czwartek, 2 marca 2017

Pani Małgorzata Stepczyńska - ludzie obok nas

            Malutkie mieszkanie, w nim promienne akwarele autorstwa pani Małgosi. Ptaki, krajobrazy, portrety. Kwiaty. Kolory starannie dobrane, stonowane. Energia rytmu czerwieni. Spokojna radość, jakby obok nurtu życia, może niezupełnie od tego rytmu zależna? Jak, w jaki sposób, synchronia użytych barw wiąże się z filozofią życia malarza...
            W biblioteczce słowniki i książki w językach obcych. Pani Małgosia przyznaje się do pięciu biegle opanowanych. Dużo wspomnień z podróży po  kilku kontynentach. Pomimo wieku ciągle jest proszona o pomoc jako tłumacz. Mówi o nich, o naszych gościach z Niemiec, Holandii – oni chcą  porozmawiać w swoim języku z nami. Znajomość innego języka to jak drzwi do drugiego świata. Lubi ludzi. Mam takie wrażenie – że rozmawiam z młodą osobą, młodą kobietą, tyle w niej spontanicznej ciekawości, radości z poznawania innych światów. Słucham uważnie jej opowiadań o dalekich krajach –  nagle przerywa sobie – niech teraz pani coś opowie... Myślę sobie, moje podróże są jednak wewnętrznej natury, brak mi takiego umiłowania świata – na  zewnątrz mnie. Pani Małgosia to typ przedwojennej pani nauczycielki. Cieszy się wśród znajomych dalszych i bliższych niekwestionowanym autorytetem. Bawiące się zbyt hałaśliwie na podwórku dzieci widząc jej osobę ściszają głos, chociaż ona nigdy nie krzyczy. Czy to wewnętrzna młodość, pogoda, dojrzałość, afirmacja idei życia jako takiego ma takie poważanie?  Ludzie są tak głodni autorytetów... Są osoby nietuzinkowe, które mieszkają blisko, za  ścianą. Pani Małgosia darzona jest szacunkiem nie tylko w kręgach poliglotów, ludzi sztuki, swoich znajomych z okresów pobytu za granicą, rozsianych po całym świecie.
            Wernisaż Wandy Namiestnik i Jolanty Nowak w Atelie „Kotłownia”. Pani Stepczyńska lubi przychodzić do Kotłowni, bo tam są młodzi artyści, po prostu młodzi ludzie, tylko – kręci głową – ta muzyka na dole, za głośna trochę dla niej. Jeden z gitarzystów to jej były uczeń. Pani Małgosia o nim: -  To urodzony muzyk, i dobrze mówi po angielsku. Mówię, że dobrze grają, równo. Wierzy mi na słowo...
Wokół nas na sali wystaw sami znajomi. Ludzie, którzy nie umawiając się przychodzą w te same miejsca. Pani Małgorzata o obrazach – Zawsze, kiedy czegoś nie rozumiem, wydaje mi się, że to moja wina. Chodzi jej o szacunek dla świata innych odczuć, o wrażenie niedosytu własnej tolerancji dla innego postrzegania. W życiu pani Małgosia jest za pragmatyzmem, i za przedsiębiorczością, aktywnością. Jest, czuje się Polką, Europejką, jej patriotyzm nie  wyklucza europejskości, jest jego potwierdzeniem i poszerzeniem, bez absolutnie żadnych polskich kompleksów. Taka jest, jak mówi, od 18. roku życia. W pełni ukształtowana. To sprawa wychowania w domu rodzinnym, mieszkała w młodości we Francji, w sercu europejskiej chrześcijańskiej duchowości, w pobliżu tamtejszych sióstr zakonnych i księży. Potem przyszły świadome wybory, jakich dokonały obie z matką - wracając do Polski. Wróciły pomimo widma realiów ustroju socjalistycznego, który zastaną, zamkniętych granic kraju. Kiedy w końcu udało się dostać paszport i wyjechać (pani Małgosia zawsze kochała podróże), powróciła z zagranicy – do matki. Do najbliższej osoby, która była dla niej tożsama z ojczyzną. Ceną mogło być zamknięcie za  żelazną kurtyną, ale nie była to w tym kontekście cena za wysoka dla niej. Jakby wiedziona intuicją, czerpała radość z rzeczy najistotniejszych. Był to dla  azymut, kompas szczęścia, spełnienia, poczucia dobrze przeżytych lat, bez odrobiny zgorzknienia.
            Jeszcze o tolerancji. Pani Małgosia mówi, że nawracać kogoś, narzucając swój sposób życia, myślenia, religię – jest … nietaktem... To małe mieszkanie jest jak salon, arystokratyczny, przedwojenny. O prostocie rozmawiamy dzisiaj z panią Małgosią, o nakazie bezpośredniości, kultury i  szacunku, w prostej linii będących następstwem tych cech. Z otwarcia wynikającego z miłości. Ta miłość jest szerokiego autoramentu, mówię jej. Prostota, to wyrafinowana rzecz, to efekt pracy nad sobą, spadek wyniesiony z domowego wychowania, otoczenia. Nie nadgryzły radości pani Małgosi doświadczenia życia, wojna, pobyt w nazistowskim obozie. To, miłość, było silniejsze – chce się powiedzieć – karma. Jest jak promień światła pani Małgosia, jak cenny klejnot, który można znaleźć za ścianą w bloku. Prostota wiąże się z pokorą. Powiedziałabym, robieniem miejsca obok własnej osoby dla kogoś drugiego. Słuchaniem, co on ma do powiedzenia... Robieniem u siebie miejsca dla jego świata. To filozofia mocno korzeniami jak drzewo wrośnięta w ojczystą ziemię, konarami stykająca się z innymi narodami, a koroną wierzchołka zwrócona w stronę sacrum - myślę.
            Jest pani Małgorzata członkiem apostolatu Maryjnego, jej Chrystus Cierpiący na jednej z akwarel ma oczy... radosne, bo wie dlaczego i po co  cierpi. Chrześcijańskość pani Małgorzaty jest, jak ona, radosna i pełna miłości do świata. Może lubi się panią Małgosię za tę jej wewnętrzną konsekwencję w radości, i za to, że szczeliny przeżyć i doświadczeń życia nie mają tam dość miejsca i siły, by rozpęknąć świat...


Iwona Wróblak
czerwiec 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz