Muzyka
gongów tybetańskich w bastei zamkowej
Noc
Muzeów, a raczej weekend (sobota i niedziela) w naszym Muzeum im. Alfa
Kowalskiego w Międzyrzeczu, zaczął się koncertem muzyki etnicznej z kręgu kulturowego
Dalekiego Wschodu, w wykonaniu muzykoterapeuty Jana Schneidera i Ludmiły
Wyczesany.
Cztery gongi
tybetańskie, różnej wielkości, ręcznie kute w specjalistycznych warsztatach, z
certyfikatem świadczącym o ich odpowiednich częstotliwościach brzmieniowych –
używane są do celów terapeutycznych, i inne instrumenty etniczne; dzwoneczki,
kije deszczowe, cahon, drumla, i przede wszystkim misy tybetańskie z ich
szczególnym brzmieniem, to instrumentarium w bardzo nadajacej się do takich
celów bestei zamkowej, budowli o unikalnej, w kształcie półokrągłej czaszy, konstrukcji.
Jej architektura przynosi mi na myśl misę tybetańską, do góry odwróconą, w
czasie koncertu muzycy kierują ich wnętrza w stronę widowni, by te do końca dla
niej wybrzmiały – falami dźwiękowymi. Basteja pod tym względem bardzo się podoba
wszystkim muzykom, którzy tu
koncertowali.
Dźwięk
gongów był – myślę – prawie tożsamy z podobnym (można je słuchać obecnie w
internecie), wydobywanym w czasie medytacji przez mnichów buddyjskich, sylaba
OM doskonale jest rozpoznawalna, tam sprzyjały temu zawsze ogromne przestrzenie
Wyżyny Tybetańskiej, z jej rozrzedzonym powietrzem, tu – akustyka bastei… Czy
jej parametry akustyczne doczekają się kiedyś osobnej rozprawki?...
Wrażenie było niesamowite… Owijane wokół krawędzi mis,
jak nitki czy wiązki nici, bardzo długie wysokie tony, naturalna orkiestra, czyste
jak niebo Himalajów. Tło mentalne, w czasie kilku, może kilkunastu? tysiącleci
medytacji, dla umysłów wielu pokoleń medytujacych mnichów, z których duża ilość
osiągnęła wyzwolenie i oświecenie, a potem odrodziła się, także w naszych
czasach i na Zachodzie, a dźwięki mis, gongów im w tym pomagały… Dostrajały do
Natury, by osiągnąć Jej pełnię, być współistotnym z Nią, być Jej częścią bardzo
ważną i świadomą. Bez zaciemnień i przeszkód przeszkadzających emocji (temu
slużą medytacje), nawyków i uzależnień, które zmieniają w ciągu wieków postać,
ale są takiej samej proweniencji.
Dzisiaj
też tak było, łączyły – w mantrze - wewnętrzną i zewnętrzną energię. Uporządkował
nam się świat struktur falowych, współgrał szum wody w pobliskiej małej
elektrowni wodnej (koło Muzeum), szum piasku pod stopami, zieloność fauny
wiosennej, miała swój inny bardziej spokojny, ściszony wymiar – tak myślę…
Gongi współistniały
z innymi instrumentami. Harfiaste, jak fletnia Pana, dzwoneczki, srebrzyste nie
tylko z nazwy, aż kusiło, żeby przejechać lekko po nich ręką (wielu to robilo
po koncercie), szum wysokogórskich czystych strumieni, kojący. Jak grupowa
modlitwa w gompie, która teraz stała
się pięknie sklepioną basteją średniowiecznego międzyrzeckiego zamku…
Dzwoneczki
tybetańskie, cichy szum kijów deszczowych, zakreślały wokół widzów przestrzeń
ochrony, tworząc małe cząstkowe Schronienie (będące bardzo ważną rzeczą w
buddyzmie tybetańskim), dźwięki nas otuliły jak kokon, w tym płaskie tony
naturalnego drewna - Strażnicy buddyjscy przecinali wstęgi niewłaściwych
nawyków i zachowań, z którymi poradzić sobie bez pomocy mistrza jest niezwykle
trudno. O tym m.in. mówi tzw. szybka ścieżka tego nurtu filozofii buddyjskiej.
Misy, różnej wielkości (stawiane są podczas seansu
terapeutycznego na ciele na określonych miejscach w punktach energii, tzw.
czakrach), wyglądały na stole jak klawiatura, brzmiały też wspaniale w tym
czarownym międzyrzeckim miejscu.
Chiński
znak błogosławieństwa, piktogram Fu, na czerwonych balonikach (jak to bywa w
czasie Świat w Chinach), powiewał nad instrumentarium muzyków, zaczął nam się
Chiński Dzień, czy weekend, międzyrzeckiej Nocy Muzealnej, znak prastarej
kultury Państwa Środka, jej najgłębsze credo, błogosławieństwo jak Tai Chi,
równowaga i moralność, obowiązki obywatela wobec społeczności – na pewno jutro
więcej o tym usłyszymy, mamy przecież Chińczyków w Międzyrzeczu, są zaproszeni…
Na razie
zauważyłam pierwszych chętnych na zabieg z udziałem leczniczych dźwięków
wykonywany przez Jana Schneidera, już od kilku lat mamy w Międzyrzeczu taką
możliwość, z której wielu korzysta…
Iwona Wróblak
maj 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz