środa, 9 września 2015

JUZEK nieuczesany czyli Horda

            Klub Muzyczny „Kwinto” jak zwykle pełen dynamiki. Nasza międzyrzecka Horda i JUZEK (pięknie) nieuczesany czyli dredowaty, lokalny-swój (mamy nadzieję, wszyscy, że wkrótce wypłyną dalej poza nasze opłotki, chociaż ich tu kochamy. Za co? Za talent…)
Mówią to zgodnie ludzie gratulujący im po występie. Podchodzą do stolika i mówią – jesteś… – tu różne sformułowania… ale wyrażają zadowolenie. Kim są ci gratulujący? Nie tylko młodzi i bardzo młodzi, także ci trochę, odrobinę, starsi, członkowie zespołu mówią o sobie – rap i metal- rap. Ma w sobie coś Józek i Horda-Józkowa, że wzbudza szacunek dla swojej całości artystycznej jako takiej. Historie muzyczne można opowiadać, ale zależy, w jaki sposób to się robi. Najpierw, jak mi mówi Józek, powstaje podkład muzyczny, potem pisze do niego tekst. Czyli muzyka na początku i przede wszystkim, i muzycy zespołowi. Zgrana ekipa, całość scenicznie dopracowana, łącznie z choreografią – bardzo ważną rzeczą. Nie jest tajemnicą, że Józek pięknie się rusza na scenie, jak mi powiedział ktoś z widzów, „tańczy”, jest medialny, dlatego Horda zbiera tyle nagród i pochwał. Dla mnie ważne, że ma też coś, chodzi o formę, do powiedzenia.
Horda zapełnia sobą przestrzeń nie tylko na samej scenie. JUZEK nie waha się zejść ze sceny i być w bliskim sąsiedztwie ludzi, dla których grają i śpiewają. Czasami się splączą z kablami, ale cóż, to trzeba jeszcze wyćwiczyć… Poza tym jest dobrze. Przekaz na co najmniej kilku poziomach.
Jak mi się napisało: Hordę trzeba zobaczyć/Hordę trzeba usłyszeć/Hordę trzeba zatańczyć/I JUZKA. To pulsująca energia, tym bardziej, że międzyrzecka. Rzecz jest też w tekstach, doskonale mieszczących się w konwencji gatunku. Józek je pisze, jak mi mówi – oczywiście, że sam!, ma doświadczenia (życiowe), jak każdy, i wystarczający zasób słów, żeby je przekazać w formie dostosowanej do muzyki, jaką gra Horda, co już nie jest takie proste. Jest u niego w tych tekstach powiedziane, co być musi powiedziane, i to głośno, żebyśmy się zrozumieli, wymienili doświadczeniami, skonstatowali TO CO JEST, czyli rzeczywistość (społeczną), jaka jest naszym udziałem. Ludzie się z takim obrazem identyfikują, i formą artystyczną (myślę, przede wszystkim), mocną, dosadną — ale w normie… Wobec tej dynamiki wszyscy, początkowo, stoją zasłuchani. Józek nie da SIĘ UCZESAĆ (mamy nadzieję), bynajmniej nie chodzi – tylko - o te długie dredy. To konstatacja – chodzi o moc decybeli, nie tylko dźwiękowych, o moc energii, full dźwięków. Może rozszyfrujemy nazwę Zespołu? Można się pokusić o jakieś dywagacje, byłoby ciekawe poznawczo, ale po co? Mają coś w sobie – znowu mu ktoś szepce do ucha. Co niekoniecznie musi być definiowane… No ale ja jestem od pisania…
            JUZEK – co śpiewasz? – JUZEK – przecież ja w ogóle nie śpiewam. Ujeżdżam mustangi. Ja się bawię. Gramy swoją muzę i to właśnie nas bawi. Wszyscy chcą, żeby definiować. Najważniejsze jest, żeby mieć obróconą do tyłu czapkę. Grają do wokalu. Najpierw jest podkład dźwiękowy. Jak mówią międzyrzeccy fani Hordy – to jest coś, czego nam potrzeba. W Kwinto – dodam, bo tu jest na to w miejsce w Międzyrzeczu.
            Ochłonęliśmy nieco po charyzmatycznej Hordzie, a to nie był koniec. Właściciele Kwinto przewidzieli tego dnia jeszcze Muzzollę. Ciekawy zespół łączący w swych kompozycjach różne tonacje i rytmy, które, być może, dla osób klasycznie wykształconych byłyby zaskoczeniem. Muzzolla nie bała się eksperymentów. Warto było posłuchać ich wyników. Pobrzmiewał mi czasami reggae, na tyle, ile to było muzykom potrzebne. Dobre partie na saksofon. Nie gorszy bas, perkusja i gitara… klasyczna! Umieć połączyć brzmienia instrumentów, ich możliwości, to sztuka, która wymaga szacunku. I odwagi. Życie (muzyczne) na pograniczu stylów i gatunków jest szalenie ciekawe, opłaca się poświęcić mu uwagę i czas. Teksty na pograniczu postegzystencjalnym dobrze interpretowane i zaśpiewane. Czysta – słowem – muzyka na żywo – jak tradycja Kwinto niesie! Utwory ładnie wykończone solówkami, mi się podobał saksofon. Jeżeli metal – czy co innego – to z tych dobrych, uważam, z elementami pastiszu gatunku, czyli luz i swoboda wynikająca z opanowania tematu. Gratulacje. Wieczór w Kwinto udany – nie pierwszy raz.


Iwona Wróblak
wrzesień 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz