wtorek, 15 listopada 2016

Z wizytą u państwa Elżbiety i Krzysztofa Kondracików

            Mieszkanie na parterze. Z daleka widać podjazd dla wózków inwalidzkich. Pan Krzysztof – Burmistrz Dubicki pomógł i starosta Puchan pomógł. Przy zezwoleniach budowlanych. I jeszcze mój szef z pracy bardzo mi pomaga, pan Stefan Bożobohaty z Energetyki, to uczuciowy człowiek, zna życie...- Pan też pomaga ludziom...
-  Staramy się pomagać. Ciałem i duchem. Wspierać ludzi psychicznie, żeby się nie załamywali...Trzeba cieszyć się ze wszystkiego, co się ma. Nie można w  taki sposób mówić – o swoim życiu, o sobie - czemu właśnie mnie spotkało to czy tamto. Nie wolno tak mówić.
Dar boży, dar tego typu, to dodatkowa lekcja miłości. Dziecko niepełnoprawne daje rodzicom możliwość ciągłej nauki pokory i miłości, oddania wzajemnego, cieszenia się z drobiazgów, bycia na co dzień szczęśliwym.
            Dzwonek do drzwi. Przyszła pani Basia Furede, logopeda. Zajmie się Damiankiem, a potem Weroniką, dwojgiem niepełnosprawnych dzieci państwa Kondracików. Pan Krzysztof opowiada o Weronice, o ciąży żony, o zagrożeniu życia dla nich obydwóch. Mówi – dużo modlitwy trzeba, Bóg dał  lekarzy, którzy uratowali obydwa życia...
Pani Elżbieta jest proszona do pokoju, gdzie logopedka pracuje z dzieckiem. Po chwili pani Ela wraca do nas. – Wiesz - mówi do męża - Damianek powiedział „mamo”, dlatego pani mnie zawołała. Pan Krzysztof wstaje – idę mu pogratulować,(do żony) wiesz, kochanie, doczekaliśmy się...
Pani Kondracik: - Trzeba, (powtarza) t r z e b a  prowadzić rehabilitację.
            Wracamy do rozmowy. Pani Słomińska, dyrektorka szkoły nr 2, umożliwiła dzieciom państwa Kondracik indywidualne nauczanie. Poprzednio mieszkali w Kęszycy Leśnej (teraz w Międzyrzeczu), dzieci ich podlegały obowiązkowi szkolnemu w Kaławie, tam też im  pomogli. Pani dyrektor powiedziała im, że mogą sami wybrać szkołę, że rodzice mają takie prawo. Ona przeszkoli nauczycieli dla potrzeb dzieci niepełnosprawnych (których jest  coraz więcej...). Nauczycielki w S. P. nr 2 dzisiaj mają specjalizacje. Panie: Dorota Zielińska, Beata Kwiatkowska, Ewa Nostorowska i Grażyna Kobierska pracują z dziećmi państwa Kondracików. - Dzięki nauczycielkom – mówi pan Krzysztof – my się dobrze porozumiewamy z dziećmi. Rewalidatorki też dużo się od nas uczą... Kochania dzieci, tego, co my z żoną umiemy, i umieliśmy zawsze.... Poprzez praktykę jesteśmy dla nich podpowiedzią i przykładem.
Pani Elżbieta –Nauczycielki, te, które ja znam, lubią dzieci, lubią swoją pracę.
Jak dawno znacie się z panią Szulgą? (pani Szulga od wielu lat działa w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej Uzdolnionej Artystycznie)
Pan Krzysztof: - panią Hannę Szulgę poznałem dawno, jeszcze jako kawaler, zakładałem jej licznik. Mała jeszcze wtedy jej córeczka Karolinka podeszła do  mnie, dała się wziąć na ręce. Podziwiam panią Hanię za jej upór i determinację - w rehabilitacji Karoliny. I za jej pracę w Stowarzyszeniu „Szansa”.
Mąż miał zawsze dobry kontakt z dziećmi - mówi pani Elżbieta. Droczy się z mężem – zapisano cię do szkoły na etat Mikołaja. Pan Krzysztof nie  pozostaje w komplementach dłużny żonie – dzięki tobie, swojej wspaniałej małżonce jestem taki. ( do mnie) Ja pogodny byłem zawsze. I jestem.
To postawa wobec życia. Iść zawsze do przodu. Uśmiechać się do ludzi. Każdy ma swój krzyż, jeden lekki, drugi mocniejszy.
Pan Krzysztof: - Znałem kobietę, która ze swoim dzieckiem niepełnosprawnym wychodziła z domu w nocy. Mówiłem do niej – ty musisz ludzi przyzwyczajać do siebie. Wzrokowo też. Pokazywać się, chodzić na spacery. Jedna pani emerytka – opowiada – tak się zapatrzyła na niepełnosprawne dziecko, w jej pojęciu „dziwactwo”, że wpadła na drzewo. Wtedy żona powiedziała do niej – niech się pani napatrzy. To jest wspaniałe dziecko, ma  kochających rodziców.
My uśmiechamy się do wszystkich. My nie jesteśmy biedni, bo uczucia mamy duże. Za to Bóg odpłaci nam dziesięciokrotnie i będzie nam pomagał. Takie uwagi jak tej pani trzeba obrócić w żart. Ja wtedy mówię – Damianku, gdzie ty brudny jesteś, że ta pani się tak patrzy?... Słyszałem, jak żona rozmawiała z  jednym dzieciakiem. Pytało, dlaczego jest inne niż wszystkie. Odpowiedziała, że ono już takie jest, takie się urodziło, i że nie każdy musi być zdrowy. A nam, dorosłym, Bóg daje dzieci, żebyśmy się nimi opiekowali...
            Widziałam pana z żoną – mówię – na Balu Karnawałowym Stowarzyszenia „Szansa”, był pan za klauna przebrany. Pan Krzysztof: - Trzeba się  przebierać na balach karnawałowych. Rodzic powinien bytować z dziećmi, umieć się przebrać, nie tylko być tyranem, który ma władzę rodzicielską, przewagę nad dzieckiem. Musi udowadniać ciągle, że potrafi się bawić, pokazywać swoje inne oblicza. Trzeba się w sobie dokopać do tych innych twarzy. Rodzice nie mogą w takim wielkim stopniu poświęcać się pracy zawodowej. Muszą mieć czas, żeby przekazać dziecku empatię. Społeczeństwo, szkoła, tego nie zrobi. Rodzic musi to zrobić. Dać coś od siebie.
Pani Kondracik - patrzy na męża. Mówi – masz rację, kochanie...
Pan Krzysztof: - Miałem dużo rodzeństwa. Myśmy radość życia wynieśli z domu. Rodzice potrafili z nami jeździć na sankach w nocy przy pełni księżyca. Teraz żona jest dla mnie wsparciem, a ja dla niej. Zdarza się, że mężczyźni zostawiają kobietę, bo urodziła niepełnosprawne dziecko. Myślą, że to ich  przerasta, że nie podołają. Trzeba zrobić rachunek sumienia. To jest ich dziecko, wspaniałe dziecko, mężczyzna powinien się cieszyć, że ono żyje, że  potrzebuje go jako ojca. Nie można iść na wygodę. Żeby przed śmiercią nie powiedzieć sobie, że nic się nie zrobiło, że się nie walczyło. Mężczyzna powinien pomagać żonie - kobiecie, która urodziła mu dziecko, rozumieć ją. Wiedzieć, że kobieta ma dużo uczucia, że nie jest przedmiotem, nie jest po to, by mu usługiwać. Ojciec powiedział mi kiedyś: kobieta daje ci uczucia, szanuj ją...
Byliśmy kiedyś całą rodziną w Wiśle w górach. Uznaliśmy, że musimy wspiąć się na szczyt. Niosłem Damianka na plecach. Turyści robili nam zdjęcia. Pojechaliśmy też wyciągiem, Damianek miał specjalne szelki. My – mówiliśmy – jesteśmy papużki nierozłączki, jedziemy razem. Jeździmy na basen, do cyrku, nie ma dla nas przeszkód...
            Oprócz biurokracji. Która przeszkadza też lekarzom. Żeby się zgrali – mówi pan Krzysztof – urzędnicy - z Narodowego Funduszu Zdrowia i  Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych.
            Pani Elżbieto – pytam – czy bywa pani zmęczona. Całodobowa praca przy dzieciach, siedem dni w tygodniu. – Tak – odpowiada po prostu pani Kondracik. - Mąż mówi do mnie wtedy – idź na miasto, na spacer, odpocznij. Mam – uśmiecha się – „wychodne” raz w tygodniu, nauczycielki też dają mi godzinę, dłużej zostają, rozumieją... Ja mam męża, który mnie podbuduje w trudniejszych chwilach, czasem idziemy razem – tylko obydwoje - na kawę.
Tak się kręci życie, czasami jest ciężej, trzeba też popłakać, wyładować emocje. Dobre są na to spacery. Idziemy całą rodziną. Im więcej się bytuje z  przyrodą tym więcej ma się pogody ducha. Natura jest jak życie. My umiemy się cieszyć, że ptak śpiewa. Cieszyć się z tego, co mamy. I że mamy...

Iwona Wróblak
luty 2007


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz