niedziela, 18 grudnia 2016

Umarłym oczom bądź posłuszny

            Jest to taki żywot za opłotkami - miejsca i czasu -. „Czas użyczy mi nóg? Wyrosną z każdej strony czasu? Powietrze mnie dotknie, prawie nie  kochając?” Jest do tych parametrów istnienia stosunek obiektywny, ciepły przy tym, czy pełen zrozumienia... dojrzałości? Wydaje mi się, że tak. W tej już  trzeciej książce, na niezmiennie wysokim, równym poziomie. Prawidłowe dobre proporcje postrzegania siebie i świata; - „Świat nie ma kołyski, ona (kołyska) jest w tobie”. Partnerem rzeczywistym jest nowy osiągany stan umysłu. Partnerem do życia osoby własnej, której jest potrzebne zwierciadło, by  mogła się obejrzeć, żeby mogła mieć na czym gruntować, zapuszczać korzenie. Mieć dystans, dobry dystans, w rezultacie późniejszym, do wszystkiego co  stworzone – przez kogokolwiek.
            Jest filozofia buddyjska zachodniej proweniencji, przetarta, przefiltrowana przez umysł artysty poety, także człowieka o życzliwej ludziom osobowości, wrażliwego, o ciepłej inteligencji, wszystkie jej aspekty to kwintesencja Mahamudry, wyrażona indywidualnie. Z lekkością formułuje autor te  prawdy, pozornie mimochodem, jakby wymykały mu się chyłkiem przy codziennych czynnościach, wobec rzeczy, ludzi i zjawisk. Sam wprost nazywa siebie tą „czynnością, szczeliną, gdzie uciekasz, głosem przenikającym zakamarki”. Bo „grą jest znaczenie” obiektów i rzeczy. Jest i zrozumienie, może przeczucie(ważne dla poety) zrozumienia – „Jestem jak mapa, kontynent, mam własną mapę, może jestem mapą?” Zrozumienie, rzeczywistość, jaka jest?  Ta istota filozofii buddyjskiej, właściwe ustawienie, przy spokojnym umyśle, własnego ciała i świata wokół – „Przez tłum dostrzegłem i przeciskam się  tam(...)Idę(...)pomiędzy ruchem tramwaju a jego zaprzeczeniem(...) tam gdzie zbudujemy nagą, lekką konstrukcję/ która nas przetrwa(...) i zamieni w białe nic, które nie oszuka”. Nasza obecność podczas przedstawienia (moje podkreślenie).Duże prawdopodobieństwo naszej obecności podczas wielkiego Przedstawienia. Które to uczestnictwo zapewnią metody (dojścia na miejsce) i środki, i ochrona. Nie, żeby zapewniły je absolutnie, nie. –„W pustym banku ciała chciwy jestem zdań, co uzależniają jak męskie rymy” W przypadku swoim -  poety mówi  o literaturze, jak o mięsie i krwioobiegu. Jest się  cielesnym, omylnym. I zdanym na zdarzenia. Ale ma się to drugie dno, które jest bezpieczne i pewne, jak matematyka. No, może nie w tym życiu koniecznie, ale mamy przecież kołowrót wcieleń... Bez tego wielokropka nawet.
            Co zajmuje autora? „Być”. Ontologicznie, po buddyjsku. „Nie obawiam się być tym, czym muszę, zrobię, co mam zrobić, niezależnie od postaci.”
Jest coraz bardziej Pasewicz czytelny, potoczny nawet, mówi z każdą książką coraz jaśniej, dobitniej, przy od początku bardzo sprawnym warsztacie językowym, jest coraz bardziej intuicyjnie dosłowny, precyzyjny, słowa nazywają rzeczy, nie mają oprócz tego innej u niego funkcji. Jeszcze o czytaniu -. Trzeba czytać tę książkę będąc wyluzowanym i uważnym. Pasewicz na to zasługuje. Uwaga wynikać powinna z rozluźnienia i dosłownego traktowania każdego słowa. Ulegania skojarzeniom. Nie obawiania się dostrzegania szczegółów z otoczenia bardzo bliskich wkoło rzeczy otaczających temat główny. Bardzo namacalnych rzeczy. Tych również związanych z biologią. Docenienia pokory, prawdy, poważnego traktowania, w sensie ontologicznym, wszystkich rzeczy, które maja na nas wpływ, a wiele z nich je ma. Od widelca po paznokieć. Trzeba je koniecznie zobaczyć i dostrzec, by zrozumieć wszechświat – i siebie, jak dwa równoprawne elementy.
I mówić ciepłym szeptem. Trzeci tom poezji Edwarda Pasewicza.

Iwona Wróblak
marzec 2006


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz