Barbara
Przywoźna w monodramie
Istoty i
rzeczy towarzyszą człowiekowi w jego budowaniu cywilizacji. Są odbiciem umysłu,
ulegają przekształcaniu, dziwnym i wielorakim formom. Są dziedziny wiedzy,
które zajmują się opisem tych zjawisk. Wartościom umownym, jakie nadajemy
formom materii. Plotą one siatkę układów ekonomicznych, społecznych,
socjologicznych. A już na pewno są wdzięcznym materiałem na scenariusz dla sztuki
i monodramu.
Barbara Przywoźna studiuje
historię sztuki, ale kilkuletnie członkostwo w grupie teatralnej „Pchła” pani Jolanty Glury odcisnęło na
niej piętno. Nie wyrzekła się teatru, bo wielką on ma moc, jeżeli jest
serwowany przez autentycznych pasjonatów. Zaraża nieubłaganie, albo się w nim
uczestniczy i tworzy, jak Basia, albo się
biega na spektakle. Teatrem może być wszystko, każdy temat. Liczy się
aktorstwo, wrażenia widowni, klimat miejsca. Klub Garnizonowy, pod kierownictwem Wiesławy
Murawskiej, jest miejscem przyjaznym dla sztuki, dla teatru. Bywały tam grane
dobre sztuki naszego rodzimego międzyrzeckiego autorstwa.
Barbara, chociaż (na razie tylko –
myślę…) nie studiuje aktorstwa, od trzech lat u siebie w środowisku akademickim
wystawia swoje monodramy. Bo to byłoby niemożliwe, gdyby bez pracy nad sobą
zrobić tak dobry spektakl. Widoczny jest wpływ promotorki instruktor jeszcze z
czasów bytności w „Pchle”, krakowskiej aktorki Ziuty Zającówny, którą mieliśmy
ogromną przyjemność słuchać i oglądać w Klubie Garnizonowym w spektaklu „Pochwała głupoty” Erazma z Rotterdamu.
Nie uwolniła się Basia spod ogromnego autorytetu pani profesor wykładającej w
krakowskiej szkole aktorskiej. I myślę, że pani Ziuta uśmiechnęłaby się do niej
szeroko, jakby zobaczyła ostatni monodram swojej byłej uczennicy.
Dobre, wyraziste aktorstwo,
czyste – przynajmniej dla niefachowca. Dykcja – bez dyskusyjna, przedstawiana kura – temat główny – w kokoszeniu i gdakaniu rozpracowana
onomatopeicznie i ruchowo.
O kurze słów kilka. Kura, jaka
jest, każdy widzi. To ptak, mięso, jajka. I osoba o kurze mówiąca. Kura sama
jest niema. Myślenie o niej nadaje jej kurzości, kurowatości, czy innych odmian
leksykalnych. Jest pretekstem jak wszystko inne - do rozmów. Do przedstawiania
własnego zdania, własnego punktu widzenia. I siebie. Kurza istność jest
elementem cywilizacyjnym. Jako ilość mięsa ma swoją wartość dodaną na rynku. Sprzedaje
się. Jeśli ktoś rozumie marketing, może
uwierzyć, że ferma zmieniła kurze świadomość. Ona sama uwierzyła w słuszność
miejsca, które przydzielił jej Człowiek i to miejsce przesłoniło jej istotę rzeczy. Być
użytecznym to znaczy zapomnieć, stać się Funkcją, odciąć swoje udka i sprzedać
je po dobrej cenie. Jak kura, temat lichy, może być gatunkowo ciężki…
Barbara
Przywoźna w monodramie „Sprzedam”. Sprzedać - motto dzisiejszych czasów.
Wszystko sprzedać po dobrej cenie. Niech się kręci karuzela sprzedawania.
Sprzedać siebie również. Poprzez kurę swoją umiejętność sprzedawania sprzedać.
O to tu chodzi. O marketing. Jako filozofię użytkową. Może autorka scenariusza
i aktorka w jednej osobie uchwyciła sedno. W każdym razie tekst jest spójny,
niegłupi i wyraziście przekazany. Mam nadzieję,
że z kolegami (Mariusz Smoliński - dźwięk, Michał Maculewicz – współpraca)
wystawi jeszcze raz monodram, by mogli go zobaczyć koneserzy teatru, bo warto.
Iwona Wróblak
wrzesień 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz