JUZEK nieuczesany czyli Horda
Klub Muzyczny „Kwinto” jak zwykle
pełen dynamiki. Nasza międzyrzecka Horda i JUZEK (pięknie) nieuczesany czyli
dredowaty, lokalny-swój (mamy nadzieję, wszyscy, że wkrótce wypłyną dalej poza
nasze opłotki, chociaż ich tu kochamy. Za co? Za talent…)
Mówią
to zgodnie ludzie gratulujący im po występie. Podchodzą do stolika i mówią – jesteś… – tu różne sformułowania… ale
wyrażają zadowolenie. Kim są ci gratulujący? Nie tylko młodzi i bardzo młodzi,
także ci trochę, odrobinę, starsi, członkowie zespołu mówią o sobie – rap i
metal- rap. Ma w sobie coś Józek i Horda-Józkowa, że wzbudza szacunek dla
swojej całości artystycznej jako takiej. Historie muzyczne można opowiadać, ale
zależy, w jaki sposób to się robi. Najpierw, jak mi mówi Józek, powstaje
podkład muzyczny, potem pisze do niego tekst. Czyli muzyka na początku i przede
wszystkim, i muzycy zespołowi. Zgrana ekipa, całość scenicznie dopracowana,
łącznie z choreografią – bardzo ważną rzeczą. Nie jest tajemnicą, że Józek
pięknie się rusza na scenie, jak mi powiedział ktoś z widzów, „tańczy”, jest
medialny, dlatego Horda zbiera tyle nagród i pochwał. Dla mnie ważne, że ma też
coś, chodzi o formę, do powiedzenia.
Horda
zapełnia sobą przestrzeń nie tylko na samej scenie. JUZEK nie waha się zejść ze
sceny i być w bliskim sąsiedztwie ludzi, dla których grają i śpiewają. Czasami
się splączą z kablami, ale cóż, to trzeba jeszcze wyćwiczyć… Poza tym jest
dobrze. Przekaz na co najmniej kilku poziomach.
Jak
mi się napisało: Hordę trzeba zobaczyć/Hordę trzeba usłyszeć/Hordę trzeba
zatańczyć/I JUZKA. To pulsująca energia, tym bardziej, że międzyrzecka. Rzecz
jest też w tekstach, doskonale mieszczących się w konwencji gatunku. Józek je
pisze, jak mi mówi – oczywiście, że sam!,
ma doświadczenia (życiowe), jak każdy, i wystarczający zasób słów, żeby je
przekazać w formie dostosowanej do muzyki, jaką gra Horda, co już nie jest
takie proste. Jest u niego w tych tekstach powiedziane, co być musi
powiedziane, i to głośno, żebyśmy się zrozumieli, wymienili doświadczeniami,
skonstatowali TO CO JEST, czyli rzeczywistość (społeczną), jaka jest naszym
udziałem. Ludzie się z takim obrazem identyfikują, i formą artystyczną (myślę,
przede wszystkim), mocną, dosadną — ale w normie… Wobec tej dynamiki wszyscy,
początkowo, stoją zasłuchani. Józek nie da SIĘ UCZESAĆ (mamy nadzieję),
bynajmniej nie chodzi – tylko - o te długie dredy. To konstatacja – chodzi o
moc decybeli, nie tylko dźwiękowych, o moc energii, full dźwięków. Może rozszyfrujemy
nazwę Zespołu? Można się pokusić o jakieś dywagacje, byłoby ciekawe poznawczo,
ale po co? Mają coś w sobie – znowu mu ktoś szepce do ucha. Co niekoniecznie
musi być definiowane… No ale ja jestem od pisania…
JUZEK – co śpiewasz? – JUZEK – przecież
ja w ogóle nie śpiewam. Ujeżdżam mustangi. Ja się bawię. Gramy swoją muzę i to
właśnie nas bawi. Wszyscy chcą, żeby definiować. Najważniejsze jest, żeby mieć
obróconą do tyłu czapkę. Grają do wokalu. Najpierw jest podkład
dźwiękowy. Jak mówią międzyrzeccy fani Hordy – to jest coś, czego nam potrzeba.
W Kwinto – dodam, bo tu jest na to w miejsce w Międzyrzeczu.
Ochłonęliśmy nieco po
charyzmatycznej Hordzie, a to nie był koniec. Właściciele Kwinto przewidzieli
tego dnia jeszcze Muzzollę. Ciekawy zespół łączący w swych kompozycjach różne
tonacje i rytmy, które, być może, dla osób klasycznie wykształconych byłyby
zaskoczeniem. Muzzolla nie bała się eksperymentów. Warto było posłuchać ich
wyników. Pobrzmiewał mi czasami reggae, na tyle, ile to było muzykom potrzebne.
Dobre partie na saksofon. Nie gorszy bas, perkusja i gitara… klasyczna! Umieć
połączyć brzmienia instrumentów, ich możliwości, to sztuka, która wymaga
szacunku. I odwagi. Życie (muzyczne) na pograniczu stylów i gatunków jest
szalenie ciekawe, opłaca się poświęcić mu uwagę i czas. Teksty na pograniczu
postegzystencjalnym dobrze interpretowane i zaśpiewane. Czysta – słowem –
muzyka na żywo – jak tradycja Kwinto niesie! Utwory ładnie wykończone
solówkami, mi się podobał saksofon. Jeżeli metal – czy co innego – to z tych
dobrych, uważam, z elementami pastiszu gatunku, czyli luz i swoboda wynikająca
z opanowania tematu. Gratulacje. Wieczór w Kwinto udany – nie pierwszy raz.
Iwona
Wróblak
wrzesień 2014
wrzesień 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz