czwartek, 6 kwietnia 2017

O pluralizmie w kulturze

            Trzciel. Plener plastyczny grupy młodzieży z „Kotłowni”. W wypożyczonej młodym ludziom na czas warsztatów posesji na strychu kilka małych pokoi. Rozstawione sztalugi, w półmroku przy oknie Hubert ostrzy ołówek: - To był  styczeń – opowiada – było zimno. Nam zależało, żeby jak najszybciej zacząć działać. W tym okresie nie mieliśmy wcale pracowni. Część z nas szła na studia artystyczne, a nie mieliśmy gdzie pracować. Na początku było jedno piętro u góry. Włożyliśmy w to trochę pracy, trzeba było rozkuć ścianki działowe, wywieźć gruz, było tego kilka ton. Ładowaliśmy taczki z gruzem na taki stary dźwig i powoli spuszczaliśmy na dół. Tam, gdzie teraz jest wystawa fotografii, była sala kotłów. Chłopaki z sekcji fotograficznej też poświęcili sporo czasu.
Roman Kasprowicz wtrąca: - Hubert zajął się najbardziej czarną robotą. Kurz, pół tony odchodów gołębich, trzeba to było usunąć. Kilka tygodni pracy dla  kilku osób. Hubert - Również dziewczyny uczestniczyły. Determinacja, żeby to powstało, była ogromna. Żeby pracować, gdzie by się mogli wszyscy spotkać i zrobić, kurczę, coś konkretnego, czegoś się nauczyć... Chciałem iść na studia i wiedziałem, że miejsce na ćwiczenia, naukę rysunku, było potrzebne. No i  musiałem zainwestować swój czas, swoją pracę i energię. W domach naprawdę nie ma warunków, żeby pracować z rozpuszczalnikami. Poza tym w  mieście powinno być chociaż jedno miejsce dla młodzieży
Hubert obraca w palcach ołówek. – W pracowni rzeźbiarskiej trzy tony gliny wnieśliśmy w trójkę na drugie piętro. Polewaliśmy wodą, przykrywaliśmy szmatami, żeby nie wyschła. Teraz przyjeżdża do nas z Poznania Klaudiusz Nowak. Będzie nas ukierunkowywał w pracy. Wystawę dyplomową zrobi u nas.
Hubert – To było jasne, że my tam pracujemy… ludzie w mieście, którzy słyszeli o akcji przychodzili i pomagali nam. Chodzi o pewną ideę. O możliwość rozwoju – poprzez sztukę, pracę nad czymś, co jest ponad codzienną rzeczywistością. Żeby przeżyć to nasze życie w Międzyrzeczu jakoś inaczej. Piękne jest w tym wszystkim to, że coś zostaje w naszych umysłach, pewne ukształtowanie, i to pomaga w codziennym życiu, w działaniu...
            Ciemnia. - Pomysł na wystawę, te ostatnią – fotografii, był od lutego. Ludzie byli gotowi, czekali, dowiadywali się. Firma „Valentin” wyposażyła nas w blaty do pracy. Pół roku pracowaliśmy na to, żeby powiedzieć społeczeństwu, środowisku nasze „dzień dobry”.
            W końcu XX w. fotografia w Europie stała się czymś ważnym. Fotografowanie wymaga od człowieka koncepcji. Uczestniczy w sztuce, dokumentuje ją lub jest sama sztuką. Ciemnia fotograficzna powstała tutaj, by zainteresować ludzi współdziałaniem tradycyjnie rozumianych sztuk plastycznych – rysunku, malarstwa – z fotografią, dokumentem. Klaudiusz jest bardzo ucieszony, że w Międzyrzeczu jest tak, jak powinno być w  ośrodku skupiającym ludzi uzdolnionych lub zainteresowanych sztuką. W Pracowni poziom określa się jako więcej niż amatorski. 
            Pan Roman – To jest bardzo istotne... Celem tej pracowni, galerii, jest stworzenie warunków do pokazywania sztuki prawdziwej, działającej systematycznie w środowisku, a nie sytuacji sporadycznych, które mają takie znamiona. Chodzi o to, by ludzie chcieli przychodzić i uprawiać sztukę w mniej czy bardziej udany sposób, edukować się przy osobach profesjonalnych twórców. Sztuka powinna być niezależna od zjawisk politycznych, a nie  odfajkowywana jako element lokalnej polityki w scentralizowanych planach na szczeblach administracji. Nie może być tak, że słabe, amatorskie imprezy grupują głównie oficjeli, a młodzież w tym nie uczestniczy. W wielu państwach nie ma scentralizowanych ośrodków, natomiast są ludzie, ich programy. Oni  sami są ośrodkami, wokół których kultura ekspanduje, autentycznie się dzieje. Aby to działało praktycznie, nie może być jednego pośrednika w dyspozycji środkami na kulturę, ludziom twórczym trudno jest się wpisać w taki jednotorowy proces. Kultura to zjawisko żywe, ma tempo nie pasujące do sztywnych założeń budżetu, wymaga też współpracy ze społecznością. Edukować trzeba na najlepszych wzorcach. Takimi są wystawy podyplomowe.
Takie zdarzenie artystyczne odbędzie się w Międzyrzeczu – dyplom z rzeźby i malarstwa pana Nowaka. Pracownia jest ośrodkiem artystycznym na miarę dużego miasta z uczelnią.
            Pan Kasprowicz – Bulwersujący jest dla mnie zastany fakt, że osoba twórcza, kreatywna, wraca do miasta – zainwestowane są w nią pieniądze państwa, stypendia – i nieważne, jakie ma wyniki w animowaniu zjawisk w kulturze, i to, że skupia wokół siebie ludzi. Nie może ona znaleźć swojego miejsca prawnego, nie ma dla niej pracy, miejsca w dwóch ośrodkach kultury. Coś jest nie tak, jeżeli jest ona pracownikiem administracji lub urzędnikiem. W państwach europejskich jest mniej urzędników, zaś artyści różnych specjalności zostawiają ślad w regionie, w kulturze, daje im się szansę.
            Mamy stare struktury, nawyki i nowe wyzwania. Wyłażący z kątów system, który nie miał wychowywać do samodzielności, a wręcz – w cichy sposób - odbierać wiarę w siebie.
Charyzma? Ogromna odpowiedzialność... – Nie mogę być nieuczciwy artystycznie. Trzeba dać im sposób na pokonywanie trudności, nauczyć tolerancji dla  słabszych twórczo okresów, talentu wybaczania sobie i innym. Wiarę w siebie trzeba dać poprzez pracę nad sobą. Przeszkody są w materii ludzkiej. Prawdziwe problemy pojawiają się, kiedy ludzie nie chcą przyjąć podstawowych wartości cywilizacyjnych. Trzeba prezentować sobą minimum otwartości na rzeczywistość.
Jakich Pan miał nauczycieli? - Różnych. Nie tylko o to chodzi, że trzeba urodzić się pod jaśniejszą gwiazdą. Chociaż też. Trzeba szukać mistrza dla siebie, który da pole, pozwoli się rozwijać. To stary sprawdzony od wieków system osobistego przykładu mistrza-nauczyciela. W sztuce polega to na pokazywaniu jej, tej sztuki, uwizualnianiu, poddaniu się bezpośredniej emanacji czyjegoś działania artystycznego, i osobistym kontakcie między twórcami.


Iwona Wróblak
sierpień 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz