niedziela, 21 maja 2017

Muzyka gongów tybetańskich w bastei zamkowej

            Noc Muzeów, a raczej weekend (sobota i niedziela) w naszym Muzeum im. Alfa Kowalskiego w Międzyrzeczu, zaczął się koncertem muzyki etnicznej z kręgu kulturowego Dalekiego Wschodu, w wykonaniu muzykoterapeuty Jana Schneidera i Ludmiły Wyczesany.
            Cztery gongi tybetańskie, różnej wielkości, ręcznie kute w specjalistycznych warsztatach, z certyfikatem świadczącym o ich odpowiednich częstotliwościach brzmieniowych – używane są do celów terapeutycznych, i inne instrumenty etniczne; dzwoneczki, kije deszczowe, cahon, drumla, i przede wszystkim misy tybetańskie z ich szczególnym brzmieniem, to instrumentarium w bardzo nadajacej się do takich celów bestei zamkowej, budowli o unikalnej, w kształcie półokrągłej czaszy, konstrukcji. Jej architektura przynosi mi na myśl misę tybetańską, do góry odwróconą, w czasie koncertu muzycy kierują ich wnętrza w stronę widowni, by te do końca dla niej wybrzmiały – falami dźwiękowymi. Basteja pod tym względem bardzo się podoba wszystkim muzykom, którzy tu koncertowali.
            Dźwięk gongów był – myślę – prawie tożsamy z podobnym (można je słuchać obecnie w internecie), wydobywanym w czasie medytacji przez mnichów buddyjskich, sylaba OM doskonale jest rozpoznawalna, tam sprzyjały temu zawsze ogromne przestrzenie Wyżyny Tybetańskiej, z jej rozrzedzonym powietrzem, tu – akustyka bastei… Czy jej parametry akustyczne doczekają się kiedyś osobnej rozprawki?...
Wrażenie było niesamowite… Owijane wokół krawędzi mis, jak nitki czy wiązki nici, bardzo długie wysokie tony, naturalna orkiestra, czyste jak niebo Himalajów. Tło mentalne, w czasie kilku, może kilkunastu? tysiącleci medytacji, dla umysłów wielu pokoleń medytujacych mnichów, z których duża ilość osiągnęła wyzwolenie i oświecenie, a potem odrodziła się, także w naszych czasach i na Zachodzie, a dźwięki mis, gongów im w tym pomagały… Dostrajały do Natury, by osiągnąć Jej pełnię, być współistotnym z Nią, być Jej częścią bardzo ważną i świadomą. Bez zaciemnień i przeszkód przeszkadzających emocji (temu slużą medytacje), nawyków i uzależnień, które zmieniają w ciągu wieków postać, ale są takiej samej proweniencji.
            Dzisiaj też tak było, łączyły – w mantrze - wewnętrzną i zewnętrzną energię. Uporządkował nam się świat struktur falowych, współgrał szum wody w pobliskiej małej elektrowni wodnej (koło Muzeum), szum piasku pod stopami, zieloność fauny wiosennej, miała swój inny bardziej spokojny, ściszony wymiar – tak myślę…
            Gongi współistniały z innymi instrumentami. Harfiaste, jak fletnia Pana, dzwoneczki, srebrzyste nie tylko z nazwy, aż kusiło, żeby przejechać lekko po nich ręką (wielu to robilo po koncercie), szum wysokogórskich czystych strumieni, kojący. Jak grupowa modlitwa w gompie, która teraz stała się pięknie sklepioną basteją średniowiecznego międzyrzeckiego zamku…
            Dzwoneczki tybetańskie, cichy szum kijów deszczowych, zakreślały wokół widzów przestrzeń ochrony, tworząc małe cząstkowe Schronienie (będące bardzo ważną rzeczą w buddyzmie tybetańskim), dźwięki nas otuliły jak kokon, w tym płaskie tony naturalnego drewna - Strażnicy buddyjscy przecinali wstęgi niewłaściwych nawyków i zachowań, z którymi poradzić sobie bez pomocy mistrza jest niezwykle trudno. O tym m.in. mówi tzw. szybka ścieżka tego nurtu filozofii buddyjskiej.
Misy, różnej wielkości (stawiane są podczas seansu terapeutycznego na ciele na określonych miejscach w punktach energii, tzw. czakrach), wyglądały na stole jak klawiatura, brzmiały też wspaniale w tym czarownym międzyrzeckim miejscu.
            Chiński znak błogosławieństwa, piktogram Fu, na czerwonych balonikach (jak to bywa w czasie Świat w Chinach), powiewał nad instrumentarium muzyków, zaczął nam się Chiński Dzień, czy weekend, międzyrzeckiej Nocy Muzealnej, znak prastarej kultury Państwa Środka, jej najgłębsze credo, błogosławieństwo jak Tai Chi, równowaga i moralność, obowiązki obywatela wobec społeczności – na pewno jutro więcej o tym usłyszymy, mamy przecież Chińczyków w Międzyrzeczu, są zaproszeni…
            Na razie zauważyłam pierwszych chętnych na zabieg z udziałem leczniczych dźwięków wykonywany przez Jana Schneidera, już od kilku lat mamy w Międzyrzeczu taką możliwość, z której wielu korzysta…


Iwona Wróblak
maj 2017







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz