Boska natura miłości
W Międzyrzeckim Ośrodku Kultury koncert zespołu „Cisza
jak ta”. Piosenki o boskiej naturze miłości. Czyli więcej milczenia, (jeszcze) więcej
poezji.
Dużo poezji, byle nie o
miłości – jak pisała Agnieszka Osiecka. Byle nie nadużywać słów. „Cisza jak ta” – to piosenki do poezji. Melodyjne poetyckie
songi.
Zanurzyliśmy się na półtora godziny w poezję miłosną jako
taką. Wszystko może być pretekstem do mówienia o miłości do ukochanej – górskie
krajobrazy, codzienne imponderabilia. Nasłuchaliśmy się o miłości, odmienionej
przez przypadki (losowe), liczby (słów) i rodzaje (ludzi).
Zbigniew Herbert w opowieści
o przemytniku – aniele, który przemyca ludzkie grzechy na drugą stronę nieba.
Przemyca ich aniołowych przemytników przez granicę niebieską. Przez bramę
grzesznego raju. Z dużą ilością miłości nie wiadomo, co robić – tak jest
grzeszna… boska natura miłości… I krotochwilne
jej skrzydła.
Miłość nie bywa – ze swej natury – spóźniona w swej wiecznej pieśni w tonacji Etno, tonacji starej
baśni. Eposu bardów. Jest – w drodze na ulubione przez Zespół - zielone
bieszczadzkie połoniny. Kiedy miłość
na stałe zagościła i nie ma zamiaru nas opuścić, trwa wieczna wiosna i lato,
jest czas ciepły.
Przejmująca modlitwa miłości konia do pozostania przy swym
życiu, jego song-spowiedź w drodze do rzeźni, w modlitwie do swego końskiego
grzywiastego boga – o łatwość umierania… Piękne długie wstawki skrzypiec.
Modlitwa konia-istoty czującej jadącej – jako mięso – na śmierć. Wszechobecny smutek
i strach, i samotność w ciżbie końskiej. W zamkniętej klatce, w ostatnim pędzie
kopyt po równinie, kiedy pękają chmury na niebie. Pełny dramaturgii tekst,
dobrze zaśpiewany.
Leonarda Cohena we dwoje tajemnice. Pojedyncze miłości to
trudne światy, są jak planety osobne. Jak nadaremne nadzieje – na miłość.
Odnajdują się dłonie w pustce, muszą być jednak samymi dłońmi, bez ciała. Ciepłymi
oczami. Gdy topnieje uśmiech, jak morze, jak tęcza, wtedy nadzieja rodzi się w
oczach, w ich blasku (Kazimierz Przerwa – Tetmajer).
Ku wzajemnemu porozumieniu. Ku werbalizacji,
wyartykułowaniu. Słowa są potrzebne, bo potwierdzają.
To ludzkie poziomy komunikacji. Taka jest nowoczesna poezja, jej trend – ku
wyjściu z tradycyjnego milczenia, z mody na oszczędności w słowie. By
nie-powiedzieć, nie-angażować, nie- kochać…
Już jest miłość –
nie trzeba się bać…Jest Dwoje, i są pewniki. Już jest królestwo bajeczne.
Kraniec świata na mapie. Serca. Schronienie nie zabiera przestrzeni ze sobą, nie
niepokoi. Ma kraniec/kres ściankę, poduszkę, na której się można oprzeć. Być z
tego tytułu bezpiecznym.
Pożegnania według Jonasza Kofty powinny jak najmniej
boleć. W niemiłości się jeszcze nie przeczuwa następnej miłości. Tymczasem jest
wino w kieliszku, jest przebaczenie.
Krótkie frazy tekstu i dynamiczne rytmy. Zrozumienie jest przebaczeniem i
odwrotnie – przebaczenie jest – zrozumieniem...
Twoje wszystko jest
za blisko. Przestrzeń mobilna się ścieśnia. Zduszona miłość, której
mężczyzna nie daje skrzydeł. Skrzydła są wbite w Ikara – mówi Cień, który
wchłonął swoje jestestwo.
Niebo jest złym miejscem –
bez ukochanego człowieka.
Dialogi wzajemne. Pełne
miłych czułych szczególnych słów. Są jak szczebioty ptaków, wolnych istot. Portret
kobiety jaki jest? Taki jak malarz go malujący.
Musi mieć barwy i ręce, w które zmieści się zarys konturu. Kobiecość wprost
wypowiedziana jak uśmiech Giocondy.
Iwona Wróblak
grudzień 2015
grudzień 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz