O pamięci i niepamięci
W Dzień
Zaduszny pali się kilka zniczy pod tablicą upamiętniającą byłych mieszkańców
Międzyrzecza. Jak zwykle w te dni pamięci o zmarłych. Znicze stoją tam zresztą
nie tylko wtedy. Mieszkańcy Międzyrzecza, Polacy, pamiętają o byłych
mieszkańcach swojego miasta i dają temu wyraz. Jest tak, odkąd odbyła się pamiętna uroczystość
odsłonięcia Tablicy na miejscu byłego cmentarza ewangelickiego. 4.06.1995 r.
wmurowano Kamień Pamięci zmarłych od 1609 -1945 r. mieszkańców Międzyrzecza. Odsłonięcie
Tablicy to było mądre i dalekowzroczne przedsięwzięcie ówczesnych włodarzy
naszego miasta, burmistrza Władysława Kubiaka, i pana Konrada von Tempelhoffa
ówczesnego prezesa Heimatkreis Meseritz – Stowarzyszenia Byłych Mieszkańców
Powiatu Międzyrzeckiego, w obecności przybyłych około 150 byłych mieszkańców
pochodzenia niemieckiego. Stworzyło ramy istnienia Kultury społecznej i
porozumienia – pojednania – taki był testament pana Tempelhoffa - w sakralnym niemal
znaczeniu. Znicze stawiają do dziś zwykli mieszkańcy Międzyrzecza. Istnienie
Kamienia i upamiętniającej Tablicy jest FAKTEM, o czym przypominam niektórym panom
historykom. Pisałam o tym obszernie przy
okazji sesji z 4.02.2011 r. o „Cmentarzach ewangelickich – miejscach
niepamięci”(??) w muzeum. Sesji z Tezą. Panowie ci zdają się nie przyjmować FAKTU
istnienia Tablicy upamiętniającej do wiadomości. Niektórzy polscy historycy są
bardziej wypędzeni od Wypędzonych.
Spokój Tego
Dnia Zadusznego skłania do refleksji. Stary zamknięty cmentarz zniewala
spokojem. Mogłabym chodzić po nim godzinami. Szelest spadających liści
przypomina o przemijalności rzeczy materialnych. Są krzątający się przy
grobach. Niektóre już zapadły się w matkę ziemię. Znicze i tu stoją. Palą się, jak by stwarzały nowy wymiar.
Może tak jest…
Starsza kobieta stoi długo przy okazałym grobie. Myślę
najpierw, że przy kimś bliskim. Obchodzę ją szerokim łukiem, nie chcę
przeszkadzać. W modlitwie, czy w czuwaniu.
To Mogiła Powstańców Wielkopolskich 1918-19 poległych w walkach o oswobodzenie
krainy międzyrzeckiej. Podobno symboliczna. No cóż, chodzi o to, by było
miejsce na postawienie znicza. Dużo ich tu stoi. Zapalonych. Cichutko stoję
nieopodal. Niemalże słyszę, jak przesuwa
paciorki różańca. Odchodzi. Ja wchłaniam spokój, kobieta o kuli idzie w głąb
cmentarza. Na chwilę znika mi z oczu. Czy istniała? Przywidzenie? Nie, stoi, rozmawia z drugą
kobietą. Pewnie sąsiadka lub znajoma z dawnych lat. Notuję nazwiska na Mogile:
Żołnierz Nieznany, Stefan Witman, Józef Jokel, Prosfor Piliniuszko (?) jeśli
dobrze odczytuję. Na każdej tablicy świeży żonkil i zapalony znicz. Przy Mogile
nie śmiałam jej pytać, czy ma tam swoich bliskich, przerywać modlitwy. Teraz
się odważam. – Przepraszam… – mówię. Nie mam tam bliskich – odpowiada – ja modlę się w intencji wszystkich zmarłych. Zresztą to
wszystko jedno. W tym Wymiarze wszyscy jesteśmy Bliscy. Jeszcze raz
przepraszam. Że mówię cokolwiek. Że spokój
nie jest zupełny.
Historia
tych nagrobków, kapliczek. Jest fascynująca. Odczuwam nagle głód wiedzy. O
ludziach. Starsze małżeństwo swoi przy pięciodrzewie w rogu cmentarza przy wejściu. Wbity w ziemię surowy
krzyż z brzozy. I Znicze, dużo zniczy. –
To Sybiracy – mówią. I dodają –
mieszkaliśmy tu kiedyś. W naszym
mieście, jak w każdym miejscu, gdzie każdy centymetr sześcienny przestrzeni
jest naładowany historią indywidualną, w którą jak w drzewie wrośnięte są
ludzkie przeżycia.
Iwona Wróblak
grudzień 2011
grudzień 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz