niedziela, 15 maja 2016

Zniknienie

Zniknięcie Kobiety, która jest matką swojej Córki. JEJ, jej TWARZY, nie ma na scenie i się nie pojawi. Jest cień, czarny. W półmroku ściemnionej sceny. Jest jej puste, tą czarnością, miejsce. Czarny welon nosi ta postać, czy duch – jak żałobę po matce…
            Wiele refleksji podczas spektaklu i po inscenizacji kołacze się po głowie. Wiele myśli, po tym bardzo dobrym – dyplomowym, spektaklu Grupy Teatralnej „Oczy-wiście” pt. „Zniknienie”, na podstawie tekstu Andrzeja Maleszki pt. „Mama – nic” w reżyserii Izabeli Spławskiej - absolwentki PWST  we Wrocławiu. Obsada: Julianna Cap, Julia Tomaszewska, Maria Krawiec, Jakub Potyrcha, Aleksander Ciślak, Szymon Michalak. Oprawa plastyczna: Zespół. Muzyka: Taco Hemingway, Hans Zimmer.
            O światach jest mowa. Światach innych ludzi, światach złowrogo wsysających w siebie świat braku mamy Magdaleny. Mama Magdy nie umarła fizycznie, nie ma jej, jako matki – dla córki. Jest Zniknienie mamy.  Ładny neologizm, jedno z tych przewartościowań językowych, doszukujących się  znaczenia w źródłosensach w naszej polszczyźnie, odświeżających ją, aktualizujących, precyzujących – wzorem tytanów naszej literatury, w których to  twórczych praktykach gustuje Izabela Spławska (tego dotykają też inne spektakle reżyserki). Takie teksty wybiera do swych sztuk, a robi je z  młodzieżą… Nie są zawodowymi aktorami. To teatr amatorski ze wszystkimi jego zaletami, oparty na bardzo dobrej reżyserii (i młodym aktorstwie). Pani Izabela ma instynkt teatralny, sądzę.
            Dużo widzów w sali kinowej Międzyrzeckiego Ośrodka Kultury. Wiernych sekundantów działalności naszego bardzo dobrego międzyrzeckiego teatru, który zdobył już wiele ogólnopolskich nagród. Sztuka jest przejrzysta. Komunikaty bardzo czytelne. Teatr i słowo w jednym, użyte dla dobra spoistości przekazu(ów), który niesie. Dziecięcy, czy młodzieżowy to jest teatr - w rozumieniu wagi zagadnień, które porusza. Tych najważniejszych dla  Dziecka, zupełnie podstawowych – o tym są zazwyczaj teatry dziecięce, które lubię oglądać – bo są ważne… Mówią do Dziecka - w Nas. Zawsze są na-  temat, o miłości, o bezpieczeństwie, o rodzinie i wspólnocie potrzebnej na każdym etapie życia i wieku. Są dla reżyserów, instruktorów teatrów dziecięcych do uzyskania bardzo dobre teksty, z których korzystają. Często premierom towarzyszy Juror, czyli mała widownia – im młodsza tym bardziej wymagająca. Tu się nic, żadne niedoróbki, nie ukryją…
Słuchaliśmy też teraz, i patrzyliśmy. Dla mnie to drugie obejrzenie sztuki – pierwsze było na tegorocznej Gali Teatralnej PRO ARTE. Pani Spławska, po  wizycie w PWST – gdzie pokazali spektakl – jeszcze większy nacisk położyła na spoistość wewnętrzną sztuki. Tam jeszcze bardziej nie ma, po  delikatnych zmianach, żadnego zbędnego gestu i słowa. Nasz czas widza, poświęcony oglądaniu, jest absolutnie szanowany. Sztuka jest krystaliczna.
            We wstępowaniu na Scenę życia młodego człowieka nie ma Mamy swej córki. Jest jej zniknienie. Czynność czasownikowa staje się  rzeczownikiem. Scena życia jest wielkim teatrem, podszewką, z której nam się zwierza młoda dziewczyna. Ona, ta dziewczyna, jest w wielu kobietach współcześnie, niekoniecznie już tak młodych. Dobrze jest przypomnieć, o co chodzi w dorosłych nerwicach… Tym jest ta sztuka.
Niknięcie Rzeczownikowe stawało się stopniowo, mama nikła, bladła, w końcu nie ma jej – pod czarnym welonem – śmiertelnym, chciałoby się rzec… Ciemna scena, mało światła, jak mało matki – mało opieki, mało radości, mało bezpieczeństwa. Mało kobiecości – w wianie dla młodej dziewczyny…
            Początek. Roztrzaskanie sceny. Biegające postaci w Chaosie – z komórkowym selfi, w którym nie zobaczą swojej identyfikacji z płcią rodzica… Muzyka jest też pośpieszna. Nie ma w niej ukojenia, które powinno być dane dziecięcości, dzieciństwie. Za zeszkloną na beton ścianą się zadzieje obcy  samotny świat – ładnie to jest pokazane za pomocą prostych ruchów pantomimicznych. Zniknienie zbudowało ścianę. Szklaną i twardą jak hartowana stal.
            Czy ludzie pomogą dziewczynie? Szukać mamy maleńkiej (aktorzy poszukują jej wypatrując pilnie – może jest w walizce podróżnej?...) przez fakt, że tak zajęta jest sobą, aż staje się unikniona… Czy sąsiedzi pomogą? Sąsiedzi, sąsiadki… Wydawałoby się, mądre doświadczeniem życiowym (wiekiem) kobiety… Nie. Zgubione w sobie, strachem przed zbliżającym się zniknieniem naturalnym, szukające pocieszenia w stadnych łatwych identyfikacjach – czy to religijnych, czy moralnych (?). Może też i ich Mama została zniknięta?? Dziedziczenie zniknienia dzieje się przez ściany blokowca…
            Cudowne (przez swą skuteczność…) krople na odchudzanie kobnietę zniknęło… Zniknęło razem z kłopotami… Razem z jej życiem, i Nią… Nie  ma kłopotów, człowiek… nie żyje. Czy tego chcemy? Czy matka dziewczyny tego chciała? Czy dobrze się czuje - zniknięta?
            Córka Matki. Ma na imię Magdalena. Konstytuuje się nad nią Sąd (czyli życie). Będzie ją weryfikował. Sąd (świat) składa się z obiektów. Są nimi Szkoła (bardzo gombrowiczowska), gdzie zeszyty są odwrócone do widza swą wewnętrznością, są szkolne, w znaczeniu systemu represywnego, nie  edukującego. Uczuciowość dziewczyny, nieobecność w nim znikniętego matczynego czynnika, zostanie surowo osądzona… Trudno nie przyznać racji Wymiarowi (domiarowi…). Wina Magdaleny jest zarażona (dziedziczona) od Matki, od jej zniknięcości – strukturalnej…
                Jeszcze Malarz, ślepy i prawie niemy, próbuje malować wizerunek, mdłą poświatę Matki, ale sztuka jest sztuczna, nie dorasta wadze, znaczeniu - uczuciom, temu pierwotnemu zupełnie, podstawowemu konstruktowi człowieka. Malarz maluje - nie na temat… Nie ożywi swej rzeźby-obrazu dla  dziecka. Nie stworzy mu żywej Mamy. Realnego obiektu.
            Otwarty spektakl. Bez odpowiedzi. Z pytaniem. O przyszłość tej kobiety, którą stanie się Magdalena. Którą już jest – od urodzenia…



Iwona Wróblak
maj 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz