niedziela, 28 lutego 2016

Kamyszek, i trojga imion – Marcin Zbigniew Wojciech w międzyrzeckim Kwinto

             
            Lubię, jak dobry humor jest umiejętnie dawkowany, jak jest inteligentny, a mówienie O WSZYSTKIM nie wykracza poza normy dobrego smaku… poza tym - w stand-up można i pogodnie… I koniecznie – śmiesznie, ponadto (co kogo śmieszy? – to jest zadanie dla komika…), bo za to  płacimy, kupując bilety. Kamyszka już znamy z „Kwinto”. Swoją osobą obiecuje dobre teksty i wyczucie smaku (mała stosunkowo ilość przekleństw i  skupienie się na czymś istotniejszym o tego środka wyrazu…). Nie gorszy był też jego następca na scenie – posiadacz trojga Imion, jak mówi o sobie, i  niekwestionowanego scenicznego talentu. Także kondycji fizycznej, rzeczy istotnej na występach, o czym wiedzą zawodowi aktorzy.
            Na naszej niewielkiej (gabarytowo) Kwintowej scenie - witalność, urodzony wdzięk komika, talent do zjednywania sobie widowni – i  inteligentnego reagowania na interakcję z nią – w kierunkach przecież zupełnie nieprzewidywalnych w scenariuszu… To cenna umiejętność: mimo bezpardonowej realizacji, ze strony słuchaczy, zachęty do interakcji - nie stracić rezonu…
            Stand-up ponownie w Klubie Muzycznym „Kwinto” w Międzyrzeczu. Zapowiedziane na stronie Klubu i FB nazwiska obiecywały dobrą zabawę. I nie zawiedliśmy się. Krzysztof Kamyszek i Marcin Zbigniew Wojciech – stand-up w ich wykonaniu. 
            Szacunek do Widza ze sceny musi być widoczny. Amerykańskość stand-up’u, w znaczeniu próby słownej agresywności, tzw. bezpośredniości, występującej wobec widowni, wielu u nas w Polsce nie pociąga… Należę do nich. Mamy w Polsce szkołę dobrego tekstu scenicznego, z tej tradycji, myślę, należy korzystać również i w stand-up’ie. Nie do przecenienia jest ogólne wrażenie sceniczne, zdolności aktorskie, a te Marcin Zbigniew Wojciech reprezentował niewątpliwie.
            Krzysztof Kamyszek sięga w repertuarze do swoich doświadczeń pracującego (świebodzińskiego) farmaceuty. Jak się okazuje, dosłownie wszystko, każde doświadczenie, także zawodowe, może być źródłem inspiracji i materiałem dla tekstu scenicznego. Tematyka lekowa jest blisko ciała,  blisko człowieka, leczenie i zdrowie na przemian z dolegliwościami, kondycja biologiczna, może konfundować nas jako posiadaczy – o to chodzi, że  niezupełnych, naszego ciała. Nie mamy nad nim kontroli – mimo takich instytucji, jak system zdrowia i apteki, gdzie szukamy ratunku, i mieć nie  będziemy. To uczy pokory. Dobrze, że śmiejemy się z tego, humor jest terapeutyczny i może wspomóc – na poważnie – proces odziaływania lekowego. Nasze ciało i jego czasowość nie musi nas przerażać, dystans do zagadnienia naszego (nieuchronnego) rozpadania się, starzenia, jest ozdrowieńczy…
            Świebodzin jest znany, bo leży koło, bardzo wielkiej, figury Chrystusa. Ileż dowcipów na ten temat powstało… Usłyszeliśmy nowe, autorstwa Krzysztofa. Pytania, jakie się zadaje tuziemcowi, pytając o słynny świebodziński znak rozpoznawczy… Także nurtujący Wspólną Europę problem uchodźców – i kóz, fobii antykoziej i antysyryjskiej – przy nieobecności, lub śladowej obecności, kóz i Syryjczyków… Bać się ich czy nie – hamletowe niemalże pytanie. Aktualnych tematów jest dość w naszej polskiej rzeczywistości krajowej, politycznych absurdów, wypaczeń, których jesteśmy na co  dzień świadkami. Bardzo dobre teksty, cenne spostrzeżenia – w żartobliwej formie, w większości zgadzamy się z nimi. Myślimy podobnie jak autor – to  charakterystyczna, myślę, cecha dobrego stand-up’u – celność uwag. Dygresje i dywagacje są pozornie rozrzucone tematycznie, to strumień myśli, wewnętrzny, jaki miewamy. Konwencja plotki i zasłyszanych informacji, taki jest sposób naszego oglądu zdarzeń, filtrowanych przez nasze przekonania polityczne, stereotypy i nawyki myślowe. Jest w nich coś z prawdy, chociaż nie są oczywiście po względem intelektualnym doskonałe. Na tyle jednak są  trafne, że warto ich posłuchać. Warto wsłuchać się w tak zwanego szarego przeciętnego (czy tacy są?) człowieka, bowiem ma często rację. Kamyszek zbiera gorące brawa, zasłużenie.
            Refleksje dotyczące zamieszczanych w mediach reklam. Spoty są częścią naszego życia, mają na nie większy wpływ niż byśmy, być może, chcieli… Zwłaszcza jeżeli musimy w wyniku ulegania socjotechnicznym sztuczkom spłacać zaciągnięte kredyty. Może to przerodzić się w apokaliptyczny sen, jeżeli mu całkowicie ulegniemy, dosłownie, z Nostradamusem w roli głównej. I Facebookiem z jego funkcjami i przyciskami: „wezmę udział”, czy  „obserwuję”  na przykład - Zagładę Świata... Jak brać udział w sposób świadomy w procesach kosmicznych, a tym procesem jest codzienność…
            Marcin Wojciech Trzechimienny… Wesele – i chochoły chciałoby się powiedzieć… Zwyczaje zwyczajowe i obyczajowe weselne… Terror śpiewania (disco polo) i picia, jedzenia ogromnych ilości pożywienia – dla zasady „postaw się i zjedz”. Ulegamy formom i zdaje się to nie mieć końca. Uśmiech przylepiony do form. Pośmiejmy się z niego (popieram). To sympatyczne, nie boli nikogo, nie obraża, a może nauczy, czy skłoni do refleksji. I  znowu – mam takie wrażenie – że o czymkolwiek mówi artysta, to jest śmieszne, bo sam sposób jego ekspresji scenicznej nas do tego skłania. To duży talent…
            Nasze drobne tajemnice, małe słabości – dotyczące diety. Są sympatyczne, nie piętnują, delikatnie wskazują palcem. Opowieści o arabskim wielożeństwie i powodach tego obyczaju – zaskakujące wnioski (Arab nie widzi przed ślubem w całości swojej żony pod kwefem, dlatego musi ożenić się  powtórnie). Co się komu w danej kobiecie podoba – obszerny temat. Każdemu co innego, a o gustach się nie dyskutuje, są przedmiotem tekstów kabaretowych.
            Sklepy sieciowe lansują uniseksowy model, można się w tym zagubić. To zgubienie obyczajowe może być zabawnie przedstawione, wystarczy kilka min i wyraz zadziwienia na twarzy – ale trzeba umieć to zagrać… Także moda na ogromną sprawność fizyczną – przy narastającym w populacji problemie nadwagi… Może dlatego osobniczo tak dużo ważymy, bo gwiazdy telewizji śniadaniowej namiętnie ćwiczą i są tak sprawne, szczupłe, że to  denerwujące i dla czystej przekory chcemy być mniej doskonali niż oni. Chcemy normalności i luzu, ulegania (chwilowemu) obżarstwu i odpoczynku od  wszelkiej maści poprawności. Tak dla liftingu (to też forma, którą można wykorzystać jako temat…). Bowiem puszyste kobiety są najlepsze na śniadania telewizyjne (bez propagowania ludożerstwa).


Iwona Wróblak
luty 2016




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz