tym jednym wymiarze miłości.
Iwona Wróblak
kwiecień 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz