Das Moon czyli
Księżycowa monumentalność
„Das Moon” chętnie do nas przyjeżdża, do międzyrzeckiego
Klubu Muzycznego „Kwinto”. Także ilekroć im po drodze, muzycy wstępują w zabytkowe szacowne progi naszego autentycznego
lokalnego przybytku kultury. Mają tu wiernych fanów. Koneserów dobrej muzyki industrial.
Z postumentu (księżycowego) marmuru bardzo dobrego wokalu
Daisy. Fortissimo. Wszystko co w górnych rejestrach – wysokich jak wieże. Jak wiele tam się dzieje…To co najważniejsze,
kosmiczne - chciałoby się powiedzieć. Wschody i zachody słońc, ich księżycowa,
w rozumieniu mitologicznym, monumentalność…
Industrial wysoko
rejestrowalny, puls jest tu wyskalowany. Ta muzyka jest tak wyrazista, że jej
instrumentalność nie potrzebuje – wydaje się – nadmiernej epickości…
Kołyska przestrzeni – kołyska fal energii. Strunowe
drganie. Są sposobem istnienia, wkładają się w nie, w te bycie, jego konieczność, indywidualnie i wspólnotowo. W aktywność.
Choreografia ze światło-dźwiękiem. Opowieści epickie są gęste nutami, mięsista
tkanka, wiązki energii jak zgrubienia
czasoprzestrzenne, tworzą je kompozycje. Na poziomie rytmu (tańczenia) i
receptywnego słuchania – wybór jest wolny – dotyczy stylu tego słuchania. On
koresponduje z pulsem (rytmami), które możemy w sobie odnaleźć, który tak łatwo
odnajdujemy…
Poszczególne utwory są jak planety – obiekty w kosmosie,
w przyrodzie, z różnym składem chemicznym i swą historią, która je
ukształtowała. Chociaż wszystko zanurzone jest w jednym okraglastym kosmosie – w
jednych – wydaje mi się – zestawach praw kosmicznych (zostaną być może dopiero,
totalnie unifikujące, odkryte). Każda odmienna, ale jednocząca się z innymi,
którym na imię jedno wspólne bóstwo – das moon: księżyc-magia dla nas
pierwotnych ciągle ludzi, jeszcze młodego gatunku przyrodniczego…
Każda sekcja muzyczna jest
odrębna, spaja je wokal.
Refleksyjny świetlny utwór, i podobne obrazki na
telebimie, które go charakteryzują. Klimat fluorescencji mieniącej się barwami jak
innego rodzaju widma fal energetycznych. Przemienia się w skrzypnięcia –
słyszalne właśnie tak dla nas, dla ludzkiego ucha, w absorpcji naszego widma.
Takie przedsiębierają czasem brzmienie. Umiejętnie przekładane na język
epickich słów – jeszcze jednej energetycznej aktywności w przyrodzie jako
takiej – jest nią nasza ludzka bytność.
Na poziomie człowieczej ułomnej emocjonalności. Jest on(a) również składnią
wszechświata. Z założenia (mojego) jesteśmy wszak summą energii, nasza całokształtność,
feeria pulsacji wszelakich, skomplementowana.
Das Moon jest do wielokrotnego „księżycowego” słuchania.
Nie tylko ja tak sądzę – dobra muzyka cieszy się, nie tylko w „Kwinto”,
wzięciem. Ładny obrazek – w chmurach (pyłu kosmicznego) stłumione wysokie tony,
głębokość drugiego i następnego dna, nieustająca walka – z entropią, te tony zasadą naczelną zdają się być. Bombarduje „Das
Moon” mnogością efektów, nie istnieje nasza skóra jako ścianka oddzielająca,
muzyka pozwala spokojnie zjednoczyć się, i to bez obawy unicestwienia. Układa
nam neurony i przekaźniki, jest organizerem.
Obrazki świata chaosu to zewnętrzność. „Das Moon” jest
całościujący, nie nosi ze sobą rozczłonkowania, roztrzaskania finalnego.
Układanki, mozaiki, puzzle leżą blisko siebie, poukładalne. Grawitacja je
scali, bo takie jest Prawo wszechświata przez nas ustanowione… Taki typ Muzyki.
Iwona Wróblak
maj 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz