niedziela, 17 kwietnia 2016

Niech śpią demony


            Trzeba znać historię. To nie ulega wątpliwości. Historycy się tym zajmują. Regionaliści. Cenna wiedza. Kto chce, znajdzie ją na bibliotecznych półkach, jest dostępna.
            Jest też i świat poza okładkami książek. Żywi ludzie, świadkowie i uczestnicy historii najnowszej. Burzliwej i skomplikowanej. Trzeba ich słuchać, nie wolno ich nie słuchać.
Tak jak innych śladów, tablic, nagrobków. Poświęcić im naszą uwagę, zachować w pamięci, restaurować, jeśli są.
            Zabytki to cenne źródła informacji. Razem ze świadkami wydarzeń są jeszcze cenniejsze. Trawestując powiedzenie C. K. Norwida – przeszłość jest dziś, tylko cokolwiek dalej. Przeszłość jest po to, by zrozumieć teraźniejszość. Przyjąć postawę tego, który chce zrozumieć, bez zacietrzewienia, emocji, kompleksów, pozycji na klęczkach czy oschłej wyniosłości. Ku czci tych nagrobków, które może nie pozostały. Ale są Pamięcią, obecną materialnie lub  też nie. Bo nigdy żadne poglądy nie są jedynie słuszne. Historia to skomplikowana tkanka wielu płaszczyzn wzajemnie się nakładających, żywa jak  ludzkie ciało.
            Doktorantka nauk historycznych z Torunia Anna Zglińska opowiadała o powojennych cmentarzach ewangelickich w Polsce jako o miejscach niepamięci. Cytowała archiwa IPN. Wiele rzeczy wiedziała kategorycznie. Miała uważnych słuchaczy, kilku doktorów historii, jeden profesor. Ich  polemika z nią była ucząca. Pani Zglińskiej słuchali ponadto starsi ludzie, z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Oni nie niszczyli tych nagrobków, przyjechali tu po wojnie. Przeważnie nie z ich wyboru. Zastali określoną rzeczywistość i żyli w państwie, w jakim żyli. Na historię trzeba patrzeć nie z punktu widzenia współczesnego, lecz historycznego. Pleonazm?
Co można i należy robić. Małymi krokami próbować zmieniać naszą przyszłość, która się staje. W miarę możności stawiać jej kamienie węgielne, jak pomniki upamiętniające byłych mieszkańców Międzyrzecza. Pojednanie z duchami. Bardzo istotne. Gesty ważne, świadczące o szacunku. W  pojednaniu z przeszłością, niezbędnym, stawia się małe kroki. Mile dobrej woli. Mimo oportunizmu ludzi niechętnych, zakleszczonych w przeszłości, swojej albo przejętej. Jeszcze dzisiaj tacy są. Zostawmy te osoby ich demonom.
Z relacji świadka: - W 1995r. odsłonięto na byłym cmentarzu ewangelickim w Międzyrzeczu pomnik upamiętniający groby byłych mieszkańców  powiatu międzyrzeckiego, zwanego "kamieniem pojednania". Odsłonięcie pomnika odbyło się z udziałem mieszkańców Międzyrzecza i  byłych mieszkańców naszego powiatu z Heimatkreis Meseritz w Padeborn, któremu przewodniczył Konrad von Tempelhoff  (już nie żyje, zgodnie ze swoją wolą został pochowany w Dąbrówce Wlkp., teraz prezesem organizacji jest Leonard von Kalckreutz). Członkowie Haimatkreis Meseritz uczestniczyli  w  1998 r. w obchodach 750-lecia nadania praw miejskich naszemu miastu oraz w obchodach milenijnych 1000. lecia Międzyrzecza, także odwiedzali nasze miasto prywatnie. W Padeborn zamieszkuje najwięcej byłych mieszkańców naszego powiatu (obecnie to już dzieci i wnuki), liczna grupa jest w Berlinie a  także w Haren.
„K. M.” VII. 1994 r. A. Ś.: 4.06.1995 r. wmurowano kamień pamięci zmarłych od 1609 – 1945 r. mieszkańców Międzyrzecza. Określenie „kamień pamięci” będzie funkcjonować w niemieckiej prasie. O jego postawienie ubiegało się Stowarzyszenie Byłych Mieszkańców Powiatu Międzyrzeckiego. Kamień był postawiony dzięki porozumieniu zawartemu pomiędzy niemieckim Stowarzyszeniem a lokalnymi władzami. Na uroczystości przyjechało ponad 150 byłych mieszkańców pochodzenia niemieckiego. Niektórzy przybyli tu po raz pierwszy od 50 lat. Postawienie kamienia spotkało się z aprobatą i  życzliwością międzyrzeczan. Obelisk został odsłonięty przez burmistrza Międzyrzecza Władysława Kubiaka i przewodniczącego Stowarzyszenia Konrada von Tempelhoffa. Zabrał głos starosta powiatu Padeborn Reinold Stücke, burmistrz Berlina-Wilmersdorf Horst Dohm i senator RP Zdzisław Jarmużek. Poświęcenia dokonali ks. proboszcz Grzegorz Tuligłowicz i kapłan niemiecki Pfarrer Dirksen. Koszt pomnika pokryło niemieckie Stowarzyszenie.
Z wywiadu z Konradem von Tempelhoff prezesem Stowarzyszenia: („K.M.”XII.1994 r.). Z Międzyrzecza wyjechał w 1945 r. gdy miał 11 lat. Jego  rodzina była właścicielem budynku, w którym mieści się Muzeum. Mieszkał w nim od 1939 r. po śmierci swojej babki Dziembowskiej. Stowarzyszenie powstało w 1947 r. W 1995 r. liczyło 3000 członków porozrzucanych po terytorium całych Niemiec. Łączy ich gazeta Heimat Gruss Meseritz. Siedziba związku jest w Padeborn. Stowarzyszenie organizuje wycieczki na ziemię międzyrzecką, zjazdy. Członkowie podzieleni są na grupy: międzyrzecką, trzcielską, skwierzyńską, pszczewską i w ich ramach kultywują pamięć i przywiązanie do swoich małych ojczyzn. Pan von Tempelhoff mówił o pozytywnym nastawieniu do międzyrzeczan członków związku. 95% osób ze związku z ochotą przyjeżdża na tereny dawnego powiatu międzyrzeckiego i przywozi stąd  bardzo dobre wrażenia. Kamień – mówił – ma dla nich podwójne znaczenie – zaistnieje jako forma uczczenia pamięci ludzi tam pochowanych i ma szansę stać się symbolem pojednania. Chcemy, powiedział, aby postawienie tego kamienia odwoływało się do przeszłości i przyszłości. 
            Świadek wydarzeń Adam Koziński o „Kamieniu Pojednania”: Kiedy w listopadzie 1994r. objąłem funkcję zastępcy Burmistrza d/s inwestycji jedną z pierwszych osób, którą poznałem był Pan Konrad von Tempelhoff – Przewodniczący Heimatkreis Meseritz (Stowarzyszenie Byłych Mieszkańców Powiatu Międzyrzeckiego). Każdy jego przyjazd do Międzyrzecza rozpoczynał się od wizyty w ratuszu i długiej rozmowy z Burmistrzem Władysławem Kubiakiem. Wkrótce dowiedziałem się, że zasadniczym tematem tych rozmów jest uzgodnienie sposobu upamiętnienia przedwojennego ewangelickiego cmentarza, miejsca spoczynku przedwojennych mieszkańców miasta. Dla Pana Tempelhoffa sprawa ta miała znaczenie priorytetowe. Z jego słów wynikało, że z   niemałym trudem, On i Zarząd Stowarzyszenia, starają się zachować społeczno – kulturalny charakter Stowarzyszenia i nie dopuścić do przystąpienia Stowarzyszenia do politycznego, ogólno - niemieckiego Związku Stowarzyszeń o charakterze rewizjonistycznym. Często podkreślał, że bez rozwiązania problemu upamiętnienia (zniszczonego w latach 70 – tych) cmentarza nie da się uniknąć upolitycznienia Stowarzyszenia. Dobrze wiedzieliśmy, o czym on  mówi. Przecież dobrze pamiętaliśmy okres rozbijania grobowców i wywlekania wpierw trumien a w końcu ludzkich szczątków. Słyszeliśmy niejedną opowieść o kradzieży krzyży i płyt nagrobnych i przerabianiu ich na „nowe” nagrobki. Byliśmy zgodni. To miejsce – cmentarz (jak go potocznie nazywano „niemiecki”) zasługuje na szacunek. Nie od razu zaakceptowałem ideę budowy pomnika. Myślałem o solidnie urządzonym i utrzymanym parku, w którym utworzono by - z nielicznych pozostałych płyt nagrobnych mauzoleum – krąg pamięci. Obawiałem się, że idea budowy pomnika nie będzie powszechnie zaakceptowana przez społeczeństwo miasta. Z czasem moje obawy zanikły, a przedstawiona przez Panów Tempelhoffa i Kubiaka wizja kamienia z  najprostszym z możliwych –dwujęzycznym - napisem „Wspominamy naszych zmarłych” znalazła moje uznanie. W końcu trzeba było zmierzyć się z opinią mieszkańców miasta. Pierwsze reakcje były skrajnie różne. Od pełnej akceptacji do absolutnej negacji z ogromnym obszarem milczenia po środku. Wiedzieliśmy, że ludzi nastawionych negatywnie nie przekonamy – rozumieliśmy, ze często ich postawa jest następstwem wojennych przeżyć, niezagojonych ran, utraconych ziem rodzinnych lub obawy, że pomnik będzie pierwszym krokiem do „powrotu Niemców”, do zgłaszania roszczeń majątkowych. Do tych ludzi kierowaliśmy argumenty, że przecież Polska również zabiega o upamiętnianie „cmentarzy naszych ojców” na utraconych wschodnich kresach Rzeczpospolitej. Tłumaczyliśmy, że nie był to cmentarz wojenny a pochowani tam ludzie nie byli niemieckimi żołnierzami, których pamiętają z czasów okrutnej wojny. Duży problem mieliśmy z interpretacją postawy „milczących”. Czy jest to obojętność, bierność a może cisza przed burzą. Powiem wprost obawialiśmy się czy nie dojdzie do wandalizmu, do zniszczenia pomnika (przecież takie fakty zdarzały się i zdarzają nadal). Dużą rolę w ukształtowaniu pozytywnego stosunku do budowy pomnika (w mojej ocenie) odegrał Kurier Międzyrzecki. To w „kręgach Kuriera” zrodziła się nazwa „Kamień Pojednania”. To na jego łamach upowszechniona została idea budowy. Znaczącą też rolę odegrały, nawiązane w I Kadencji Samorządu, partnerskie związki z miastami niemieckimi i holenderskimi i wynikające z nich bardzo liczne wyjazdy i bezpośrednie kontakty – zwłaszcza młodzieży. Dzięki tym  wyjazdom Międzyrzeczanie stali się naocznymi świadkami, że tam na zachodzie nie panuje powszechna chęć rewizji granic, że Holendrzy, podobnie jak  Polacy doświadczeni w czasie II wojny, wypracowali dobrosąsiedzkie stosunki z Niemcami. Ci młodzi ludzie Stali się świadkami idei partnerstwa i w moim przekonaniu stonowali opinię swoich rodziców i dziadków. Tuż przed uroczystością odsłonięcia pomnika, pojawił się nowy problem. Okazało się, że  zdaniem władz państwowych „wychodzimy przed szereg” gdyż „uprawiamy politykę zagraniczną”, która zarezerwowana jest dla Rządu i wręcz zakazana Samorządom. Ciężar tych rozmów i uzgodnień wziął na siebie Burmistrz Kubiak. Wiem, że niełatwe były to rozmowy. Ich wynikiem było, że nie pojawił się  oficjalny zakaz budowy pomnika ale jednocześnie (wbrew oczekiwaniom) na uroczystości odsłonięcia nie pojawił się żaden oficjalny przedstawiciel władz państwowych.
W moich wspomnieniach z uroczystości odsłonięcia „Kamienia Pojednania” pierwsze miejsce zajmują dwa wydarzenia: Nabożeństwo Ekumeniczne i przemówienie Pana Tempelhoffa. Nabożeństwo Ekumeniczne odprawili wspólnie Ks. Kanonik Grzegorz Tuligłowicz – Proboszcz Parafii p.w. Św. Wojciecha i Ewangelicki Pastor. Już w trakcie tego nabożeństwa, po twarzach licznie przybyłych byłych mieszkańców Międzyrzecza, widać było jak ważny jest dla nich ten dzień. Przemówienie Pana Tempelhoffa przepełnione było powagą i żalem. Żalem człowieka, który utracił świat swego  dzieciństwa. Żalem człowieka, któremu zniszczono „grób rodziców”. On nie ukrywał, że Niemcy są sprawcami wojny. On tłumaczył, że On i ci, którzy z  nim przybyli są ofiarami tej wojny. Że On i ci, którzy z nim przybyli proszą o szacunek dla miejsca spoczynku ich przodków. Nie było na tej uroczystości tłumów Międzyrzeczan. Przeważali goście. Członkowie „Stowarzyszenia byłych Miedzyrzeczan”, samorządowe władze Padeborn – miasta, w którym Stowarzyszenia ma swoją siedzibę, przedstawicieli zaprzyjaźnionych Gmin z Niemiec i Holandii. W moim przekonaniu był to wydarzenie historyczne. Osobiście nie nazwę tego pojednaniem ale na pewno było to „oczyszczenie” (myślę o winie milczącej zgody na nikczemne obejście się z ludzkimi szczątkami) i proste, ludzkie porozumienie byłych i obecnych mieszkańców Międzyrzecza.
Każde kolejne spotkanie z Panem Tempelhoffem i Członkami Stowarzyszenia było proste i serdeczne. Mogłem patrzeć im prosto w oczy bo wiedziałem, że  nie wróci temat „zniszczonego cmentarza”. Bo uwierzyłem, że nie żyją żądzą odzyskania „przedwojennych majątków”. W każdym kolejnym roku staraliśmy się pamiętać by w Dzień Zaduszny pod pomnikiem paliły się znicze, leżały kwiaty.
Panowie Władysław Kubiak i Konrad von Tempelhoff już nie żyją. Już nie dadzą osobistego świadectwa o tym, czym i jak ważna była dla nich idea  budowy pomnika.
Ważne jest abyśmy zapamiętali tę spontanicznie nadaną pomnikowi nazwę – „Kamień Pojednania”. Uszanujemy wtedy i tych, których ten pomnik wspomina i tych, którzy ten pomnik chcieli i umieli wznieść.
Podanie ręki, na szczeblu władz miasta, wizyty przy obelisku, składanie kwiatów. Częste wizyty, które trwają do dzisiaj. Znajomości, nowe przyjaźnie na gruzach hatakomb dwudziestowiecznych, związanych z nimi wydarzeń. Bolesnych, to nie ulega wątpliwości. Ale jest również, twardy, Kamień upamiętniający, nie tylko poprzez strukturę materii, ale przez dobrą wolę i mądrość, kulturę, współczesnych gospodarzy terenu, na którym była nekropolia.
Cmentarz ewangelicki zlikwidowano w 1967 r. Tego już nie zmienimy. Tylko że u nas w Międzyrzeczu miejsce to, tak cenne dla ewangelików, nie jest  wysypiskiem śmieci. Jest uhonorowane pamiątkowym Kamieniem. W 1995 r. zrobiono to, co nie jest praktyką powszechną w miejscach pochówku (u nas  podobny obelisk jest w Wyszanowie). Na fotografiach Łukasza Małkiewicza (wystawa o cmentarzach ewangelickich) widać to wyraźnie. Dobrze, że  obok wielkich, niewątpliwie artystycznych fotografii wspaniałych pomników, ich często ułomków, rzeźb nagrobnych malowniczo zagubionych wśród chaszczy jest (nad informacją o wystawie) małe zdjęcie międzyrzeckiego Kamienia Pojednania. Nie sposób na nim dojrzeć liter, więc cytuję: (jest w wersji polskiej i niemieckiej) 1609 – 1945. Wspominamy naszych zmarłych. Podpis: Heimatkreis Meseritz. W tym miejscu znajdował się cmentarz ewangelicki byłych mieszkańców Międzyrzecza.
Byłam przy Kamieniu kilka dni temu. Stał pod nim znicz.
            Ma rację pan A. Kirmiel, że można zrobić krok następny. W Muzeum jest 80 ocalonych nagrobków ewangelickich, można zrobić lapidarium. Nikt nie zamierza negować tego, że przez stulecia zamieszkiwały nasze ziemie trzy kultury monoteistyczne, równoprawne w swoich pretensjach do  dziedzictwa. Zostały po nich zabytki, mamy obowiązek je chronić. Jest obowiązek robić to skutecznie. Szukać źródeł finansowania, po niemieckiej stronie również – nasze nekropolie polskie na wschodzie my finansujemy, a przynajmniej staramy się partycypować. Ważne, by umieć zebrać wokół projektu grupę ludzi, po obydwu stronach, jak w 1995 r. I współpracować – z wszystkimi, którzy mogą pomóc.
             

Iwona Wróblak
marzec 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz