Chiny w
Muzeum międzyrzeckim
Chiny
oczami (młodej) Polki, studentki – to ważne… Studenci mają dzisiaj, dzięki
naszemu akcesowi w UE, wiele możliwości podróżowania, dostęp do różnorodnych
stupendiów zagranicznych. Mieliśmy w Bibliotece Publicznej podobne spotkanie ze
polskim studentem, który był w Korei Południowej. Teraz Chiny – tym razem w Muzeum,
w ramach edukacyjnej sesji Nocy Muzeów, podczas której można było bezpłatnie
zwiedzić sale ze zbiorami muzealnymi.
Chiny,
wielki kraj, o bogatej prastarej kulturze, obecnie olbrzymim potencjale
gospodarczym, przedstawiony na prelekcji z okazji Nocy Muzeów w sali starościńskiej.
Chiny oczami międzyrzeczanki Niny Dąbrowskiej, która wyjechała tam na
kilkuletnie studia ze stypendium rządowego w ramach wymiany studentów obydwóch
krajów.
Nina
nauczyła się podstaw języka chińskiego, na spotkaniu obecni byli nasi
międzyrzeccy Chińczycy, dwoje ludzi, pracujących u nas, mających swoje firmy,
których wypowiedzi na bieżąco tlumaczyła. Nauczyli się kilku słów, z czystym
akcentem Zhangjunxianng (pochodzi z tego samego miasta, gdzie pracowala Nina:
Hangzhou) mówi do nas, słuchaczy – dzień dobry,
on bardzo dobrze się przystosował do obcego dla niego dalekiego kraju, w ubiegłym
roku zaprzyjaźnił się w Jarocinie z polskimi koncertowiczami, nauczył się od
nich także podstaw, jak mówią obieżyświaci,
czy kilku… przekleństw po polsku, a muzyka woodstokowa, spoiwo ich bytności na
tym wielkim wydarzeniu, jest znana, podobnie jak sam festiwal, na całym świecie,
gusta są podobne, więc – nie ma problemu… Chennxiandi opowiada o swoim dziecku
(mąż pracuje w Nowej Soli), które czeka na nią w dalekich Chinach u swojej babci,
bo jej mama, tutaj w Polsce, całymi dniami (chińskim zwyczajem) dużo pracuje, także
w niedziele (w tzw. „chińskim sklepie” mieszczącym się w budynku dawnej
synagogi). Jej się nie wszystko w Polsce podoba – tam jest inny tradycyjny etos
pracy, uczciwość kliencka, nie do pomyślenia jest niezapłacenie za wzięty towar…
Za odwagę wystąpienia publicznego (Chinczycy są z natury mniej śmiali niż Polacy)
oboje dostali od dyrektora Muzeum wiązanki kwiatów.
Nina zna
chiński, w stopniu komunikatywnym, jak się przekonaliśmy… Wielki szacunek dla
jej pracowitości. Opowiada o swojej nauce tego języka, tak różnego od naszego polskiego.
Zaczęła się go uczyć bez przekonania, krążą mity na temat jego trudności w
recepcji przez obcokrajowca z innych części świata. Rzeczywiście ma inną
strukturę, ale w zamian nie ma w nim gramatyki, odmiany czasów. Są za to
konstrukcje, to język opisowy. Wielkie znaczenie mają tony, jakie nadaje się poszczegółnym słowom, wysokie lub niższe. Obcokrajowcy
ucząc się chińskiego obrazują – ku szybszemu zapamiętaniu – ich wysokość odpowiednim
podniesieniem ręki.
Nina swoje
pierwsze miejsce w Chinach znalazła na dalekim wschodzie tego olbrzymiego
kraju, nad Morzem Chińskim, gdzie zmieszały się wpływy kolonialne rosyjsko –
japońskie, Hangzhou. Taka też była jego architektura, raczej europejska niż
tradycyjnie chinska. Jak różne są regiony w Chinach świadczy fakt, że sami
Chińczycy potrzebują tłumacza, bo zrozumieć swojego pobratymca z innej części
kraju. Państwo, które dzisiaj zwie się Chiny, składa się z 59 różnych
narodowości, o odmiennych językach i kulturze, także wyglądzie zewnętrznym ludzi
– Chińczycy dla Europejczyka stereotypowo to ludzie o niskim wzroście, tymczasem
najwyższy człowiek świata, liczący 2,5 metra jest – Chińczykiem z północy tego
kraju. Nasi międzyrzeccy Chińczycy są dużo niżsi, jak wiemy… Poznani przez Ninę
w czasie jej podróży mieszkańcy Państwa Środka też nie byli tak wysocy.
Jak różny
jest klimat Chin pokazała na przykładzie Harbinu, znanego też z naszej historii
zesłań carskich po powstaniach niepodległościowych. To bardzo zimne miasto – w odróżnieniu
od południowych krain.
Europejczycy
w Chinach traktowani są dobrze, Nina pracowała tam jako nauczycielka języka
angielskiego. Pokazywała zdjęcia akademika, gdzie mieszkała, wysokiego wieżowca.
Chińscy studenci mieli tam, inaczej niż Europejczycy, wieloosobowe pokoje i piętrowe
łóżka. Uczestniczyli też w obowiązkowych wojskowych szkoleniach. Nina pamięta
(była w Chinach 3 lata) święta noworoczne i ulubione przez Chińczykow
fajerwerki, które głośno i często eksplodowały za oknami przez kilkanaście
godzin bez przerwy…
Osobnym tematem
jest osławiona kuchnia chińska. Tradycyjny rytuał parzenia herbaty, jej kilka
tysiecy gatunków – można było w przerwie posmakować ten napój, w maleńkich czarkach,
jak również ciasteczka ryżowe. Na slajdach oglądaliśmy różnorodność potraw,
które tam się konsumuje, z wielkiej ilości produktow będących owocami morza, także
innych surowców, bardzo dla nas egzotycznych i pozornie – nie do przełknięcia… W
licznych restauracjach można zjeść bardzo tanio (dla Europejczyka) i w dużej
ilości, i w dużym wyborze rodzajów potraw. Syczuan (prowincja z środkowo-
zachodnich Chinach) to na przykład, według Niny – region ostrych potraw…
Nina
opowiadała o zajęciach, którymi lubią oddać się po pracy Chińczycy. Wycinaniu form
z papieru (bardzo misternych i pięknych), tańcach (lubią je chińscy emeryci), grach
w kości. Także było o kulturze wyższej chińskiej – teatr masek, śpiew (bardzo
wysokie tony) i zwinność akrobatyczna aktorów, o operze chińskiej – dla pasjonatów.
Chiny
oczami Europejczyka, który zachorował. Chiński powszechny szpital. Wpływ tradycyjnej
chińskiej medycyny, którą się ciągle szanuje, tak jak ludowych zielarzy, ludzi
nieraz o bardzo wielkiej wiedzy i skuteczności leczenia. Dobrym sposobem na
chorobę lokomocyjną jest wdychanie zapachu skórki pomarańczowej – można spróbować…
Szkoły chińskie – tradycyjny szacunek dzieci (duzo większy niż u nas w Polsce)
dla nauczycieli. Praca. W fabrykach – większa ilość godzin niż u nas, i w
biurach – tutaj zwyczaje są nieco bardziej liberalne, podobne polskim,
europejskim.
Zwyczaje
– bardzo ważne dla kogoś, kto zdwiedza inny kraj. Obyczajowość chińska. Wesela –
zuropeizowane, ale nie do końca. Tradycyjnie obowiązuje wykup panny młodej przez małżonka… (na ile jest wyceniona przez
przyszłego męża?) . Także nawet w większych miastach – targi małżenskie, czyli
dziadkowie oferują swoje wnuki dla przyszłych małżonków, na karteczkach opisują
ich zalety, stan majątkowy… Ustrój patriarchalny, mimo dziesiątków lat rewolucji
kulturalnej, jest ciągle mentalnie żywy. Obecnie oficjalnie – jak mówi Nina – w
Chinach można mieć już (maksymalnie) dwoje dzieci (jeżeli rodzice byli
jedynakami), jeżeli się wniesie opłatę… Na wsiach jednak na prowincji widziała
ciągle tradycyjnie w rodzinach wielką gromadkę dzieci przy matce.
Nowoczesny
zwyczaj chiński – podróżować gromadnie… Chińczycy mają (rzadkie) świąteczne
urlopy w tym samym czasie – to kilka dni, wtedy trudno jest o komfort wygodnego
przemieszczania się w wielkim tłumie ludzi. Radzi się przeczekać te okresy… Na
co dzień Chiczycy powszechnie jeżdżą do pracy na skuterach, rowerach.
Chiny to
bardzo ciekawy kraj, ze względu na swoją historię, na piękne krajobrazy. Prezenterka
wspomina słodki, chociaż w dużym natężeniu natrętny nieco, dźwięk milionów
cykad, budzących ludzi od świtu. Malownicze pola ryżowe. Na turystów czeka
wiele zabytków do zwiedzania. Nina oczywiście nie była wszędzie. Opowiadała o
słynnej cesarskiej armii z terakoty, odkrycia wielkiej ilości żołnierzy cesarza,
wyrzeźbionych figur naturalnej wielkości, które ciągnie się na przestrzeni
kilku kilometrów i nie zostało do tej pory w całości wydobyte z ziemi. Nina zaprezentowala
nam tradycyjny chiński dwustrunowy instrument smyczkowy: erhu, wygląda trochę niż
skrzypce (Nina gra na tym instrumencie), ale można wydobyć z niego ciekawe
dźwięki.
Iwona Wróblak
maj 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz