poniedziałek, 22 maja 2017

Chiny w Muzeum międzyrzeckim

            Chiny oczami (młodej) Polki, studentki – to ważne… Studenci mają dzisiaj, dzięki naszemu akcesowi w UE, wiele możliwości podróżowania, dostęp do różnorodnych stupendiów zagranicznych. Mieliśmy w Bibliotece Publicznej podobne spotkanie ze polskim studentem, który był w Korei Południowej. Teraz Chiny – tym razem w Muzeum, w ramach edukacyjnej sesji Nocy Muzeów, podczas której można było bezpłatnie zwiedzić sale ze zbiorami muzealnymi.
            Chiny, wielki kraj, o bogatej prastarej kulturze, obecnie olbrzymim potencjale gospodarczym, przedstawiony na prelekcji z okazji Nocy Muzeów w sali starościńskiej. Chiny oczami międzyrzeczanki Niny Dąbrowskiej, która wyjechała tam na kilkuletnie studia ze stypendium rządowego w ramach wymiany studentów obydwóch krajów.
            Nina nauczyła się podstaw języka chińskiego, na spotkaniu obecni byli nasi międzyrzeccy Chińczycy, dwoje ludzi, pracujących u nas, mających swoje firmy, których wypowiedzi na bieżąco tlumaczyła. Nauczyli się kilku słów, z czystym akcentem Zhangjunxianng (pochodzi z tego samego miasta, gdzie pracowala Nina: Hangzhou) mówi do nas, słuchaczy – dzień dobry, on bardzo dobrze się przystosował do obcego dla niego dalekiego kraju, w ubiegłym roku zaprzyjaźnił się w Jarocinie z polskimi koncertowiczami, nauczył się od nich także podstaw, jak mówią obieżyświaci, czy kilku… przekleństw po polsku, a muzyka woodstokowa, spoiwo ich bytności na tym wielkim wydarzeniu, jest znana, podobnie jak sam festiwal, na całym świecie, gusta są podobne, więc – nie ma problemu… Chennxiandi opowiada o swoim dziecku (mąż pracuje w Nowej Soli), które czeka na nią w dalekich Chinach u swojej babci, bo jej mama, tutaj w Polsce, całymi dniami (chińskim zwyczajem) dużo pracuje, także w niedziele (w tzw. „chińskim sklepie” mieszczącym się w budynku dawnej synagogi). Jej się nie wszystko w Polsce podoba – tam jest inny tradycyjny etos pracy, uczciwość kliencka, nie do pomyślenia jest niezapłacenie za wzięty towar… Za odwagę wystąpienia publicznego (Chinczycy są z natury mniej śmiali niż Polacy) oboje dostali od dyrektora Muzeum wiązanki kwiatów.
            Nina zna chiński, w stopniu komunikatywnym, jak się przekonaliśmy… Wielki szacunek dla jej pracowitości. Opowiada o swojej nauce tego języka, tak różnego od naszego polskiego. Zaczęła się go uczyć bez przekonania, krążą mity na temat jego trudności w recepcji przez obcokrajowca z innych części świata. Rzeczywiście ma inną strukturę, ale w zamian nie ma w nim gramatyki, odmiany czasów. Są za to konstrukcje, to język opisowy. Wielkie znaczenie mają tony, jakie nadaje się poszczegółnym słowom, wysokie lub niższe. Obcokrajowcy ucząc się chińskiego obrazują – ku szybszemu zapamiętaniu – ich wysokość odpowiednim podniesieniem ręki.
            Nina swoje pierwsze miejsce w Chinach znalazła na dalekim wschodzie tego olbrzymiego kraju, nad Morzem Chińskim, gdzie zmieszały się wpływy kolonialne rosyjsko – japońskie, Hangzhou. Taka też była jego architektura, raczej europejska niż tradycyjnie chinska. Jak różne są regiony w Chinach świadczy fakt, że sami Chińczycy potrzebują tłumacza, bo zrozumieć swojego pobratymca z innej części kraju. Państwo, które dzisiaj zwie się Chiny, składa się z 59 różnych narodowości, o odmiennych językach i kulturze, także wyglądzie zewnętrznym ludzi – Chińczycy dla Europejczyka stereotypowo to ludzie o niskim wzroście, tymczasem najwyższy człowiek świata, liczący 2,5 metra jest – Chińczykiem z północy tego kraju. Nasi międzyrzeccy Chińczycy są dużo niżsi, jak wiemy… Poznani przez Ninę w czasie jej podróży mieszkańcy Państwa Środka też nie byli tak wysocy.
            Jak różny jest klimat Chin pokazała na przykładzie Harbinu, znanego też z naszej historii zesłań carskich po powstaniach niepodległościowych. To bardzo zimne miasto – w odróżnieniu od południowych krain.
            Europejczycy w Chinach traktowani są dobrze, Nina pracowała tam jako nauczycielka języka angielskiego. Pokazywała zdjęcia akademika, gdzie mieszkała, wysokiego wieżowca. Chińscy studenci mieli tam, inaczej niż Europejczycy, wieloosobowe pokoje i piętrowe łóżka. Uczestniczyli też w obowiązkowych wojskowych szkoleniach. Nina pamięta (była w Chinach 3 lata) święta noworoczne i ulubione przez Chińczykow fajerwerki, które głośno i często eksplodowały za oknami przez kilkanaście godzin bez przerwy…
            Osobnym tematem jest osławiona kuchnia chińska. Tradycyjny rytuał parzenia herbaty, jej kilka tysiecy gatunków – można było w przerwie posmakować ten napój, w maleńkich czarkach, jak również ciasteczka ryżowe. Na slajdach oglądaliśmy różnorodność potraw, które tam się konsumuje, z wielkiej ilości produktow będących owocami morza, także innych surowców, bardzo dla nas egzotycznych i pozornie – nie do przełknięcia… W licznych restauracjach można zjeść bardzo tanio (dla Europejczyka) i w dużej ilości, i w dużym wyborze rodzajów potraw. Syczuan (prowincja z środkowo- zachodnich Chinach) to na przykład, według Niny – region ostrych potraw…
            Nina opowiadała o zajęciach, którymi lubią oddać się po pracy Chińczycy. Wycinaniu form z papieru (bardzo misternych i pięknych), tańcach (lubią je chińscy emeryci), grach w kości. Także było o kulturze wyższej chińskiej – teatr masek, śpiew (bardzo wysokie tony) i zwinność akrobatyczna aktorów, o operze chińskiej – dla pasjonatów.
            Chiny oczami Europejczyka, który zachorował. Chiński powszechny szpital. Wpływ tradycyjnej chińskiej medycyny, którą się ciągle szanuje, tak jak ludowych zielarzy, ludzi nieraz o bardzo wielkiej wiedzy i skuteczności leczenia. Dobrym sposobem na chorobę lokomocyjną jest wdychanie zapachu skórki pomarańczowej – można spróbować… Szkoły chińskie – tradycyjny szacunek dzieci (duzo większy niż u nas w Polsce) dla nauczycieli. Praca. W fabrykach – większa ilość godzin niż u nas, i w biurach – tutaj zwyczaje są nieco bardziej liberalne, podobne polskim, europejskim.
            Zwyczaje – bardzo ważne dla kogoś, kto zdwiedza inny kraj. Obyczajowość chińska. Wesela – zuropeizowane, ale nie do końca. Tradycyjnie obowiązuje wykup panny młodej przez małżonka… (na ile jest wyceniona przez przyszłego męża?) . Także nawet w większych miastach – targi małżenskie, czyli dziadkowie oferują swoje wnuki dla przyszłych małżonków, na karteczkach opisują ich zalety, stan majątkowy… Ustrój patriarchalny, mimo dziesiątków lat rewolucji kulturalnej, jest ciągle mentalnie żywy. Obecnie oficjalnie – jak mówi Nina – w Chinach można mieć już (maksymalnie) dwoje dzieci (jeżeli rodzice byli jedynakami), jeżeli się wniesie opłatę… Na wsiach jednak na prowincji widziała ciągle tradycyjnie w rodzinach wielką gromadkę dzieci przy matce.
            Nowoczesny zwyczaj chiński – podróżować gromadnie… Chińczycy mają (rzadkie) świąteczne urlopy w tym samym czasie – to kilka dni, wtedy trudno jest o komfort wygodnego przemieszczania się w wielkim tłumie ludzi. Radzi się przeczekać te okresy… Na co dzień Chiczycy powszechnie jeżdżą do pracy na skuterach, rowerach.
            Chiny to bardzo ciekawy kraj, ze względu na swoją historię, na piękne krajobrazy. Prezenterka wspomina słodki, chociaż w dużym natężeniu natrętny nieco, dźwięk milionów cykad, budzących ludzi od świtu. Malownicze pola ryżowe. Na turystów czeka wiele zabytków do zwiedzania. Nina oczywiście nie była wszędzie. Opowiadała o słynnej cesarskiej armii z terakoty, odkrycia wielkiej ilości żołnierzy cesarza, wyrzeźbionych figur naturalnej wielkości, które ciągnie się na przestrzeni kilku kilometrów i nie zostało do tej pory w całości wydobyte z ziemi. Nina zaprezentowala nam tradycyjny chiński dwustrunowy instrument smyczkowy: erhu, wygląda trochę niż skrzypce (Nina gra na tym instrumencie), ale można wydobyć z niego ciekawe dźwięki.


Iwona Wróblak
maj 2017





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz