wtorek, 22 marca 2016

Dumitru Harea gra na fletni Pana

„Pokochawszy młodą Syrinks, córkę bożka rzecznego Ladona, chodził za nią Pan po całych dniach i prosił, żeby została jego żoną. Nieszczęśliwa dziewczyna, nie mogąc pozbyć się natręta, westchnęła do bogów o pomoc; ci p r z e m i e n i l i  ją w trzcinę. Widząc to Pan poznał, że jest brzydki i było mu bardzo smutno. Usiadł wśród owej trzciny i płakał żałośnie. Wiatr zaś potrząsał t r z c i n ą  rosnącą nad brzegiem strumienia i Panowi, zasłuchanemu w szum wiatru i szmer wody płynącej, zdawało się, że i roślina wydaje takie same dźwięki żałosne. Uciął z niej kilka łodyg, zrobił z nich siedem p i s z c z a ł  e k  nierównej długości, połączył je razem w jednym szeregu i tak powstała ulubiona fujarka pastusza, zwana syryngą. Pan wygrywał na niej swe żale za  piękną nimfą”.
J. Parandowski, „Mitologia” (podkreślenia autora) 
Starożytny grecki bożek Pan (jego rzymskim odpowiednikiem był bóg Faunus) początkowo był tylko opiekunem pasterzy i ich trzody. Później wiązano go z płodnością i Naturą jako taką, bez moralnego podziału na dobro i zło. W istocie może on więc zarówno tworzyć, jak i siać zniszczenie. Syn  Hermesa i nimfy Dryope (lub według innych legend Hermesa i Penelopy, żony Ulissesa), urodził się z nogami i rogami kozła. Gdy matka porzuciła go po  urodzeniu, przerażona jego straszliwym wyglądem, ojciec Hermes zabrał go ze sobą na Olimp, nadając mu w ten sposób boskość. Jednak Pan nie polubił Olimpu, ponieważ inni bogowie szydzili z jego brzydoty. Swoją złą reputację Pan zawdzięczał nieznośnemu charakterowi. Nienawidził być budzony ze  snu - wstawał wtedy wściekły i wydawał z siebie przerażający krzyk, wzbudzając strach lub panikę w sercach ludzi. Ukazywał się też bez ostrzeżenia niczego nie podejrzewającym śmiertelnikom. Legendarny był też seksualny apetyt Pana: obiektami jego pożądania stawały się nimfy, boginie, a nawet satyrzy. Owa reputacja, w połączeniu z przerażającym wyglądem, przyczyniła się niewątpliwie do demonizowania Pana przez chrześcijan w czasach Średniowiecza. W swojej nieustającej walce z pogańską kulturą i tradycjami przypisywali mu oni cechy Szatana. Faun jest jedynym bogiem, który doświadczył śmierci. Jego odejście może być interpretowane symbolicznie: jako cykl pór roku, przejście od lata, poprzez jesień, aż do zimy.
Pierwsze dowody na występowanie instrumentu „fletnia Pana” odnaleziono na wyspach Cykladach na Morzu Egejskim i datowano je na ok. rok 2500 p.n.e. Rzymski poeta Owidiusz opisuje mit o pierwszym twórcy fletni greckim bożku o imieniu Pan. Mit ten został przeniesiony na łono polskiej literatury przez Jana Parandowskiego. W starożytnej Europie fletnia znana była pod nazwą syrinx, a w Rzymie auenis. W starożytnym Rzymie instrument ten był używany zarówno przez pasterzy, grajków ulicznych jak i nadwornych profesjonalnych muzyków. W starożytnych Chinach fletnia Pana występowała pod nazwą pai xiao i była używana między innymi w rytuałach religijnych. Ponoć znany ówczesny filozof Konfucjusz zachwycał się   melancholijnymi melodiami granymi na pai xiao. W Luyi w prowincji Henen odnaleziono fletnie zrobione z kości ptaka a pochodzące z 11w p.n.e. Różne odmiany tego instrumentu odnajdziemy w wielu innych krajach azjatyckich. Na terenie Afryki odnajdujemy dowody istnienia fletni na zabytkach pozostałych po królestwie Wielkiego Zimbabwe w 13-15 w. n.e. Jej ślady odnajdujemy także w Egipcie w okresie Dynastii Ptolomejskiej 332-30 lat p.n.e.  
            Uroczy gotycki XV w. kościółek p.w. Matki Bożej Różańcowej w Lubniewicach. Kościół parafialny. Według Rachela, niemieckiego historyka, na  jego murach miała znajdować się data 1258 r., z czego by wynikało, że parafia w Lubniewicach mogła istnieć już w pierwszej połowie XIII w. Mury obecnego kościoła zaczęto wznosić najpewniej z fundacji rodziny v. Waldow, a więc w 2 połowie XIV. W latach 1429-1433 Lubniewice, podobnie jak  teren całej Ziemi Lubuskiej, zostały zniszczone przez wojska husyckie, niewykluczone, że wtedy również zniszczony został kościół, bowiem część jego  substancji / prezbiterium i zakrystia/ wzniesiono w formach charakterystycznych dla XV w.
            Idealnie sprofilowane do muzyki – i modlitwy także przez Muzykę, gotyckie wnętrze. Sklepienia krzyżowo-żebrowe, portale ostrołukowe. Elipsy łuków podtrzymujących strop, gdzie dźwięk będzie wibrował wychodząc z piszczałek fletni Pana. Mała filharmonia gotycka. Piękny złocony ołtarz,  kolorowe witraże w oknach. Zabytkowe meble.
Proboszcz ks. Antoni Bołbot po mszy św. zaprasza na koncert. Pierwsza odsłona VI edycji z festiwalowego cyklu „Letnie Koncerty Organowe” organizowanego przez Zdzisława Musiała, znanego nam również jako dyrektora i animatora „Lubuskich Weekendów Gitarowych”. Koncert zagrają Dumitru Harea – fletnia pana i Katarzyna Sikorska - Wrembel – organy.
 Koncerty organowe zawitały w tym roku, jak widzimy, także do Lubniewic. Nasz lokalny animator kultury muzycznej nie ogranicza się do  Międzyrzecza. W tamtym roku koncerty gościły w kościołach w Skwierzynie i Przytocznej. W 2012 r. koncert z udziałem Dumitru Harea i Andrija Melnyka, absolwenta Akademii Muzycznej we Lwowie na Ukrainie (akordeon) 29.07. w Przytocznej i 2.09. o godz. 19.00 w Sanktuarium Pierwszych Męczenników Polski w Międzyrzeczu.
         Dumitru Harea urodził się 6.11.1970 r. we wsi Isacova, 50 km od stolicy Mołdawii -Kiszyniowa. Swoją przygodę muzyczną zaczął w wieku 6 lat,  kiedy starszy brat kupił mu plastikowy flet. W 1996 r. artysta ukończył Akademię Muzyczną w Kiszyniowie w klasie fletni-Pana, u bardzo znanego i  cenionego profesora w Rumunii i w Mołdawii Iona Negura. Już w trakcie studiów pracował jako nauczyciel w Szkole Muzycznej w klasie fletni Pana,  dodatkowo grał również w ludowej orkiestrze „Martisor” koncertując między innymi w Rumunii i na Łotwie. W 2000 r. przyjechał z koncertami do Polski do Poznania, gdzie poznał swoją żonę Agatę i tu zamieszkał. W 2001 r. wydał swoją solową płytę „Muzyka Duszy” na fletnię Pana i organy. Od samego początku pobytu w Polsce współpracuje z Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu i z legendarnym zespołem muzyki cygańskiej „Terno”, który w 2010 roku obchodził 55-lecie. Artysta koncertuje w całej Polsce i za granicą m.in.: w Niemczech, we Włoszech, Wielkiej Brytanii, Szwecji. W swoim dorobku ma ponad 600 audycji muzycznych w szkołach i przedszkolach na terenie Poznania i Wielkopolski.
Katarzyna Sikorska-Wrembel w 2003 r. ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. I .J. Paderewskiego w Poznaniu w klasie organów prof. Elżbiety Karolak. Artystka kontynuuje w ten sposób istniejącą w rodzinie pięciopokoleniową tradycję organistowską. W 2005 r. ukończyła 4-letnie studia licencjackie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. A. Mickiewicza o specjalności Muzyka Kościelna. Ukończyła studia w klasie fortepianu doc. Ewy Kandulskiej - Jakóbczyk, w stopniu licencjata. Bierze czynny udział w życiu muzycznym Poznania, koncertuje w Kolegiacie Farnej, współpracuje z Towarzystwem Winiarskim i z Towarzystwem im. F. Nowowiejskiego. Uczestniczy w działalności koncertowej wielu chórów poznańskich. Od 2001 r. uczestniczy w działaniach Eksperymentalnego Teatru Operowego, wykonując wraz z Elżbietą Arsso - Cwalińską koncerty organowo-wokalne. 11. letnia współpraca w Dymitrem Harea zaowocowała nagraniem płyty kompaktowej „Muzyka duszy” oraz występami na licznych koncertach. Przez kilka lat współtworzyła cieszący się wielką popularnością cykl koncertów „Słowa i dźwięki” w parafii p.w. „Najświętszej Bogarodzicy Maryi” na poznańskich Ratajach. W latach 1999-2010 pełniła funkcję organisty w różnych kościołach Poznania. Od 2010 r. poświęciła się pracy pedagogicznej, propagując między innymi oryginalną ideę nauczania muzyki wg E. E. Gordona.
Koncert rozpoczyna się utworem Marc - Antoine Charpentier, francuskiego kompozytora epoki baroku. „Te deum” – to najbardziej znany jego utwór. Słuchamy cz. I. Preludium. Brzmienie dostojne, dworskie, po mszy św. świetnie się komponuje z klimatem sali. Następny jest Giulio Caccini (1545  – 1618) włoski kompozytor i śpiewak i jego słynna „Ave Maria”.
Organy solo. J. Ch. Kellner (1736 – 1703) to niemiecki organista i kompozytor. „Preludium C-dur”. Spiżowo brzmi wspaniała fletnia Pana, tutaj w roli  solisty z akompaniamentem organów. Możliwości, jakie ma ten wspaniały instrument, są ogromne. Motyw powtarzany jest wielokrotnie, w różnych tonacjach i poziomach, przygrywający sobie, do wysycenia, pani Sikorska – Wrembel jest mistrzynią gry na organach. Johann Sebastian Bach (1685 –  1750), kompozytor i organista niemiecki epoki baroku, jeden z najwybitniejszych artystów w dziejach muzyki. Stworzył najdoskonalszą realizację nowego typu kantaty protestanckiej. Bez Bacha nie sposób grać koncertu organowego. Duet fletni Pana i organów - „Chorał z Kantaty 147”.
Perełka muzyczna na fletnię Pana Dumitru Harea – J. Last „Samotny Pasterz”. Wirtuozowskie wykonanie wzbudza długo niemilknący aplauz. Niepozorny instrument potrafi wydać z siebie niesamowicie słodkie, jak niektórzy określają – boskie - dźwięki. Jak potem mówi mi pan Harea, to te  krzywizny fletni, elipsoidalne zakrzywienia wynikające z różnic długości piszczałek – absolutnie nieprzypadkowe… Genialny wynalazek kultury ludzkiej liczący tysiąclecia. Stroi się ją raz w roku – woskiem. W każdej piszczałce jest około 1 cm tego naturalnego produktu. Tytułowy Pasterz grający na fletni bynajmniej nie jest bynajmniej sentymentalnym prostodusznym grajkiem znanym nam tradycji romantycznej. To bardzo wysublimowany utwór, z  mnóstwem muzycznych wątków, gdzie każda nutka zasługuje na osobną opowieść. Fletnia i organy w zgodnym duecie akompaniują sobie nawzajem, to  doskonała symfonia, która długo zostanie nam w pamięci.
Gheorghe Zamfir kompozytor urodzony w 1941 r. w Rumuni jest wirtuozem gry na fletni Pana. Początkowo samouk, ukończył Akademię Muzyczną w Bukareszcie. Zamfir przeszedł do historii rozwijając i unowocześniając tradycyjny rumuński styl grania na fletni Pana, jak również sam instrument, zwiększając w nim liczbę piszczałek z 20 do 22, 25, 28 i 30 oraz i tym samym jego zakres, uzyskując - także poprzez odpowiednią zmianę ułożenia ust podczas gry - do 9 dźwięków z każdej piszczałki. Pan Harea nam to właśnie prezentuje… Następny utwór - „Tarantella”; wesoła, skoczna i  żwawa. Zwiewna i lekka, jak trzepot motylich skrzydeł, powiew letniego wiatru. Jeszcze za chwilę usłyszymy kompozycję tego samego autora „Anna” i  „Doina de jale”. Fascynacje pana Harea Bukowińskimi nutami Anonima – Kobzara. Rozpoznajemy je od razu. Nastrój „Modlitwy” N. J. Lemmenns’a na  organy solo. Śliczna etiuda. Tej klasy wykonanie pozwala poznać nastrój czy styl modlitwy, sposób pojmowania Boga, spróbować własnej interpretacji. Puścić wodze wyobraźni.
Pan Harea sięga do muzyki filmowej. Te utwory są niekiedy bardzo wybitne. C. Gardel „Por una Cabeza”. Muzyka z filmu „Zapach kobiety”. Ennio Moriccone, włoski kompozytor – temat z filmu „The Mission”. W 2006 r. Akademia Filmowa przyznała temu kompozytorowi za całokształt twórczości statuetkę Honorowego Oskara. 30.08.2009 r. wystąpił w Polsce na Festiwalu Solidarności w Stoczni Gdańskiej. Następny twórca muzyki filmowej to Ukrainiec Myroslaw Scorik - „ The high Pass”. Słuchamy duetu naszych muzyków.
Dźwięk wibruje wśród potężnych kolumn podpierających sklepienie. Gotyckie wzniesienie ich do jednego Boga, echa modlitw w tym miejscu, muzyka różnych kultur monoteistycznych, dotykająca sufitu, powracająca do nas, wzmocniona. Echa – czy dobrze słyszę – judaistycznych, bliskowschodnich, motywów. Nuty z fletni Pana osiadają miękko na naszych uszach, niezrównane w swoim zniewalającym pięknie.
Louis Vierne (1870 – 1937) francuski organista i kompozytor, od urodzenia niemal całkowicie niewidomy. Studiował w Konserwatorium Paryskim. „Kołysanka”, tym razem solo na organy. Delikatna, ściszona. A na koniec cudeńko muzyczne – G. Dinicu – „Skowronek”. Popis wyżyn kunsztu gry na fletni Pana. Na stojąco owacja. Ten ptak jest piękniejszy niż Natura, czy równie piękny. Trele do złudzenia przypominają oryginał. Nasz podziw dla pana Harea jest ogromny. Dzięki zainteresowaniem muzycznym naszego gościa, multikulturowym, sięgającym do tygla bałkańskich i  rumuńskich tradycji sięgających tysięcy lat, i kunsztowi mistrza, mieliśmy cudowny koncert. Pan Dumitru Harea na długo zostanie nam w pamięci i jego  fletnia Pana słyszana na żywo.
29.07. Przytoczna. Neogotycka świątynia p. w. Trójcy Świętej. Cieszymy się, że za chwilę znowu usłyszymy - i zobaczymy - pana Dumitru Harea, tym razem z akordeonistą panem Andrijem Melnykiem – teraz bowiem będzie grał nie wysoko na Chórze, obok organów, tylko u stóp Ołtarza. Zabrzmi znowu fletnia Pana…
Gospodarzem spotkania jest ks. proboszcz Sławomir Kupiec. Część widzów przyjechała specjalnie do Przytocznej chcąc, po koncercie w  Lubniewicach, ponownie słuchać pana Harea. Dla mnie wielką przyjemnością po raz drugi jest delektowanie się kompozycją Jamesa Lasta „Samotny pasterz”. Modulacje uczucia smutku, zadumy, mogą mieć niebiańsko piękne oblicza. Pan Harea opowiada po koncercie, że jego instrument, zbudowany przez lutnika z chińskiego bambusa, ma miękkie ciepłe brzmienie, bo jest zrobiony z drewna, z naturalnego tworzywa. Spoczywa się w nim nie chcąc pójść dokądkolwiek, samopoczucie po takim koncercie – zapewniam - jest wspaniałe. Naprawdę jest coś boskiego w takiej muzyce… Ta satysfakcja, przypuszczam, trwa od tysiącleci, ich dziesiątków być może, obcowania z muzyką Natury, jej wieloaspektowym naturalnym pięknie. Modelujemy się w niej jak struny, przynależąc do Świata, będąc jego częścią, pełnoprawną, istotną. Współistniejemy w jedności.
Pełna witalnej radości „Pieśń neapolitańska” Piotra Czajkowskiego. Akompaniuje akordeon Andrija Melnyka. Instrument wypełnia te obszary muzyki, gdzie wyższe frazy fletni jej nie zapełniają. Pan Harea z fletnią Pana występuje także z kontrabasem i skrzypcami. Może następnym razem usłyszymy na koncertach organowych taki kwartet. Już wyobrażamy sobie, jak może brzmieć. Kolejne utwory. Muzyka, fale drgań rozszczepiają się  niemal wizualnie na podobieństwo strun, w soczewce, jej poświacie, gdzie znika ich linearność, smakujemy je zmysłami, ich kolor, zapach i smak. „Zagraj mi Kobzarzu”. Muzyka rumuńska nieco różni się od stylu Bregowicza, do którego jesteśmy już przyzwyczajeni (wiązanka melodii z Bukowiny), chociaż tempo ma również szybkie. Dlatego też – jak mówią mi panowie po koncercie – fletnia pana Harea jest tak wygięta, zupełnie inaczej niż w przypadku instrumentu muzyków peruwiańskich.
Na koniec – niespodzianka. Pan Harea wyciąga jeszcze jeden instrument. Po rumuńsku nazywa się nai, po polsku – pojedynka, końcówka. To dwie drewniane rurki, które złożone razem są fletem. G. Dinicu „Skowronek” grany na nim brzmi w ten sposób, że nie sposób na stojąco nie podziękować panom za maestrię. Także za przybliżenie postaci rumuńskiego kompozytora Gheorghe Zamfir’a, mistrza gry na fletni Pana, jego utworów. Chętnie posłuchalibyśmy koncertu poświęconego wyłącznie temu wybitnemu muzykowi, koncertu zagranego oczywiście przez pana Dumitru Harea. Na bis  słuchamy Gheorghe Zamfir’a „Hora pe loc” i „Briul Oltanesc”. Próbki muzyki z tej części Europy, unikalnej kultury mało znanych jeszcze u nas  historycznych rejonów Rumunii.



Iwona Wróblak
wrzesień 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz