poniedziałek, 18 kwietnia 2016

The Cuts – dynamika i moc


             Jak to bywa u muzyków - z kłębowiska dźwięków wynikło (ich) Słowo i stało się Muzyka. Dynamika i moc dźwięków zespołu The Cuts w  międzyrzeckim Klubie Muzycznym „Kwinto”. Frazy tekstów do nucenia (słyszałam) - prawie poetyckie, i bardzo dużo dobrej muzyki. Elektroniczny rock, czyli bogaty w różnorodne brzmienia, nie bojący się ilustracyjnych wstawek elektronicznych, które tak ubogacają brzmienie tej formacji. Jest w nim  coś z monumentalizmu rocka symfonicznego, industrialnego i cięższych brzmień muzyki dryfującej ku szlachetnemu metalowi. W każdym razie jest  bardzo dynamicznie i nudzić się na pewno nie można.
            Utwory zbudowane jak konstrukcje logiczne słowno- muzyczne. Nawzajem te części posiłkują się sobą, uzupełniają. Są po części swoją - wzajemną – ilustracją. Obrazującą klimat wydarzenia, dającego tym samym temat, i tekst. Zdarzenia jak osobne całości, które nie są tylko pretekstem do  eksplozji dźwięków. Obrazy przypisane do imienia (tematu), jak „Anastazja”. Określają to imię, nadają mu Cutsowy wymiar.
                Elektro-rock. Mieszanka stylów i gatunków, jak mówią dzisiaj powszechnie muzycy, unika się zaszufladkowania. Bierze się inspiracje przypisane stylowi lub nazwisku, czerpie czasem z jednej tylko frazy. I robi się użytek z instrumentu, na którym się gra. Połączenia stylów sprzęgnięte w zgrabne kompozycje, o wyraźnej konstrukcji – do wielokrotnego odsłuchania.
Elektro-rock – wysoka temperatura rzeczy. Tych o których się nie pamiętało (Celsjusze i Kelwiny narastaja w nich). Uczuć niedopowiedzianych, osób,  które się pominęło. Ważne wydarzenia nas dotykające. Trolizm w Internecie. Mowa nienawiści. W muzyce czytelne czarne rytmy, jak złośliwość współczesnych skrzatów, ich pełna tchórzliwego kunktatorstwa niechęć do podpisywania się nazwiskiem. Anonimość (pozorna) netu, za którą można się  skryć, w dziele szkodzenia innym. Anarchia zamiast wolności – to łatwiejsze…
            Temperatura relacji męsko-damskich, zawsze duża. Obchodząca nas, jakkolwiek się możemy do tego nie przyznawać. Rytm naszych uczuć. Śmierć, będąca na przeciwnym biegunie, też jest pulsująca znaczeniem. Mroczna jej karuzela, w kołowrocie karmicznym, tutaj na ziemi przeraża nieuchronną powtarzalnością – dotyczy każdego i jest, będzie, doświadczeniem wszystkich, może trzeba jej dotykać już teraz, będąc (jeszcze) żywym. To  zmiana stanu naszego cielesnego skupienia i właśnie jako taka – przeraża. Dotyczy momentu – czasu określonego przez zawiasy sekund czy minut ustawania funkcji życiowych – o tym mentalnie jest utwór.
            Takie rozbłyski wrażeń także w kompozycji o zakamarkach pamięci. Mamy tylko nieco władzy nad naszym hipokampem, olbrzymie obszary naszej tzw. dyskowej pamięci są nieogarnięte. Są tajemnicą, której rąbek trzymamy w dłoniach. Raczej jego echo, stożkiem pulsujące w swej podróży na  zewnątrz naszej jaźni.
            Kompozycje utkane z ciekawych efektów dźwiękowych, starannie dobranych, jak koronki do strojów. Są mniej więcej w równej części, wydaje mi się, literackie i muzyczne.
            Muzyczne stłuczone lustro naszego odbicia w szkle. O powierzchni nie całkiem gładkiej, czasem płynącej, falującej jak ciekła skała. Także bąbelkowo pieniąca się jak światy (muzyczne) potomne. Przemieniona w nurty i strumyki. Faktura farby koloru rdzy, którą dotyka się jak membranę – tak  kołysze się jej puls. Koniuszkami palców, kiedy się wyciągnie doń ręce, a czas teraźniejszy obejmuje swymi fałdami kosmos, razem z nami, wewnątrz.
The Cuts dobrze brzmi w klubowym wnętrzu naszego klimatycznego „Kwinto”, którego ideą jest muzyka na żywo, i słuchanie jej równie aktywne.


Iwona Wróblak
kwiecień 2016





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz