Jeźdźcy
apokalipsy - na bujanym koniu
W
Galerii 30’ Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury - wystawa rzeźby i malarstwa. „Jeźdźcy apokalipsy na bujanym koniu”- rzeźby
– cisze – maski z palcem milczenia; Sylwester
Chłodziński, Grzegorz Pawłowicz. Bajkowe topiczne malarstwo Dariusza
Milińskiego, artysta gościł już u nas z obrazami, myślę, że zestawienie nazwisk
autorów jest bardzo ciekawe, stąd tytuł wystawy.
Dosłowność przekazu artystycznego, jego moc,
autonomiczność. Rzeźby. Konstrukcje. Obiekty artystyczne.
Skróty myślowe. Technika, która JUŻ stała się częścią
naszej Kultury. Cywilizacyjna technika kultury, socjalkultury nowoczesnego człowieka
ery współczesnej. Jej domyślne konotacje
muszą być związane z (techniczną) codziennością,
a ta już nie może obyć się bez gadżetów.
Inspiracje
do wynalazków technicznych bierzemy, braliśmy - z Natury. Od zawsze… I
słusznie. Natura ma za sobą (i przed sobą) nieograniczoną ilość czasu (na
eksperymenty), i żyje (czy istnieje) wiecznie… My inaczej żyjemy (istniejemy),
następując po sobie pokoleniami, ucząć się (prawie zawsze) od poprzednich
generacji. Od zawsze pociągała nas, intuicyjnie - elegancja, jaką ma opływowy kształt
ryby, tego statku powietrzego przestworzy morskich. Chcemy nie mieć przeszkód w
parciu naprzód, oporu w postaci
tarcia naszego pędu o materię, chcemy pływać-fruwać jak one, jak ptaki-ryby,
budujemy kanoe, żaglowce, jachty, okręty – na wzór ryb… Dorabiamy do naśladowanych wzorców z natury trybiki- kółeczka,
bo tak Go sobie wyobrażamy, boży kosmos, jako maszynerię wszechświata…
Zanurzeni
jesteśmy w świecie naszej pamięci, wspomnień i zapisków kultury cywilizacyjnej…
Nie możemy wyrzucić do kosza eonów i tysiącleci innych kultur, które były przed
nami (nie ma po co tego robić…), pamiętamy je – myślę, że nie tylko ze szkolnej
nauki czy lektur. Ta pamięć w nas jest głębinowa.
Jak ryba-statek powietrzno—wodny, symbolizujący marzenie człowieka o opanowaniu
akwenów morskich i powietrznych.
Etno. Wielkie łyżki. Jedzenie i
wspólnota ludzka przy posiłku. Socjalizacja jako pierwsza potrzeba,
porównywalna w ważności z zaspokajaniem głodu. Symbol archetypiczny - wspaniałe
drewniane wielkie łychy, rzeźbione na
wzór statków, naczyń wiejskich z
dawnych czasów.
Kobieta,
jako kształt – tak myślę, Natury, zajmuje wiele miejsca na wystawie. Piękno krzywizn
przestrzennych ciała ludzkiego (kobiecego), niemające absolutnie nic z
pornografii. ONA się wyłania jak z helisy lewoskrętnej, z pikseli obrazu
komputerowego, kształtowana wirtualnie przez umysł artysty, jest niewy(do)pełniona,
zaledwie zakreślona elipsami (niedokończonymi). Metalowa (współczesna czyli
silna) kobieta, metalowy (ery żelaza) człowiek. Jest też w kształcie anioła
(naszych wyobrażeń literackich) z jednym – drewnianym skrzydłem,
niesymetryczna, istnieje w taki sposób w braku
drugiego skrzydła, w oczekiwaniu na nie – na skrzydło wyrosłe w innej Osobie, połowie miłosnej
człowieczo-anielskiej układanki. Są też architektoniczne maszkarony, oblicza-maski,
lub same tylko korpusy ludzkie, na wzór klasycznych, uszkodzonych przez czas,
dzieł Fidiasza, powstałe z różnych materiałów, nie tylko kamień marmurowy jak
spiż, także cienkie blachy, też powstałe z (w) przestrzeni (w kształcie
kształtu kobiecego) sfałdowanej, zakrzywionej, ugiętej ciśnieniem grawitacyjnym
– szerokie konotacje i skojarzenia… Reakcje z otoczeniem, wpływ na środowisko,
jakie kobieta tworzy swoją Osobą - na
społeczeństwo, na przyrodę, na wszechświat, jak go ugina swoim mentalnym ciężarem - grawitując, zmieniając się też
samej itd., niczym w równaniu czasoprzestrzennym…
Ma kobieta wiele wymiarów – swego bytu w
społeczności, w społeczeństwie. Jest glamour
na przykład, z lat 20.ubiegłego wieku, w czerwonych długich rękawiczkach na
upozowanych dłoniach, absolutnie niezależna (jak nigdy potem…) z obrazów G.
Klimta.
Dariusz
Miliński. Świat przemożny i niezgłębialny Bajki-baśni, topiczny i epiczny,
opowiadający symbolami i opowieściami - scenami, które zapraszają nas w głąb
obrazu, który jest jak wielowymiarowa przestrzeń wnętrza obrazu i naszej –
widza- interakcji z nią. Sceny – obrazy poruszają wyobraźnię skłaniając do
pisania powieści czy moralitetu na wzór średniowiecznych dzieł malarzy. Głęboko
w naszej jaźni ukryte eposy, historia opola i wsi, gdzie mieszkamy (ciągle), swojskiego
zapachu drewnianego domu, smaku opowieści rodzinnych, plemiennych i
wspólnotowych. Topos wiejskiej drewnianej chaty jako Domu-miejsca, skąd się
wywodzimy, archetypu… Zapachu drewnianych starych bali, z których jest
zbudowany, obejścia, podwórka, połaci czarnoziemu, która należy do
gospodarstwa, wyszlifowanych w długim używaniu dłońmi narzędzi rolniczych. Dom
jest ciągniony przez właściciela rolnika – jak dobytek, węzełek-worek na ramieniu, wędrowniczy. Niesie go ze sobą
chłop wędrując po matce ziemi, swojej planecie. Księżyc – na innym obrazie –
wygląda z okna poddasza Domu, także należy do dobytku, wyposażenia domu, jest
udomowiony Ten Księżyc, oswojony. Czasem się z Domu wywędruje – za chlebem, z ciekawości, w
nowe kraje, z dzieckiem przy ręku. Kobieta musi odejść z Domu – taki los,
determinanta, w jej życiorycie coś się wydarzyło - patrzy na nią pełne
współczucia, też i przerażenia, oko Osoby
z poddasza, dobrego duszka-strażnika domowego, myślę – że może skrzata czy dawnego bożka opiekuńczego
domostwa.
Składa
się życie wiejskie z sacrum i profanum. Owo pierwsze-słodka anielica, jest
opiekuńcze na wsi i fruwające nad wieśniakiem, w tle którego w przestrzeni obrazu jest bryła kaplicy wiejskiej,
chłop czuje się zaopiekowany przez ów kościółek i plebana w nim czuwającego,
przez Dom Boży będący w zasięgu wzroku,
szczęśliwy się czuje, przynajmniej taki ma uśmiech… Może to przejaw tzw.
przebudzenia protestanckiego w tym czasie, religijnego prądu myślowego w przestrzeni
poreformacyjnej, kiedy Bóg zdawał się być bliżej swoich owieczek…
Jest czeszący miłośnie swoją płacheć ziemi
rolnik - ze swoim narzędziem uprawnym, grabiami, jak czuły grzebień
rozplątującymi włosy boginki ziemi ornej, jej oblicze widzimy na uprawnych
skibach.
Ma
twarze Rzeczywistość widziana oczami Dariusza Milińskiego. Trochę chrystusowe,
powiedziałabym, w konwencji odbitki z turyńskiego całunu… Patrzą na nas, one - odkupiciele.
Ludzko-boskie cierpienie za inne bosko-ludzkie istnienia czujące swoje i innych
cierpienia… Studiować tę Twarz-Oblicze
jest bardzo uczące, ociera się to poznanie o tajemnice główne, ontologiczne,
jest też, może być, zwykłą ludzką twarzą ten Wizerunek, jedną z wielu, i przez
to niepowtarzalną… boską w swej nieoznaczoności.
Praca ludzka,
znojny wysiłek, krzątanina zawsze ta sama na przestrzeni wieków – sens życia
człowieka… Wytwórczość, wieczne przetwarzanie z surowców - prefabrykatów, które dla jednych są
tylko odpadami. Przetwarzamy materię w nowe formy (sami też jesteśmy materią
przetwarzaną…). Jest na tych „pracowitych” obrazach, obok frasunku, także
radość, jak z dawnych opowieści jarmarcznych, wystawianych sztuk dla gawiedzi…
ku ich pokrzepieniu, tak zawsze ludziom
potrzebnemu…
I to dążenie do
gwiazd, pęd ku technice, ku wynalazkom, CIEKAWOŚĆ ludzka, która pcha nas do
poszukiwania nowych rozwiązań technicznych, nasz niespokojny człowieczy (boski) duch, który
każe próbować latać przytroczywszy sobie skrzydła do nóg. Wieczny Sanczo Pansa
ze swoim Panem-rycerzem Don Kichotem przemierzający pola i lasy, marzenia i
rozum w komitywie, czyli człowiek stapajacy po ziemi, chociaż go gna w
przestworza marzeń nieokiełznana wyobraźnia, po trosze niespełna rozumu… Wiatrak
w tle, wiejski do mielenia zboża, i ten symboliczny, który na stale stał się w kulturze literackiej i teatrze odzwierciedleniem
egzystencjalnych pragnień i rozterek. Dariusz Miliński – wielka ksiega
człowieka i Mitu.
Iwona Wróblak
marzec 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz