Nie zdobyty
tym razem Zamek nasz....
I była
bitwa, z mnóstwem rycerzy, ktorym białogłowy przed wielkimi szrankami miód w
dzbankach podawały, piwo czy wodę dobrą, aby w upale siły mężowie zachowali, do
chwały rodu przyczyniając się, i do obrony grodu naszego między rzekami
leżącego. Huku z bombard było dość, sześć ich stało przed mostem (onegdaj)
zwodzonym, aż gorące powietrze owiewało gawiedź patrzącą, której dużo onego
sobotniego popołudnia zebrało się na dziedzińcu zamkowym.
Gdy bitewna
pieśń epos o chwale i krwi z basteji rozbrzmiewała "bo wszyscy mężni pójdą razem z nami", życie podgrodzia
toczyło się jak co dzień. Pod namiotami rozbitymi na
dziedzińcu przy ognisku kawę arabską w tygielkach parzyła niewiasta czeska, z
cynamonem, kardamonem, imbirem, bardzo słodką wonną i gorącą dla znaczniejszych
ichmościów. Mężatki i panny w sukniach, z podwikami na szyji, z paskami u boku
z sakwą krzątały się przy ognisku, strawę szykując na
biesiadę wieczorną. Rycerze kurty herbowe nakładali na świetne swoje zbroje a
giermkowie pomagali im w tym ważnym zajęciu, po czym z synami swymi rycerze rozprawiali,
też ubranymi godnie i sposobiącymi się w przyszłości do równie chwalebnych
czynów.
Mieczów i
zbroi u nas w Międzyrzeczu był dostatek tego dnia. Nie tylko rycerze chodzili w
błyszczących zbrojach na przyszywanice
nałożonych, kupić można było dla dziatwy małe tarcze i mieczyki, a łuki też i
kusze, stroje przeróżne książęce i królewskie, też chleb z piekarni przaśny
(Chłopska Masarnia Wiejska Piekarnia Bukowina Bobrzańska). Kiedy już kupili
wszyscy zagrzmiał Zamek strzałem z armaty, przypomniał o dawnych swych dziejach.
O bujnym życiu, krwi przelewanej tu, w warowni nadgranicznej często, i emocjach
ludzkich zaklętych na zawsze w starych cegłach, w które wsiąkły jak w oko
czasu, trwające w eonach chwil. Ciężko brzmiały na dziedzińcu zamkowym kroki
zbrojnych, wymaszerowała jak ongiś w 1474 r., w niespokojnym czasie po
krzyżackich wojnach dopiero co wygasłych, drużyna wojów, w przyłbicach
spuszczonych, w zbrojach lśniących w słońcu. Węgierski najeźdźca podszedł pod
grube mury, sławetne Czarne Diabły, spustoszenie, śmierc i żałobę czyniące
wtedy na połaciach wielkopolskiego kraju. Zapoyla może był między nimi, okrutny
namiestnik swego króla Macieja Korwina Czarnym Krukiem zwanego, w każdym razie
na przeciw nim wyruszyła druga drużyna, obrońcy naszego grodu, kolorowo ubrani
rycerze z godłami rodów okolicznych i pierwsza potyczka między nimi była.
Patrzyli na to dzisiejsi międzyrzeczanie, praszczurów swoich
widząc, ukontentowani, że ich z bliska mogą oglądać do woli. Jak posąg stoi
rycerz dumnie sztandar grodu dzierżąc, by wszyscy widzieli, kto jest mężny i
dzielny i czeka na podstępnego wroga. Albowiem nikt, jak mówi dziejopis, tej
nocy przed szturmem oka nie zmrużył czekając, tamta bezsenność
i dzisiaj wisiała w powietrzu napięciem i oczekiwaniem, lekcją historii
najbardziej skuteczną, żywą jak ludzie, którzy własnym kosztem szyją stroje,
robią tarcze i miecze, z szacunku dla historii.
Bogurodzica zabrzmiała, bo Mazurka jeszcze wtedy
nie było, gromkim głosem, wtórował jej szczęk mieczy i świst strzał
pierzastych, na moście rozgorzały zażarte walki na śmierć, i nikt nie wierzył w
klęskę zapisaną już w Historii. Nie stała się też zamysłem autorów scenariusza,
chociaż prawdę wszyscy znają. Padali rycerze i obrońcy, dymu było dużo i swądu
prochu. I Pochód szedł za chwilę, wszystkich postaci, ktore dawno umarły, choć
być może nie całkiem, uczestników
Dnia, kiedy Zamek przypomniał o sobie.
Trzy dni
gościliśmy rycerzy z Leszna, Gostynia, Płocka, Brwinowa, Krakowa, Szczecina, z
Trampe pod Berlinem w Niemczech i naszych oczywiście międzyrzeckich wojów.
Mieszkali na dziedzincu zamkowym, zabawiali nas licznymi konkursami, pokazami
walk, odpowiadali na pytania ciekawskiej
gawiedzi. Wielki piknik historyczny. Wielkie podziękowania dla naszego
Bractwa Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej za zorganizowanie imprezy.
Iwona Wróblak
sierpień 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz