O kobietach dużo więcej niż ciut….
Klub
międzyrzecki (dawniej Garnizonowy) to miejsce, gdzie się dzieją rzeczy bardzo
wartościowe. Ku czci na przykład Kobiet Dnia mieliśmy niebagatelną okazję
obejrzeć dobry spektakl. Spektakle w reżyserii pani Jolanty Glury zawsze są
bardzo dobre, pani Glura od lat działa i tworzy. Może doczekamy się benefisu osoby, która ma tak
wielkie zasługi dla kultury, dla teatru w Międzyrzeczu. Wychowała już zastępy
młodych aktorów, zaraziła miłością do sceny, do słowa.
Młody
narybek Teatru „Pchła”, kilka nowych dziewczyn wzięło na tapetę teksty
Kasi Nosowskiej. Gmach architektury słowa, ruchu, sceny, kostiumów – razem
dobre, przejrzyste widowisko. Satysfakcjonujący spektakl o naturze człowieka,
który ma płeć kobiety. Rzecz dzieje się we wnętrzu Jej, umyśle, emocjach,
doświadczeniach, zamkniętym rzędem krzeseł widowni. Adresat, adwersarz jej –
Mężczyzna – człowiek, który ma płeć mężczyzny, nic nie mówi, akcja scen
przedzieliła jemu rolę Siedzącego w Fotelu. Niemego, patrzącego bez wyrazu
przed siebie. Głuchego na wypowiadane
kwestie. Zarzucony szmatkami i fatałaszkami kobiecymi, wwieziony jest na tym
krześle jak mebel do mieszkania. Jak sprzęt domowy do życia kobiety…. Centralny sprzęt, obok Niej,
rozczłonkowanej na kwestie wypowiadane przez aktorki. Jest partnerem, tylko
niemym. Bo to spektakl o Niej, jak w
tytule „Ciut więcej o niej, kobiecie”. Tylko ciut, ponieważ tyle kobiet, ile
istnień tej płci, osobowości, historii życia, nic tu nie jest spłaszczone,
banalne. Jest pokazane na przykładach, reprezentatywnych, prawdziwych sytuacji.
Ożywione, ubrane w ruch. Wydobyta Ona uniwersalna poprzez jej zwyczajność, z szacunkiem, jaki może ukazać,
myślę, może tylko kobieta jako autor widowiska, może się mylę…(mam nadzieję).
Bez ideologii feministycznej, daleko do tego, koturnów, zbyt wysokich obcasów,
młode dziewczyny mają już ją, tak zwaną kobiecość, są na scenie kobietami,
młodość czy starość nie jest wyznacznikiem, czy wiek reprodukcyjny, kobietą się
jest w sensie prawie wiecznym, o tym jest ten spektakl.
To
wychowawcze, dowartościujące, odpowiednie na dzień 8.marca. Dziewczyny motające
na czarne sceniczne kostiumy kolorowe kwadraty tkanin nie są śmieszne. Stają
się piękne, bo umieją być- zaistnieć w tych kawałkach materiałów, w przerysowanych
scenach robienia makijażu. Kilka ruchów w takt muzyki czyni z nich powabne,
radosne, spontaniczne. Nie same plusy ma człowiek, który jest kobietą. Bywa
manieryczny, wygina nadgarstki, mówi, żeby istnieć – samogłoskami, bez treści,
wydaje głos, by w grupie poczuć się aprobowaną.
Dotyka akcja dramatu wnętrza kobiet. Aby nie zranić, bo
delikatne, pełno w nim marzeń, miłości gotowej by oddać siebie, czekającej,
często bez sensu. O kobietach na
poważnie, o tym jest spektakl. Całych kobietach, z ich seksualnością, sposobem
widzenia świata, wrażliwością tak inną od męskiej. Wokół miłości i samotności,
kobiecych miejscach samoprzebywania. Trochę z własnej winy, jak świadczy o tym
Niemy mężczyzna, którego się nie pyta, do którego Się Mówi, jak do ściany. Zakłada się,
że jest ścianą. Odosobowiony mebel na ubrania, jak nieukończone dojrzewanie
kobiety w dziewczynie. Sfera marzeń, która nie dosięga wyjścia poza siebie.
Wiele do
myślenia, dobry spektakl zrobiony z wyobraźnią i znajomością rzeczy.
Po przerywniku, piosence Igi Dajworskiej, bardzo zdolnej
młodej wokalistki, obejrzeliśmy niejako drugą część widowiska. Mężczyzna
przemawiający tekstami piosenek poetyckich. Wstał z tego krzesła, poprzedniego
ze spektaklu, zdawało się, i kontynuuje dialog. Z jego strony widzenia świata.
Dobra, dojrzała męska poezja, Jerzy Słowiński i Piotr Adamczyk – gitara. Mały
recital. Do tej kobiety, która rozmawia sama ze sobą, a ma u artysty Imię, jest
żywa, zauważana, czasami - często
kochana. W sposób taki, jaki jest, który wynika z danego mężczyzny,
niekoniecznie doskonały, trochę oceniający – nie zanadto, i ciepły (dziwne u mężczyzn…). Nie
wstydzący się swoich cech, przyznający się do wad, oferujący siebie czasami na
pożarcie przez człowieka-kobietę zanadto zamkniętego w sferze marzeń, która
czyni z niej plastikową lalkę. Poezja jak najbardziej śpiewana, która doszła do
etapu, kiedy staje się wiarygodna.
Odsłonięta do podszewki, opowiadająca swoją prawdę. Bywamy święci, jak śpiewa
autor, ale cel mamy taki, by się nie zmęczyć… Ta wzniosłość na ziemi, to niebo w małych
piekiełkach, szczegóły z których jest utkany prywatny nasz czyściec. Optymizm
jako klimat – mimo wszystko i dlatego,
że żyjemy. Od strony mężczyzny do kobiety – o miłości. Proste i jasne, dobrze
się słucha, i nie jest banalne.
O każdej nucie, o każdym słowie wypowiedzianym można by
napisać. Pozostawiam z niedopowiedzeniem, jak wypada przy okazji dobrej poezji,
która ma zostać w nas i wzrastać. Już nasza własna.
Iwona Wróblak
kwiecień 2011
kwiecień 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz