sobota, 14 maja 2016

Barbara Przywoźna w monodramie


            Istoty i rzeczy towarzyszą człowiekowi w jego budowaniu cywilizacji. Są odbiciem umysłu, ulegają przekształcaniu, dziwnym i wielorakim formom. Są dziedziny wiedzy, które zajmują się opisem tych zjawisk. Wartościom umownym, jakie nadajemy formom materii. Plotą one siatkę układów ekonomicznych, społecznych, socjologicznych. A już na pewno są wdzięcznym materiałem na scenariusz dla sztuki i monodramu.
Barbara Przywoźna studiuje historię sztuki, ale kilkuletnie członkostwo w grupie teatralnej „Pchła” pani Jolanty Glury odcisnęło na niej piętno. Nie wyrzekła się teatru, bo wielką on ma moc, jeżeli jest serwowany przez autentycznych pasjonatów. Zaraża nieubłaganie, albo się w nim uczestniczy i  tworzy, jak Basia, albo się biega na spektakle. Teatrem może być wszystko, każdy temat. Liczy się aktorstwo, wrażenia widowni, klimat miejsca. Klub  Garnizonowy, pod kierownictwem Wiesławy Murawskiej, jest miejscem przyjaznym dla sztuki, dla teatru. Bywały tam grane dobre sztuki naszego rodzimego międzyrzeckiego autorstwa.
Barbara, chociaż (na razie tylko – myślę…) nie studiuje aktorstwa, od trzech lat u siebie w środowisku akademickim wystawia swoje monodramy. Bo to byłoby niemożliwe, gdyby bez pracy nad sobą zrobić tak dobry spektakl. Widoczny jest wpływ promotorki instruktor jeszcze z czasów bytności w  „Pchle”, krakowskiej aktorki Ziuty Zającówny, którą mieliśmy ogromną przyjemność słuchać i oglądać w Klubie Garnizonowym w spektaklu „Pochwała głupoty” Erazma z Rotterdamu. Nie uwolniła się Basia spod ogromnego autorytetu pani profesor wykładającej w krakowskiej szkole aktorskiej. I myślę, że pani Ziuta uśmiechnęłaby się do niej szeroko, jakby zobaczyła ostatni monodram swojej byłej uczennicy.
Dobre, wyraziste aktorstwo, czyste – przynajmniej dla niefachowca. Dykcja – bez dyskusyjna, przedstawiana kura – temat główny – w  kokoszeniu i gdakaniu rozpracowana onomatopeicznie i ruchowo.
O kurze słów kilka. Kura, jaka jest, każdy widzi. To ptak, mięso, jajka. I osoba o kurze mówiąca. Kura sama jest niema. Myślenie o niej nadaje jej  kurzości, kurowatości, czy innych odmian leksykalnych. Jest pretekstem jak wszystko inne - do rozmów. Do przedstawiania własnego zdania, własnego punktu widzenia. I siebie. Kurza istność jest elementem cywilizacyjnym. Jako ilość mięsa ma swoją wartość dodaną na rynku. Sprzedaje się. Jeśli ktoś  rozumie marketing, może uwierzyć, że ferma zmieniła kurze świadomość. Ona sama uwierzyła w słuszność miejsca, które przydzielił jej Człowiek i to  miejsce przesłoniło jej istotę rzeczy. Być użytecznym to znaczy zapomnieć, stać się Funkcją, odciąć swoje udka i sprzedać je po dobrej cenie. Jak kura,  temat lichy, może być gatunkowo ciężki…
            Barbara Przywoźna w monodramie „Sprzedam”. Sprzedać - motto dzisiejszych czasów. Wszystko sprzedać po dobrej cenie. Niech się kręci karuzela sprzedawania. Sprzedać siebie również. Poprzez kurę swoją umiejętność sprzedawania sprzedać. O to tu chodzi. O marketing. Jako filozofię użytkową. Może autorka scenariusza i aktorka w jednej osobie uchwyciła sedno. W każdym razie tekst jest spójny, niegłupi i wyraziście przekazany. Mam  nadzieję, że z kolegami (Mariusz Smoliński - dźwięk, Michał Maculewicz – współpraca) wystawi jeszcze raz monodram, by mogli go zobaczyć koneserzy teatru, bo warto.


Iwona Wróblak
wrzesień 2010 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz