sobota, 6 maja 2017

Katem jestem – taką mam funkcję…

            Miało być dla dzieci – rycerska wiosna, zabawy. W lepienie garnków z gliny, pieczenie podpłomyków… Stało się – dzięki dużej wiedzy i zaanagażowaniu firmy zajmujacej się pokazami historycznymi („Pokazy historyczne.pl” Tomasz Sokołowski), lekcją historii, atrakcyjną też dla dorosłych.
            Deszcz siąpił, potem zaczął padać na dobre, ale pod średniowiecznymi namiotami było nam – i dzieciom – gorąco z wrażeń. Tylko Kat (urzędowo) moknął ze swym wielkim toporem (przeznaczonym dla gawiedzi) lub równie dużym mieczem (dla rycerstwa), których to fachowo, z rozkazu króla czy księcia, obsługiwał był (ongiś…). Dzierżąc w ręku kaźmirza, jak mówił, czyli czaszkę (owegoż…). Katem jestem, taką mam funkcję – powiedział mi…
            Katowski fach… Spójrzmy na to (zajęcie) oczami dawnych ludzi… Katem jest, urzędnikiem państwowym, życie prywatne zatem stara się trzymać z daleka od pracy (czyli też można, inaczej niż w u nas dobie pracoholizmu…). Czasami ludzie dla mnie są niemili… Praca ta była, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, na pełny etat. Katów się bano. Szanowano ich jednakże… A jak było z zapłatą… Mój rozmówca: Kat miał prawo garści – mógł iść na stragan i wziąć w garść, to co chciał – bez zapłaty (premia dla tych facetów, co mieli wielkie ręce…). Kat ma u nas, za budynkiem MOK, dyby (można się w nie zakuć) dwojakiego rodzaju. Te mobilne, dla skazańców, których, ku przestrodze innym, pędzono na miejsce kaźni, zakładano na ręce i głowę. Drugie były statyczne, tkwiło się w nich w pozycji skulonej nawet przez kilka dni – ku odstarszeniu ewentualnych naśladowców buntownika… U stóp Kata jest jeszcze (bardzo ciężka) kula z łańcuchem, do przykucia za nogę, nieraz nawet na współczesnych filmach widzimy, jak więźniowie, chcąc się poruszać, trzymają ją oburącz. Bardzo rozmowny jest nasz Kat (pamiętam z filmów te postaci w kapturach jako raczej milczące osoby). Kat także torturował, niestety, nie tylko sprawnie i elegancko ścinał głowę pomiędzy określonymi – jak mi prezentuje na sobie – kręgami szyjnymi. Znajomość anatomi ludzkiej była w tym rzemiośle duża, jako jedyni w tym okresie mieli prawo się doskonalić w tym kierunku… Honorem szlachcica było – jeżeli już – to zostać ściętym - mieczem (takim oburęcznym chyba, dużym). Śmierć przez powieszenie była hańbiąca.
            Ale coś nie o mrokach wieków dawnych. Mamy za budynkiem Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury także inne rzemiosła. Wysoki Mogoł przechadza się pomiędzy namiotami, dość duży facet jak na tatarskiego uczestnika bitwy pod Legnicą w 1241 r., ale może się mylę. Szkoda, że rączego konika stepowego nie ma z nim, już go sobie na nim wyobrażam, jak mknie po naszej międzyrzeckiej łączce za MOKiem… Można za to podziwiać jego strój z epoki, szarawary (spodnie tatarskie), czapę z futra (lisiego lub innego). Męski strój koczowniczy – z długimi rękawami, i nie są one, jak mówi – strojem po starszym bracie. Jeźdźcy szerzący postrach w średniowiecznej Europie przybywali z krain klimatu kontynentalnego, gdzie noce są bardzo zimne. Na piersi Tatara – lamela, czyli pancerz z płytek metalowych misternie przeplecionych rzemieniami. Ubiory z tej epoki szyte były z dobrej jakości wełny – służyć miały przez długie lata, sukno kosztowalo dużo, tak jak i barwniki. Na przykład czerwony barwnik uzyskiwano z czerwia, owada, który nadawał się do tego celu podobno w czerwcu, stąd być może nazwa. Mogoł zna się na mieczach i hełmach, nie tylko tatarskich, także europejskich, prezentowane są szykowne nakrycia bojowe, wierne repliki dawnych: kapaliny – ma je obecnie straż papieska, hełm garnczkowy, hełm okularowy – chronił twarzoczaszkę, a także oploty kolcze wokół hełmu.
            Tkaczka, również bardzo rozmowna (wszyscy prezenterzy dawnych rzemiosł są tacy), prezentuje nam niewielkie krosno, większych rozmiarów warsztat mamy w naszym Muzeum. W gustownym splecionym z wiklin koszu czekają na dzieci kłębki wełny, można sobie utkać własną średniowieczną szmatkę – na pamiątkę uczestnictwa. Dalej – coś jeszcze bardziej zajmującego. Maluszki mogą wtopić palce w miękką glinę, ulepić na przykład dzbanuszek… Kilka z nich, na wzór oryginalnych znalezionych przez archeologow, stoi obok. Jeszcze dalej namiot, gdzie można upiec coś na ząb… Popłomyki lepiono z mąki, (zmieszanej z wodą, ewentualnie z ziołami, bardzo różnymi, np. tymiankiem, jak się dowiaduję, drogiego wtedy bardzo pieprzu było 20 rodzajów) mąki każdego rodzaju. Onegdaj na naszym podwórcu zamkowym preferowano mąkę żytnią, którą wyrabiali na placki okoliczne przedszkolaki… Tutaj dwie panie mieszczki (albo wieśniaczki) gniotą ciasto i cienkie placuszki, przyniesione w wydłubanym dłutem w drewnie statku, pieką na dużej blasze, pod którą buzuje, niezgasły mimo deszczu, ogień. Bardzo smakują te placuszki – próbowałam… Dla dzieci są w miseczkach konfitury, które można sobie nałożyć na podpłomyk, ale pewnie kiedyś tylko bardzo szlacheckie czy królewskie dzieci mogły tak jeść… Obok jest najprawdziwsze żarno (również takie – tylko większe – jest w naszym Muzeum regionalnym im. Alfa Kowalskiego). To dwa okrągłe twarde (osadowe) kamienie oddzielone kulką metalową, i trzpień do pokręcania nimi, a w środku niezmielone jeszcze ziarno pszenicy. Otrąb wysypywało na sito, które przystawiało się do wylotu z żarna. Trzeba długo wyrabiać ciasto, wałkować i piec na dużym ogniu – nazwa podpłomyk pochodzi właśnie stąd, z potrzeby osiągnięcia dużej temperatury w trakcie pieczenia. Można było placuszki robić też na zsiadłym mleku, czyli maślance. Potrawa była dostępna dla wszystkich, rycerze w czasie długich wypraw mogli sięgnąć do sakw po mąkę, chociaż w czasie walki jedli najczęściej, bo dodawalo więcej sił, pieczyste.
            Papier czerpany. Produkowany jest i dzisiaj, to eksluzywny produkt, ma ładną fakturę, używany jest do wyrobu cennych dokumentów. Widziałam taką współczesną pracownię w naszym DPS. Można go robić z różnych naturalnych komponentów. Tutaj papiernik z cebrzyka z krochmalem zaczerpuje materiał papierniczy i odsącza na w sicie, potem ściska pod prasą. Efekt przypomina naszą bibułę. Tworzy się masa doskonałej jakości, na pewno lepsza od współczesnej celulozy, która ma ograniczony temin używania… Mój rozmówca zauważa, że komputery i twarde dyski są wynalazkiem akurat na czasie, bo celulozowe książki za 100 lat się rozsypią, a wraz nimi być może nasza cywilizacja i wiedza… Pomysł na rzemiosło papiernicze powstał w Chinach, cesarz docenił ten materiał jako przydatny dla aparatu biurokratycznego.
            Mincernia. Czyli mennica. Na blacie oryginalne zabytki, monety, szeląg z Elbląga Gustawa Adolfa z XVI w., półgrosz litewski bity przez Zygmunta Starego, z mennicy w Krakowie, trojak koronny – czyli wart 3 grosze… Mincerz był osobą odpowiedzialną za ostateczny wygląd monety, coś może jak… brakarz… Kontrolował go mincmistrz. Obok stoi duża drewniana, okuta metalem szkatuła, gdzie przechowywano skarby monet… Monety wyrabiano w trzech etapach. Najpierw odlewano surówkę, nigdy nie była z czystego metalu, technologia wymagała domieszek, przeważnie z miedzi. Z surówki wylewano walec, czelano aż ostygnie i młotami w kowadle wykuwano z niego blachę, z której wycinano, według określonego wzoru, krążki. Czyszczono je w beczce z łupanymi orzechami, kamieniami do uzyskania połysku. Po tym trafiały do mincerza, który kladł je na stemplu i jednym uderzeniem młota wybijał monetę. Ważono je i katalogowano, tak jak i dzisiaj, waga monety szczególnie musiała być sprawdzona, czyli zawartość czystego (złotego, srebrnego) kruszcu. Książę bił monety za zgodą swego suwerena, król tej zgody nie potrzebował. Bolesław Chrobry (princes polon) jako pierwszy nasz władca zaczął bić swoje monety, przedtem korzystano z waluty obcej, np. grosza praskiego. Przez pięć wieków monety bił mincerz, prasa śrubowa powstała dopiero w XVI wieku.
            Jakie jeszcze dawne rzemiosło królowało nam tego dnia? Powroźnictwo. Mały warsztat powroźniczy do produkcji sznura różnej grubości, powstawał z lnu i innych roślin, skręcano go za pomocą prostego urządzenia (takie też jest w Muzeum Międzyrzeckim).
            Bitni młodzi rycerze – i rycerki też – zmagały się na (bardzo nieostre) mieczyki, strzelały z łuku, słyszałam dopingi jednej z mam – Zuziu, nie poddawaj się, to tylko (jej sparingowy partner) – facet…  A dla miłośników większych puzzli, rozłożone na trawie układanki – obraz bitwy rycerskiej, które trzeba poskładać z całość, tak jak nasze, i europejskie, dzieje… Na międzyrzeckiej Majówce.

Iwona Wróblak
maj 2017














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz