niedziela, 10 kwietnia 2016

O kobietach dużo więcej niż ciut….


            Klub międzyrzecki (dawniej Garnizonowy) to miejsce, gdzie się dzieją rzeczy bardzo wartościowe. Ku czci na przykład Kobiet Dnia mieliśmy niebagatelną okazję obejrzeć dobry spektakl. Spektakle w reżyserii pani Jolanty Glury zawsze są bardzo dobre, pani Glura od lat działa i tworzy. Może  doczekamy się benefisu osoby, która ma tak wielkie zasługi dla kultury, dla teatru w Międzyrzeczu. Wychowała już zastępy młodych aktorów, zaraziła miłością do sceny, do słowa.
            Młody narybek Teatru „Pchła”, kilka nowych dziewczyn wzięło na tapetę teksty Kasi Nosowskiej. Gmach architektury słowa, ruchu, sceny, kostiumów – razem dobre, przejrzyste widowisko. Satysfakcjonujący spektakl o naturze człowieka, który ma płeć kobiety. Rzecz dzieje się we wnętrzu Jej, umyśle, emocjach, doświadczeniach, zamkniętym rzędem krzeseł widowni. Adresat, adwersarz jej – Mężczyzna – człowiek, który ma płeć mężczyzny, nic nie mówi, akcja scen przedzieliła jemu rolę Siedzącego w Fotelu. Niemego, patrzącego bez wyrazu przed siebie. Głuchego na  wypowiadane kwestie. Zarzucony szmatkami i fatałaszkami kobiecymi, wwieziony jest na tym krześle jak mebel do mieszkania. Jak sprzęt domowy do  życia kobiety…. Centralny sprzęt, obok Niej, rozczłonkowanej na kwestie wypowiadane przez aktorki. Jest partnerem, tylko niemym. Bo to spektakl o  Niej, jak w tytule „Ciut więcej o niej, kobiecie”. Tylko ciut, ponieważ tyle kobiet, ile istnień tej płci, osobowości, historii życia, nic tu nie jest spłaszczone, banalne. Jest pokazane na przykładach, reprezentatywnych, prawdziwych sytuacji. Ożywione, ubrane w ruch. Wydobyta Ona uniwersalna poprzez jej  zwyczajność, z szacunkiem, jaki może ukazać, myślę, może tylko kobieta jako autor widowiska, może się mylę…(mam nadzieję). Bez ideologii feministycznej, daleko do tego, koturnów, zbyt wysokich obcasów, młode dziewczyny mają już ją, tak zwaną kobiecość, są na scenie kobietami, młodość czy starość nie jest wyznacznikiem, czy wiek reprodukcyjny, kobietą się jest w sensie prawie wiecznym, o tym jest ten spektakl.
            To wychowawcze, dowartościujące, odpowiednie na dzień 8.marca. Dziewczyny motające na czarne sceniczne kostiumy kolorowe kwadraty tkanin nie są śmieszne. Stają się piękne, bo umieją być- zaistnieć w tych kawałkach materiałów, w przerysowanych scenach robienia makijażu. Kilka ruchów w takt muzyki czyni z nich powabne, radosne, spontaniczne. Nie same plusy ma człowiek, który jest kobietą. Bywa manieryczny, wygina nadgarstki, mówi, żeby istnieć – samogłoskami, bez treści, wydaje głos, by w grupie poczuć się aprobowaną.
Dotyka akcja dramatu wnętrza kobiet. Aby nie zranić, bo delikatne, pełno w nim marzeń, miłości gotowej by oddać siebie, czekającej, często bez sensu. O  kobietach na poważnie, o tym jest spektakl. Całych kobietach, z ich seksualnością, sposobem widzenia świata, wrażliwością tak inną od męskiej. Wokół miłości i samotności, kobiecych miejscach samoprzebywania. Trochę z własnej winy, jak świadczy o tym Niemy mężczyzna, którego się nie pyta, do  którego Się Mówi, jak do ściany. Zakłada się, że jest ścianą. Odosobowiony mebel na ubrania, jak nieukończone dojrzewanie kobiety w dziewczynie. Sfera marzeń, która nie dosięga wyjścia poza siebie.
            Wiele do myślenia, dobry spektakl zrobiony z wyobraźnią i znajomością rzeczy.
Po przerywniku, piosence Igi Dajworskiej, bardzo zdolnej młodej wokalistki, obejrzeliśmy niejako drugą część widowiska. Mężczyzna przemawiający tekstami piosenek poetyckich. Wstał z tego krzesła, poprzedniego ze spektaklu, zdawało się, i kontynuuje dialog. Z jego strony widzenia świata. Dobra, dojrzała męska poezja, Jerzy Słowiński i Piotr Adamczyk – gitara. Mały recital. Do tej kobiety, która rozmawia sama ze sobą, a ma u artysty Imię, jest  żywa, zauważana, czasami - często kochana. W sposób taki, jaki jest, który wynika z danego mężczyzny, niekoniecznie doskonały, trochę oceniający – nie  zanadto, i ciepły (dziwne u mężczyzn…). Nie wstydzący się swoich cech, przyznający się do wad, oferujący siebie czasami na pożarcie przez człowieka-kobietę zanadto zamkniętego w sferze marzeń, która czyni z niej plastikową lalkę. Poezja jak najbardziej śpiewana, która doszła do etapu, kiedy staje się  wiarygodna. Odsłonięta do podszewki, opowiadająca swoją prawdę. Bywamy święci, jak śpiewa autor, ale cel mamy taki, by się nie zmęczyć… Ta  wzniosłość na ziemi, to niebo w małych piekiełkach, szczegóły z których jest utkany prywatny nasz czyściec. Optymizm jako klimat – mimo wszystko i  dlatego, że żyjemy. Od strony mężczyzny do kobiety – o miłości. Proste i jasne, dobrze się słucha, i nie jest banalne.
O każdej nucie, o każdym słowie wypowiedzianym można by napisać. Pozostawiam z niedopowiedzeniem, jak wypada przy okazji dobrej poezji, która ma zostać w nas i wzrastać. Już nasza własna.


Iwona Wróblak
kwiecień 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz