środa, 11 maja 2016

Das Moon czyli Księżycowa monumentalność  

            „Das Moon” chętnie do nas przyjeżdża, do międzyrzeckiego Klubu Muzycznego „Kwinto”. Także ilekroć im po drodze, muzycy wstępują w  zabytkowe szacowne progi naszego autentycznego lokalnego przybytku kultury. Mają tu wiernych fanów. Koneserów dobrej muzyki industrial.
            Z postumentu (księżycowego) marmuru bardzo dobrego wokalu Daisy. Fortissimo. Wszystko co w górnych rejestrach – wysokich jak wieże. Jak  wiele tam się dzieje…To co najważniejsze, kosmiczne - chciałoby się powiedzieć. Wschody i zachody słońc, ich księżycowa, w rozumieniu mitologicznym, monumentalność…
Industrial wysoko rejestrowalny, puls jest tu wyskalowany. Ta muzyka jest tak wyrazista, że jej instrumentalność nie potrzebuje – wydaje się – nadmiernej epickości…
            Kołyska przestrzeni – kołyska fal energii. Strunowe drganie. Są sposobem istnienia, wkładają się w nie, w te bycie, jego konieczność, indywidualnie i wspólnotowo. W aktywność. Choreografia ze światło-dźwiękiem. Opowieści epickie są gęste nutami, mięsista tkanka, wiązki energii jak  zgrubienia czasoprzestrzenne, tworzą je kompozycje. Na poziomie rytmu (tańczenia) i receptywnego słuchania – wybór jest wolny – dotyczy stylu tego  słuchania. On koresponduje z pulsem (rytmami), które możemy w sobie odnaleźć, który tak łatwo odnajdujemy…
            Poszczególne utwory są jak planety – obiekty w kosmosie, w przyrodzie, z różnym składem chemicznym i swą historią, która je ukształtowała. Chociaż wszystko zanurzone jest w jednym okraglastym kosmosie – w jednych – wydaje mi się – zestawach praw kosmicznych (zostaną być może dopiero, totalnie unifikujące, odkryte). Każda odmienna, ale jednocząca się z innymi, którym na imię jedno wspólne bóstwo – das moon: księżyc-magia dla nas pierwotnych ciągle ludzi, jeszcze młodego gatunku przyrodniczego…
Każda sekcja muzyczna jest odrębna, spaja je wokal.
            Refleksyjny świetlny utwór, i podobne obrazki na telebimie, które go charakteryzują. Klimat fluorescencji mieniącej się barwami jak innego rodzaju widma fal energetycznych. Przemienia się w skrzypnięcia – słyszalne właśnie tak dla nas, dla ludzkiego ucha, w absorpcji naszego widma. Takie przedsiębierają czasem brzmienie. Umiejętnie przekładane na język epickich słów – jeszcze jednej energetycznej aktywności w przyrodzie jako takiej – jest  nią nasza ludzka bytność. Na poziomie człowieczej ułomnej emocjonalności. Jest on(a) również składnią wszechświata. Z założenia (mojego) jesteśmy wszak summą energii, nasza całokształtność, feeria pulsacji wszelakich, skomplementowana.
            Das Moon jest do wielokrotnego „księżycowego” słuchania. Nie tylko ja tak sądzę – dobra muzyka cieszy się, nie tylko w „Kwinto”, wzięciem. Ładny obrazek – w chmurach (pyłu kosmicznego) stłumione wysokie tony, głębokość drugiego i następnego dna, nieustająca walka – z entropią, te tony  zasadą naczelną zdają się być. Bombarduje „Das Moon” mnogością efektów, nie istnieje nasza skóra jako ścianka oddzielająca, muzyka pozwala spokojnie zjednoczyć się, i to bez obawy unicestwienia. Układa nam neurony i przekaźniki, jest organizerem.
            Obrazki świata chaosu to zewnętrzność. „Das Moon” jest całościujący, nie nosi ze sobą rozczłonkowania, roztrzaskania finalnego. Układanki, mozaiki, puzzle leżą blisko siebie, poukładalne. Grawitacja je scali, bo takie jest Prawo wszechświata przez nas ustanowione… Taki typ Muzyki.


Iwona Wróblak
maj 2016



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz