Dumitru
Harea gra na fletni Pana
„Pokochawszy młodą Syrinks, córkę bożka rzecznego Ladona, chodził za
nią Pan po całych dniach i prosił, żeby została jego żoną. Nieszczęśliwa
dziewczyna, nie mogąc pozbyć się natręta, westchnęła do bogów o pomoc; ci p r z
e m i e n i l i ją w trzcinę. Widząc to
Pan poznał, że jest brzydki i było mu bardzo smutno. Usiadł wśród owej trzciny
i płakał żałośnie. Wiatr zaś potrząsał t r z c i n ą rosnącą nad brzegiem strumienia i Panowi,
zasłuchanemu w szum wiatru i szmer wody płynącej, zdawało się, że i roślina
wydaje takie same dźwięki żałosne. Uciął z niej kilka łodyg, zrobił z nich
siedem p i s z c z a ł e k nierównej długości, połączył je razem w jednym
szeregu i tak powstała ulubiona fujarka pastusza, zwana syryngą. Pan wygrywał
na niej swe żale za piękną nimfą”.
J. Parandowski,
„Mitologia” (podkreślenia autora)
Starożytny grecki bożek Pan (jego
rzymskim odpowiednikiem był bóg Faunus) początkowo był tylko opiekunem pasterzy
i ich trzody. Później wiązano go z płodnością i Naturą jako taką, bez moralnego
podziału na dobro i zło. W istocie może on więc zarówno tworzyć, jak i siać
zniszczenie. Syn Hermesa i nimfy Dryope
(lub według innych legend Hermesa i Penelopy, żony Ulissesa), urodził się z
nogami i rogami kozła. Gdy matka porzuciła go po urodzeniu, przerażona jego straszliwym
wyglądem, ojciec Hermes zabrał go ze sobą na Olimp, nadając mu w ten sposób
boskość. Jednak Pan nie polubił Olimpu, ponieważ inni bogowie szydzili z jego
brzydoty. Swoją złą reputację Pan zawdzięczał nieznośnemu charakterowi.
Nienawidził być budzony ze snu - wstawał
wtedy wściekły i wydawał z siebie przerażający krzyk, wzbudzając strach lub
panikę w sercach ludzi. Ukazywał się też bez ostrzeżenia niczego nie
podejrzewającym śmiertelnikom. Legendarny był też seksualny apetyt Pana:
obiektami jego pożądania stawały się nimfy, boginie, a nawet satyrzy. Owa
reputacja, w połączeniu z przerażającym wyglądem, przyczyniła się niewątpliwie
do demonizowania Pana przez chrześcijan w czasach Średniowiecza. W swojej
nieustającej walce z pogańską kulturą i tradycjami przypisywali mu oni cechy
Szatana. Faun jest jedynym bogiem, który doświadczył śmierci. Jego odejście
może być interpretowane symbolicznie: jako cykl pór roku, przejście od lata,
poprzez jesień, aż do zimy.
Pierwsze dowody na występowanie
instrumentu „fletnia Pana” odnaleziono na wyspach Cykladach na Morzu Egejskim i
datowano je na ok. rok 2500 p.n.e. Rzymski poeta Owidiusz opisuje mit o
pierwszym twórcy fletni greckim bożku o imieniu Pan. Mit ten został
przeniesiony na łono polskiej literatury przez Jana Parandowskiego. W
starożytnej Europie fletnia znana była pod nazwą syrinx, a w Rzymie auenis.
W starożytnym Rzymie instrument ten był używany zarówno przez pasterzy, grajków
ulicznych jak i nadwornych profesjonalnych muzyków. W starożytnych Chinach
fletnia Pana występowała pod nazwą pai
xiao i była używana między innymi w
rytuałach religijnych. Ponoć znany ówczesny filozof Konfucjusz zachwycał się melancholijnymi melodiami granymi na pai xiao. W Luyi w prowincji Henen
odnaleziono fletnie zrobione z kości ptaka a pochodzące z 11w p.n.e. Różne
odmiany tego instrumentu odnajdziemy w wielu innych krajach azjatyckich. Na
terenie Afryki odnajdujemy dowody istnienia fletni na zabytkach pozostałych po
królestwie Wielkiego Zimbabwe w 13-15 w. n.e. Jej ślady odnajdujemy także w
Egipcie w okresie Dynastii Ptolomejskiej 332-30 lat p.n.e.
Uroczy
gotycki XV w. kościółek p.w. Matki Bożej Różańcowej w Lubniewicach. Kościół
parafialny. Według Rachela, niemieckiego historyka, na jego murach miała znajdować się data 1258 r.,
z czego by wynikało, że parafia w Lubniewicach mogła istnieć już w pierwszej
połowie XIII w. Mury obecnego kościoła zaczęto wznosić najpewniej z fundacji
rodziny v. Waldow, a więc w 2 połowie XIV. W latach
1429-1433 Lubniewice, podobnie jak teren
całej Ziemi Lubuskiej, zostały zniszczone przez wojska husyckie, niewykluczone,
że wtedy również zniszczony został kościół, bowiem część jego substancji / prezbiterium i zakrystia/
wzniesiono w formach charakterystycznych dla XV w.
Idealnie sprofilowane do muzyki – i
modlitwy także przez Muzykę, gotyckie wnętrze. Sklepienia krzyżowo-żebrowe,
portale ostrołukowe. Elipsy łuków podtrzymujących strop, gdzie dźwięk będzie
wibrował wychodząc z piszczałek fletni Pana. Mała filharmonia gotycka. Piękny
złocony ołtarz, kolorowe witraże w
oknach. Zabytkowe meble.
Proboszcz ks. Antoni Bołbot po mszy św. zaprasza na koncert.
Pierwsza odsłona VI edycji z festiwalowego cyklu „Letnie Koncerty Organowe”
organizowanego przez Zdzisława Musiała, znanego nam również jako dyrektora i
animatora „Lubuskich Weekendów Gitarowych”. Koncert zagrają Dumitru Harea – fletnia pana i Katarzyna
Sikorska - Wrembel – organy.
Koncerty organowe
zawitały w tym roku, jak widzimy, także do Lubniewic. Nasz lokalny animator
kultury muzycznej nie ogranicza się do Międzyrzecza.
W tamtym roku koncerty gościły w kościołach w Skwierzynie i Przytocznej. W 2012
r. koncert z udziałem Dumitru Harea i Andrija Melnyka, absolwenta Akademii
Muzycznej we Lwowie na Ukrainie (akordeon) 29.07. w Przytocznej i 2.09. o godz. 19.00 w Sanktuarium
Pierwszych Męczenników Polski w Międzyrzeczu.
Dumitru
Harea urodził się 6.11.1970 r. we wsi Isacova, 50 km od stolicy Mołdawii
-Kiszyniowa. Swoją przygodę muzyczną zaczął w wieku 6 lat, kiedy starszy brat kupił mu plastikowy flet. W
1996 r. artysta ukończył Akademię Muzyczną w Kiszyniowie w klasie fletni-Pana,
u bardzo znanego i cenionego profesora w
Rumunii i w Mołdawii Iona Negura. Już w trakcie studiów pracował jako
nauczyciel w Szkole Muzycznej w klasie fletni Pana, dodatkowo grał również w ludowej orkiestrze „Martisor”
koncertując między innymi w Rumunii i na Łotwie. W 2000 r. przyjechał z
koncertami do Polski do Poznania, gdzie poznał swoją żonę Agatę i tu zamieszkał.
W 2001 r. wydał swoją solową płytę „Muzyka Duszy” na fletnię Pana i organy. Od
samego początku pobytu w Polsce współpracuje z Muzeum Instrumentów Muzycznych w
Poznaniu i z legendarnym zespołem muzyki cygańskiej „Terno”, który w 2010 roku
obchodził 55-lecie. Artysta koncertuje w całej Polsce i za granicą m.in.: w
Niemczech, we Włoszech, Wielkiej Brytanii, Szwecji. W swoim dorobku ma ponad
600 audycji muzycznych w szkołach i przedszkolach na terenie Poznania i
Wielkopolski.
Katarzyna Sikorska-Wrembel w 2003
r. ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. I .J. Paderewskiego w
Poznaniu w klasie organów prof. Elżbiety Karolak. Artystka kontynuuje w ten
sposób istniejącą w rodzinie pięciopokoleniową tradycję organistowską. W 2005 r.
ukończyła 4-letnie studia licencjackie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu
im. A. Mickiewicza o specjalności Muzyka Kościelna. Ukończyła studia w klasie
fortepianu doc. Ewy Kandulskiej - Jakóbczyk, w stopniu licencjata. Bierze
czynny udział w życiu muzycznym Poznania, koncertuje w Kolegiacie Farnej,
współpracuje z Towarzystwem Winiarskim i z Towarzystwem im. F. Nowowiejskiego.
Uczestniczy w działalności koncertowej wielu chórów poznańskich. Od 2001 r.
uczestniczy w działaniach Eksperymentalnego Teatru Operowego, wykonując wraz z
Elżbietą Arsso - Cwalińską koncerty organowo-wokalne. 11. letnia współpraca w
Dymitrem Harea zaowocowała nagraniem płyty kompaktowej „Muzyka duszy” oraz
występami na licznych koncertach. Przez kilka lat współtworzyła cieszący się
wielką popularnością cykl koncertów „Słowa i dźwięki” w parafii p.w. „Najświętszej
Bogarodzicy Maryi” na poznańskich Ratajach. W latach 1999-2010 pełniła funkcję
organisty w różnych kościołach Poznania. Od 2010 r. poświęciła się pracy
pedagogicznej, propagując między innymi oryginalną ideę nauczania muzyki wg E. E.
Gordona.
Koncert rozpoczyna się utworem Marc
- Antoine Charpentier, francuskiego kompozytora epoki baroku. „Te deum” – to najbardziej
znany jego utwór. Słuchamy cz. I. Preludium. Brzmienie dostojne, dworskie, po
mszy św. świetnie się komponuje z klimatem sali. Następny jest Giulio Caccini (1545
– 1618) włoski kompozytor i śpiewak i
jego słynna „Ave Maria”.
Organy solo. J. Ch. Kellner (1736 – 1703) to niemiecki
organista i kompozytor. „Preludium C-dur”. Spiżowo brzmi wspaniała fletnia
Pana, tutaj w roli solisty z
akompaniamentem organów. Możliwości, jakie ma ten wspaniały instrument, są
ogromne. Motyw powtarzany jest wielokrotnie, w różnych tonacjach i poziomach,
przygrywający sobie, do wysycenia, pani Sikorska – Wrembel jest mistrzynią gry
na organach. Johann Sebastian Bach (1685 – 1750), kompozytor i organista niemiecki epoki
baroku, jeden z najwybitniejszych artystów w dziejach muzyki. Stworzył
najdoskonalszą realizację nowego typu kantaty protestanckiej. Bez Bacha nie
sposób grać koncertu organowego. Duet fletni Pana i organów - „Chorał z Kantaty
147”.
Perełka muzyczna na fletnię Pana
Dumitru Harea – J. Last „Samotny Pasterz”. Wirtuozowskie wykonanie wzbudza
długo niemilknący aplauz. Niepozorny instrument potrafi wydać z siebie niesamowicie
słodkie, jak niektórzy określają – boskie - dźwięki. Jak potem mówi mi pan
Harea, to te krzywizny fletni,
elipsoidalne zakrzywienia wynikające z różnic długości piszczałek – absolutnie
nieprzypadkowe… Genialny wynalazek kultury ludzkiej liczący tysiąclecia. Stroi
się ją raz w roku – woskiem. W każdej piszczałce jest około 1 cm tego
naturalnego produktu. Tytułowy Pasterz grający na fletni bynajmniej nie jest bynajmniej
sentymentalnym prostodusznym grajkiem znanym nam tradycji romantycznej. To
bardzo wysublimowany utwór, z mnóstwem
muzycznych wątków, gdzie każda nutka zasługuje na osobną opowieść. Fletnia i
organy w zgodnym duecie akompaniują sobie nawzajem, to doskonała symfonia, która długo zostanie nam w
pamięci.
Gheorghe Zamfir kompozytor urodzony
w 1941 r. w Rumuni jest wirtuozem gry na fletni Pana. Początkowo samouk,
ukończył Akademię Muzyczną w Bukareszcie. Zamfir przeszedł do historii
rozwijając i unowocześniając tradycyjny rumuński styl grania na fletni Pana, jak
również sam instrument, zwiększając w nim liczbę piszczałek z 20 do 22, 25, 28
i 30 oraz i tym samym jego zakres, uzyskując - także poprzez odpowiednią zmianę
ułożenia ust podczas gry - do 9 dźwięków z każdej piszczałki. Pan Harea nam to
właśnie prezentuje… Następny utwór - „Tarantella”; wesoła, skoczna i żwawa. Zwiewna i lekka, jak trzepot motylich
skrzydeł, powiew letniego wiatru. Jeszcze za chwilę usłyszymy kompozycję tego
samego autora „Anna” i „Doina de jale”. Fascynacje
pana Harea Bukowińskimi nutami Anonima – Kobzara. Rozpoznajemy je od razu. Nastrój
„Modlitwy” N. J. Lemmenns’a na organy
solo. Śliczna etiuda. Tej klasy wykonanie pozwala poznać nastrój czy styl
modlitwy, sposób pojmowania Boga, spróbować własnej interpretacji. Puścić wodze
wyobraźni.
Pan Harea sięga do muzyki
filmowej. Te utwory są niekiedy bardzo wybitne. C. Gardel „Por una Cabeza”.
Muzyka z filmu „Zapach kobiety”. Ennio Moriccone, włoski kompozytor – temat z
filmu „The Mission”. W 2006 r. Akademia Filmowa przyznała temu kompozytorowi za
całokształt twórczości statuetkę Honorowego Oskara. 30.08.2009 r. wystąpił w
Polsce na Festiwalu Solidarności w Stoczni Gdańskiej. Następny twórca muzyki
filmowej to Ukrainiec Myroslaw Scorik - „ The high Pass”. Słuchamy duetu
naszych muzyków.
Dźwięk wibruje wśród potężnych
kolumn podpierających sklepienie. Gotyckie wzniesienie ich do jednego Boga, echa
modlitw w tym miejscu, muzyka różnych kultur monoteistycznych, dotykająca
sufitu, powracająca do nas, wzmocniona. Echa – czy dobrze słyszę – judaistycznych,
bliskowschodnich, motywów. Nuty z fletni Pana osiadają miękko na naszych
uszach, niezrównane w swoim zniewalającym pięknie.
Louis Vierne (1870 – 1937)
francuski organista i kompozytor, od urodzenia niemal całkowicie niewidomy.
Studiował w Konserwatorium Paryskim. „Kołysanka”, tym razem solo na organy.
Delikatna, ściszona. A na koniec cudeńko muzyczne – G. Dinicu – „Skowronek”.
Popis wyżyn kunsztu gry na fletni Pana. Na stojąco owacja. Ten ptak jest
piękniejszy niż Natura, czy równie piękny. Trele do złudzenia przypominają
oryginał. Nasz podziw dla pana Harea jest ogromny. Dzięki zainteresowaniem
muzycznym naszego gościa, multikulturowym, sięgającym do tygla bałkańskich i rumuńskich tradycji sięgających tysięcy lat, i
kunsztowi mistrza, mieliśmy cudowny koncert. Pan Dumitru Harea na długo
zostanie nam w pamięci i jego fletnia
Pana słyszana na żywo.
29.07. Przytoczna. Neogotycka
świątynia p. w. Trójcy Świętej. Cieszymy się, że za chwilę znowu usłyszymy - i
zobaczymy - pana Dumitru Harea, tym razem z akordeonistą panem Andrijem
Melnykiem – teraz bowiem będzie grał nie wysoko na Chórze, obok organów, tylko
u stóp Ołtarza. Zabrzmi znowu fletnia Pana…
Gospodarzem spotkania jest ks.
proboszcz Sławomir Kupiec. Część widzów przyjechała specjalnie do Przytocznej
chcąc, po koncercie w Lubniewicach,
ponownie słuchać pana Harea. Dla mnie wielką przyjemnością po raz drugi jest
delektowanie się kompozycją Jamesa Lasta „Samotny pasterz”. Modulacje uczucia
smutku, zadumy, mogą mieć niebiańsko piękne oblicza. Pan Harea opowiada po
koncercie, że jego instrument, zbudowany przez lutnika z chińskiego bambusa, ma
miękkie ciepłe brzmienie, bo jest zrobiony z drewna, z naturalnego tworzywa.
Spoczywa się w nim nie chcąc pójść dokądkolwiek, samopoczucie po takim
koncercie – zapewniam - jest wspaniałe. Naprawdę jest coś boskiego w takiej
muzyce… Ta satysfakcja, przypuszczam, trwa od tysiącleci, ich dziesiątków być
może, obcowania z muzyką Natury, jej wieloaspektowym naturalnym pięknie. Modelujemy
się w niej jak struny, przynależąc do Świata, będąc jego częścią, pełnoprawną, istotną.
Współistniejemy w jedności.
Pełna witalnej radości „Pieśń
neapolitańska” Piotra Czajkowskiego. Akompaniuje akordeon Andrija Melnyka. Instrument
wypełnia te obszary muzyki, gdzie wyższe frazy fletni jej nie zapełniają. Pan
Harea z fletnią Pana występuje także z kontrabasem i skrzypcami. Może następnym
razem usłyszymy na koncertach organowych taki kwartet. Już wyobrażamy sobie,
jak może brzmieć. Kolejne utwory. Muzyka, fale drgań rozszczepiają się niemal wizualnie na podobieństwo strun, w
soczewce, jej poświacie, gdzie znika ich linearność, smakujemy je zmysłami, ich
kolor, zapach i smak. „Zagraj mi Kobzarzu”. Muzyka rumuńska nieco różni się od
stylu Bregowicza, do którego jesteśmy już przyzwyczajeni (wiązanka melodii z
Bukowiny), chociaż tempo ma również szybkie. Dlatego też – jak mówią mi panowie
po koncercie – fletnia pana Harea jest tak wygięta, zupełnie inaczej niż w
przypadku instrumentu muzyków peruwiańskich.
Na koniec – niespodzianka. Pan
Harea wyciąga jeszcze jeden instrument. Po rumuńsku nazywa się nai, po polsku – pojedynka, końcówka. To
dwie drewniane rurki, które złożone razem są fletem. G. Dinicu „Skowronek”
grany na nim brzmi w ten sposób, że nie sposób na stojąco nie podziękować panom
za maestrię. Także za przybliżenie postaci rumuńskiego kompozytora Gheorghe
Zamfir’a, mistrza gry na fletni Pana, jego utworów. Chętnie posłuchalibyśmy
koncertu poświęconego wyłącznie temu wybitnemu muzykowi, koncertu zagranego
oczywiście przez pana Dumitru Harea. Na bis słuchamy Gheorghe Zamfir’a „Hora pe loc” i „Briul
Oltanesc”. Próbki muzyki z tej części Europy, unikalnej kultury mało znanych
jeszcze u nas historycznych rejonów
Rumunii.
Iwona Wróblak
wrzesień 2012
wrzesień 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz