Niech śpią demony
Trzeba znać
historię. To nie ulega wątpliwości. Historycy się tym zajmują. Regionaliści.
Cenna wiedza. Kto chce, znajdzie ją na bibliotecznych półkach, jest dostępna.
Jest też i
świat poza okładkami książek. Żywi ludzie, świadkowie i uczestnicy historii
najnowszej. Burzliwej i skomplikowanej. Trzeba ich słuchać, nie wolno ich nie
słuchać.
Tak jak innych śladów, tablic, nagrobków. Poświęcić im naszą
uwagę, zachować w pamięci, restaurować, jeśli są.
Zabytki to
cenne źródła informacji. Razem ze świadkami wydarzeń są jeszcze cenniejsze.
Trawestując powiedzenie C. K. Norwida –
przeszłość jest dziś, tylko cokolwiek dalej. Przeszłość jest po to, by
zrozumieć teraźniejszość. Przyjąć postawę tego, który chce zrozumieć, bez
zacietrzewienia, emocji, kompleksów, pozycji na klęczkach czy oschłej
wyniosłości. Ku czci tych nagrobków, które może nie pozostały. Ale są Pamięcią,
obecną materialnie lub też nie. Bo nigdy
żadne poglądy nie są jedynie słuszne. Historia to skomplikowana tkanka wielu
płaszczyzn wzajemnie się nakładających, żywa jak ludzkie ciało.
Doktorantka
nauk historycznych z Torunia Anna Zglińska opowiadała o powojennych cmentarzach
ewangelickich w Polsce jako o miejscach niepamięci. Cytowała archiwa IPN. Wiele
rzeczy wiedziała kategorycznie. Miała uważnych słuchaczy, kilku doktorów
historii, jeden profesor. Ich polemika z
nią była ucząca. Pani Zglińskiej słuchali ponadto starsi ludzie, z Uniwersytetu
Trzeciego Wieku. Oni nie niszczyli tych nagrobków, przyjechali tu po wojnie. Przeważnie
nie z ich wyboru. Zastali określoną rzeczywistość i żyli w państwie, w jakim
żyli. Na historię trzeba patrzeć nie z punktu widzenia współczesnego, lecz
historycznego. Pleonazm?
Co można i należy robić. Małymi
krokami próbować zmieniać naszą przyszłość, która się staje. W miarę możności
stawiać jej kamienie węgielne, jak pomniki upamiętniające byłych mieszkańców
Międzyrzecza. Pojednanie z duchami. Bardzo istotne. Gesty ważne, świadczące o
szacunku. W pojednaniu z przeszłością,
niezbędnym, stawia się małe kroki. Mile dobrej woli. Mimo oportunizmu ludzi niechętnych,
zakleszczonych w przeszłości, swojej albo przejętej. Jeszcze dzisiaj tacy są. Zostawmy
te osoby ich demonom.
Z relacji świadka: - W 1995r. odsłonięto na byłym cmentarzu ewangelickim
w Międzyrzeczu pomnik upamiętniający groby byłych mieszkańców powiatu międzyrzeckiego,
zwanego "kamieniem pojednania". Odsłonięcie pomnika odbyło się z
udziałem mieszkańców Międzyrzecza i byłych mieszkańców naszego powiatu z Heimatkreis
Meseritz w Padeborn, któremu przewodniczył Konrad von Tempelhoff (już nie żyje, zgodnie ze swoją wolą został
pochowany w Dąbrówce Wlkp., teraz prezesem organizacji jest Leonard von
Kalckreutz). Członkowie Haimatkreis
Meseritz uczestniczyli w 1998 r. w
obchodach 750-lecia nadania praw miejskich naszemu miastu oraz w obchodach
milenijnych 1000. lecia Międzyrzecza, także odwiedzali nasze miasto prywatnie.
W Padeborn zamieszkuje najwięcej byłych mieszkańców naszego powiatu (obecnie to
już dzieci i wnuki), liczna grupa jest w Berlinie a także w Haren.
„K. M.” VII. 1994 r. A. Ś.: 4.06.1995 r. wmurowano kamień pamięci
zmarłych od 1609 – 1945 r. mieszkańców Międzyrzecza. Określenie „kamień
pamięci” będzie funkcjonować w niemieckiej prasie. O jego postawienie ubiegało
się Stowarzyszenie Byłych Mieszkańców Powiatu Międzyrzeckiego. Kamień był
postawiony dzięki porozumieniu zawartemu pomiędzy niemieckim Stowarzyszeniem a
lokalnymi władzami. Na uroczystości przyjechało ponad 150 byłych mieszkańców
pochodzenia niemieckiego. Niektórzy przybyli tu po raz pierwszy od 50 lat.
Postawienie kamienia spotkało się z aprobatą i życzliwością międzyrzeczan. Obelisk został
odsłonięty przez burmistrza Międzyrzecza Władysława Kubiaka i przewodniczącego
Stowarzyszenia Konrada von Tempelhoffa. Zabrał głos starosta powiatu Padeborn
Reinold Stücke, burmistrz Berlina-Wilmersdorf Horst Dohm i senator RP Zdzisław
Jarmużek. Poświęcenia dokonali ks. proboszcz Grzegorz Tuligłowicz i kapłan
niemiecki Pfarrer Dirksen. Koszt pomnika pokryło niemieckie Stowarzyszenie.
Z wywiadu z Konradem von
Tempelhoff prezesem Stowarzyszenia: („K.M.”XII.1994 r.). Z Międzyrzecza wyjechał w 1945 r. gdy miał 11 lat. Jego rodzina była właścicielem budynku, w którym
mieści się Muzeum. Mieszkał w nim od 1939 r. po śmierci swojej babki
Dziembowskiej. Stowarzyszenie powstało w 1947 r. W 1995 r. liczyło 3000 członków
porozrzucanych po terytorium całych Niemiec. Łączy ich gazeta Heimat Gruss
Meseritz. Siedziba związku jest w Padeborn. Stowarzyszenie organizuje wycieczki
na ziemię międzyrzecką, zjazdy. Członkowie podzieleni są na grupy:
międzyrzecką, trzcielską, skwierzyńską, pszczewską i w ich ramach kultywują
pamięć i przywiązanie do swoich małych ojczyzn. Pan von Tempelhoff mówił o
pozytywnym nastawieniu do międzyrzeczan członków związku. 95% osób ze związku z
ochotą przyjeżdża na tereny dawnego powiatu międzyrzeckiego i przywozi stąd bardzo dobre wrażenia. Kamień – mówił – ma dla
nich podwójne znaczenie – zaistnieje jako forma uczczenia pamięci ludzi tam
pochowanych i ma szansę stać się symbolem
pojednania. Chcemy, powiedział, aby postawienie tego kamienia odwoływało
się do przeszłości i przyszłości.
Świadek
wydarzeń Adam Koziński o „Kamieniu Pojednania”: Kiedy w listopadzie 1994r. objąłem funkcję zastępcy Burmistrza d/s
inwestycji jedną z pierwszych osób, którą poznałem był Pan Konrad von
Tempelhoff – Przewodniczący Heimatkreis Meseritz (Stowarzyszenie Byłych
Mieszkańców Powiatu Międzyrzeckiego). Każdy jego przyjazd do Międzyrzecza
rozpoczynał się od wizyty w ratuszu i długiej rozmowy z Burmistrzem Władysławem
Kubiakiem. Wkrótce dowiedziałem się, że zasadniczym tematem tych rozmów jest
uzgodnienie sposobu upamiętnienia przedwojennego ewangelickiego cmentarza,
miejsca spoczynku przedwojennych mieszkańców miasta. Dla Pana Tempelhoffa
sprawa ta miała znaczenie priorytetowe. Z jego słów wynikało, że z niemałym trudem, On i Zarząd Stowarzyszenia,
starają się zachować społeczno – kulturalny charakter Stowarzyszenia i nie
dopuścić do przystąpienia Stowarzyszenia do politycznego, ogólno - niemieckiego
Związku Stowarzyszeń o charakterze rewizjonistycznym. Często podkreślał, że bez
rozwiązania problemu upamiętnienia (zniszczonego w latach 70 – tych) cmentarza
nie da się uniknąć upolitycznienia Stowarzyszenia. Dobrze wiedzieliśmy, o czym
on mówi. Przecież dobrze pamiętaliśmy
okres rozbijania grobowców i wywlekania wpierw trumien a w końcu ludzkich
szczątków. Słyszeliśmy niejedną opowieść o kradzieży krzyży i płyt nagrobnych i
przerabianiu ich na „nowe” nagrobki. Byliśmy zgodni. To miejsce – cmentarz (jak
go potocznie nazywano „niemiecki”) zasługuje na szacunek. Nie od razu
zaakceptowałem ideę budowy pomnika. Myślałem o solidnie urządzonym i utrzymanym
parku, w którym utworzono by - z nielicznych pozostałych płyt nagrobnych
mauzoleum – krąg pamięci. Obawiałem się, że idea budowy pomnika nie będzie
powszechnie zaakceptowana przez społeczeństwo miasta. Z czasem moje obawy
zanikły, a przedstawiona przez Panów Tempelhoffa i Kubiaka wizja kamienia z najprostszym z możliwych –dwujęzycznym -
napisem „Wspominamy naszych zmarłych” znalazła moje uznanie. W końcu trzeba
było zmierzyć się z opinią mieszkańców miasta. Pierwsze reakcje były skrajnie
różne. Od pełnej akceptacji do absolutnej negacji z ogromnym obszarem milczenia
po środku. Wiedzieliśmy, że ludzi nastawionych negatywnie nie przekonamy –
rozumieliśmy, ze często ich postawa jest następstwem wojennych przeżyć,
niezagojonych ran, utraconych ziem rodzinnych lub obawy, że pomnik będzie
pierwszym krokiem do „powrotu Niemców”, do zgłaszania roszczeń majątkowych. Do
tych ludzi kierowaliśmy argumenty, że przecież Polska również zabiega o
upamiętnianie „cmentarzy naszych ojców” na utraconych wschodnich kresach
Rzeczpospolitej. Tłumaczyliśmy, że nie był to cmentarz wojenny a pochowani tam
ludzie nie byli niemieckimi żołnierzami, których pamiętają z czasów okrutnej
wojny. Duży problem mieliśmy z interpretacją postawy „milczących”. Czy jest to
obojętność, bierność a może cisza przed burzą. Powiem wprost obawialiśmy się
czy nie dojdzie do wandalizmu, do zniszczenia pomnika (przecież takie fakty
zdarzały się i zdarzają nadal). Dużą rolę w ukształtowaniu pozytywnego stosunku
do budowy pomnika (w mojej ocenie) odegrał Kurier Międzyrzecki. To w „kręgach
Kuriera” zrodziła się nazwa „Kamień Pojednania”. To na jego łamach
upowszechniona została idea budowy. Znaczącą też rolę odegrały, nawiązane w I
Kadencji Samorządu, partnerskie związki z miastami niemieckimi i holenderskimi
i wynikające z nich bardzo liczne wyjazdy i bezpośrednie kontakty – zwłaszcza
młodzieży. Dzięki tym wyjazdom
Międzyrzeczanie stali się naocznymi świadkami, że tam na zachodzie nie panuje
powszechna chęć rewizji granic, że Holendrzy, podobnie jak Polacy doświadczeni w czasie II wojny,
wypracowali dobrosąsiedzkie stosunki z Niemcami. Ci młodzi ludzie Stali się
świadkami idei partnerstwa i w moim przekonaniu stonowali opinię swoich
rodziców i dziadków. Tuż przed uroczystością odsłonięcia pomnika, pojawił się
nowy problem. Okazało się, że zdaniem
władz państwowych „wychodzimy przed szereg” gdyż „uprawiamy politykę
zagraniczną”, która zarezerwowana jest dla Rządu i wręcz zakazana Samorządom.
Ciężar tych rozmów i uzgodnień wziął na siebie Burmistrz Kubiak. Wiem, że
niełatwe były to rozmowy. Ich wynikiem było, że nie pojawił się oficjalny zakaz budowy pomnika ale
jednocześnie (wbrew oczekiwaniom) na uroczystości odsłonięcia nie pojawił się
żaden oficjalny przedstawiciel władz państwowych.
W moich wspomnieniach z uroczystości odsłonięcia „Kamienia Pojednania”
pierwsze miejsce zajmują dwa wydarzenia: Nabożeństwo Ekumeniczne i przemówienie
Pana Tempelhoffa. Nabożeństwo Ekumeniczne odprawili wspólnie Ks. Kanonik
Grzegorz Tuligłowicz – Proboszcz Parafii p.w. Św. Wojciecha i Ewangelicki
Pastor. Już w trakcie tego nabożeństwa, po twarzach licznie przybyłych byłych
mieszkańców Międzyrzecza, widać było jak ważny jest dla nich ten dzień.
Przemówienie Pana Tempelhoffa przepełnione było powagą i żalem. Żalem
człowieka, który utracił świat swego dzieciństwa. Żalem człowieka, któremu
zniszczono „grób rodziców”. On nie ukrywał, że Niemcy są sprawcami wojny. On
tłumaczył, że On i ci, którzy z nim
przybyli są ofiarami tej wojny. Że On i ci, którzy z nim przybyli proszą o
szacunek dla miejsca spoczynku ich przodków. Nie było na tej uroczystości
tłumów Międzyrzeczan. Przeważali goście. Członkowie „Stowarzyszenia byłych
Miedzyrzeczan”, samorządowe władze Padeborn – miasta, w którym Stowarzyszenia
ma swoją siedzibę, przedstawicieli zaprzyjaźnionych Gmin z Niemiec i Holandii.
W moim przekonaniu był to wydarzenie historyczne. Osobiście nie nazwę tego
pojednaniem ale na pewno było to „oczyszczenie” (myślę o winie milczącej zgody
na nikczemne obejście się z ludzkimi szczątkami) i proste, ludzkie porozumienie
byłych i obecnych mieszkańców Międzyrzecza.
Każde kolejne spotkanie
z Panem Tempelhoffem i Członkami Stowarzyszenia było proste i serdeczne. Mogłem
patrzeć im prosto w oczy bo wiedziałem, że nie wróci temat „zniszczonego cmentarza”. Bo
uwierzyłem, że nie żyją żądzą odzyskania „przedwojennych majątków”. W każdym kolejnym
roku staraliśmy się pamiętać by w Dzień Zaduszny pod pomnikiem paliły się
znicze, leżały kwiaty.
Panowie Władysław Kubiak i Konrad von Tempelhoff już nie żyją. Już nie
dadzą osobistego świadectwa o tym, czym i jak ważna była dla nich idea budowy pomnika.
Ważne jest abyśmy
zapamiętali tę spontanicznie nadaną pomnikowi nazwę – „Kamień Pojednania”.
Uszanujemy wtedy i tych, których ten pomnik wspomina i tych, którzy ten pomnik
chcieli i umieli wznieść.
Podanie ręki, na szczeblu władz
miasta, wizyty przy obelisku, składanie kwiatów. Częste wizyty, które trwają do
dzisiaj. Znajomości, nowe przyjaźnie na gruzach hatakomb dwudziestowiecznych, związanych
z nimi wydarzeń. Bolesnych, to nie ulega wątpliwości. Ale jest również, twardy,
Kamień upamiętniający, nie tylko poprzez strukturę materii, ale przez dobrą
wolę i mądrość, kulturę, współczesnych gospodarzy terenu, na którym była
nekropolia.
Cmentarz ewangelicki zlikwidowano w 1967 r. Tego już nie
zmienimy. Tylko że u nas w Międzyrzeczu miejsce to, tak cenne dla ewangelików,
nie jest wysypiskiem śmieci. Jest
uhonorowane pamiątkowym Kamieniem. W 1995 r. zrobiono to, co nie jest praktyką
powszechną w miejscach pochówku (u nas podobny
obelisk jest w Wyszanowie). Na fotografiach Łukasza Małkiewicza (wystawa o
cmentarzach ewangelickich) widać to wyraźnie. Dobrze, że obok wielkich, niewątpliwie artystycznych
fotografii wspaniałych pomników, ich często ułomków, rzeźb nagrobnych
malowniczo zagubionych wśród chaszczy jest (nad informacją o wystawie) małe
zdjęcie międzyrzeckiego Kamienia Pojednania. Nie sposób na nim dojrzeć liter,
więc cytuję: (jest w wersji polskiej i niemieckiej) 1609 – 1945. Wspominamy naszych zmarłych. Podpis: Heimatkreis Meseritz.
W tym miejscu znajdował się cmentarz ewangelicki byłych mieszkańców
Międzyrzecza.
Byłam przy Kamieniu kilka dni temu. Stał pod nim znicz.
Ma rację
pan A. Kirmiel, że można zrobić krok następny. W Muzeum jest 80 ocalonych nagrobków
ewangelickich, można zrobić lapidarium. Nikt nie zamierza negować tego, że przez
stulecia zamieszkiwały nasze ziemie trzy kultury monoteistyczne, równoprawne w
swoich pretensjach do dziedzictwa.
Zostały po nich zabytki, mamy obowiązek je chronić. Jest obowiązek robić to
skutecznie. Szukać źródeł finansowania, po niemieckiej stronie również – nasze
nekropolie polskie na wschodzie my finansujemy, a przynajmniej staramy się
partycypować. Ważne, by umieć zebrać wokół projektu grupę ludzi, po obydwu
stronach, jak w 1995 r. I współpracować – z wszystkimi, którzy mogą pomóc.
Iwona Wróblak
marzec 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz