Dom w sercach
Rudy
spiesznym truchtem robi obchód osiedla. Już zna większość mieszkańców. Za
niektórymi tylko biegnie węsząc, przy innych skacze merdając ogonem. Z
większością osiedlowych psów bawi się przekomarzając, tylko na te wielkie
czasami szczeka. Z upływem czasu, w ciągu którego przemieszkuje koło bloków,
staje się łagodniejszy. Nocami przysypia na cienkiej ściółce uschłych roślin w
klombach lub przytulony do cieplejszych miejsc przy betonowych ścianach
budynków. Zaznawszy nieco jedzenia czy dobrego słowa od ludzi daje się
pogłaskać. Respektuje też prawo innych psów i ludzi do wspólnego terytorium. Wpisując się w
hierarchię stada ludzko–zwierzęcego mieszka.
Przy nielicznych ludzio-człowiekach kładzie się na plecach, otwiera pysk – to
znak zaufania i uległości. Wtedy należy podrapać go po piersiach.
Ostatnio
ktoś zbudował mu dom. Jest gdzie, przy czym, postawić miskę z jedzeniem. Kto?
Pytam ludzi, robię dochodzenie.
Emil Waltrowski. Niewysoki, szczupły,
14 lat. Czy zgadzasz się na wydrukowanie twojego nazwiska? Odpowiada z powagą –
Tak. Czy możemy cię sfotografować? Może razem z Rudym koło budy? Skinienie
głową.
Opowiada o Rudym.
Emil: -
Nasza znajomość z Rudym zaczęła się, kiedy suka kolegi miała cieczkę i on
przyszedł do nas na podwórko. Biegał cały czas za nią i my postanowiliśmy dawać mu jeść, bo nikt go nie
karmił. Dawaliśmy mu jeść codziennie i w pewnym momencie po jakiś dwóch
tygodniach postanowiliśmy zbudować mu budę. Robiliśmy ją dwa dni. Ale pewna
pani powiedziała mi, że ona nie chce tej budy pod jej oknem i że babcia tej
pani nie lubi psów, więc budę
przenieśliśmy. Pomógł nam starszy pan. Rudy z początku nie chciał w budzie
spać, ale nauczył się i jeść teraz tam dostaje.
Tak, rzeczywiście, buda już od kilku tygodni nie wędruje,
stoi w miejscu. W środku puchowe gąbki, w nich pies - leniwie otwiera oczy,
spokojnie kładzie pysk na łapach.
Marcin Słupiński. Uśmiech, w oczach figlarne błyski. To w
jego piwnicy powstała idea zbudowania domu bezdomnemu zwierzęciu. Chłopcy
mówią: - ostatnio zrobiliśmy mu podłogę z desek, daliśmy styropian. Noce są
jeszcze chłodne. Teraz będzie miał ciepło. Wygląda na prawdziwy psi
dom – mówię. – Na początku robiliśmy
po swojemu, ale tata Marcina stwierdził, że możemy to zrobić lepiej. Narysował
nam szkic, wzięliśmy wszystko, co było potrzebne, wycięliśmy... Rudy ma co jeść
i ma gdzie mieszkać.
Marcin i Emil: - Teraz on jest tu jak u siebie, nigdzie
nie ucieka, chodzi z nami do miasta, reaguje na wołanie.
Mieszkańcy
okolicznych bloków mają teraz o jeden więcej powód do rozmowy, do kontaktów.
Starszy człowiek przechodząc koło budy niezdarnie wyciąga rękę, chce go
pogłaskać. Pies nie bardzo wie, o co chodzi, skoro nie widzi w ręku człowieka
miski. Mężczyzna skarży mi się – a ja kilka razy dałem mu jeść.
Emil: - Chciałem powiedzieć, jeśli ktoś jakiegoś
bezdomnego psa spotka, to niech spróbuje znaleźć mu dom, albo niech zbuduje
budę, jak my to zrobiliśmy...
Pani
Agnieszka, u której w kiosku na targu jest jedna z międzyrzeckich samorzutnych
„psich stołówek”, mówi, że rudy pies już tam nie przychodzi. Ale za to przy
misce jest następny, z widocznymi żebrami, wystraszony z podwiniętym ogonem,
zjadający wszystko do czysta...
Naszemu pupilowi o rudej sierści boki się zaokrągliły, psi
uśmiech nie schodzi z pyska. Ostatni sprawdzian dla chłopców: pytam – Czy to
już wasz pies? – Tak - uśmiechają się. Jeśli chciałby ktoś go
zaadoptować, czy zgodzilibyście się? Emil: - Mógłby to ktoś zrobić, lepiej
byłoby dla niego. Odwiedzalibyśmy go. Mówię do Marcina: Buda poczeka na
następnego mieszkańca. Dom w sercach. W odpowiedzi uśmiecha się do mnie.
Iwona Wróblak
maj 2002
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz